Pozdrawiam chlebowego eksperta :D :!:
Wersja do druku
Pozdrawiam chlebowego eksperta :D :!:
:D You've got another message :D
A skoro już tak sobie ładnie piszemy (a do tego jeszcze tyle ciekawych, rozsądnych Twoich wypowiedzi czytam na innych wątkach), to postanowiłam i na Twoim wątku dać głos, tym razem po polsku. :) A żeby go dać, najpierw wątek przeczytałam od deski do deski, z wypiekami na twarzy. Bardzo podoba mi się Twoje podejście do diety, Twoje przemyślenia (zresztą nie tylko na tematy dietowe, także np. to, co napisałaś o forum, o porzucaniu wątków bez pożegnania...). Strasznie to fajne, że szukasz, drążysz i na podstawie tego modyfikujesz dietę. Gratuluję tego, co już osiągnęłaś i życzę wytrwałości we wdrażaniu sierpniowych postanowień.
Jeśli chodzi o rodzaje diet, o łączenie lub nie, o wegetarianizm lub mięsożerność, to ja wyznaję zasadę, że najważniejsze jest znalezienie drogi, która sprawdzi się dla nas, dla naszego organizmu, nie dla ciotki, siostry czy forumowej koleżanki. A Ty właśnie takiej swojej drogi szukasz i to mi się bardzo podoba. :)
No i absolutnie zachwycił mnie opis, jeszcze z lipca, Twojego tańca i ćwiczeń. Powiedz mi, jak teraz wygląda sprawa Twojej aktywności fizycznej? Udaje Ci się realizować to, co sobie zaplanowałaś?
Podobnie jak Ty, jestem wielką miłośniczką mleka sojowego. To codzienny dodatek do mojego śniadania (i akurat produkt nie bardzo rozłączny, w używanym przeze mnie jest prawie dokładnie tyle samo białka, co węgli, choć wiem, że proporcje czasem są inne, na korzyść tych drugich). Uwielbiam też mleko migdałowe, które niestety jest troszkę droższe, a w tej chwili oszczędzamy na wakacje, więc... pozostaje sojowe. :)
A na podjadanie podczas oglądania filmów mam sposób, o którym już parę osób wspomniało: Nie zasiądę do oglądania, dopóki nie zaparzę dużego termosu (mąż stłukł mój czajniczek) zielonej lub czerwonej herbaty. I z kubkiem w ręku mogę oglądać. :) Do końca filmu termos jest najczęściej pusty, zdarza mi się przerywać oglądanie, by dorobić nową porcję, co na dramaturgii oglądania nie odbija się może zbyt korzystnie (o spowodowanych taką ilością płynu innych przerwach zamilczę :oops: ), ale na diecie - wręcz przeciwnie. :)
Ściskam Cię i... no zajrzyj do poczty :)
Ja na krótko, dziekuje za odwiedziny, a jak tam - głowa dalej Cie boli - zeby to nie było cos poważnego.
Ty jestem: TAKIJA z 116 chcę mieć 64
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 01.08.2006 – 110 kg
POWOLI, POWOLI NAWET SŁOŃ DOJDZIE NA METĘ
Ja kiedys wyrzucilam kolezance czekolade z pedzacego samochodu :D
A dlaczego ? Obie bylysmy na dietce a w pracy przed swietami na gwiazdke dostalysmy duzo slodyczy.Ona zaraz jak sie znalazla w samochodzie zabrala sie za czekolade.Ja mowie do niej "Jestesmy przeciesz na diecie" ona do mnie "Ale nie teraz jak mam to cudo w rekach" :shock: .Ja wyrwalam jej ta czekolade i fru przez okno.Ona z piskiem opon zatrzymala samochod i miedzy samochody ,czekolade podniosla :roll: Do dzisiaj to wspominamy :D
Do Mirielki - tak mnie zastrzeliłaś tym porównaniem grup żywnościowych do ustawiania uczniów w klasie, że zgłupiałam próbując wyobrazić sobie siedzące w jednej ławce grzeczne białko i czupurnego węglowodanka. :wink: . I z tego wszystkiego zapomniałam Ci odpowiedzieć. :oops: .
Porównanie obrazowe i trafne. :P Przemawia przede wszystkim do nauczycieli... :twisted:
Kefo, nie mam ciągle czasu odpowiedzieć na priva, zostawiam więc tylko taki malutki sygnalik, że nie zapomniałam i że już niedługo napiszę. :)
Uściski :)
Triskell, spoko wodza 8)
Ja też nie mam ostatnio czasu na pisanie na moim wątku nawet, dziś dopiero mam zamiar odrobić zaległości.
Hi Kefa, wpadłam podczytać, co nowego u ciebie... a zatem czekam na wpisek. :wink:
Hej wszystkim! :)
Zaczynam czuć oddech zbliżającej się wrześniowej obrony ( nie mylić z kampanią ), w związku z czym mogę pojawiać się i znikać dosyć nieregularnie. Zresztą zobaczę jak to będzie. Piszę na komputerze, tu mam większość potrzebnych mi materiałów, więc pokusa kliknięcia w ulubionych na dieta.pl jest całkiem spore. :twisted:. A że siła charakteru jest już zatrudniona przy odchudzaniu, to może mi jej zabraknie na pracę bez zerkania w forum. :wink:.
Ale do rzeczy. Najpierw o dostarczaniu kolejnych informacji z linii frontu. Otóż na razie ich nie będzie. Nie mam ochoty wchodzić na wagę, więc przedłużam ten moment ile wytrzymam, żeby mieć lepszą niespodziankę. :D. Na razie schudnięcie objawia się dość denerwująco, mianowicie spodnie zaczynają lekko opadać, w związku z czym zrobiły się za długie i nogawki wchodzą mi pod pięty, jak mam ubrane sandały. Co ciekawsze, długo nie mogłam zrozumieć zjawiska i podejrzewałam, że się wydłużyły w praniu. :roll:.
Nie opisuję też mojej diety, bo właściwie nic w niej ciekawego nie ma. Nie mam głowy do wyszukiwania czy wymyślania oryginalnych potraw. Pilnuję tylko ilości kalorii, czasem na oko, i oczywiście BTW. Czasami tylko zabawię się w dietę rozdzielną, np. na śniadanie węglowodany, a na kolację białko. A, i muszę się pochwalić, że udaje mi się zjeść 1200kcal na oko, tzn. podliczam kalorie dopiero wieczorem, i zawsze wychodzi okolica 1200. Starałam się bardzo o tę umiejętność, wiedząc z góry, że mogę nie mieć czasu ani ochoty na liczenie każdego dnia, zapisywałam więc sobie pule kaloryczne całych zestawów śniadaniowych i obiadowych.
Peszymistin. Cieszę się, że wyjazd się udał. To normalne, że jadłaś dużo węgli, bo przecież dużo spalałaś. Podziwiam was za chodzenie z plecakami, ja nigdy nie wędrowałam od schroniska do schroniska, nie na moje siły dźwiaganie plecaka dalej niż do autobusu :sad:
To moje odchudzanie bardzo różni się od poprzednich. Przede wszystkim nie jestem tak bardzo w nie zaangażowana, nie poświęcam mu całego dnia, wszystkich myśli i emocji. Kiedyś tak właśnie było, tym bardziej, że sprzyjał temu rodzaj pracy i sporo wolnego czasu. Taką dietę, jaką teraz trzymam, nazwałabym dawniej po prostu nudną. Wolałam rewolucyjne podejście.Toteż przerabiałam na sobie nowinki typu dieta Diamondów czy owocowo-warzywna. Efekty owszem, szybkie i spore, samopoczucie doskonałe, szczególnie jedzenie do południa owoców było dla mnie strzałem w dziesiątkę, i prawdę mówiąc, tak po cichutku oczywiście, trochę za nim tęsknię. Rano nie przejawiam apetytu, i śniadanie zjadam bez wielkiego zaangażowania.
Co mnie teraz odstrasza od takich radykalnych diet, to wcale nie braki białka czy zbyt mała kaloryczność, ale PRÓG przejścia na normalne odżywianie, o który się zawsze potykałam i upadałam oczywiście. Dlatego ( tu wieeelka zasługa Devoree ) teraz jadam tak, jak chcę do końca życia, tylko mniej. Mam nadzieję, że dzięki temu przejście na “niedietę” odbędzie się w miarę bezboleśnie. ( ech, kiedy to będzie :roll: ). ( Z tego względu też nie zdecyduję się na pewno na dietę Cambridge.)
Zresztą ślady diety życia zostały w moim odżywianiu do dzisiaj: warzywa i owoce to składniki główne, a nie dodatki. I nigdy nie jem owoców po posiłku, zawsze osobno.
Ciekawa jestem tego forum, którego nie podasz, a jeszcze bardziej powodów, których nie wymienisz. :wink:
Co do niskiego poziomu żelaza przy diecie wegetariańskiej, to czytałam, wypowiedź lekarza – wegetarianina ( nie pamiętam niestety gdzie ), który tłumaczył, że im więcej człowiek je mięsa, tym więcej potrzebuje żelaza. Będąc na diecie czysto roślinnej, człowiek tyle tego składnika nie potrzebuje, stąd niższe jego wartości. Nie jest to żadnym złym objawem.
Przeczytałam twoją wypowiedź na wątku Cocci... coś tam :wink: i rzuciło mi się w oczy, nie pierwszy raz zresztą, że zauważyłaś „wiszącą” skórę na twarzy :shock:, i zmarszczki. Ja też trochę się tego obawiam, jak też na schudnięcie zareaguje moja twarz, ale mam ogromną nadzieję, że pisząc takie rzeczy zwyczajnie przesadzasz. Jakbyś miała 10-letnią wnuczkę, a nie córkę, byłoby to bardziej prawdopodobne. :wink:
Triskell – witaj na moim skromnym wątku :D Dziękuję za komplementy, ale wiesz, ja jestem typem, któremu od przemyśleń do ich realizacji zazwyczaj jest daleko. Teraz próbuję to zmienić, nie zastanawiam się, czy to ma sens, nie szukam jedynego słusznego wzorca, aby dopiero wtedy rozpocząć działanie. Prę naprzód i już:). A szukanie swojej drogi jest bardzo ważne, nawet jeśli zakreślimy nią koło. Tak jest w moim przypadku – tyle poszukiwań i prób, a kończę na tak klasycznych zasadach. Przecież pierwsze lektury, w jakich szukałam sposobu na schudnięcie, a miałam wtedy 10 – 12 lat, mówiły o małych a częstych posiłkach, przewadze warzyw, unikania słodyczy i tłustych smażonych mięs... :) Cóż, do najprostszych prawd często dochodzimy krętą drogą. Zresztą, co ja tu będę filozofować, jak czytałaś np.„Alchemika”, wiesz, o czym mówię.
Tańczyć bardzo lubię i poruszanie się w rytm muzyki jest dla mnie świetną gimnastyką wtedy, gdy nie mam ochoty albo czasu na żaden konkretny program ćwiczeń. Z aktywnością fizyczną jest coraz lepiej. Te pociążowe ćwiczenia uświadomiły mi, że dawniej narzucałam sobie zbyt ambitny i intensywny trening, na przykład jak było napisane: zrobić 100 powtórzeń, to robiłam je, prawie trupem padając. Jak można się domyślić, szybko mnie to zniechęcało. Teraz zaczęłam od delikatnej gimnastyki, po której czułam prawie że niedosyt, co uświadomiło mi, że lepiej ćwiczyć na miarę swojej kondycji i możliwości, do momentu kiedy odczuwanie zmęczenie jest przyjemne i satysfakcjonujące. Nawet jeśli oznacza to robienie tylko pięciu powtórzeń każdego ćwiczenia. Za tydzień będzie to sześć, a za pół roku, może 50?
Jednym słowem z aktywnością fizyczną jest chyba podobnie, jak z dietą – nie rzucać się od razu na głęboką wodę.
Obecnie mam dwa zestawy: Callanetics i „Nowe wyzwanie” z Cindy. Ćwiczę je na przemian, co dwa dni, oprócz niedzieli. Oczywiście zmodyfikowane do moich możliwości i ograniczeń, ale dzięki temu nie są dla mnie torturami :D.
Podziwiam Cię za te herbaty zielone i czerwone. Ja ich tak nie znoszę, że wypicie małej filiżanki to prawie jak łyknięcie lekarstwa – trzeba się zmusić, przełknąć, i to w taki sposób, żeby nie poczuć smaku. Niestety nie lubię żadnych herbat tak naprawdę :sad:, nawet ziołowych, owocowych i aromatyzowanych .Te ostatnie lubię tylko wąchać, ale jak skuszona zapachem kupię paczkę, leży w szafce i prędzej czy później próbuję ją komuś podarować. Ratuję się kawą i wodą z cytryną i lodem, który zjadam zresztą. Dobrze, że teraz nie mam czasu na filmy i książki.
Co do listu na priv – no wiesz, ciągle patrzę, że nie mam nowych wiadomości, to myślę sobie, może napisałam bezbłędnie :wink: :wink: :wink:, więc nie masz co poprawiać?
Żartuję sobie oczywiście...
Pozdrawiam Cię serdecznie :D
Katson – i co? Podniosła ja i zjadła? Ciekawa jestem, czy udało jej się schudnąć?
Kefo, no i o to w tym wszystkim wlasnie chodzi - zeby znalezc wlasna droge i nia podrozowac, moze i jest nudnawo ale skutecznie. Ale nie szarpiesz sie, nie czekasz z utesknieniem kresu wedrowki tylko sobie spacerkiem idziesz do celu. Tak przy okazji jakby, przeciez dietowanie nie moze wypelniac nam calego dnia i wszystkich mysli. I tak dostatecznie duzo o nim myslimy, sadzac po ilosci postow na tym forum :D
Milej pracy zycze!
Jestem kochana Kefciu , jestem i teraz już nie planuję znikać . Moja nieobecność była niezależna ode mnie , ponieważ padł mi komputer , a w sierpniu pławiłam się w falach naszego pięknego morza. Właśnie wczoraj w nocy wróciłam i szybciutko musiałam do Was pozaglądać , bo strasznie się za Wami stęskniłam...
Teraz pozostaje mi się opamiętać i dzięlnie kroczyć z Wami do naszego wspólnego celu.
Cieszę się , że jesteście , bez Was nie miałabym nawet nadziei , że coś może się w moim życiu zmienić....
Pozdrawiam.
Jesteś niesamowita
fajnie zyta sie takie długie miłe posty
i super ze Ci taki ładny limit kalorii dziennie wychodzi
i Twoje podejscie jest bardzo fajne
oj ale Ci słodze :lol:
buziaki
Długie posty .. :) Zwłaszcza tu kocham długie posty :!: :)
Najpierw Kefa - to jak wrzucenie jedynki. Silnik pracuje równiutko, nabiera mocy, aż czujesz przyspieszenie. Potem post Peszymistin - czyli dwójka! Czytasz i czujesz jak tekst Cię unosi! Teraz Triskell i trójka! Gładko mkniesz przez meandry tematów dietopodobnych, nabierasz prędkości, rozumiesz coraz więcej, chcesz coraz więcej! Ręka na lewarku (=myszy) i mkniesz w dół topika w oczekiwaniu na kolejną zmiane biegu :!: I nagle ostre hamowanie - koniec wpisów na dziś .. :( Czujesz niedosyt, zawód wręcz .. i jutro jak narkoman wracasz, wrzucasz pierwszy bieg .. ;)
Cześć wszystkim. Dzisiaj nie będzie jazdy samochodem, Mirielka, więc na gaz nie naciskaj.:wink: Tylko krótki spacer.
Popijam sobie właśnie osobiście przeze mnie przyrządzony soczek z marchwi, jabłek, cytryny i selera naciowego. Trochę za kwaśny wyszedł, ale to dobrze, bo jest to napój pokutny.
A grzech popełniony został wczoraj w późnych godzinach wieczornych. Nawet trzy grzechy – jeden to dwie gałki lodów z polewą advokat a drugi pizza. Trzeci grzech to głupie wytłumaczenie, że spotkałam się z dawno nie widzianą kumpelą, więc przecież trzeba to uczcić.:twisted: A szłam głupia z nastawieniem, że zamówię kawę i wodę, bo spotkanie było niespodziewane, więc nie zaoszczędziłam ani jednej kalorii na ten cel.
Jak to dobrze, że ja po knajpach zasadniczo rzadko się błąkam, bo jakie jest w nich menu każdy wie.
Wczoraj także kupiłam książkę, wokół której krążyłam już dawno, ale wahałam się, bo zawiera sporo obrazków i pustego miejsca bez tekstu, czego nie lubię. Jest to „Jesteś tym, co jesz” brytyjskiej dietetyczki Gillian McKeith. Jest ona następną zwolenniczką diety rozdzielnej, przewagi pokarmów roślinnych jak najmniej przetworzonych i oczywiście całkowitego odrzucenia wszelkich E i innych sztucznych dodatków. Czyli mi pasuje. Wprawdzie niczego nowego w niej nie znalazłam, ale miło mi było poczytać teorię prawidłowego żywienia, która mnie osobiście najbardziej „leży”. A po wczorajszym wieczornym szaleństwie stosuję z niej przepis na jeden dzień oczyszczający. Stąd ten soczek. A na gazie bulgocze brązowy ryż gotowany bez soli. Ciekawe, jak będzie smakował. :twisted:.
Wszystko to dlatego, że czułam się po tym okropnie, fizycznie przede wszystkim. Odzwyczaiłam się już od takich świństw, a i żołądek mocno protestował.
Peszymistin – zawsze walę głową w ścianę jak ktoś informuje, że napisał długi list, ale mu wcieło. Szczególnie jak jest to osoba, której takie posty są zazwyczaj na wagę złota.
Kiedyś miałam właśnie wysłać tasiemca, a tu magle pyk! nie ma prądu. :evil: Słowami, jakie wtedy wypowiedziałam, mogłabym wpędzić w kompleksy najbardziej ambitnego „łacinnika”. :wink: :oops:
Od tego czasu, gdy czuję, że zanosi mi się na coś dłuższego, piszę w wordzie i maniacko klikam na „zapisz” co pięć linijek. Szybko zostałam za to nagrodzona kolejnym wyłączeniem prądu, tym razem bez przykrych konsekwencji.
Co do zmarszczek i innych tego typu atrakcji, kryzys starzenia się mam chyba za sobą. Do następnego oczywiście. :twisted: Najgorszy dopadł mnie klasycznie, po przekroczeniu trzydziestki. Długo nie mogłam pogodzić się z faktem, że pierwszą młodość mam już za sobą. Teraz przyzwyczaiłam się do tego, nie szaleję jak dawniej z kremami itp., spokojnie podchodzę do faktu, że to nieuniknione .Mogę natomiast uniknąć otyłości do końca życia, i na tym teraz się skupiam. Zawsze podobał mi się aforyzm Marka Aureliusza bodajże:
„Boże, daj mi cierpliwość, żebym umiał się pogodzić z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.”
Pewnie nie miał na myśli takich babskich problemów, ale co tam. :wink:
. Ze współczuciem oglądam np. gwiazdy filmowe za wszelką cenę chcące zatrzymać młodość. Wyglądają według mnie tragikomicznie.
Buttermilk – ja staram się myśleć o odchudzaniu sześć razy dziennie: pięć razy, gdy przygotowuję posiłki, a szósty raz, gdy jestem na forum. Ja postów nie piszę dużo, jestem cały czas „malutkim grubaskiem”, podczas gdy inni zaczynający mniej wiecej w tym samym czasie co ja, już są „średnimi”. Ale jakoś nie mam ambicji w tym względzie. :roll: Tak naprawdę to mało się jeszcze udzielam.
Dorcia – fajnie, że już jesteś, muszę do Ciebie wpaść
Kasiakasz – dzięki za słodzenie, tylko takie jest dla nas przecież dozwolone :wink:
Mirielka – właśnie odkrywam, że masz genialne porównania, takie obrazowe :D. To są wizje po prostu.
I na tym koniec spacerku. Praca czeka, a jeszcze chcę powpadać do innych z wizytami.
Kefciu, a dlaczego bez soli :?:
Jakby co, to polecam solopodobna MAGDISOL z obnizonym sodem, wzbogacona w magnez i jod. :wink:
Devoree, właśnie chciałam zwrócić Ci uwagę, że nr strony z Twoimi zdjęciami nieaktualny, ale widzę, że już zmieniłaś :) .
A dlaczego bez soli? Żeby było bardziej dramatycznie :twisted: .
A tak poważnie, to działanie sugestywne ostatniej lektury. Wczoraj dostarczyłam organizmowi tyle nadprogramowego cukru, tłuszczu, białej mąki i soli, że odczuwałam dzikie pragnienie wywrócenia się na podszewkę i porządnego wyprania :wink: .Taki dzień bez trzech białych śmierci.
W menu miałam: napar z siemienia lnianego ( całkiem smaczny ), maliny, śliwki, jabłka, marchewka, arbuz, seler naciowy, cytryna, ryż brązowy, czarna rzepa, zielona pietruszka, trochę kapusty. Detoks... prawie :? Nie piłam codziennej porannej czarnej kawy, nie zjadłam pyłka soli ani innych przypraw, zero nabiału i mięsa, wszystko w postaci surowej. To jak zwykle stanowi gwóźdź do trumny dla mojej głowy - tak mnie rozbolała, że nie wytrzymałam i wzięłam dwie tabletki. Chciałam popisać sobie na forum, a tu klops, bo w czasie bólu nie mogę czytać ani pisać. Teraz trochę przeszło.
Tak bardzo boję się migreny, że gdyby zjedzenie dwóch tortów i dziesięciu hamburgerów miało jej zapobiec, zrobiłabym to bez wahania. ( i nie byłoby to usprawiedliwienie )
Dzięki za informację o Magdisoli ( czy magdisolu ), na pewno kupię.
.. To jest chyba u mnie wynik chronicznego braku prowadzenia samochodu we krwi .. Jak tylko czuję, że coś mnie niesie (tak jak tu cudne posty), to od razu czuję się jak za kierownicą rozpędzającego się autka ;)
.. STRASZNIE tęsknię .. :(
.. Sorki .. :(
białe śmierci - o rany :shock: pierwszy raz widzę takie określenie - ale to chyba wreszcie na mnie podziała :D :D te wszystkie czekoladki, chałwy - to biała śmierć, oj, naprawdę poczułam ciarki na plecach, jakby mnie coś powąchało :roll:
dobrze, że do tej białej kategorii nie zalicza się mleka i maślanki :D :D
Witaj Kefo :)
Wczoraj napisałam u siebie, że już idę i zaczęłam czytać Twój wątek.. no i wsiąkłam.. w końcu oprzytomniałam i przerwałam w połowie, żeby się wreszcie wykąpać i położyć spać ;) , ale dzisiaj dokończyłam zaczęte wczoraj czytanie..
Bardzo dobrze się Ciebie czyta, tyle tu mądrości, humoru, energii i naprawdę ciekawych przemyśleń, że ciężko się oderwać :) i do tego "kopie" do myślenia.
Parę Twoich refleksji szczególnie mnie przyciągnęło, ze względu na to jak wiele masz racji i jak bardzo przypominają mi samą siebie - np to o wierze, że "kiedyś schudnę" i odkładaniu życia do tego czasu bycia szczupłą i piękną.. U mnie też zawsze to tak wyglądało, najprostszy przykład - przy sprzątaniu szafy zawsze było "a, to za małe, ale schowam, przyda się jak już będę szczupła". Tylko jakoś ten czas bycia szczupłą nie chciał nadejść.. ale zmieniamy to :)
Problemy z czytaniem, oglądaniem tv etc.. - wszelkimi czynnościami, gdzie wolne rączki zajmowało się jedzeniem - uhh, jak ja to dobrze znam. Do książki zawsze były czipsy, albo jakieś ciasteczka, mniam mniam.. najgorsze, że to własnie takie zupełnie nieświadome jedzenie. Trzymam kciuki, żeby udało Ci się na dobre pozbyć tego nawyku :)
I ja też jestem jesienno-zimowym zwolennikiem, chociaż Ty chyba bardziej wolisz jesień, ja natomiast kocham zimę :) po części jest to pewnie wynik mojej wiecznej nadwagi i problemów sezonu letniego - za ciepło, trzeba się lżej ubrać, a jak tu się pokazać z takim ciałem.. ale tak czy siak, jesień i zima to moim zdaniem najpiękniejsze pory roku, ot co.
Chciałam Ci z całego serca pogratulować podejścia do siebie, do diety i do życia. I dotychczasowego sukcesu w dietowaniu - trzymam kciuki, żeby z każdym kolejnym miesiącem się zwiększał :) No i życzę udanej walki z pracą licencjacką ;)
Pozdrawiam, C.
Kefa z przyjemnością czyta się twoje rozważania i wątpliwości.Podziwiam Cię za Twoją wole walki. Z chęcią będe zaglądała do Ciebie. Może mnie też bardziej zdopinguje :D
wpadam z posdrowieniami
i przesylam moc dobrej energii do weekendowej walki
„Nie mam siły nawet stukać w klawiaturę. Za mną śniadanie w postaci ogórka i pomidora, a na gazie gotuje się zupka warzywna na obiad.”
„Co do mojego reżimu dietetycznego, to ja naprawdę jestem starym wyjadaczem ( dosłownie i w przenośni Very Happy ) i dobrze wiem o wszystkich zagrożeniach i spodziewanych konsekwencjach. Ale czy zawsze muszę być taka rozsądna? A teraz to wręcz nie mogę! Po prostu goni mnie czas”
„Gagaa, to jest mniej niż 600 kcal niestety”
Wiecie, kto jest autorem tych zakazanych tekstów? Ja we własnej osobie :evil:. Tylko że rok temu.
Wczoraj wieczorem będąc na wątku Belli przez przypadek kliknęłam na pierwszą stronę, a tam w drugim poście wyskoczył na mnie upiór w postaci mnie samej. A skoro już , to kując żelazo póki gorące odnalazłam jeszcze raz tego trupa i przeczytałam uważniej, bijąc od czasu do czasu łbem w ścianę i robiąc przerwy na głębokie oddechy.
Komentować mi się tego nie chce. Może tylko jedno wytłumaczenie. Narzuciłam sobie wtedy parotygodniowy reżim w postaci 500 kalorii dziennie, bo miałam umówioną rozmowę o pracę. Nie wyjawiłam tego wówczas. Myśl, że wystąpię tam z takim wyglądem pchnęła mnie do tak drastycznych założeń. Wiedziałam, że różnicy wielkiej nie będzie, ale zależało mi na dobrym samopoczuciu, większej pewności siebie, której nigdy za wiele nie miałam. Wytrzymałam więc może 10 dni, rozmowę miałam szybciej niż przypuszczałam, na której pani dyrektor wcale się na mnie nie patrzyła. Była tak zajęta, że jednym okiem coś przeglądała, drugim czytała moje cv, trzeciego, do sprawdzenia mojej prezencji, jej zabrakło :wink:. Zresztą, jak to sama przyznała, „spadłam jej z nieba”, bo akurat szybko trzeba było zapełnić wakat. To, czy ważyłam 40 czy 140 kilo, nie miało żadnego znaczenia. Pracę dostałam i to był koniec odchudzania, bo ja, gdy nie mogłam poświęcić całego czasu na odchudzanie się, zazwyczaj jadałam byle co, byle kiedy i byle dużo.
To tamto zeszłoroczne doświadczenie między innymi sprawiło, że zaczęłam szukać takiego systemu, który pozwoliłby mi się odchudzać niejako w tle innych, bardziej absorbujących codziennych zadań. Stąd wspomniana już szkolona umiejętność jedzenia „na oko”.
I jeszcze jedno – dużo jest na forum takich „ja wiem lepiej”, jak ja wówczas. I gdy czytuję ich wpisy, tak podobne do moich, nie martwię się nimi. Prawidłowa postawa i dojrzałość często wymaga sporo czasu – tak było w moim przypadku, będzie i u nich. Szczególnie opornie to idzie, gdy ma się ustaloną i utrwaloną wizję, jak należy się odchudzać, i jest się przekonanym o swojej słuszności. U mnie przebiegało to w etapach:
- stykam się z wiedzą, porównuję ze swoją,
- odrzucam ją,
- moja się nie sprawdza, jeszcze raz weryfikuję w takim razie z tą nową, stwierdzam, że to ja jestem słaba a nie system zły,
- uparcie idę błędną drogą,
-oczywiście znowu upadam, znowu przypominam sobie o tej wzgardzonej przeze mnie, zaczynam dostrzegać jej sensowność,
-jeszcze się waham, w międzyczasie uzupełniam i pogłębiam wiadomości,
- zaczynam przyznawać, na początku z niechęcią :!:, ze może się myliłam, ale wciąż bronię się, bo w moim odczuciu jest to obrona swego przed obcym,
- w końcu nie mogę dłużej okłamywać sama siebie, wyrzucam stare poglądy i zastępuję nowymi.
Długi to był u mnie proces, wymagał lat.
Całe szczęście nie wszyscy to takie betony jak ja :wink:.
Cauchy, na początek gratulacje, bo z Ciebie to stara dietowa wyjadaczka jest :wink:. 37 kilogramów za Tobą, chylę czoła! No i witam na moim wątku :D
Co do preferencji zimowo – jesiennych, też zastanawiałam się, czy jak już będę zgrabna i powabna, nie przerzucę się na lato. Bo teraz, co tu kryć, jesień witam zawsze z ulgą: znowu będzie można owijać się w szerokie swetry i płaszcze. A wiosna...cóż, wielki niepokój i rozczarowanie, że znowu nie zdążę schudnąć...
Myślę jednak, że to miłość po grób. Lato może być, o ile trwa trzy miesiące. Życia w gorącym klimacie nie wyobrażam sobie.
A zimę, o ile jest PRAWDZIWA, też kocham. Śnieg przykrywający świat białym całunem ( banał :wink: ), ma działanie terapeutyczne, uspokajające, i ( tu ściągnę od Belli ) oczyszczające. Zimą odpoczywam psychicznie.
Ha, ha, szafa i u mnie pełna ciuchów czekających na cud :wink:. Na jeden ciuch „bieżący” przypada pięć na „po schudnięciu”. W tym niektóre naprawdę muzealne :wink:.
Dzięki za gratulacje i trzymanie kciuków. :)
A co Mirielka, byłaś kiedyś kierowcą i już nie jesteś? Czy ja znowu jakiejś metafory nie łapię? :wink:
Magpru, nie słyszałaś o trzech białych śmierciach: białym cukrze, białej mące i białej soli? To stare określenia są, widać, że w świecie odchudzania gościsz od niedawna. :P Co do mleka, to tyle ostatnio niechlubnych opinii na jego temat, że kto wie czy dołączy jako czwarta śmierć :wink:.
Didi – witaj :D Masz nick jak bohaterka mojej ulubionej kreskówki :wink:. A wolę walki mam nie mniejszą niż reszta forumowiczów. Co z tego wyjdzie, zobaczymy... Tfu, odpukać w niemalowane drzewo, wiadomo co wyjdzie, a raczej co pójdzie sobie w siną dal i już nie wróci. :D
Kasiakasz – dzięki, ale ten weekend nie będzie się różnił od reszty tygodnia: czeka mnie ślęczenie nad książkami. :wink:. Dietetycznie także bez zmian :twisted:. Imprez i odwiedzin nie mam w planie. :sad:
Cześć :D .Miło, że zajrzałaś do mnie. Jesli chodzi o igły to wkłuwa je lekarz w ucho, raz na 4 tygodnie - przez te 4 tygodnie je nosisz, są zaklejone malutkim plasterkiem(medycyna tybetańska). Pierwsza zmniejsza łaknienie, druga reguluje pracę jelit, a trzecia wycisza Ciebie. To dzięki nim w ciągu 2 miesięcy schudłam 11 kg. Nie czułam głodu, jadłam dużo mniej. Możesz sobie sprawdzić w internecie. Ja byłam w Strzelinie ale takich ośrodków jest więcej. Główny ośrodek jest w Krakowie.Ja początkowo w to nie wierzyłam ale moje dwie koleżanki o podobnych problemach jak nasze wypróbowały to wczesniej. Pierwsza w ciągu 3 miesięcy schudła 15 kg. Przez ostatnie trzy miesiące nie miała efektu jojo. Druga schudła 12 kg. Dopiero po nich skorzystałam ja - "niewierny Tomasz". Może to jest kwestia autosugestii, nie wiem, ale na mnie działa. :D :wink:
Bardzo ciekawy post napisałaś
Pewnie jest bliższy niejednej z nas
To bardzo dobrzez ze zdajesz sobie z tego sprawe
Trzymaj sie
buziaki
I zapomniałam Ci napisac, ze faktycznie prowadziłam zajecia po 3 godziny dziennie.
Jak wróce do formy to przynajmniej z jedna zaprzyjazniona grupa wystartuje
Kierowcą będę do końca świata i o jeden dzień dłużej :) UWIELBIAM prowadzić :) Niestety mój wysłużony Garbusek potrzebuje wkładu finansowego na remont kapitalny (1967 rocznik), a zakup nowszego .. hmm .. po przeprowadzce .. o ile będzie kasa.
Etapowanie dochodzenia do pojmowania sposobu prowadzenia diety jest KAPITULNE :) Chyba jutro ukradnę do siebie .. :twisted: Dziś już padam .. :roll:
Ja kiedys rowniez bylam strasznie madra i jadlam chyba z 500 kal dziennie.Kupilam sobie tabletki na odchudzanie i myslalam ze moje problemy sie skonczyly.Ale sie zdziwilam jak w pierwszym tygodniu schudlam 5 i pol kg a za miesiac juz mialam z 10 kg wiecej :roll:
Jeszcze chcialam odpowiedziec na pytanko.Tak kolezanka podniosla ta czekolade i zjadla ja cala sama :shock:
Hi Kefa, cieszę się, że zdecydowałas się nam ujawnić swoje poprzednie dietkowe wcielenie. :wink: Naprawdę długo jeszcze o Tobie myślałam, a jak właśnie zobaczyłam, to Ty mnie przywitałaś, a ja zrobiłam u Ciebie ostatni wpisek z minką :cry: . :wink: Mnie strasznie głupio było wrócić na forum po jojo, jednak dziewczyny szybko mnie przekonały, że warto i tak należy, potem był straszliwy wstyd, jak im się pokazałam znów bez pół kiloska seteczka na forumkowym spotkaniu, Rewolucja nawet mi rzeczywiste kopy w tyłek sprzedała. :wink: Cieszę się, że jesteś i że stawiasz mnie do pionu z moim limitem. :wink: :P A na jesień czekam ogromnie, a już nie wspomnę jak na zimę. :wink: :P
Pozdrawiam sobotnio
i pytam jak Twoje dietkowanie ???
buziaki
ja akurat wiedziałam zawsze, że akurat te trzy białe rzeczy są niezdrowe, ale nie słyszałąm takiego drastycznego określenia biała śmierć, tylko, że niedobre i tyle... a co do mleka to pisze się i dobrze i niedobrze - a nie przesadzajmy, jest źródłem witamin, wapnia i minerałów, czego nie ma żadna z powyższych białych śmierci.. na bazie mleka są jogurty i serki, które są podstawą diety wielu z nas, więc są absolutnie wskazane i zdrowe i nigdy nie zaakceptuję faktu, jak któryś niezbyt zresztą mądry dietetyk zaliczy do białej śmierci - w takim razie trzeba by wszystkie twarogi i jogurty naturalne wyłączyć z diety, a to już głupota..
problem tkwić może w nietolerancji mleka przez dorosłych z powodu braku enzymów trawiących go.. a to normalne, w takim razie może jeśc np. jogurt lub inny mleczny produkt.. wiele osób nie toleruje też wiele zdrowych rzeczy, np. truskawki - i co? też nazwać je trzeba np. czerwoną śmiercią???
każdy je to, co może :D :D
Kefa ja też, jak już pisałam u Belli i u siebie, czasem z wielkim zażenowaniem czytam swoje początkowe posty w wątku. Jakież ja czasem farmazony tam wypisywałam! :shock: A przecież wątek to tylko ostatni rok. Jakieś 5 czy 6 lat temu odchudzałam się, jedząc dwa posiłki dziennie, z których jeden był Wasą z czymś tam, a drugi jogurtem z płatkami i wkrojonym do tego jakimś owocem. I do tego na okrasę zero sportu. :roll: Mało tego, zaledwie półtora roku temu zaaplikowałam sobie tygodniowy post sokowy. Bo to "oczyszcza organizm" i... uwaga ... "daje odpocząć metabolizmowi". :shock: Dlaczego atrakcyjną wydawała mi się idea "odpoczynku" dla mechanizmu, który powinien pracować na jak najwyższych obrotach, jest dla mnie obecnie enigmą. :roll: Niesamowite, jak dużo wiedzy dało mi to forum, jak wiele moich żywieniowych poglądów zweryfikowało, zwinęło w małą kuleczkę i wyrzuciło do kosza.
Jeśli chodzi o "białe smierci", to używanie soli jest jednym z moich większych dietowych grzechów. Staram się zastępować ją innymi przyprawami, ale wychodzi mi kiepsko. Odstawiłam wszystko z glutaminianem sodu (wegetę, niektóre buliony w kostkach, itp), ale z solą ciągle przegrywam. :?
A na priva kolejnego jak najbardziej mam zamiar odpisać, taki mam po prostu długi cykl produkcyjny. ;-)
Uściski :)
Witam wszystkich.
Okropne dni ostatnio miałam, a szczególnie sobotę. Pierwszy raz w trakcie tego odchudzania doznałam tak silnego napadu uczucia głodu i związanych z nim dolegliwości towarzyszących, przede wszystkim psychicznych i emocjonalnych. :evil: W sobotę rano zjadłam normalne śniadanie ( dwa kawałki chleba z dodatkami ) i poszłam sobie do czytelni. Tam trudno było mi się skupić nad książką, bo myśli krążyły wokół jednego: kiedy wreszcie minie te cholerne 2,5 godziny i będę mogła coś zjeść. Już po dwóch nie wytrzymałam i zjadłam jogurt truskawkowy i wypiłam sok z marchwi. Starczyło na...godzinkę. W drodze do domu na obiad skonsumowałam dużą brzoskwinię, żeby nie zboczyć przypadkiem w mijane knajpy. Obiad miałam już przygotowany, wystarczyło odgrzać, ale ja dopadłam go i zeżarłam na zimno. Czekanie pięciu minut było ponad miarę moich możliwości. Jak się spodziewałam, mój żołądek i głowa potraktowały ten obiad jako przekąskę przed właściwym jedzeniem. W tym stanie, pijąc kubki kawy ( zawsze mi pomaga ) usiadłam przed komputerem, żeby ratować się pisząc na forum. To nie był dobry pomysł, bo wszystko mnie drażniło , kłóciłabym się najchętniej, ot co. Dobrze, ze niewiele wtedy napisałam :twisted:. Potem trochę przeszło, zrobiłam sobie na kolację min. świeży sok z selerem naciowym w roli głównej, więc jego gorzkawość trochę mnie uspokoiła i stłumiła dziki apetyt.
W niedzielę niby głód trochę przysechł, ale za to nastrój miałam lekko depresyjny, taki typu „po co się tak wszyscy męczą, i tak umrzemy, gdzie w tym sens”. Dziś już jest ok., chyba.
Czuję się jak po ciężkiej walce, trochę zmęczona i znużona, ale uspokojona zwycięstwem. Ale jeżeli takie ataki będą się powtarzać częściej, będę musiała przeanalizować mój jadłospis, bo może coś robię źle. Myślę jednak, że był to zwykły napad głodu jedzenioholika, bo ostatnie dni w ogóle mam nerwowe i pracowite, więc mój uzależniony od jedzenia – uspokajacza umysł zwyczajnie bombardował mnie sygnałami: „zjedz – poczujesz się lepiej, przecież zawsze tak robiłaś”.
Nie ze mną te numery, Brunner :twisted:.
Bella – ja na początku nie zamierzałam ukrywać poprzedniego wcielenia, i jakby ktoś zapytał, to bym podała nick bez problemu. Dopiero po dokładnym przeczytaniu wątku zaczęłam się wahać. Prawdę mówiąc, miałam zamiar kontynuować ten stary, a główną przyczyną porzucenia go była nie tyle chęć „rozpoczęcia na nowo”, co problemy techniczne. Najbardziej szkoda mi zostawienia Nszoczi – uwielbiam ten nick, jest mi bardzo bliski, przywołuje moje pasje z lat dziecięco – młodzieńczych, dla mnie to szczególny symbol. Tak naprawdę cały czas bardziej identyfikuję się z Nszoczi, niż z Kefą...Ale trudno. Może, gdy Kefa odniesie piękny sukces, stanie mi się bliższa. Na razie cały czas traktuję ją jako „opakowanie zastępcze”. :wink:
Chociaż tak naprawdę do celu dojdzie Gabriela, nie żadna Kefa ani Nszoczi. :P
Kasiakasz – dzięki za pamięć, a jak moje dietkowanie, już przeczytałaś :twisted:
Magpru – truskawki czerwoną śmiercią, fajne :D. Może z tym mlekiem chodzi o to, ze brak u dorosłych odpowiednich enzymów świadczy o tym, że nie powinni pić mleka. A ewentualne uczulenia na np. owoce jest sprawą indywidualną.
Katson – ponawiam pytanie, bo mnie to bardzo interesuje: czy takim zachowaniem koleżanka odnosi sukcesy w diecie? Pamiętam, jak kiedyś po jakiejś imprezie zapakowałam resztki słodyczy do worka i postawiłam przy drzwiach, żeby je szybko wyrzucić, jak będę wychodzić z domu. Godzinę później rozpakowałam to wszystko i zjadłam...
Triskell – tydzień sokowy, ha, ha, skąd ja to znam! Ja aplikowałam sobie: tydzień głodówki i dwa razy po cztery tygodnie jedzenia samych warzyw i owoców, z wyłączeniem oczywiście bananów i strączkowych. I nie dopuszczałam do siebie myśli, że po chwilowym sukcesie NIC one mi nie dawały, niczego nie nauczyły, nie osiągnęłam żadnego TRWAŁEGO sukcesu. No nie, może jedno: dzięki takim doświadczeniom nauczyłam się, jak nie należy się odchudzać 8).
Jak używasz soli z minerałami, takiej prawdziwej kopalnianej, albo morskiej, to chyba nie to samo co czystego chlorku sodu? Tak mi się wydaje. Tym bardziej, że podczas wysiłku fizycznego wraz z potem wydalamy sól ( słony pot :wink: ), więc trzeba ją uzupełnić. Zresztą, co ja będę się mądrzyć, Twój sukces mówi sam za siebie, że jesz jak najbardziej prawidłowo. :D
Ja na jakiś czas przestanę pisać na forum, ale jak napiszesz mi na priva, oczywiście przeczytam i odpowiem. :P
-----------------------------------------------------------------------------
Na koniec informacja: rezygnuję na jakiś czas z czynnego udziału na forum. Pomimo szczerych chęci przeznaczania na nie określonego czasu dziennie, nie potrafię wraz z zamknięciem strony przestać myśleć o tym, co tu się dzieje. Przyłapuję się na tym, że siedząc nad rozdziałem pracy układam w myśli to, co napiszę na forum. Czuję, że ten wirtualny byt za bardzo mnie wciąga, angażuje czasowo i emocjonalnie, a ja nie mogę na to pozwolić – zbyt wiele mam obecnie do zrobienia w moim realnym życiu. Mam taką niebezpieczną cechę, że jak się w coś zaangażuję, to na całego, więc muszę wybrać; albo forum, albo życie. Niestety.
Na pewno będę podczytywać od czasu do czasu, wpisywać się zacznę może za dwa tygodnie, może za trzy, może za miesiąc. Wtedy, gdy uporam się już z ważniejszymi zadaniami.
Poinformuję oczywiście o wynikach ważenia i mierzenia, czyli pierwszego września.
Trzymajcie się dzielnie, jak wrócę, chcę wszystkie suwaczki widzieć przesunięte w prawo! :D
Pa!
Kefa
Cytat:
Trzymajcie się dzielnie, jak wrócę, chcę wszystkie suwaczki widzieć przesunięte w prawo!
W anoreksję chce mnie wpędzić, czy ki czort? :shock: :lol:
Kefa, rozumiem Twoją decyzję, życze dużo inspiracji i zapału do pisania pracy i wpadaj wtedy, gdy będziesz miała trochę czasu, który nie będzie konieczny na inne sprawy. Ja też jestem nałogowym forumoholikiem, ale ja akurat mogę sobie na to pozwolić.
Gratuluję zwycięstwa weekendowego. :) Jak widzę, potwór walczył zażarcie (za żarcie zresztą też), jestem z Ciebie dumna, że się mu nie dałaś. :)
A soli faktycznie używam morskiej, więc chociaż o tyle dobrze. :)
Uściski :)
Kefo, w takim razie zycze Ci duzo wytrwalosci w dalszej walce z sama soba.
Dla mnie taka decyzja jest bardzo odwazna - osobiscie wiem, ze bez Was nie poradzilabym sobie, to forum dostarcza mi kopow i motywacji do dalszej walki.
No ale przeciez kazdy jest inny :D
Trzymaj sie Kefo!
Przeczytałam oczywiscie ze tak
wygrałaś te sobotnia walke
i super
Szkoda ze znikasz na troche, ale skoro to ci potrzebne to oczywiscie szanuje
i zycze sukcesów
buziaki
Kefciu przepraszam ze od razu nie odpowiedzialam dokladnie na pytanie.Jestem poprostu czasami roztrzepana.Chce wszystkie watki przeczytac ,co jest nie mozliwe :roll: a pozniej okazuje sie ze polowy dobrze niedoczytalam :twisted:
To wydarzenie z kolezanka zdarzylo sie kilka lat temu.
Obecnie kolezanka o ktorej mowa schudla prawie 20 kg i idzie jej fantastycznie.Mieszkamy razem i sie wspieramy.Ona liczy punkty tak jak ja .Tylko nie pomysl ze to liczenie punktow jest tego sukcesem ,bo tak naprawde to czy sie liczy punkty czy kalorie to nie wazne .Najwazniejsze zeby mniej jesc zeby mial z czego organizm tluszczyk pobierac :wink: :D
Jedno co mnie martwi to ze Sonia ( bo o niej mowa) nie je sniadan a pije tylko kawe.Pracuje nad tym zeby to zmienic :wink: :D
Sonja chce jeszcze schudnac 5-7 kg i mowi ze bedzie zadowolona z taka waga
Natomiast moja mama zaczyna byc zazdrosna i mowi ze niedlugo ona bedzie najgrubsza w tym domu co jej sie wcale nie bardzo podoba :wink: :D
Pozdrawiam po długiej nieobecności!!!