Brawo :!: Idziesz jak burza!Gratuluje!
Wersja do druku
Brawo :!: Idziesz jak burza!Gratuluje!
GRATULUJE :D :D :D
http://i73.photobucket.com/albums/i2...veaNiceDay.gif
Moje gratulacje :!: :!: :!:
http://img125.imageshack.us/img125/830/funny094ma2.jpg
O matko, żaba w kawie :shock: :shock:
a za te dwa kiloski to super gratulacje!!!
Też pogadałas sobie z żołądkiem?? :wink: :wink:
Hm, zauważam zmiany na forum. Po pierwsze strony są o wiele krótsze, więc danego wątku trzeba szukać na dalszych stronach, a po drugie, pojawiła się nowość, której ja nie mam i czuję się pokrzywdzona! Pod nickami a nad avatarkami macie takie serduszka i określenia stopnia "grubaskowatości". Dlaczego ja nie? :(
Zaczynam zauważać pierwsze efekty odchudzania. Poprawiło mi się samopoczucie, znikło uczucie ciężkości, przepełnienia, a paski przy sandałach zapinam na drugą dziurkę, a nie jak dotychczas na pierwszą, co oznacza, że opuchlizna z kostek poszła sobie w siną dal. :D
Oprócz wagi, zanotowałam sobie 1 lipca, czyli w dniu zero, moje boskie wymiary, ale prawdę mówiąc trochę wstydziłam się je upublicznić :oops:. Waga wszystkiego nie powie, a ilość centymetrów nie pozostawia żadnych wątpliwości :wink: . Postanowiłam, że mierzyć będę się raz w miesiącu, czekam więc z tym do 1 sierpnia.
Magpru, Katson, Anamat, Activia - dzięki za gratulacje. Chociaż to wciąż takie początki wstępu :wink:
Altek, masz rację, technika przy unieszkodliwianiu kryzysu najważniejsza. A patent każdy musi znaleźć sam :)
Myślę, że odżywianie się arbuzem w ilości hurtowej, zamiast normalnych posiłków, wcale nie jest takie dobre. Kiedyś tak robiłam, gdy wymyśliłam sobie dietę owocowo-warzywną. Na pierwszy rzut oka dieta dla mnie była idealna, bo nie musiałam przestrzegać ilości kalorii ani godzin posiłków. Jadłam kiedy chciałam i ile chciałam. I tak potrafiłam zjeść na raz kilogram truskawek, albo tyle arbuza, całego dużego kalafiora, itp. Schudłam szybko i dużo, ale nie na długo. Nie nauczyłam się właściwego sposobu odżywiania się, nie skurczyłam żołądka. Myślę, że na dłuższą metę organizm nie da się oszukać zapychaniem go wodnistymi owocami, i wkrótce zażąda bardziej konkretnych wartości odżywczych.
Dla mnie priorytetem jest skurczenie mojego rozciągniętego żołądka, staram się więc jeść małe porcje.
Idę teraz na spacer po wątkach, bo już dawno nikogo nie odwiedzałam.
Dzisiaj włączyłam sobie film i, żeby być szczera, muszę stwierdzić, że męczyłam się strasznie siedząc przed ekranem i nic nie jedząc! Do czego może doprowadzić 27-letnie przyzwyczajenie jedzenia przy książce i przed telewizorem. Tak, tak, już 27 lat tak robię, bo zaczęłam, jak tylko nauczyłam się czytać! Dosłownie nie mogłam się skupić na akcji, cały czas moje myśli krążyły po kuchni jak sępy nad padliną. Efektem jest zjedzenie podwieczorku i kolacji za jednym zamachem, bo wytłumaczyłam sobie, że 4 posiłki są też ok, a ilości kalorii przecież nie przekroczę. Nie przekroczyłam, ale z trudem, bo wyszło 1240. A i tak zaczęłam kombinować ( wszytko w trakcie filmu, co za podzielność uwagi :twisted: ), że są dziewczyny na forum, które jedzą 1500, i też chudną, to jak zjem sobie jeszcze 300, to i tak będzie w porządku. Uzależniacze trzeba odstawiać, zgoda, ale nie mogę niczego nie przeczytać ani nie obejrzeć do końca życia! Aha, zapomniałam, wczoraj przerabiałam to samo, tyle że z książką: kryminał to był( ukochana Agatha ), mordercy mordowali, trupy padały, detektywi prowadzili dedukcje nad zbrodnią, a Kefa prowadziła dedukcję nad tym, co by tu jeszcze zjeść :twisted:
Jak tak dalej pójdzie, zostanę na intelektualnej pustyni. :wink:
Coś z tym muszę zrobić, dlatego mam nowe postanowienie ( które to już z kolei 8) ), że codziennie przez 15 minut muszę poczytać i pooglądać z rękami i buzią pustą :!: Takie ćwiczenie to będzie. Gdy ten kwadrans minie, a ja bez grzesznych myśli pozostanę, mogę czytać czy oglądać dalej. Jeżeli nie, wyłączam, zamykam, idę ćwiczyć, albo pracować :twisted:
Wkurzona jestem strasznie, bo człowiek cały dzień o jedzeniu nie myśli, a jak tylko chce się zrelaksować z książką w ręku, to od razu jakby kto guzik wcisnął :(
Pozdrawiam z pola walki, a właściwie to z linii frontu :twisted:
A, jeszcze jedno, radzę wszystkim kopiować przed wysłaniem posty, czy to w wordzie, czy w notatniku, gdzie kto lubi i umie, bo często ludzie narzekają, że ich wyrzuca albo posty znikają, a wystarczy się przed tym zabezpieczyć.
:lol:
Kefa,napisałam tak dużo a potem klik i pofrunęło.., więc jeszcze raz- zrobiło mi się ciepełko na sercu, czytając twemyśli i ucieszyłam się, że na twym wątku spotkałam DEwore, bo to jej zawdzięczam, że uwierzyłam, że to ma sens.
Będę często do ciebie zaglądać i cieszyć się z twoich sukcesów :lol: :lol:
P.S:Ja już pod twoim nickiem serduszka widzę.
Megamaxi, zachowuj posty przed ich wysłaniem, albo po prostu cofaj strzałką "przejdź do poprzedniej strony", powinno pomóc.
Ja czytam Twój wątek, tylko jeszcze się na nim nie wpisałam, bo właściwie nie wiedziałam co, tyle już mądrych porad i ciepłych słów dostałaś :roll: :D
Ucieszyłam się, jak zobaczyłam, że założyłaś swój swój wątek, bo widziałam Twoje wpisy na innych i tak byłam ciekawa, kiedy się zdecydujesz :wink: . Cieszę się bardzo, że to już.
Też będę Cię odwiedzać, ale to już jutro, na razie , pa!
Kefa kochana, 9 z przodu juz na wyciągnięcie ręki oj czuje ze bedzie na forum impreza - ja tez się juz tych 99 nie mogę doczekać - ale wiem ze oboje zobaczymy to na naszych wagach - powodzenia
Kefa - wielkie dzięki za wsparcie - Mi teraz gdy jestem na diecie ciężko opanować napady głodu dlatego jak miałam zupkę z kapuścianej ugotowaną to wystarczyło ją zjeść i było po wszystkim dlatego może przez ten tydzień wytrzymałamale wierze że wszystkim nam uda się osiągnąć upragnioną wagę - BYLE W DÓŁ
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość (STRASZNA)
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg (oby – mniej też może być)
Ostatnie ważenie: 17.07.2006 – 115 kg
coś wiem o tych napadach głodu, czasami ssie tak ze hej wtedy wcinam marchewke, zawsze pomaga - pozdrawiam i zycze duzo silnej woli w walce z ssaniem, szczególnie tym wieczornym
Na napady głodu najlepiej zalać się....wodą :lol: :lol: :lol:
Milego dnia i jak najmniejszej ilości głodowych napadów :evil:
Buziolki H
Kefa, to co napisałaś o czytaniu przy książce, to dokładnie JA... i to mnie zgubiło zimą - wtedy zimno, najfajniej pod kocykiem na kanapce z książką i talerzem jedzenia.. ehh... :?
teraz na szczęście lato, szaleję na rowerze, to znaczy, że mało czytam, choć z trudem to przychodzi...ale co będzie potem..? :?
strraszny to nałóg.... musimy razem go zwalczyć i wykurzyć z naszego życia na dobre :wink:
z czytaniem, to większość z nas ma chyba problem :) ja nie umiem zjeść obiadu bez czytania :) a co do twojego stwierdzenia, że będziesz musiała "odstawić" i nastanie intelektualne pustynia :) to ja się z tym nie zgadzam - zobacz, ile to trzeba się nakombinować, żeby sobie usprawiedliwić kolejną porcję jedzenia :) to są szczyty kombinatorstwa - prawie jak kreatywna księgowość :)
Co do czytania przy jedzeniu czy też jedzeniu przy czytaniu to poniosłam klęskę na całej linii. :oops: :oops: Pożyczyłam od koleżanki książkę, którą musiałam szybko przeczytać, zaczęłam więc wczoraj wieczorem, a skończyłam przed chwilą. Efekt? Już o 16.00 wyczerpałam dzienny limit kaloryczny, i tak mocno naciągnięty. Wczoraj także z tego powodu zgrzeszyłam sorbetem gruszkowym, co prawda 0% tłuszczu, ale cukru dużo...I wiem doskonale, że gdybym nie czytała tym momencie, wcale bym sie nie skusiła na ten sorbet.
Ale wiecie co? Nawet jestem zadowolona z tych wynikłych problemów ( :wink: ), bo przekonuję się na własnej skórze, w jakich chwilach najboleśniej odczuwam brak jedzenia, wychodzą na światło dzienne wszystkie złe nawyki. Wiem zatem, czego muszę się nauczyć, jakie sytuacje są szczególnie niebezpieczne i jak sobie z nimi radzić.
Już od paru lat zauważam, że jem więcej, gdy siedzę sama w domu, świadomie odcinam się od świata ( mam skłonności introwertyczne, z którymi walczę ), nie gonią mnie ważne obowiązki tego dnia albo jest to spokojna praca umysłowo-biurkowa,, okopuję się książkami i jedzeniem - i zatapiam się w tym świecie.
A kiedy jedzenie staje się dla mnie obojętne i spełnia tylko funkcje podtrzymywania życia?: kiedy jestem wśród ludzi, spędzam dzień aktywnie, mam dużo umówionych spotkań, zajęć na mieście, gdy jestem zajęta aktualną pasją czy szaleństwem. Typowym przykładem takiego trybu życia jest urlop spędzany turystycznie, w górach, historycznych miastach, muzeach, zamkach... ( eh, rozmarzyłam się... :roll: ). Nie spędzę jednak przecież życia na wakacjach :wink: .
Aktualnie prowadzę wybitnie siedząco - czytający tryb życia, ponieważ, tu już muszę się przyznać, piszę pracę dyplomową (licencjacką). Wcale nie z pędu do wiedzy i wykształcenia, jeden dyplom już mam i osobiście mi to wystarcza, ale obfity polski rynek pracy, szczególnie w moim zawodzie, zmusił mnie do korekty moich kwalifikacji. Piszę więc tę cholerną pracę, za oknem lato i upał, ludzie na wakacjach, a ja ślęczę przy biurku albo wdycham kurz czytelni... I taka zgorzkniała się z tego powodu trochę robię :wink:
A takie czynności wcale nie dają mi zapomnieć o jedzeniu, oj nie. Ale dobrze, że jem pięć posiłków dziennie, więc aż cztery razy dziennie mogę się wymigać od tej szlachetnej roboty :twisted:
Wracając do nawyków "jedzeniowych", widzę jak na dłoni, że chcąc schudnąć i zachować sylwetkę, muszę prowadzić czynny, aktywny, towarzyski tryb życia. Jak mi to wyjdzie w praniu, zobaczymy. Obecnie pracuję w ogromnym dla mnie zbiorowisku ludzi, w pracy nigdy nie jestem sama ani z kilkoma osobami, zawsze jest to dziki tłum, więc po powrocie do domu marzę o ciszy, świętym spokoju, i samotności w czterech ścianach. I jak tu być lwem salonowym i duszą towarzystwa w takich warunkach? :wink: :twisted:
Może to się zmieni, bo mam pewne plany, ale o tym na razie ciiichoo, bo nie chcę zapeszyć.
Kardloz - obawiam się, że ja tej dziewiątki z przodu tak bardzo świętować nie będę, powody wyłuszczałam już wcześniej. Chociaż może, jak ją już zobaczę, to okaże się, że to tylko taka kokieteria była z mojej strony, i zwyczajnie zemdleję z radości :wink: Ale jak już mówiałam, prawdziwe świętowanie będzie przy 45% tłuszczu zmierzonych moją wagą. Będzie to bowiem znaczyło, że mieszczę sie w zwyczajnych ludzkich parametrach. :wink:
Peszymistin -"czytaj wtedy kiedy jesz, a nie jedz wtedy kiedy czytasz", to jest w moim przypadku masło maślane, czyli kij o identycznych końcach :lol: . Niestety skazana jestem, obawiam się, na inną zasadę: "nie jedz, kiedy czytasz, i nie czytaj, kiedy jesz" :(
(Chociaż życie tyle uroku wtedy traci :cry: :wink: ).
Ja też mam niezłą kolekcję Agaty, w obcym języku również, tylko angielskimi, i sięgam po nią, gdy mam już dość moich obecnych naukowych bre...tego, chciałam powiedzieć, ...treści. :wink:
Takija, Hindi, Kardloz - tak, każdy powinien znaleźć najlepsze dla siebie sposoby na opanowanie głodu, byle nie za bardzo kaloryczne :wink: . Na mnie osobiście najlepiej działa gorzka kawa z odrobiną mleka, nie musi być prawdziwa, może być Inka, albo zbożowa ziarnista, w moich stronach jest to Anatol. Czytałam (gdzieś kiedyś :wink: ), że gorzki smak hamuje napływ soków żołądkowych do żołądka, a wiadomo, że im więcej tychże soków, tym bardziej jesteśmy głodni. Na mnie działa także umiarkowany ruch fizyczny (też sprawdzone naukowo), wyjście z domu, poczytanie forum, przypominanie sobie podjętych postanowień jak mantrę ( albo litanię ). W ostateczności kroję sobie marchewkę i świeży ogórek na cienkie słupki, wkładam do szklanki, układam je tak jak paluszki ( bardzo ładnie wyglądają, tak pomarańczowo - zielono ), i chrupię.
Magpru - wiem, że znowu posądzisz mnie o szpiegostwo ( co może mieć pewne uzasadznienie, bo lubię książki detektywistyczne :twisted: ), ale wyczytałam, że byłaś kiedyś wegetarianką. To zupełnie jak ja. I że lubisz callanetics. To zupełnie jak ja. No i to nieszczęsne czytanie.
Zresztą, ja cały czas jestem bardzo prowegetariańska, broń Boże bez żadnych religijno-filozoficzno-światopoglądowych koneksji.
Annaise - hm, wydaje mi się, że ja właśnie chcę uniknąć takiego kombinatorstwa, i choć to na razie słabo mi wychodzi, nie zamierzam usprawiedliwiać nieplanowanego jedzenia czytaniem, kierując się niebezpieczeństem intelektualnej pustyni :wink:
A to porównanie z kreatywną księgowością nic mi nie mówi, bo ja z tą dziedziną mam tyle wspólnego, co na przykład z fizyką jądrową. :D
P.S. Muszę Cię w końcu odwiedzić na Twoim wątku.
Kefa nie zrażaj się porążką, spróbuj przy jedzeniu skoncentrowaś całą uwagą na jedzeniu- wszystkie zmysły-węch,smak ,wzrok...itd. by mózg otrzymał dużo bodźców i przyjął do wiadomości,że jedzenie się odbyło, może tak jest,że kiedy czytasz koncentruje się mózg na wyższej czynności i przegapia :lol: że już został nakarmiony :lol: :lol:
No to troszke zbyt ostrożnie podalem tą cyferke 9, jak mogłem głupi pomyślec że ta wynik może zadowolić taką ambitną kobitke. W takim razie się poprawiam iżycze conajmniej 7 z przodu - teraz moze być ?:)
to prawda, ze nic tak nie sprzyja chudnięciu jak aktywność i nie myślę tu tylko o cwiczeniach. Ja strasznie lubię taki stan, kiedy pracuję nad czymś, co bardzo mnie angażuje i zapominam o czasie o jedzeniu, o swiecie. Kurcze, ale zdarza mi się to coraz rzadziej, bo leń ze mnie straszny. Trzeba będzie nad soba popracować!!! Ale z drugiej strony, czy to nie ciekawe - podjełam decyzje o odchudzaniu, o przejściu na dietę, a w wyniku tego zmieniam całą siebie, ingeruję w najbardziej delikatne i wrażliwe sfery mnie samej. Oj ciężka to walka!!!!
nie mam w tej chwili dużo czasu, bo zaraz muszę iść do pracy, ale jak wrócę to z chćecią przeczytam Twój wątek... piszesz bardzo ciekawie;)
Hi Kefa, nie chcę tu smucić, ale mnie się nie udało jeszcze zwalczyć do końca przyzwyczajenia, że jak czytam to nie jem. :oops: Niestety, zakorzeniłam w sobie ten nawyk w dzieciństwie i tak już niestety we mnie drzemie, choć trzeba przyznać, że z coraz mniejszym natężeniem mnie atakuje. Najlepiej jednak wychodzi mi obstawienie się zapachowymi herbatkami podczas czytania. Pomaga. :P Gratulacje utraty tych dwóch kilosków, a wpadki niestety są nieuniknione, w dietkowaniu nie ma wszystko albo nic, najważniejsze to spokojnie to tego podchodzić i starać się nie dać w najbliższym czasie kolejnej wpadce. :wink:
Kefciu ja się muszę pożegnać na tydzień bo wyjeżdżam z dziećmi na działkę.
Trzymaj się i dietkuj ładnie :P
http://img149.imageshack.us/img149/2...50006l0qo5.jpg
Witaj ponownie,
przeczytałam wszystko, od góry do dołu, od lewej do prawej - dostanę medal? ;)
muszę Was wszystkich zdziwić, uwielbiam czytać, a jedzenie w trakcie czasem mi uprzejmnia to, ale raczej przeszkadza. nie chcę brudzić książek a jak się je, to może się zdarzyć. często czytam w łóżku i mam ręce zajęte przez książkę właśnie, więc jedzenie odpada. za to herbatki jak najbardziej;)
poza tym chciałam napisać, ze Twój wątek tchnie energią. tylko nie wiem, czemu czekasz na jakiś kryzys? lepiej, że go nie ma.
do przeczytania.
julcyk.
Kefa, musimy się trzymac razem.. ja dzisiaj znowu się nażarłam przy jedzeniu.. jejku, jaka jestem zła.. :twisted:
nic dzisiaj nie powinnam jeść, koniec, zaraz za to chyba powinnam pojechać gdzieś na 3 godziny rowerem, by coś spalić.. a potem dobić się na steperze.. już siły na siebie nie mam... :cry:
tak jest zawsze, jak jestem w domu sama, a mąż w pracy.. przy nim tak nie jem, bo wstyd.. to co, mam też wychodzić, jak jego nie ma?? paranoja totalna... :?
o cóz, wybaczam, jak ktoś ma detektywistyczne skłonności, to nie ma rady..
kiedyś byłam wegetarianką kilka ładnych lat - byłam w liceum i przeżyłam któregoś dnia szok po pewnej wystawie fotograficznej na temat wiwisekcji... do dziś pamiętam niektóre zdjęcia.. coś się we mnie zablokowało i mimo najszczerszych chęci nie mogłam nić mięsnego pzrełknąć... ale potem wyszło mi to włąściwie na zdrowie, bo byłam bardzo chorowita, chorowałam kilka razy na zimę w każdym miesiącu opuszczałam szkołe.. a po przejściu na weg przez kilka lat nie złapało mnie ani jedno przeziębienie :lol:
teraz jem, ale mało, nie codziennie i wybieram tylko białe mięso..
a callanetics lubię.. tak..
tylko tego jedzenia przy czytaniu .. nie... (po zjedzeniu, a nie przed :evil: )
Witam, witam i o zdrowie pytam :wink:.
Byłam na zupełnie niespodziewanym wyjeździe na działce u znajomych, dosłownie czasu miałam tyle, żeby w pośpiechu się spakować i wybiec z domu, nie mogłam więc uprzedzić o tym na forum. To wyjaśnienie mojej nieobecności tutaj, co by osoby wpadające do mnie nie miały różnych dziwnych myśli co do powodów mego milczenia :twisted:.
To były tylko trzy dni, a dały mi tyle relaksu i odpoczynku, co miesiąc siedzenia w domu. Po prostu bosko. Uwielbiam bliski kontakt z naturą, a że sama mieszkam w bloku w betonowej dżungli, możliwość takiego na przykład wstania rano i picia kawy na tarasie blisko drzew i kwiatów to raj po prostu. Nic mi wówczas do szczęścia nie brakuje.
A co najważniejsze, przez całe te trzy dni nie wychodziłam prawie z wody, ja, która zarzekała się, że popływam sobie dopiero za rok, kiedy nie będę już straszyć ludzi wyglądem. Gdy tylko zobaczyłam jezioro, prześliczną małą plażę, otoczoną drzewami, ludzi niewiele, popędziłam po strój i rozejrzałam się tylko, czy nie ma w pobliżu jakichś starszych panów ze słabym sercem :wink:.
Woda była cudowna, prawie dla mnie za ciepła, drzewa nadawały zielony odcień wodzie, co bardzo lubię, spokój, żadnego dzikiego tłumu, parę wędkarzy w szuwarach. Pojęłam wtedy, jakim bezsensem jest pozbawianie się takiej radości tylko dlatego, że mam ciało, jakie mam, i ktoś je zobaczy. Zrozumiałam, o czym pisała Peszymistin. Dla mnie pozbawianie się przyjemności kąpieli jest o wiele gorszą torturą niż pokazanie się ludziom w stroju kąpielowym. Ale żeby to zrozumieć, trzeba przełamać się i spróbować. Ja naprawdę wyglądam nieciekawie. Szczególnie uda mam w strasznym stanie, zniekształcone wręcz przez cellulitics, z popękanymi naczynkami. I co z tego? Ważniejsza jest dla mnie woda czy opinia ludzi? Jeden zero dla wody.:)
Zresztą, ja wcześniej miałam naprawdę czarne wizje na temat, co to będzie jak się rozbiorę na plaży. Rzeczywistość mile mnie rozczarowała. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, tym bardzej, że rozbierałam się jak najbliżej wody, parę kroków, i już woda osłaniała litościwie moje wdzięki, bo tam brzeg jest bardzo stromy. Na pewno panie spoglądały na mnie, gdy byłam tyłem do nich, i pocieszały się pewnie, że one wyglądają lepiej, ale to normalne, chyba każda z nas tak robi. Sama jednak nie złapałam ani jednej reakcji na swój temat, a czujna byłam bardzo. Zresztą jestem pewna, że większość ludzi rozumie, że otyła osoba wstydzi się, więc starają się jej nie krępować.
Napisałam to, aby zachęcić wszystkich, którzy lubią pływać, ale mają opory przed pokazaniem się na plaży.
A teraz już konkrety dietowe. Poza ilością kalorii, oczywiście “na oko”, bo wagi tam nie było, systematyczność nie istniała przez te parę dni. Jadłam po prostu wtedy, gdy wpadałam do domku w przerwach między kąpielami. Same potrawy też nie były zbytnio dietetyczne, bo jadłam i kiełbaskę z grilla, i pierogi z truskawkami i śmietaną, biały chleb z szynką, kopytka z kapustą. Śladu po nich nie ma , woda naprawdę, jak to się mówi, “wyciąga”.
Zważyłam się wczoraj dopiero, nie w sobotę, bo prawdę mówiąc zapomniałam, i zobaczyłam wynik 99.8 kg, żegnam się więc powoli z setką. Ale, jak już pisałam, wcale mnie to nie rusza, phi, :wink:, też mi coś :wink:. Aha, i BMI mam 39, więc poniżej 40, która oznacza otyłość zagrażającą życiu. Teraz mam już otyłość zagrażającą zdrowiu tylko.
Na razie tyle, idę poczytać wątki, maraton to będzie, później wam poodpisuję.
Kefa cieszę się, że w końcu się pojawiłas;) już myślałam, że to ja Cie tak przeraziłam, że postanowiłas więcej tu nie wracać;P
jeziora popieram jak najbardziej, uwielbiam pływać i jezioro jest dla mnie najlepsze... mam zamair jechać z poczatkiem września na prade dni nad jakieś jezioro, jesli wszystko wypali to będę sie wesoło pluskac;)
miłego dnia.
Mam nadzieję, Julcyk, że zdążysz z pogodą w tym wrześniu :). Ja kocham pływać w jeziorze. Morze często niespokojne, w rzece pod prąd albo z prądem, na basenie nie ma przyrodzy. Jezioro jest idealne dla mnie.
Kefa - GRATULUJE EFEKTÓW DIETKOWANIA http://www.cosgan.de/images/midi/froehlich/a030.gif WIELKIE BRAWA :!: :!: :!:
Ahh rozmarzyłam się czytając Twojego posta :roll: jak ja marze o domku nad jeziorem i kawie na tarasie :roll: tylko pomarzyć....... Mieszkam jak Ty w bloku na wielkim osiedlu, gdzie nie spojrzeć bloki :x a do tego ten upał i ma się dość wszystkiego :?
Pozdrawiam i zazdroszczę tego wyjazdu :P
Kefa - przeczytałam cały twój wątek - i powiem krótko PODZIWIAM twoją umiejętność przeanalizowania siebie, ja mam ścisły umysł i najlepiej mi wszystko wyrażać w punktach : to i to trzeba taki i tak zrobić; a jednocześnie czytając Ciebie widziałam tyle podobieństw do siebie = czytania + jedzenie, zagrzebywanie się w samotności, TV + jedzenie ; Jak ludzie różni od siebie potrafią popełniać te same błędy. Zazdroszczę wyjazdu nad jezioro - myślę że i ja mając możliwość popływania w jeziorku bym się zdecydowała ubrać strój i wejść do wody, uwielbiam pływać. Co do czytania różnych artykułów na temat zdrowia i diety to chętnie a i tak sama zdecyduję co z tego do mnie przemawia. Za linki bardzo dziękuje - chętnie poczytałam i stwierdzam że najlepiej jak jeść to wszystko nie przetworzone, surowe i jak to się mówi mleko prosto od krowy, jajko prosto od kury. Tylko niestety mieszkając w mieście nie mam na co dzień takiej możliwości. Moi rodzice mieszkają na wsi ale bywam u nich raz na parę miesięcy, a i oni nie mają ani kur, ani krów – w ogóle żadnej uprawy, porostu jak przeszli na emeryturę to kupili na wsi domek i się tam wyprowadzili z miasta gdzie mieszkali całe życie.
JA NIE WIEM co się dzieje ale na twoim wątku wszyscy się rozpisują nawet ja
Ty jestem: z 116 chcę mieć 64 - zaczynamy
36 lat – 164 cm wzrostu
Start 03.07.2006 – 116 kg – BMI 43,13 – otyłość
Planowana meta 03.09.2007 – 64 kg
Ostatnie ważenie: 24.07.2006 – 114 kg
Ufff, nalatałam się po wątkach jak dzika świnia :wink: , w końcu muszę swój odkurzyć. Szkoda, że przy takich spacerach kalorii traci się tyle, co siedząc :lol:
NowaJa, dzięki za gratulacje, ty też masz niezły wynik. Kawa na tarasie to jedno z moich stałych marzeń, mam nadzieję, że kiedyś się ziści i nie będę skazana tylko na ewentualne zaproszenia do takich rajów na ziemi :P Na razie mogę tylko pić kawę na balkonie, z widokiem na następny blok :x . O przepraszam jeszcze na stadion, zawsze to jakieś urozmaicenie :wink:. Swoją drogą, widok z okna na obiekty sportowe w utrzymywaniu sylwetki wcale nie pomaga :twisted:.
Takija, wcale nie jestem pewna, czy my takie bardzo różne osoby jesteśmy. Ja też nie narzekam na swój ścisły umysł, w szkole problemów z matematyką nie miałam. Może tylko z matematyczką :wink: W ostateczności wybrałam wykształcenie humanistyczne, ale w testach zawsze wychodziła mi równa ilość punktów w zdolnościach matematycznych i humanistycznych, co mnie szczególnie złościło, bo miałam problem po maturze z wyborem studiów.
A wypisywać w punktach najróżniejsze plany i założenia zawsze bardzo lubiłam, do dzisiaj znajduję w zakamarkach szaf karteczki z czasów młodości górnej i chmurnej z takimi planami 6-letnimi :wink:
Słuchajcie ( a właściwie czytajcie ), mam w planach pierwszego sierpnia zrobić miesięczne podsumowanie lipcowego odchudzania. Jednym z elementów będą pomiary strategicznych miejsc. Początkowe pomiary dokonane dawno, ale ich nie podałam, bom się wstydziła. :oops:
Pomiary, myślałam, że robię fachowo, tzn. szerokość bioder mierzymy w ich najszerszym miejscu, czyli dosyć nisko, właściwie na pupie. To samo z udami - mierzymy w najszerszym miejscu, czyli prawie w pachwinie. Talia odwrotnie - to miejsce najwęższe. A tu na forum czytam niekiedy, że dziewczyny mierzą biodra gdzie indziej, a pupę osobno. I wówczas w biodrach wychodzi mniej centymetrów :twisted: . A przecież jeżeli metka na spodniach czy spódnicy informuje, że w biodrach jest szeroka na 100cm, to znaczy że tyle ma w miejscu najszerszym. Trochę namotałam, ale chyba wiecie, o co mi chodzi.
Dla mnie więc biodra oznaczają miejsce najszersze w tych rejonach. Proszę się więc nie przerazić 1 sierpnia :twisted:
Peszymistin, ja nie mam jednego ustalonego miejsca do mierzenia bioder, po prostu opasam się miarą i delikatnie przesuwam w dół aż się przestanie rozszerzać i wtedy patrzę na wynik.
Co do talii, czy też pasa ( bo to jest to samo ), myślę, że każdy ma ją w innym miejscu. Ja na przykład najwęższe miejsce, czyli talię, mam dokładnie w pępku, ponieważ mam krótki stan. Dziewczyny wysokie, albo o innej budowie talię mają wyżej czy też niżej? Nie wiem. Ja pod pępkiem zaczynam już gwałtownie się rozszerzać ( i to niezależnie od aktualnej wagi ), więc o żadnym pasie w tym miejscu nie ma mowy.:roll:
No to czekamy niecierpliwie na 1 sierpnia :D :D
z pomiarami zgadzam się, bo i ja mierzę się tak samo - miejsce najszersze tam, a tu najwęższe....ale ja zrobię sobie pomiarki, jak będę miała 10 kilo za sobą, czyli jeszcze tak za.. 3 kilo :wink: :wink:
ale widzę, że już ze 4 cm w biodrach poszło :D :D
Nudzi mi się, niby mam co robić, ale mi się nie chce :twisted: . Poza tym mam dziś syndrom ostatniego dnia pierwszego miesiąca odchudzania :roll: , czyli tylko jutrzejsze mierzenia powstrzymują mnie od świętowania tej "miesięcznicy" :twisted:
Takie okrągłe sumki zawsze były dla mnie okazją do "jednegokawałkaciastanieszkodzącegodiecie", więc chodzę od rana z palącą się czerwoną lampką w głowie, co by w jakąś słodką, niewinną pułapkę nie wpaść.
Marudzę dzisiaj strasznie, waga od paru dni nie spada, w ogóle wszystko mnie denerwuje i niech ten sierpień już nadejdzie, bo chcę odnowić śluby :wink: i wejść na nowo w rytm. Lipiec był bardzo chaotyczny, jeśli chodzi o dietę, i mam zamiar to zmienić.
Połaziłam trochę po archiwum forumowym ( czyli po dawnych wątkach ) i stwierdziłam, że bardzo brzydko wygląda opuszczanie swojego wątku bez słowa pożegnania i wyjaśnienia, a zdarza sie to niestety bardzo często. Nie chodzi mi o takie parodniowe wątki, ale bywa, że dziewczyny piszą napawdę długo, parę miesiecy a nawet lat, a potem nagle jak kamień w wodę... Anonimowość netowa powoduje, że folgujemy sobie często i zaniedbujemy ten element dobrego wychowania. W życiu tak by się nie dało...Obiecałam sobie zatem, że jeżeli przerwę pisanie z jakichkolwiek powodów, to wytłumaczę dlaczego, i zwyczajnie się pożegnam.
Wydaje mi się, że najgorzej jest tym uczestnikom, którzy byli guru na forum, a zawalili dietę... Takim z pewnością najtrudniej jest się do tego przyznać, nie mają ochoty się ujawniać ze swoją klęską. A nie ma grubasa, któremu jojo nie grozi, więc każdy jest tym zagrożony, i to realnie.
Muszę znaleźć moje pomiary sprzed miesiąca, mam je na jednej stronie, ale obawiam się, że nie pamiętam hasła do niej.
Szlag mnie trafia z tymi loginami i hasłami prawdę mówiąc, wszędzie sobie ich życzą, jak ja mam to wszystko zapamiętać :roll: . Zawsze obiecuję sobie, że będę posługiwać się tym samym loginem i hasłem, ale cóż, zwycięża poczucie bezpieczeństwa...
Magpru, dla mnie pomiary co 10 kilo to za rzadko, postanowiłam, że będę się mierzyć co miesią. Mam nadzieję, że taka mobilizacja powstrzyma mnie od głupich myśli, tak jak dzisiaj. Gdybym robiła pomiary za 10 kilo, mogłabym ten czas wydłużać przecież w nieskończoność :wink:
Peszymistin, taa... ładną budowę :twisted: , taką klepsydrowo - gruszkową, czyli dolna część klepsydry większa niż górna, poza tym krótki stan, czyli od niemałego biustu do talii jest bliziutko, co nie wyszczupla optycznie niestety. Pocieszam się tylko długością nóg, do mojego wzrostu idealną. Znalazłam kiedyś tabelkę z idealnymi proporcjami ciała w stosunku do wzrostu, no i nogi mam idealne ( chociaż pod tym względem :twisted: ), tułów zaś od pach do talii za krótki, a od talii w dół do pachwin za długi. Jednym słowem mam za wysoką pupę :wink:
Kiedyś bardziej tego nie lubiłam, teraz już mi wszystko jedno, byle być szczupłą, resztę przyjmuję z dobrodziejstwem inwentarza. Z tego jednego względu cieszę się, że nie jestem już taka młoda, kiedy to dziewczyna przeżywa każdy pryszcz jak tragedię życiową. O, nawet niedawno czytałam na "chcę schudnąć" post jednej młódki, która nie wychodzi w upał z domu, ponieważ uważa, że ma za grube ramiona i wstydzi się ich w krótkich rękawkach, przy wadze o ile pamiętam 70 parę kilo i wzroście 170... Ech, młodość, żegnaj i nie wracaj :wink: .
Hi Kefa, zatem dobrego dietkowania się w nowym miesiącu Ci życzę. Bardzo się cieszę, że jeszcze w lipcu pożegnałaś się z seteczką, to z pewnoscią inspiruje do dalszego działania. :P A takie miesięczne bilanse są bardzo wygodne i nie ma co - potrzebne. Na razie poprzestaję na mniejszych cyklach - tygodniowych - bo jakoś to moje dietkowanie jeszcze nie jest za pewne. Pisałaś, że lipiec miałaś chaotyczny, ale to przecież normalne w początkowych tygodniach powrotu do dobrych nawyków. :wink: A jak tam idzie pisanie licencjatu? :wink:
witaj Kefo: ja nie potrafilbym wytrzymac cały miesiąc aby nie wejsc na wage, chyba ze co miesiąc chcesz uzywac metra krawieckiego a wazyc sie czesciej ??
Pozdrawiam
Kefa :lol: witam serdecznie , tak mądrze u ciebie...właśnie przeczytałam ,co napisałaś o opuszczaniu wątków, ja na forum znalazłam wątek Devoree, dla mnie to był cud,to czego ona dokonała i kiedy wreszczie dobrnęłam do końca,to aż się popłakałam,że już się pożegnała z forum,ale rozumiałam to postanowienie, jednak później odnalazłam inny wątek, gdzie można devoree spotkać i bardzo się ucieszyłam, będę się starała przed dłuższym opuszczeniem forum dać znać, bo nie bywam na forum codziennie.....
bardzo cię podziwiam,że już przeskoczyłaś 100- cieszę się razem z tobą
a kiedyś,kiedy miałam 75 to byłam tak samo głupia, jak ta ,co się kryje w domu, dokładnie tak samo, wejść w strój kąp. i wyjść do ludzi, to był dla mnie koszmar ...a co dopiero teraz? Obiecałam sobie, że jak zejdę do 120 kg a wierzę, że zejdę-bo muszę, to zacznę chodzić na basen, wprawdzie będę musiała dojeżdżać, ale tak sobie obiecałam.... :wink:
Aaaa, znowu niespodziewany wypad! Zmierzyć się, nie uwierzycie, zapomniałam, a teraz już nie mam czasu, za godzinę wychodzę a jescze się nie spakowałam.
Wracam jutro wieczorem, więc pomiary w czwartek dopiero, bo chcę je zrobić rano. Poodpowiadam wam też dopiero po powrocie, bo teraz czas mnie goni.
Tylko Belli odpowiem teraz: :twisted: pisanie licencjatu :twisted: wrrr...wrrr...właśnie widać jak go piszę :twisted: :twisted: :twisted: :wink:
No, zadzieram kiecę i lecę :lol: Trzymajcie się, pa, jadę odmakać w jeziorku!
ten pomiar metrowy po 10 kilo to dlatego, że już tylko 3 mi brakuje i ma to mnie zmotywować do szybszego ich zrzucenia z niecierpliwości :lol:
na pocztku też zamierzałam co miesiąc, ale zawsze przegapiałam ten termin, w końcu teraz postanowiłam za trzy kilo :wink:
bo to będzie już półmetek - i bardzo ciekawam, jak to będzie :wink: :wink:
no kefa, nareszcie cię znalazłam :D poczytałam sobie o ty,m, co piszesz o opuszczaniu wątków...i przypomniałam, co napisałaś na moim...i czuję się pochwalona, błogosławiona itepe itede :D :D :D :D a syndromy, które opisałas 31 lipca, sa dla mnie aktualne właśnie dziś :shock: też mija 4 tygodnie mojego normalnego odchudzania (jeśli to mozna nazwać odchudzaniem) i wkurza mnie, że mam niedobre myśli otwierając lodówkę :evil: :evil: :evil:
i zycze miłego wypadu
Hi Kefa, kiedyś potrafiłam więcej wszamać podgryzając pisząc teksty niż nawet w czasie oglądania tv czy czytania książki, teraz na szczęście z opresji ratuje mnie uśmiechająca się do mnie woda na biurku. :wink: I tak się właśnie wczoraj zastanawiałam, czy też masz ten syndrom ruszania buzią przy pisaniu. A za licencjat i tak musisz sie kiedyś wziąć, więc może teraz? :wink: Tym bardziej, że to dla Ciebie łatwizna i nie pierwszyzna. :wink: Czekam na te Twoje czwartkowe pomiarki - powodzenia! :P