Dlaczego się rzuciłm na jedzenie? Nie wiem.
Mąż był w domu 2 tygodnie na urlopie. W tym czasie byliśmy w domu zawsze razem i zawsze raem wychodziliśmy. Nie było momentu, żebym została w domu sama. I gdy taki nadszedł wczora (mąż poszedł na 6 mionut do garażu tylko) pierwsza myśl jaka mnie opętała to było "Teraz mam okazje zjeść, nikt nie widzi".
Co zjadłam? Nie pamiętam. Wszystkiego po trochu. Nie zastanawiałam się nad tym co jem. Byle zjeść jak najwięcej zanim wrtóci mąż. Sery, pieczywo, kilka cherbatników, potem kawałek salami, potem jeszcze czekoladę znalazłam i na koniec wygrzebałam z lodówki kawałek wędliny. Kolekność i dobór potraw tak jak napisałam. Normalny człowiek po prostu by zwymiotował jedząc w ten sposób. Ale ja nie myślałam co jem. Chodziło o to żeby zrobić to szybko, zanim wróci mąż. I jak najwięcej. Brałam z lodówki rzeczy juz napoczęte, żeby potem nie można było się zorientować, że coś dotykałam. Jakbym popełniała jakieś straszliwe przestępstwo. W tajemnicy przed najblizszymi. Jest mi poprostu niedobrze jak uświadamiam sobie swoje zachowanie. Jest nienormalne. Wiem o tym. Ale nie umiem nic na to poradzić. Od przeszło 2,5 lat. potem wypijam te wszystkie herbatki przecyszczające. Potrafię przez tydzień zjeść np 3 marchewki i nic więcej. Chudnę szybko. Wtedy czuję się szczęśliwa. A potem przychodzi następny atak. I jeszcze następny. I znowu herbaty, potem głodówki...
Masakra...