Droga Moniko

Myślę, że nie ja jedyna to powiem - czytając Twoją notkę o dotychczasowym samopoczuciu, ocenianiu siebie, swojej wartości, zajadaniu problemów.. widziałam siebie.
Wstyd przed wychodzeniem gdziekolwiek, pokazywaniem się w grupie szczupłych, zadowolonych z siebie znajomych (eh, co za przesada, każdy ma jakieś kompleksy, ale osoba pulchna widzi to inaczej), ciągła depresja wywołana wagą, płacz w poduszkę, samotność (bo kto mnie taką pokocha? - fatalne, bo wbrew temu co się sądzi faceci aż tacy straszni nie są), zajadanie tego smutku, zajadanie tego że zajadam, a tłuszcz się magazynował.. Mnie najbardziej denerwuje to, że osoby naturalnie szczupłe potrafią się mądrzyć jakie to złe się tak objadać i że to beznadziejne, a tak naprawdę nie mają pojęcia jak to jest - jak głęboko ten problem siedzi w psychice człowieka. Trzeba coś takiego przejść (chociaż nikomu tego oczywiście nie życzę), żeby móc nas zrozumieć. Tutaj jest ("na szczęście") mnóstwo osób, które rozumieją.

A teraz wiem już jedno - fantastycznie jest się z tego wyrwać. Powalczyć trochę o siebie, spojrzeć w lustro przychylniejszym okiem i dostrzec, że w oczach innych ludzi niekoniecznie jestem tylko tym grubasem, którego sama widzę. Oni tak naprawdę dawno temu zaakceptowali mnie taką, jaką mnie poznali i mój wygląd jest dla nich czymś naturalnym - to pierwszy krok, żeby wyjść z "kokonu" i zacząć pracować nad zaakceptowaniem siebie. Następny to zmiana tego, co mi nie odpowiada - czyli dieta.. ja już teraz widzę jak bardzo się zmieniłam, chcę iść do ludzi, bawić się, korzystać z tego, co oferuje mi moje otoczenie - i co z tego, że nadal mam nadwagę? Mam prawo do życia tak samo jak cała reszta. To wcale nie znaczy, że siebie zaakceptowałam - do tego mi niestety daleko i nadal miewam te ciężkie wieczory, kiedy patrzę w lustro i chce mi się płakać.. ale jest ich już bardzo malutko, bo walczę o siebie
I Tobie życzę, żebyś jak najszybciej odczuła taką zmianę i zaczęła się cieszyć życiem, bez uporczywych myśli o swoim wyglądzie..

Z bieganiem - jeśli nadal boli Cię kolano - na razie bym się wstrzymała. Stawy są zbyt obciążone - ja miałam to samo. Za jakiś czas (czyt zrzucone kg) powinno Ci być lżej. A nie warto się narażać na jakieś poważne kontuzje. Lepiej zacząć od spokojnych spacerków

Uzależniona od słodyczy byłam niewątpliwie - ach, ale się jadło! codziennie czekolada, jakieś ciastka, batoniki, cuda.. - a teraz aż mi niedobrze na samą myśl o tym, że miałabym to wszystko w siebie wpychać. Ja razem z decyzją o diecie porzuciłam słodycze i wszelkie takie jedzenie - z dnia na dzień. I poza jednym załamaniem w maju, kiedy odpuściłam dietę na dobre (eh!), od grudnia nie jem słodyczy wcale. Na początku było ciężko, a teraz to dla mnie całkiem naturalne. I nawet mnie do nich nie ciągnie
Tak więc walkę ze słodyczami da się wygrać! I Tobie na pewno też się uda, zobaczysz.

Odkrywanie zasobów piękna jak ładnie to ujęłaś! Każdy z nas ma w sobie coś ładnego, tylko trzeba to dostrzec i docenić, o! I rozumiem doskonale, jak Cię dobrze te wszystkie czynności nastawiły - kąpiel, balsamowanie. Dbanie o swoje ciało przynosi ogromną satysfakcję, sama o tym nie wiedziałam, dopóki nie zaczęłam. Więc nie przestawaj

Rozpisałam się okropnie, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.. taka gaduła ze mnie jest
Trzymaj się dzielnie kochana i walcz o siebie, bo naprawdę warto!
Buziaki, C.