co by tu zrobić, żeby było dobrze...
W dietach doczytałam, że 1500 kcal, to dieta stabilizacyjna, a mi się wczoraj ledwie w tym limicie udało zmieścić... i teraz sobie wymyślam, co by tu zrobić, żeby było dobrze.
Mam taką opcję, że przez tydzień postaram się mieścić w 1500 kcal, żeby przyzwyczaić się do liczenia kalorii, zmusić siebie do pilnowania posiłków, już zapisuję co jem i tylko dzięki temu wiem, jaki był wczorajszy wynik kcal. Dziś jest godzina 14 zjadłam 325 kcal i nie jestem głodna, więc już troszkę łatwiej było mi zaplanować śniadanie i przekąski w pracy, aby wynik nie był zastraszający i zostało parę kcal na obiad, zwłaszcza, że dziś jemy u teściów i nie mam ochoty ogłaszać wszem i wobec, że jestem na diecie, bo i tak na wsparcie nie mogę liczyć, a jak się nie powiedzie, to na docinki mogę liczyć na pewno. Jak na razie wynik kcal dzisiejszy mnie satysfakcjonuje. Uczę się i jestem z siebie zadowolona. Jak będzie mi już liczenie sprawiało mniej kłopotów postaram się wypróbować konkretną dietę. Na razie brałam pod uwagę kopenhaską, ale wydaje mi się , że na niej to umrę z głodu i z kapusty kiszonej, ta jakoś wydaje mi się łatwiejsza do przebycia. Ale to przyszłość. Na razie przez tydzień chcę się obracać w 1000-1500 i uczyć się liczenia kcal.
Życie zmusiło mnie do nauczenia się co to są węglowodany, w czym się znajdują i przeliczania tego na wymienniki węglowodanowe dla cukrzyka, nauczyłam się gotować pod takie dyktando, więc i ze swoją dietą i kaloriami dam radę. jestem dzielna.