Witam Was kochani po długiej nieobecnosci...
Udało mi się nie przybrać na wadze...!
I chyba też troszeczkę schudnąć :P
Jutrzejsze ważenie pokaże dokładniej co tam w trawie piszczy.

Otóż... Nie schudłam zbyt wiele bo/ponieważ... : (i tu zaczyna się cała historia)

Od razu na pierwszej jeździe... spadłam w galopie. Koń mi poniósł...
A że skubany mierzy w łęku 190 cm to upadek nie był zbyt szczęśliwy.
Poza krwawymi siniakami,guzem na głowie, szokiem pourazowym... (po raz pierwszy mam dziurę w pamięci! Nie moge sobie przypomnieć co się działo tuż po upadku... Pół godziny z życia wyjęte)
rozwaliłam sobie także kolanko.
Następnego dnia poleciałam do chirurga (bo cholernie bolało), który oznajmił: "obsunięta łękotka".
No i ostalam się biedna ze śmierdzącą maścią pod opaską uciskową i bandażem na kolanie, oraz ketonalem...
Mimo zakazu polecialam na koniki w dwa dni później :P Bolało, bolało, ale nie było tak źle... Oczywista, nie forsowałam się zbytnio.
A teraz już prawie zupełnie normalnie chodzę... Choć wieczorami noga mi jeszcze dokucza. I to byłoby tyla..

To chyba był najpoważniejszy z wszystkich moich spadków z konia.

Zaraz skoczę nadrobic zaległości na Waszych tematach... ale póki co - idę pod prysznic, bo dopiero wysiadłam z samochodu po 7 godzinach męczarni...
Cała jestem pachnąca i taaaaka świeżutka, że nawet mój własny pies nie chce do mnie podejść

Buziaczki!