Podjelam ta walke poraz kolejny i powiedzialam sobie ze ostatni. Nabawilam sie 40 kilogramow, z pieknej kobiety zamienilam w wieloryba, jestem samotna, z niska samoocena, mialam klopoty znalezc prace, na jednej z rozmow wrecz obrzydzenie buchalo z twarzy osoby rekrutujacej, mojemu 6 letnmiemu synowi tez sie nie podobam, wiec ile mozna ??? !!!! Wiec walcze. Najgorsze bylo zmobilizowanie sie, przekladalam je na pozniej, żarlam jeszcze wiecej. Ale w koncu sie zabralam za siebie i dziewczyny nareszcie wierze , ze to mozliwe. Z prawie 105 juz mam 98. Wydalam sie na wage elektroniczna z wyszczegolnieniem wody, miesni, kosci , kilogramow itd, wykupilam karnet na basen, dzis jade za butami do nordic walking, znalazlam grupe w swoim miescie ktora chodzi. Wykupilam karnet na silownie. Dwa tygodnie rozkrecam sie juz na basenie, gdyz nawet wejscie na 1 pietro powodowało u mnie zadyszke , teraz zwiekszam tempo. Ostatnio pojechalam z rodzina na wycieczke rowerowa, zrobilam jakies 50 km, ledwo zylam, kiedy przejezdzalismy koło piekarni cudownie pachniało upieczonym ciastem i wiecie co? Jak sobie pomyslalam ile przezylam w tym dniu na tym rowerze to odechciało mi sie tego ciasta. Jestem z siebie dumna. W trudne dni wspieram sie farmakologicznie, a czasem , gdy mam duzo spraw to z dieta nie ma klopotu. Dzis mam juz 98 kilo. Ale nie poddam sie . Dopne swego i to na zawsze . Nie wroce juz do wagi słonia.
Zakładki