Wyglądam wyglądam...ale dzięki za pocieszenieMowiac szczerze,to nie wygladasz na te swoje kilogramy-serio
Ja sobie zdaję z tego sprawę...i dlatego próbuję i walczę mimo, że niespecjalnie mam siłę i motywację...bo zawsze to lepsze niż trafić pod nóżPamietaj ,ze operacyjne zmniejszenie zoladka jest duzo bardziej ryzykowne..
No właśnie nie bardzo. Pracę mam stricte siedzącą...co nie znaczy, że lekką. Wracam do domu o 16.30, zakupy, obiad, oddech po pracy i jest praktycznie 19.00. Ale nie ma siły, mus to mus...trzeba będzie ten czas na ruch znaleźć Basen odpada ze względów estetycznych ale są przecież inne sposobyJak u Ciebie sprawa z ruchem? Masz czas by coś dla sibie takiego robić i to najlepiej systematycznie? Basen, jakieś zajęcia grupowo-motywacyjne, marsze/spacery?
No ba ! Musibo kiedyś musi się udać!
A co do samej diety...pierwsze dwa dni totalna meczarnia. Kusiło wszystko, wszędzie i przez cały dzień. Udało się jednak jakoś opanować co nawet nieźle prognozuje na pierwsze dni ale cieszyć się na zapas nie zamierzam Co do samych założeń...przynajmniej na początku wracam do liczenia kalorii. Zrezygnowałem z tego bo wpadałem w lekką paranoję liczenia ale jak się okazało to był błąd. Dlatego wracam (za zgodą Eli i po długich kombinacjach jak to ugryźć) do liczenia i jednocześnie będę się bardzo starał nie podchodzić do tego obsesyjnie...mam nadzieję, że uda mi się to pogodzić. Zaczynam od nie przekraczania 2300 kalorii, z zapasem do 2600 do którego dzień będzie nadal zaliczony do udanych , w zależności od przebiegu diety, jeżeli waga będzie spadać zbyt szybko będziemy tę liczbę zwiększać.
Noooom...to chyba tyle...tytułem wstępu...pozdrawiam Was kochani
Zakładki