U mnie licho. Waga stoi w miejscu więc chyba nie staram się jak powinnam.
Od dzisiaj liczę i zapisuję w dzienniczku ile pożarłam, bo tak być nie może, że tylko towarzysko czytam opisy walk innych dziewczyn!!!!
Muszę w końcu wziąć się za siebie!!! Dlaczego nie mogę z niezłomnym uporem wytrwać na jakiejkolwiek diecie? Po euforii zawsze przychodzi załamka i pytanie: tak właściwie to po co?A jeśli dzsiaj zjem to przepyszne (cokolwiek), to od jutra tez mogę zacząć i kontynuować.Tyle, że zawsze przekładam na jutro. Chyba potrzebuje psychologa i to często.
Ponieważ od dłuższego czasu trzyma mnie przeziębienie ze wszystkimi jego "walorami", to wydaje mi się, że nie jem,a waga ani drgnęła. Ale ja wiem gdzie ten pies leży. W wieczornym pojadaniu! Stare jak świat, mnie dobrze znane, a i tak ulegam temu wypracowanemu głodowi
Jak rzekłam, tak zrobię, zapisuję,co jem.Dzisiaj zjadłam juz 1 jabłko, bo jestem chora i nie mam na nic więcej ochoty.