-
Witam dziewczęta 
Menu dzisiejsze (ciężko było coś wykrzesać z tych resztek dietowego żarcia w domu, ale udało się):
śniadanie: 2x kiwi, brzoskwinie w soku (120gramowe porcje za 70kcal), Activia truskawkowa
drugie śniadanie: sałatka (dwa pomidory, dwa ogórki małosolne), Wasa x2
obiad: ekhem, groszek Bonduelle (ale on w składzie ma groszek, wodę, cukier i sól!, żadnych sztucznych konserwantów!
), Wasa x3
podwieczorek: jogurt naturalny z żurawiną i otrębami (który to już dzień z rzędu?
)
kolacja: no też nie najlepiej, bo mleko waniliowe Łaciate (ostatnie!)
Łącznie kalorii dzisiaj: 935kcal.
Wiem, wiem, mało, słabo i w ogóle be. Już się tłumaczę!
Wczoraj byłam zmęczona po tym rowerowaniu w upale i przez bolące oczy, wieczorem nie ugotowałam nic na obiad. Stąd też w pracy wszamałam ten groszek, który tam na wszelki wypadek w szufladzie był. Z kolei co do kolacji miałam zgoła inne plany (rybka na ciepło!), ale w ciągu dnia okazało się, że będę musiała z pracy pojechać do siostry do szpitala, a potem skoczyć na pocztę i wysłać polecony, i koniec końców w domu byłam o godzinie 19tej, z brakiem realnych możliwości na w miarę szybkie przygotowanie czegokolwiek. No więc wypiłam to mleko i trudno. Ale to było ostatnie, już żadnego zapasu w lodówce nie ma! I nie będzie
.
Rowerowania nie było przez tę pogodę, ale cudem uniknęłam MPK. Bo rano podjechałam kawałek z rodzicami autem, a potem wsiadłam w busika, który staje na przystanku pod pracą. A w drugą stronę też z ojcem autem pojeździłam i do szpitala i do domu. A na pocztę się przeszłam na nogach, więc chociaż tyle tego ruchu dzisiaj miałam. Chociaż to nic w porównaniu z rowerkiem, no ale trudno.
W pracy z tego wszystkiego przesiedziałam dziś 9.5 godziny, masakra. Ale szef się ucieszył, że teraz mogę być normalnie codziennie (no bo wiadomo, w ciągu semestru to są zajęcia i czasu dużo nie mam) i już ma dla mnie jakiś projekt na przyszły tydzień. I dobrze, bo jak nie ma co robić, to się w pracy czas strasznie dłuży.
Oczy nadal trochę dokuczają, cały dzień je sobie zakraplałam (nauczyłam się to wreszcie robić..
). A od tego słonka łuszczy mi się skóra... na powiekach
. Nie ma to jak ciekawie się opalić, nie?
Niby policzki najbardziej mnie piekły po wczorajszej jeździe, ale one tylko lekko ciemniejsze od reszty i po kuracji kremem nawilżającym całkiem normalne. A te powieki czym nie smaruję, tak czy siak się łuszczą. Trudno, przeżyję.
Jutro z rana koniecznie na zakupy, bo jeszcze trochę i będę się żywiła chyba Energią Z Kosmosu.
Dzisiaj się rozejrzałam za stanikami i już wymieniłam sie mejlami ze sklepem - postanowiłam, że ten za duży wymienię na podobny, ale płytszy (zakończenie fiszbin jest o wiele niżej, stanik przystosowany do dużych dekoltów) i z miseczkami o dwa rozmiary mniejszymi - obawiam się, że też może być za duży, no ale sprawdzę i tak. Już został dla mnie zarezerwowany, ale chyba dopiero w poniedziałek poślę im przesyłkę ze zwrotem. Chyba że ta moja poczta jutro otwarta, ale nawet nie wiem.
Z tymi 2kg na tydzień, to oczywiście tylko statystyka. A jak wiadomo, "statystycznie koń i jeździec mają po trzy nogi". A tak naprawdę to waga schodziła tak: 110 -> 106 -> 104 -> 102 -> 101 -> 100. Obawiam się, że to początkowe szybciutkie tempo już nie wróci i teraz będę się tak wlokła tym kilogramem na tydzień, ale nie będę narzekać - najważniejsze, że się odchudzam, dobrze mi z dietą, a tłuszcz ucieka. Policzyłam sobie dzisiaj, że chudnąc kilogram na tydzień już w listopadzie osiągnę 80kg, a na urodziny wyszłoby nawet 75kg. Ale na to nie liczę, bo na pewno po drodze będzie jakiś zastój. Jak w grudniu będę miała 80kg, to będzie super.
Dziękuję Wam bardzo za miłe słowa i wszystkie gratulacje
pierwsza dziesiątka za mną, to miła świadomość. Teraz niecierpliwie czekam na dwie cyfry..
Ivett, ja wstałam jakoś przed 5tą i chyba dopiero wtedy (u mnie) ta burza się zaczęła, bo wyraźnie słyszałam, że deszcz się zaczynał.. ale możliwe, że to były jeszcze jakieś majaki senne.
Swoją drogą jakieś dziwne rzeczy mi się śniły, jakby film o mordercy na zlecenie or sth.
Ja nie mordowałam, ale jakoś tak jakby byłam tego świadkiem czy coś? Albo po prostu widzem w kinie.. cholera wie
.
Jesi, dokładnie
jakbym chciała i się postarała, to bym na tę pinezkę w życiu nie trafiła.. a tak, proszę. Śliczna pinezka w oponie. A z okularami bardzo słusznie robisz i ja już też poszłam po rozum do głowy. Nigdy się oczami nie przejmowałam, ale powinnam zacząć o nie dbać. W końcu jestem z tego pierwszego pokolenia, co to całe życie przed monitorem.. A teraz, jak siostra w szpitalu, to szczególnie zaczynam zdawać sobie sprawę, jaka ze mnie szczęściara, że jestem w miarę zdrowa, nic mnie nie boli, nic nie nawala.. trzeba o to dbać, póki wszystko ma się w porządku.
Zapowiedziałam też Mamie, że musimy mi znaleźć i kupić jakąś jasną czapeczkę. Co prawda wyglądam w czapkach jak kupa, ale trudno - będę szybko przejeżdżać, żeby nikt mnie nie widział
Henriette, moja Mama często komentuje moje dietowanie właśnie w taki sposób, że mi zazdrości - a ja zawsze jej tak samo odpowiadam: "nie należy zazdrościć, tylko naśladować"
. Nie robię niczego nadzwyczajnego, więc jeśli tylko chciałabyś tak samo, to nic nie stoi na przeszkodzie
.
Agitku, dziękuję bardzo, że mnie odwiedziłaś, tym bardziej, że u Ciebie ostatnio z czasem krucho
. Cieszę się, że jesteś na forum mimo to i mam nadzieję, że dietowanie Ci dobrze idzie. A z tym dogonieniem to raczej tak kolorowo nie będzie, no ale będę się starała, a jakże! 
Dziękuję Wam wszystkim ogromnie za odwiedziny - jesteście kochane. Trzymajcie mocno kciuki za te moje dwie dziewiątki, bo już mam ochotę zakończyć ten pierwszy etap..
Życzę miłego wieczorka, dobrej nocy i udanego weekendu oczywiście 
Buziaki, C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki