Dzień dobry
Z góry proszę o niełączenie tego wątku z moim poprzednim - nie chce wracać do okresu w którym podjełam walkę i po 2 tygodniach się poddałam. To było 2 miesiące temu, aż nie wierze, że udało mi się przytyć od tego czasu 3 kg.
Osiągnełam ostatnio apogeum mojej wagi -112,3 kg. Jeszcze pamiętam gdy przekroczenie 100 kg było wielką traumą dla mnie - a teraz już nawet nie ma tego 0 po środku strasznej 3 cyfrowej liczby.
Zaczełam nienawidzić swojego ciała, kolana bolą- odmawiają znowu posłuszeństwa... jednym słowem masakra.
Moim wielkim problemem - jak mozna to tak nazwać, bo to lubie - są imprezy. Podczas imprezy potrafie wlać w siebie dużą ilość piwa, czy innego alkoholu (mocna głowa), a później szczuplejsi znajomi idą sobie na kebaba o 4 nad ranem - to ja też nie pójdę?
Nie wiem, co zrobić - nie chce rezygnować z życia towarzyskiego. Nie wyobrażam sobie "siedzenia o tzw. suchym pysku" na imprezie.
Drugim problemem jest zajadanie smutków - za jednym razem potrafię zjeść 2 czekolady, batona, chipsy...
Ostatnio staram się z tym walczyć.
Mam też nieleczone obecnie PCOS (boje sie, że na hormonach przytyje - tak jak kiedyś) i chyba coś z tarczycą (raz mówia mi ze niedoczynnosc, raz ze hashimoto, a raz ze wszystko jest ok - więc tego nie leczę).
Planuję w najbliższym czasie przejść się na badania hormonalne i zapisać do endokrynologa.
Od 3 dni korzystam z serwisu ile wazy, aby liczyć kcal, białko, węglowodany itp. jedzone w ciągu dnia.
Sportu uprawiać nie mogę - ze względu na chore kolana. Jedynym rozwiązaniem na tą chwilę są spacery lub basen.
Zakładki