Witajcie
Jak tu zacząć, żeby od razu wszyscy nie czmychnęli gdzie pieprz rośnie? No to może najpierw się przedstawię. Mam na imię Kasia A oprócz tego mam niestety zbędne kilogramy. Dzisiaj rano było to 77,8 kg przy niewielkim wzroście 160 cm. Jak domyślacie się nie wygląda to za ciekawie
A teraz trochę historii:
Nie tak dawno temu za paroma pagórkami i kilkoma rzeczkami żyła sobie dziewczynka, kóra od dzieciństwa miała problemy z wagą. Zawsze była grubsza od większości rówieśników, co było na tyle frustrujące, że dziewczynka jadła coraz więcej i więcej, i była coraz bardziej nieszczęśliwa. I tak to trwało... Od czasu do czasu dziewczynka zaciskała zęby i się odchudzała, ale w kim miała znaleźć wsparcie? W przyjaciółkach szczupłych i wysokich? Na studiach ważyła już 85 kg i wyglądała jak mały hipopotamek. No i wtedy okrutnie się zakochała.Choć chłopak był bardzo sympatyczny i przyjacielski okazał się szalenie oporny na jej grube wdzięki. To już mocno weszło na ambicje dziewczynki. Zawzięła się tak, że w pół roku schudła 20 kg. Ale potem jakoś uczucie jej przeszło i osiadła na laurach. Waga znowu ruszyła w górę i tak sobie krążyła między 70 a 75 kg. W międzyczasie zaczęła pracować i znowu się zakochała, ale tym razem tak totalnie, że popadła niemal w anoreksję. Na szczęście dobrzy ludzie powstrzymali ją przed tym i dziewczynka pozostała przy 55 kg na długo. Wyglądała na tyle dobrze, że nie musiała się już martwić, że nikt na nią nie zwróci uwagi. Pojawił się ten Jedyny. I zaraz potem okazało się, że dziewczynka jest w ciąży. Poczuła się na tyle bezkarnie, że wchodząc na wagę tuż przed samym porodem ważyła 92 kg! Kilka dni po porodzie była już co prawda o 20 kilo lżejsza, ale zostawiła sobie na zawsze ogromne rozstępy i rozciągniętą skórę na brzuchu. Oczywiście przyrzekła sobie i wszystkim w koło, że zaraz się zacznie odchudzać. Tylko, że odkładała to z dnia na dzień. Aż po dwóch czy trzech latach ważyła 95 kg. Poruszała się z trudem, wstydziła się siebie. Alienowała się, bo bała się, że nikt jej nie zaakceptuje. I wciąż jadła, jadła, jadła... Było jej tak potwornie źle, nawet miłość ukochanego mężczyzny i synka nie dawały jej siły by się zmienić.
Aż dzień przed swoimi imieninami w 2004r. weszła na wagę i zobaczyła 88.9 kg. Powiedziała dość i w miesiąc zeszła do 80 kg. A potem kontynuuowała walkę, choć nie było jej lekko. Porwała się nawet na 13, która dała jej spadek wagi o 6 kg. Po koniec zeszłego roku dziewczynka ważyła 67 kg. Czuła się świetnie. Ale życie to nie tylko walka z kilogramami, ale również inne wypadki losowe. A ona swój strach, zły humor i kłopoty po prostu zajada. I nagle waga znowu zaczęła lawirować w okolicach 7 z przodu, by w poniedziałek 12.09.2005 r. pokazać 77.9 kg.
Ciekawe, czy kiedykolwiek uda jej się wrócić do wagi 55 kg, kiedy czuła się tak świetnie? Nie wiem, ale mam nadzieję, że będzie jej służyć wsparciem w walce o to. Póki co plan ma taki, żeby do końca tego roku zejść do 70 kg i zmniejszyć obwody
Będę tu zdawać relacje ze swoich wzlotów i upadków (oby tych drugich jak najmniej) Będzie mi więc bardzo miło jeśli ktoś poda mi pomocną dłoń i będzie służył dobrą radą. Bo to czego nauczyłam się podczas tych wszystkich "odchudzań" to ogromna rola wsparcia bliźnich, a zauważyłam już, że tu na forum można na coś takiego liczyć
Pozdrawiam wszystkich chudnących i tych schudniętych
Zakładki