-
ROZDZIAŁ II
Po raz ostatni zmieniam temat! Ostatni raz próbuję, jeśli tym razem stracę zapał, więcej tu nie wracam
No ale jeśli już mam zacząć nowy rozdział mojego życia, to trzeba to zrobić logicznie i dobrze się do tego przygotować... Tak więc, post będzie długi, gdyż zamieszczę tu przemyślenia osoby z bagażem doświadczeń w zakresie "diety". Może ktoś to przeczyta i znajdzie jakieś cechy wspólne ze swoją osobą...
Co mnie motywowało?
Zawsze byłam gruba... Nie dlatego, iż mama uważała, że pulchne jest zdrowe i piękne, albo dlatego, że babcia robiła takie dobre niedzielne obiady. NIE! To tylko i wyłącznie moja wina! Pamiętam, że kiedy w szkole podstawowej moja rodzicielka postanowiła mi pomóc - szalałam. Krzyczałam i płakałam dopóki nie dostałam bułki, lub słodyczy. Każda sobota wyglądała tak samo - zakupy z mamą i wymuszanie na niej kupna cukierków: siatka dla mnie, siatka dla brata. Potem powrót do domu i jedzenie... Brat rozdzielał sobie słodycze na cały tydzień, poprzestawał na 2 cukierkach, które delikatnie pieściły podniebienie. Inaczej ja. Zaszywałam się w pokoju i tak długo jadłam te cukierki, aż zjadłam wszystkie, a podniebienie krwawiło i bolało niemiłosiernie. Kiedyś mama dała mi pieniądze na "klasowe". Nakupiłam górę chipsów (za 10 zł!) i jadłam całą drogę do domu. Wszystko się wydało, gdyż trudno było na mojej bluzie znaleźć skrawek materiału na którym nie byłoby okruszków (co za niefart!). Takie sytuacje były codziennością. W szkole nie byłam poniżana, raczej lubiana przez innych, ale chyba właśnie dlatego, że dla nikogo nie stwarzałam zagrożenia (atrakcyjnością itd.). Tylko od czasu do czasu słyszałam szydzące ze mnie dziewczyny i dosadne komentarze chłopców. Bardzo cieszyłam się, kiedy ten etap się skończył i zdałam egzaminy do liceum muzycznego. Postanowiłam, że we wrześniu edukację zacznie nowa Marta. Poszłam do gabinetu pielęgniarki się zważyć, żeby uświadomić sobie z jakim problemem przyjdzie mi się zmierzyć. 75 KILOGRAMÓW! Te słowa brzmiały jak wyrok. 14 lat i 75 kg... Potrzeby był taki kubeł zimnej wody, następne dwa miesiące to dieta ("chora" dieta nastolatki) i 10 kg mniej. Potem trzymałam wagę. Kiedy wskazówka groźnie się wychylała w prawo - zaczynałam jakąś cudowną dietę. Tak było do stycznia tego roku. Dieta, obżarstwo, dieta, obżarstwo itp. itd. Zastanawiam się co mnie tak naprawdę motywowało w różnych okresach mojego życia:
- chłopcy (chciałam się podobać, a nie podpierać ściany. Płeć brzydka mnie nie zauważała)
- fajne ubrania (też chcę pokazać nogi i brzuch!)
- nowa szkoła i znajomi
- chęć pokazania, że i mnie się uda!
- samoakceptacja
W bliższym czasie:
- mój ukochany, dla którego chcę być NAJ
- forum i osoby, którym się udało!
Spotkanie z forum.
W styczniu nie mogłam na siebie patrzeć po świąteczno/sylwestrowym obżarstwie. Postanowilam coś z tym zrobić. Znazałam forum, poczytałam wątki, pooglądałam zdjęcia i pomyślałam:
- innym się udało to i mi się uda
- zaczynam dietę 1000 kalorii, liczę je w dzienniczku na stronie głównej
- szukam towarzyszek, motywują mnie
- zakładam swój wątek, piszę o wszystkim co mnie gnębi
- wykupuję karnet na aerobik
Pierwszy miesiąc.
- było super! Energia mnie rozpierała, suwaczek się zmieniał, spodnie spadały z tyłka. BOMBA!!! Nie uległam żadnej pokusie, świat leżał u mych stóp.
- poczułam się lepiej psychicznie, zaczynałam się sobie podobać!
- obserwowałam jak się zmianiam i jak lecą kolejne dni
- z tej radości nie dobijałam do 1000 (bo i po co skoro czuje się świenie i tracę kilogramy!)
- siedziałam na forum godzinami odpisując innym, wspierając, czytając pochlebne opinie na temat swojej silnej woli i samozaparcia
- tego mi było potrzeba, jestem WIELKA!
Drugi miesiąc.
- zaczęły się zawroty głowy...
- byłam szczęśliwa, że kolejne kilogramy umykają!
- śnił mi się kalendarz kalorii... nie potrafiłam już jeść niczego innego, oprócz pokarmów których kaloryczność znałam
- nie jadłam niczego, czego nie zważyłam
- ćwiczyłam coraz więcej, bo nic mnie już porządnie nie męczyło
- podniosłam limit do 1100... zawroty ustały, senność nie...
- okres nie nadszedł. Tydzień, dwa, trzy...
- 2 miesiące - 7 kg mniej
- zrobiłam test, poszłam do ginekologa. Wynik? Luteina na wywołanie okresu, podejrzenie o początek anemii (brak witamin w organizmie), hasło lekarza: "zdrowo to się zrzuca 6 kg w rok, a nie 7 w dwa miesiące!!!". Wyrok: koniec odchudzania i ćwiczeń!
- Luteina nie pomaga, nie zrywam z dietą, tym bardziej z ćwiczeniami...
- kolejna wizyta: tabletki anty na wywołanie okesu. Trójfazowe, najmocniejsze, inne nie pomogą. Nie mogłam w to uwierzyć "Dlaczego to dotyke MNIE?! Przecież zdrowo się odchudzam!"
- organizm nie akceptuje tabletek, wszystkie skuttki uboczne występują. Kolejnio: mdłości, brązowe plamy na skórze, krwiaki na obydwu oczach, przerażające napady obżarstwa, głębokie stany depresyjne. Odstawiam tabletki...
- zbliża się sesja...
- znikam z forum. Dni stają się podobne. Wstaję, schodzę do kuchni, jem, jem, płaczę, jem, jem, płaczę, jem...
- zaczynam prowokować wymioty, boli mnie gardło, nienawidzę siebie
- oddalam się od chłopaka. Kiedy mnie dotyka dostaję drgawek, płaczę, uciekam
- tak mija kolejny miesiąc...
Kiedy odchudzanie staje się celem życia...
- muszę być szczupła!
- juz wiem, że figura jest dla mnie najważniejsza!
- wiem, że chłopak wolałby, żebym miała długie nogi, płaski brzuch i duży biust
- on się na wszystkie gapi! Wychodząc z domu widzę tylko nogi, biusty, pupy, nogi, biusty, pupy, nogi... i jego oczy...
- dwa dni na diecie (500 kalorii)..
- tydzień kompulsywnego obiadania
- nienawidzę...
- muszę być szczupła, muszę!
- wszystkie ubrania, które sobie kupiłam za ciasne! Do toalety...
- muszę być.........
Tak się żyć nie da!
Gdyby nie Pluszak, nie wiem co by było teraz ze mną... Nie wytrzymywał tego nerwowo, nie potrafił znieść mojego widoku, widoku osoby samounicestwiającej się... Pewnego dnia odbyła się rozmowa, a właściwie miał miejsce jednostronny monolog. Pluszak wylał na nie kubeł zimnej wody, potrząsnął mną, powbijał nóż za paznokcie, polał benzyną i podpalił, a na koniec podał dynamit i podpalił lont
Podziałało! Nie wiem ile litrów wody upuściłam. Przemokłam i tak wyciekałam przez wiele, wiele godzin. Dobrze, że się nie odwodniłam, hehe... Wiecie, następnego dnia, słońce wstało jakieś jaśniejsze?
Czemu się pcham w to znowu?
- ha, bo jestem cudna, ale nie ma ludzi idealnych 
- mam ciało jak staruszka, chcę być jędrna :P
- trzeba dokończyć co się zaczęło
- a bo mam ochotę
- pogodziłam się w końcu ze sobą
- zjadłam czekoladę? I co, będę mieć miękko na siedzeniu, a jak!
- popadanie w skrajność jest gorsza od faszyzmu!
- nogi, biusty, pupy? LUDZIE - moja osobowość bije to wszystko na głowę! A jaka zdolna jestem: stypendium, zdolności manulane, szybkie kojarzenie faktów itp., itd.!
- a co, nie można?
O czym pamiętać?
- głupi jest ten, który myśli, że figura zapewnia szczęście w życiu!
- głupi jest ten, który myśli, że miłość i powodzenie = figura
- figura nie jest celem sama w sobie
- figura to skutek uboczy zdrowego stylu życia
- zjem za dużo? Bywa - chyba jeszcze jestem tylko człowiekiem :P
- Pluszak męczy się ze mną 2,5 roku. Masochista? Nie pociągam go, a jest ze mną? Nie sądzę...
- wywalam wagę!
- kupuję witaminy!
- nie czytam głupich postów typu: mam 16 lat, 166 cm i "warzę" 50 kg. Ale jEsTEm "GrÓbaS", "mażę" o 43... POMOCY!!!
- mogę zaimponować ludziom czymś więcej niż tylko ładnym ciałem, ale nie poniżam, ani nie obrażam osób, które wykorzystują swoje atuty. Tak, jestem cholernie zazdrosna, ale co tam - świat nigdy nie był sprawiedliwy (mówiłam juz, że jestem bardzo ładna i mam śliczne włosy? :P)
No to się rozpisałam... Ciekawe czy ktoś to przeczyta? Ważne jednak, że jest mi lżej i czuje się jak "tabula rasa", hehe. UWAGA - mam plan :P
- 8 tygodni
- nie jem słodyczy, pieczywa i ble, ble, ble - tego o czym wszyscy już wiedzą
- jak jednak zjem "zakazane owoce" to mi w uda pójdzie (to jedno co jest w tym planie pewne :P)
- będę tu opisywać każdy dzień
- ćwiczę 2-3 h dziennie (za wyjątkiem niedziel - nagroda musi być!)
- patrzę w lustro i widzę bardzo atrakcyjną dziewczynę, kóra wie czego chce, wierzy w siebie i nie będzie się zachowywała jak głupia nastolatka
- Bosze, mam już prawie 21 lat! TO do czegoś zobowiązuje! Marta, zachowuj się!
- NIGDY WIĘCEJ DEPRESJI!!
- KOCHAM SIĘ, hie hie - co za egoizm
Ok, teraz myślę, że już można zacząć. Moje ulubione powiedzonko: ZACZYNAM OD PONIEDZIAŁKU!!
P.S. - Może ktoś się przyłączy?
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki