hej Gosiaczku...

moja historia... hmmm... tez jest mi trudno zabrac sie za siebie, bo uwazam, ze mam lekko walniety stosunek do jedzonka. walcze z tym i pewien sukces mam juz na swoim koncie, bo bylam dokladnie w Twoim wieku, kiedy opamietalam sie po dluugim okresie obzarstwa. Pierwszy raz zaczelam odchudzac sie juz w podstawowce, a okres szkoly sredniej to ciagle skoki wagi.. raz porzadnie w gore, raz w dol. ogolnie ciagle tendencja wzrostowa.

mam 158cm wzrostu, a kiedy dumnie sciskalam w lapach swiadectwo maturalne nosilam zawstydzajace 72kg na swoim biednym szkielecie. Zaczynaly sie wakacje, a ja musialam sie kamuflowac w wielkiej bluzie i dzinsach co budzilo powszechne oburzenie otoczenia. Zaczelam sie odchudzac- niezbyt zdrowo, ale we wrzesniu warzylam juz 65kg i bylam przeszczesliwa. potem wyjechalam na studia i udalo mi sie utrzymac te wage.

Kiedy poznalam mojego chlopaka wazylam ok 62kg. niestety chcac mu dogodzic gotowalam pyszne obiadki i tak dobilam znowu prawie do 70kg. Dwa lata temu przeszlam na zdrowsze odzywianie, a od roku staram sie nie jesc kolacji. Ostatni posilek przypada wiec na okolo godz.16ta. Czasami ciut wczesniej, czasami pozniej. nie potrafie jesc jak wrobelek, wiec jak jem to porzadnie. Zrezygnowalam z bialego pieczywa, ale posilek bez dopychacza typu:ciemny chleb, makaron, ryz lub ziemniaczki prowadzi jedynie do tego, ze wczesniej czy pozniej znowu musze cos pozrec. na dzien dzisiejszy waze ok 58kg,ale nie jestem zadowolona ze swojego wygladu i baaaaaardzo chcialabym zejsc do 55kg. czy na tym sie skonczy?! dobre pytanie...

diete zaczynam prawie codziennie od nowa, a przynajmniej srednio raz na tydzien. Z ruchem tez bywa roznie- niektore dni sa bardzo aktywne, w niektore nawet nie ruszam sie z domu i krzesla. Jedno jest pewne- im mniej mysle o tym, ze sie odchudzam- tym lepsze mam wyniki, bo nie mysle tez o jedzeniu

ale sie rozpisalam... mam nadzieje, ze ktos to przeczyta......

Ola