Witam Was bardzo serdecznie,

Założyłam ten wątek bo chcę się z Wami podzielić swoimi najnowszymi wnioskami w sprawie, która wszystkich nas tu absorbuje Chodzi oczywiście o odchudzanie.
Kiedy tylko dziecięciem przestałam być zaczęłam mieć do siebie jakieś "ale": za grube uda, za bardzo wystający brzuszek... a kiedy wpadłam na genialny pomysł, jak się tego pozbyć i zaczęłam się odchudzać to tak odchudzam się do teraz. Czasem udawało mi się schudnąć i wyglądać tak, że byłam juz cała happy, ale zawsze i tak uważałam na to, co jem. I zawsze mimo to wałeczki tłuszczu i tak wracały z powrotem. Ale nie to było najgorsze, tylko ta ciągła kontrola tego, co jem... Hmm... nie wiem, jak Wy, ale ja zauważyłam, że szczupli i zdrowi ludzie, których znam, nie patrzą na to, ile czego jedzą, po prostu jedzą tyle, ile im potrzeba, ale... oprócz tego mają jeszcze jakieś pasje, które sprawiają, że po prostu nie mają czasu myśleć o jedzeniu. Staje się ono sprawą drugorzędną, czymś niezbędnym, ale jednocześnie mało ważnym.

Jak to wygląda u nas? Z tego co widzę po sobie i Waszych wpisach, planujemy z góry posiłki, wykluczamy pewne produkty z jadłospisu, liczymy kalorie zjedzone i spalane, i tym samym nasze myśli krążą ciągle wokół jedzenia. To przecież napędza apetyt...

Zauważyłam, że zawsze kiedy jestem zakochana, chudnę. Mimo, że jem. Chodzę z Nim na długie spacery, jeździmy zwiedzać ciekawe miejsca, a potem przytulna knajpka, w której różnie bywa - czasem też szarlotka z lodami, grzane wino czy czekolada. A i tak chudnę i czuję się świetnie, bez żadnego osłabienia (braki witamin, mikroelementów, blablabla...)

Czy to czasem nie jest tak, że całe to "zdrowe odżywianie" jest maszynką napędzającą biznes producentom jedzenia? Oczywiście nie zrozumcie mnie źle, nie mówię że można jeść same hamburgery i czekoladę i czuć się i wyglądać rewelacyjnie. To tylko takie moje luźne przemyślenia i sama się zastanawiam, czy dochodzę do właściwych wniosków. Ale może organizm, któremu potrzeba witamin, sam się o nie upomina? Ja dzisiaj miałam ogromną ochotę na czerwną paprykę, więc po prostu zjadłam jedną. A reszta jadłospisu? Opiekane kanapki, jajecznica, truskawki... to, na co miałam ochotę. Bez zastanawiania się, co jest zdrowe i zdrowsze.

Powiedzcie tak szczerze, kiedy właściwie zaczęły się u Was prawdziwe problemy z wagą? Bo u mnie właśnie wtedy, gdy zaczęłam się wczytywać w etykietki produktów i "zdrowo odżywiać". Bo wtedy zaczęło się ustawiczne myślenie o jedzeniu i wszystko powoli zaczęło kręcić się wokół niego. A czy na tym ma polegać życie?

Mam nadzieję, że ten (przydługi ) temat nie pozostanie bez odzewu, bo naprawdę jestem ciekawa, co Wy o tym sądzicie...

Pozdrawiam,
Sun.

P.S. A te całe wynurzenia przez to, że dziś pomyślałam, że warto byłoby wrócić na tą stronkę, wrócić do standardowej diety, ćwiczeń i... od razu zgłodniałam