Witajcie ponownie
Strasznie się cieszę, że ten topic spotkał się z takim odzewem, przeczytałam wszystko od deski do deski (Kolez-anka, to wcale nie było nudne! )
Nie będę odpisywać Wam wszystkim po kolei, bo to chyba nawet nie jest potrzebne. Wystarczy, że te historie tu są. I właśnie widać jak na dłoni, w jakie błędne koło człowiek potrafi wpaść przy odchudzaniu, jak często można chudnąć i tyć i znów chudnąć i tyć... Ale mimo wsystko nie można się poddawać... Ale to na pewno nie oznacza ciągłej walki i umartiania się.
Zapisałam sobie parę zdań z Waszych wypowiedzi i będę je czytać, kiedy będę chciała znowu wpaść w dietetyczne szaleństwo
Poloninka - siostro, niech Cię uściskam! Mam dokładnie to samo - tyle już się odchudzałam, że podświadomie boję się do tego wracać... chcę jeść NORMALNIE, tak po prostu. I to nie znaczy: jeść dużo, tłusto i niezdrowo. To znaczy pozbyć się obsesji na punkcie jedzenia. Któraś z Was, nie wiem, czy w tym poście, napisała coś, co zapadło mi w pamięć - jedzenie to taka prymitywna, najbardziej podstawowa funkcja życiowa - a my przyporządkowałyśmy jej całe życie. To nie może tak zostać!

Buziaki, Słonka, jeśli tylko macie ochotę to wpisujcie się tutaj. Mimo, że każdemu życzę zdrowia i normalności to jednak świadomość, że nie tylko ja mam taki problem, przeczytanie tego w konkretnej historii, podnosi na duchu I dodaje optymizmu i wiary w to, że jeszcze będzie dobrze. Bo będzie, na pewno!
Sun.