Otóż spotkałam przypadkiem na ulicy koleżankę. W pierwszym momencie pomyślałam, że machają do mnie obce zwłoki, które cudem wyszły z grobu Przerażenie moje sięgneło zenitu, gdy w obcym sino-zielono-bladawym kościotrupie rozpoznałam moją dawną znajomą, dziewczynę niegdyś prześliczną...Fakt, leciutko puszysta była, ale tak nno..uroczo apetycznie. A teraz??????
"Dieta-cud" mojej koleżanki polegała na zjedzeniu raz dziennie kawałka jakiejś ohydnej pianki, pęczniejącej w żołądku i wywołującej uczucie nasycenia. Rzekomo miała zawierać wszelkie niezbędne witaminy i inne rzeczy na ogół potrzebne do życia... Okazało się, że akurat tych pierwiastków w owej piance jest mniej więcej tyle ile w zmielonej oponie samochodowej, a koleżanka wygląda...STRASZNIE!!!! Wypadają jej włosy, łamią się paznokcie, o cerze to już w ogóle nie wspomnę. Wolę też nie myśleć, jakie owa "cudowna" pianka poczyniła szkody w jej organizmie.
Apeluję więc do wszystkich: Ludzie, odchudzajmy się jakoś rozsądnie!!! Bo wygląd strupieszałej mumii raczej jest odległy od ideału...
Pozdrawiam wszystkich ogromnie zbulwersowana...