-
Kilka słów...
Witam!
Po pierwsze gratuluję MONA tych trzech kilogramów 
Właściwie to chciałam wtrącić kilka słów dotyczących diet cud versus 1000kcal. Jasne , że każda z nas wie, że zdrowe odchudzanie jest najlepsze i że lepiej powoli ale skutecznie, a nie gwałtownie z jojo. Ale... No właśnie zawsze jest jakies "ale".
Sama jestem zwolenniczką 1000kcal, choć... od wczoraj jestem na "chemicznej" (z poradnika uzdrawiacza, czy cioci danusi- nazw od groma i trochę). Właściwie to sama się sobie dziwię, bo przeszłam już taj jak Ty różne diety- po norweskiej dostałam wysypki i wyglądałam jak przerośnięta biedronka
, po 13 straciłam tylko 2 kilo i chyba juz właściwie na tyle jestem mądra że wiem , ze to nic nie daje, ale... tonący brzytwy się chwyta... Gdy waga spada gdy na diecie 1000kcal to jesteśmy szczęsliwe, chwalimy zdrowy styl odchudzania i wszystko jest cacy. Ale później przychodzi okres zastoju. Jemy tyle samo, ćwiczymy (bądz nie) też tak samo, a waga... ani drgnie! I tak 2, 3, 4 tygodnie... Z przyzwyczajenia chcemy by waga dalej spadała, choć o kilogram, bo jak to działa na człowieka motywująco nie musze nikomu tu obecnemu mówić. A tu nic! I wtedy sięgamy po różne cuda, żeby tylko zozruszać ten zastój wagowy. Stąd te wszystkie diety cud. Jeśli zaś ktoś mocno trwa przy tysiaczku niezważając na zastój to... mogę tylko chylić czoła za samozaparcie
U mnie też tak było. Na 1000kcal straciłam w ciągu miesiąca 4 kilo- wszystko pięknie, ładnie, przepisowo, zdrowo. A później waga stanęła, a razem z nią moje dobre samopoczucie i chęć dalszego odchudzania.
Właściwie teraz chcę tylko sprawdzić działanie ( a raczej niedziałanie) ostatniej z diet cud krążących na forum i na tym poprzestaję. Może w ten sposób stanę się radykalną przeciwniczką tego typu diet i będę wszystkim je odradzać?!
Odkryłam że nic lepiej nie działa na człowieka odchudzającego się jak przświadczenie że może zjeść wszystko, ale z ograniczeniem jakim jest 1000kcal. Zjem batonika to na kolacje będą warzywka. Połakomię się na pączka to nie będzie nic więcej, bo 1000 będzie przekroczony. I nie trzeba wówczas wmawiać sobie jak to ja lubię szpinak, jajka w liczbie 8 sztuk dziennie i inne cuda niewidy! 
A poza tym... żadna dieta nic nam nie da, jeśli będziemy siedzieć głodni w domu i myśleć o tym całym odchudzaniu. W końcu nie wytrzymamy i rzucimy się na jedzenie z siłą huraganu. Ja od jakiegoś czasu przełamałam się i zaczęłam ćwiczyć- po pierwsze miło jest poczuć zakwasy na pupie, udach czy brzuszku którego mamy ochotę się pozbyć. A po ćwiczeniach jeść nam się odechciewa bo szkoda zwyczajnie pochłonąć z powrotem kalorie jakie przed chwilą spaliliśmy, bo przecież zdajemy sobie z tego sprawę jaki to był dla nas wysiłek (może nie tyle fizyczny ile psychiczny- przełamanie się, ruszenie z kanapy i wymachiwanie nóżkami
)
A tak w ogóle to przeceiż całe te nasze odchudzanie ma być przyjemne, ma nam dawać zachętę do dalszego odchudzania, a raczej do zmiany trybu życia a nie być okresem katorgi, po którym wrócimy na "łono społeczeństwa"
Tak więc UŚMIECH NA MORDKĘ, 1000KCAL NA TALERZYKU I ODROBINA RUSZANIA CIAŁKIEM I BĘDZIE DOBRZE!
))
Pozdrawiam cieplutko
Optymistyczna (choć mająca też swoje dołki) Chaney 
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki