Ośmiorniczko, ja deprechy związanej z odchudzaniem nie mam. Wręcz przeciwnie, czuję się lepiej, kiedy wiem, że robię dla siebie coś dobrego. Zrzucenie kilogramów, jak to już wielokrotnie tutaj pisano, to nie problem - problemem jest utrzymanie wagi. A żeby wagę utrzymać, trzeba dokonać zmian w trybie życia. Na dobre i nieodwołalnie. Zwłaszcza, jeśli ma się skłonności do tycia.
Ja mam 160 cm wzrostu, ważę (już!) 71 kilogramów. Powoli i konsekwentnie dążę do pierwszego celu (55 kg), a potem, jeśli nadal nie będę z siebie zadowolona, może zejdę do 50. Załamywać się i rezygnować nie zamierzam.
Mój facet sam ma 25 kilo nadwagi, ale jeszcze nie dojrzał do decyzji o odchudzaniu. A ja go nie poganiam. Może kiedyś, z własnej woli, zechce zrzucić tłuszczyk. Na razie wspiera mnie w mojej walce z kilogramami. Podobam mu się taka, jaka jestem, ale rozumie, że sama ze sobą nie czuję się dobrze.