Witam! To waga była na czczo... tylko, że nie na tej wadze, na której ważyłam się wcześniej. Dziś przed śniadaniem było 55 z hakiem. Więc pozostało jedno wyjście - zmieniam ticker, co by sobie dodać otuchy i bawimy się dalej. W końcu to tylko 5- 6 kilogramów. Ale na tamtej też się zważę, zobaczymy co pokaże...
Cały tydzień raczej bezproblemowy, poniedziałek jak zwykle z lekkim poślizgiem, ale bez ekstrawagancji. Powoli ale sukcesywnie
Na święta już planujemy z mamitą trochę mniej kaloryczne, ale równie pyszne potrawy ( mama też skorzystała z nowej wagi i pokazało jej 4 kilogramy więcej niż zazwyczaj, jest szczupła, ale nie chce się jeszcze utuczyć). Więc nie będzie zupy z suszu ( która jest bardzo kaloryczna) tylko beztłuszczowy barszczyk grzybowy, niskokaloryczny barsszczyk czerwony, kapusta z grochem też bez tłuszczu, majonez nieco chudszy ( dla mnie jogurt) i nie będzie kutii ( alleluja, zawsze dużo tego zjadam, a znalazłam, że porcja ma średnio 850 kalorii Zresztą mak włazi między zęby ). I to jest mój sposób na święta - nie zatruwać sobie przyjemności spotkania z rodziną dietą, wszytskiego skosztować i jednocześnie wybierać to, co nie sprawi, że po świętach będę wyglądać jak słoniątko. Mam nadzieję, że się uda.
A teraz zmykam, pisać pracę i czytać Towiańskiego.
Buźka