-
Hurra! Odkopałam własny wątek, hehe... 
Czyli znów dietkuję...
To chyba dobrze, co?
A więc melduję, że wczoraj miałam na kocie 1422 kaloryjki
oraz godzinkę orbiteka...
Dzisiaj chyba zrezygnuję z tego orbiterka, bo czuję się strasznie zmęczona, za to wybiorę się na spcer (w deszczu
).. Kaloryjek chyba również będzie być może zbziebko więcej, jeśli zjem pączusia...
Ale nieszkodzi, odrobimy to...
Dziękuję wam, kochane dziewczyny, za pamięć...
Sonne30, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że znów się pokazałaś - i napisałaś mi tyle miłych słów
Ja chyba rzeczywiście jestem silniejsza, niż by mi się samej wydawało...
Jakoś czasami brakuje mi wiary w samą siebie... Ale już ją odnalazłam!!
W poprzedni weekend byliśmy z mężem na nartach w kanadyjskich górach - jeśli chcecie, to proszę, oto mapka:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Było po prostu niesamowicie!!! Wyrzuciłam tam z siebie cały żal na stresy ostatnich tygodnii... Po raz pierwszy śmigałam po niebieskich trasach, uwaga!, bez strachu - czyli cud, miód i orzeszki!!
Pokonałam własny strach przed wysokością, chociaż przyznam, że gdy wdrapaliśmy się na łyse (bo na tej wysokości nie rosły już żadne drzewa ani krzaki) szczyty to trochę nogi się pode mną ugięły... Ale poradziłam sobie, mało tego, trzykrotnie tam wjeżdżaliśmy, a to dlatego, że skorzystaliśmy z oferty (za darmo! to tutaj rzadko spotykane zjawisko!
) półtoragodzinnego "zwiedzania" tras z przewodnikiem...
Supereczek, mówię wam... Gdy pomyślę, że to dopiero mój 6. raz na nartach od czasów dziecięcych... to strach się bać, co to dopiero będzie w następnym sezonie, hehe...
A więc w górach nabrałam animuszu i tak jeszcze chyba na tym rauszu poszłam we wtorek na rozmowę w sprawie pracy (w zasadzie były to dwie rozmowy, bo pierwsza odbyła się z kobietą z HR, a druga z dyrektorką działu, w którym bym ewentualnie pracowała), do bardzo ciekawej firmy, mam nadzieję, że dobrze się spisałam, bo wprawdzie po tych rozmowach tak by wynikało, ale to przecież nigdy nie wiadomo, czego oni oczekują od kandydata, prawda? Więc baaaardzo proszę o trzymanie kciuków, aby to wypaliło... Praca byłaby wręcz idealna dla mnie, gdyż szukano kogoś z biegłą znajomością niemieckiego, francuskiego i hiszpańskiego, no i po studiach... Ojejejejej... Tak się tym wszystkim przejęłam, że w nocy śnił mi się mój Dziadek śp., ojciec mojej mamy, na łożu śmierci, śniło mi się, że mu powiedziałam, że bo bardzo kocham, a on na mnie spojrzał i powiedział, że on też mnie bardzo kocha... Wiecie, to może dziecinne, ale ja zawsze odnosiłam wrażenie, że moi obydwoje zmarli dziadkowie (ojciec mojego taty zginął w wypadku gdy miałam 8 lat) w jakimś tam stopniu pomagają mi w życiu - i gdy znajduję się w sytuacji pozornie bezwyjściowej, oni zawsze znajdują jakieś odpowiednie wyjście dla mnie... Oby ten sen był więc dobrą przepowiedzią... 
Triniu, jednak okazało się, że dostałam miejce na interview w ambasadzie w Vancouverze na 30.marca, a więc z wakacji w Europie nici...
Trochę mi już tego żal, bo zostałam przy okazji zaproszona do Londynu do mojej psiapsiółki, no i niestety nie będę mogła jej odwiedzić... Ale z drugej strony to oszczędziłam sobie duuuużo nerwów - sporej sumy pieniążków...
Teraz mam już termin umówiony na mur beton, więc spoko... 
W takiej sytuacji wymyśleliśmy sobie z moim mężem, że przydałby nam się porządny urlop - więc zaczęliśmy sprawdzać bilety do Meksyku!!
Mam męża Meksykanina, więc pora poznać jego kraj, prawda? Ale teraz być może dostanę pracę, i z tych planów znów wyjdą nici...
Paranoja...
Niby mam tyle czasu, jako że nie pracuję (zarobkowo), ale tak jakbym go nie miała... Do tego nie jestem w stanie niczego zaplanować na za kilka miesięcy...
No, ale jeśli wyjdzie mi to z tą pracą, to nawet nie będę zła o brak urlopu... Po prostu ZNÓW się go przesunie...
Ale co się odwlecze, to nie uciecze, prawda?
A dziś jest Tłusty Czwartek...
Mam ochotę na polskiego pączka, więc zaraz zadzwonię do polskiego sklepu i mam nadzieję, że tam coś będą mieć... A jeśli nie, to skończy się na tym tubylczym, chociaż ja za tymi nie przepadam... No, zobaczymy...
Wczoraj miałam następne zajęcia z moimi studentami... Bożesz, ale jestem z nich dumna!
Jak ładnie już mówią po polsku, hehe...
Nawet już nie marudzą przy gramatyce i wymowie (wiecie jakie trudne do wymówienia jest słowo "sprzątać"?
Bogu dzięki, że ja nie musze już się uczyć polskiego, hehe...
) I okazało się, że w następnym semestrze będę miała jeszcze więcej studentów...
Coool!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki