No i koniec majowego weekendu

Nadrobione zaległości towarzysko-rodzinne, wypad w góry skończył się nieustannym, kilkudniowym piknikiem w Wiśle, ale było nice i wszystko pod kontrolą. Co prawda nie wstawaliśmy wcześniej jak o 10-11, ale było dużo spacerów i .... rowery.
Teraz pralka robi swoje, a ja powoli przygotowuję się na ciężki tydzień pracy. Za oknem deszcz, w mieszkaniu zimno, ale serce gorrrące i wszystko dzielnie zniesiemy.

Czuję się fantastycznie, nie złamały mnie alkohole, ani słodkości, ani nocne szaleństwa gastronomiczne. Trzymam się w ryzach i chociaż nie czuję żebym traciła na wadze jakoś drastycznie, ciuchy są coraz luźniejsze. Zauważyłam też zmarszczenia na moim biustonoszu ... hmmm ... to akurat niefajnie, ale nic nie mówię! Nic a nic.

Od jutra wprowadzam koniecznie śniadania, byłam o nie uboższa, a na dłuższą metę to dobrze nie wróży. Poza tym choćbym nie wiem jak się starała, nie uda mi się spać dłużej niż do 7.00

Jutro zakupy na bazarku, warzywa i owoce, we wtorek jakieś mięso i wędlina.
No i zaczynam chodzić na siłownię.
Trzymać kciuki !!!

A jak u Was po weekendzie ?