Korzystałem z kilku różnych źródeł. Zapotrzebowanie kaloryczne wyliczyłem jakimś kalkulatorem na sieci w którym oprócz danych typu waga, wzrost podawało się także aktywność w ciągu doby. Znając to zabrałem się za mikroskładniki, tu korzystałem z materiałów z sfd.pl + troszkę własnej wiedzy + pomoc kolegi - trenera.
Generalnie procedura była taka :
- najpierw białka, 2*waga ciała (w gramach)
- potem węglowodany, 3*waga ciała
- na końcu do pożądanej ilości kalorii (w moim przypadku 2300) dopchałem tłuszczów

Tu zresztą pojawił się problem, wydaje mi się, że 60g tłuszczów to mało nieco, ale to wyjdzie w praniu.
Teraz nadal walczę z jadłospisem i kombinuję jak osioł pod górkę jak sobie ustalić godziny posiłków
Sporą wadą tej diety jest brak szybkiego efektu - w pierwsze dwa tygodnie spodziewam się utraty gdzieś jednego kilograma, ale z drugiej strony jest ona o wiele mniej męcząca, no i daje duuże szanse uniknięcia YoYo, gdyż organizm nie ma powodu wejścia w tryb "awaryjny", czyli oszczędzania energii i magazynowania co się da.

Pozdrawiam, Michał