Witam
Na forum sfd czytałam ostatnio - z ciekawości - około 300stronicowy post o kopenhaskiej (brrrr! tylko nie trzynastka)
Co przykuło moją uwagę - cała dieta opiera się na tej nieszczęsnej kawie na czczo, w lżejszym wydaniu na tzw "francuskim śniadaniu" czyli kawa+tost (JEDEN!) co ma podkręcić spalanie, potem w ciągu dnia trzeba się wystrzegać połączeń węglowodany-białko, ale raz na jakiś czas trzeba troszkę węgli zjeść, byle oddzielnie.
Czyli śniadanie - kawa+tost (choć najlepiej sama kawa z kostką cukru)
II śniadanie - jakieś pieczywo
obiad - warzywa (ważne żeby z odrobiną oliwy) + mięso (czerwone, ryba, drób)
podwieczorek - owoc
kolacja - nabiał (tu mi się pomysły kończą
Toż to niełączenie połączone z podkręceniem termogenezy. Ponoć efekty niezłe a wszystko na tej nieszczęsnej kawie polega... A akurat ja kawy na czczo na moje wrzody sobie nie zafunduję![]()
Co Wy na to? Rygory kopenhaskiej nie muszą być tak radykalne, a efekt może być niezły choć nie tak spektakularny.
pozdrawiam
Zakładki