Witam Was serdecznie i zapraszam do przeczytania tego artykułu. Jeżeli chodzi o mnie to niekoniecznie się z nim zgadzam, ale warto przeczytać.
10 NAJGORSZYCH DIET WSZECHCZASÓW
1. DIETA MAGICZNA.
Zgodnie z tą teorią, organizm spala przy trawieniu pewnych potraw więcej kalorii, niż potrawy te zawierają. Zupełnie poroniona plotka utrzymuje, że łodyga selera zawiera 6 kalorii, zaś na "przepuszczenie" jej przez układ trawienny organizm zużywa aż 100 kcal. Zgodnie z tą logiką, im więcej się je, tym bardziej się chudnie! Jest to, oczywiście, całkowita nieprawdą! Gdyby tak było, to ktoś, kto przez dłuższy czas stosowałby tę dietę, stał by się bardziej kościsty, niż Nancy Reagan. Oczywiście, gdyby zamiast batonów marki MARS pochłonął odpowiednio olbrzymią ilość łodyg selera. Wygląda na to, że ta bezsensowna plotka odżywa w każdym pokoleniu nastolatek. Inną "magiczną potrawą" jest jakoby grejpfrut, zajmujący pozycję nr 2 na naszej liście.
2. DIETA GREJPFRUTOWO - JAJECZNA
Nie myślcie sobie, że tu chodzi o byle jajka. Mówimy o jajkach na twardo, trzy sztuki dziennie, plus tyle grejpfrutów, ile zdoła się zjeść.
Mniam-mniam, prawda? Ta wiecznotrwała obrzydliwość spowodowała, że wielu jej zwolenników przez najbliższe lata nie będzie mogło patrzeć na wielkanocne króliczki z ich darami. Nie mówiąc już o tym, że po kilku dniach jajo - owocarze będą wykończeni fizycznie. Ta dieta nie daje organizmowi niczego dla zaspokojenia jego potrzeb energetycznych. Co prowadzi nas do nr 3.
3. OCZYSZCZAJĄCA ORGANIZM DIETA JABŁKOWA.
Na długo przed świtem ery nowożytnej, pewni faceci propagowali swego rodzaju mieszankę duchowości i cielesności. Jedną z dróg, prowadzących do oczyszczania ciała i duszy miał być pół - post, polegający na ograniczaniu się wyłącznie do picia wody i soków. W pewnych regionach zalecano odżywianie się przez kilka dni wyłącznie jabłkami. Pomimo, że było to pomyślane jako sposób na osiągnięcie wyższych stopni świadomości, niektórzy osiągali sukcesy u dołu skali. W rezultacie jeden z jabłkożerców wyznał: "na drugi dzień zaczęło mi się kręcić w głowie, chodziłem jak błędny. Myślałem, że zemdleję. Nie mogłem się skupić, nie mogłem myśleć..."
4. DIETA WYPEŁNIACZOWA.
Termin ten stosuje się do wszystkich mniej lub bardziej ohydnych produktów, których zadaniem jest wypchanie twego brzucha włóknikiem, abyś nie miał ochoty na zjedzenie czegokolwiek, co posiada wartość odżywczą. Jeden z takich produktów jest sprzedawany pod postacią płaskiego, brązowego krążka. Wrzucony do szklanki z wodą, krążek syczy i wypuszcza bąble, przekształcając się w pachnący cytryną napój, pełen włóknika. " Napój jest najsmaczniejszy, jeśli został przygotowany na bardzo zimnej wodzie" - ćwierka przepis użycia. Być może woda z lodowca zgłuszałaby receptory smakowe do tego stopnia, że przełknięcie tego czegoś stałoby się możliwe, ale zwykła zimna woda to stanowczo za mało... Specyfik pozostawia w ustach warstwę podobnego do plastiku szlamu. Przy okazji między zębami zostają niemiłe kępki włókien. Pomijając kwestie estetyki, ten wspaniały produkt (i pokrewne mu pigułki na wypełnienie żołądka) całkowicie ignorują fakt, że powodem, dla którego istoty ludzkie jedzą, nie jest wyłącznie głód. Jadamy, ponieważ obchodzimy święto, odprawiamy stypę, chcemy być w towarzystwie, lub po prostu mieć przyjemność delektowania się srebrem sernika amaretto.
5. DIETA ZAMSZOWA.
W rzeczywistości nosi nazwę, pochodzącą od jednego z produktów zbożowych. Plan polegał na tym, że należało mieszać ćwierć filiżanki tego czegoś z kubkiem jogurtu na śniadanie i obiad, po czym jeść mityczną "rozsądną" kolację. I tak codziennie. Podstawową wadą tej diety jest to, że sztywna zamiana dwóch posiłków dziennie na jedną i tę samą potrawę nie pomaga nauczyć się, jak dokonywać mądrych wyborów, a tylko ogranicza różnorodność spożywanych potraw.
Wadą nr 2 było to, że - według relacji jednej z osób, które próbowały tej diety - "wydawało się, że język został obciągnięty zamszem. Tylko w ten sposób mogę to opisać". Stąd nasza nazwa.
6. ZABAWNE PODŻERADEŁKA.
Koktajle czekoladowe. Batoniki. Cukiereczki. Szepczą ci do ucha: "skubnij troszkę!" Nie dziwota, że różne wersje tej przesłodzonej diety wciąż cieszą się popytem. Mniej więcej co 10 lat pojawia się wysyp nowych nazw, takich jak czekoladowe wafle dietetyczne z lat 60-tych. Kłopot w tym, że przyzwyczajasz się do prymitywizmu w jedzeniu. W dodatku trudno jest ograniczać się do "rozsądnej" kolacji, jeśli na śniadanie i obiad je się tylko po porcji niby-czekoladowego koktajlu, którego smak ani trochę nie odpowiada pięknemu obrazkowi na opakowaniu.
7. DIETA TYPU "W DWA TYGODNIE ROZMIAR 38".
Co miesiąc barwne tygodniki, wydawane dla młodych kobiet, wrzaskliwie ogłaszają kolejną dietę - cud. Mieliśmy już dietę avocado (Pół avocado z sałatką z krewetek na obiad! Pół avocado z sałatką z kurczaka na kolację! Pochłania 324 kalorie i oszałamiające 31 gramów tłuszczu dziennie!), dietę stewardess (Schudnij o półtora kilograma miedzy Los Angeles a Nowym Jorkiem !). Wymyślają chwytliwe nazwy, dokładne harmonogramy posiłków... i ma to trwać maksimum dwa tygodnie. Zgadza się. Zapewne zrzucisz kilo lub dwa, które nieuchronnie do ciebie powrócą!
8. DIETA DLA MIŁOŚNIKÓW BEFSZTYKÓW.
Oparta na zasadzie: "Żreć proteiny aż do wypęku". Pomysł polega na ograniczeniu ilości węglowodanów z równoczesnym zwiększeniem ilości protein. Zalecana przekąska: smażona podeszwa. Ta dieta, popularna w połowie lat 70-tych, przeczy wszystkiemu, co wiemy obecnie na temat zdrowego odżywiania się. A wiemy, że należy położyć nacisk na węglowodany, produkty zbożowe i jarzyny, ograniczając proteiny i tłuszcze. Poza tym, że była z żywieniowego punktu widzenia niezdrowa, dieta ta narzucała bardzo ostre ograniczenia, tak, że praktykujący ją nagle miewali wyrafinowane zachcianki. "Po trzech dniach" - zwierzyła się pewna kobieta - "dostałam wręcz chcicy na bułeczkę, którą mogłabym zjeść z hamburgerem".
9. DIETA SŁYNNEGO DOKTORA.
Trochę mniej wyczerpująca, niż dieta nr 8. Była dwutygodniową "ścieżką zdrowia" w sferze pożywienia. Żadnych podmian ! - brzmiało groźne ostrzeżenie. Co pozostawiło pacjenta sam na sam z monotonnymi, ponurymi kurczakami z rusztu, hamburgerami z rusztu, baraniną z rusztu i maleńkimi porcyjkami pozbawionych odrobiny masła jarzyn, gotowanych na parze. Do tego doktorzy zalecali, aby do spartańskich potraw dodawać grzanki z bochenka chleba z dodatkiem protein i włóknika. Na dobitkę nigdy nie został ogłoszony przepis na taki chleb. Ta dieta rzeczywiście pozwala zgubić kilogramy. Ale zguba niemal zawsze powraca do nas, gdy zaczynamy jeść normalne potrawy i chleb, pachnący jak chleb.
Źródło: http://www.fit.pl/10_najgorszych.htm
Zakładki