A tak sobie. W wigilię rano zjadłam coś, już sama nie pamiętam, co, ale chyba jakąś małą kanapeczkę, no, a potem wieczorkiem kolacyjka..
Zjadłam talerz czerwonego barszczyku z uszkami (duże uszka), z 2 pierożki i hmm.. moja ulubiopna potrawa, na którą czekam zawsze cały rok.. karpik.. :P pieczony karpik.. królewska ryba.. Jakieś 3-4 kawałki.. Spore kawałki, bo moja mamusia przyrządza takie. ;] Niam!! Nikt nie potrafi zrobić karpia tak jak moja mama!! Zresztą mamusia moja robi najlepsze obiadki na świecie! Wierzcie lub nie, ale tak właśnie jest.
Jakiegoś pomarańczka, jakąś czekoladkę, jakieś coś tam skubnęłam.
Na drugi dzień zamałam też parę kawałków karpika smażonego, parę pierożków, talerzyk barszczyku z uszkami, dużo orzeszków ziemnych solonych, trochę czekolady (a jak, święta były!
), kawałek sernika, małą miseczkę talarków z Lajkonika
i nie pamiętam, co jeszcze.. Jak mi się przypomni to dopiszę. 
W drugi dzień świąt byłam u swojego męża w domu, więc była maleńka zupka fasolowa, mikrokawałeczek karpia, kawałek sernika (boski! lapszy niż mojej mamy, muszę przyznać..
), dość sporo czekoladek, jak na mnie, trochę cukierków pudrowych, garść pistacji, małe smażone udko, parę łyżek sałatki (kukurydza, papryka albo pomidor [a, nie wiem, ale czerwone było
], makaron z zupek chińskich, olej i inne przyprawy z tych samych zupek i podobno ciupka majonezu, ale ja w ogóle nie czułam tego majonezu, nawet widać go nie było, czyli ja już nie wiem.. NIE BYŁO!
), z 2 mandarynki, szklankę soku pomarańczowego, szklankę Lifta, parę łyków czerwonego wina, kanapkę z serem żółtym i szynką => kromka i.. nie wiem, ale "trochę" dużo tego wyszło..
Ale to tylko raz tak..
A i rano jeszcze telerzyk czewonego barszczu z uszkami, oczywiście.. 
Wczoraj szklaneczkę samego czerwonego barszczyku.. ;P, pół pomarańcza, kilka kulek czekladowych, biała gotowana kiełbaska, trochę musztardy, pół małej miseczki talarków, parę szklanek soku grejfrutowego, duży talerz żurku z jajkiem na twardo i pokrojoną białą kiełbasą, z półtora kromki białego chleba z fetą, szynką bostońską i żółtym serem, więcej grzechów nie pamiętam. ;P Ale było coś jeszcze.. na bank. ;P
Dziś za to w ogóle nie miałam apetytu, zjadłam kromkę białego chleba z fetą, szynką bostońską, plaster sera żółtego, kromkę tego samego chleba z białym serem z ziołami Ostrowia, a tak to żywiłam się głównie orzeszkami ziemnymi solonymi (wcale nie tak dużo.. tyle, co na rękę da się nasypać
i szklanka paluszków.. Trochę soku grejfrutowego.. mnóstwo herbat, jak zawsze i to chyba tyle.. 
Policzcie mi kalorie, bo ja się nie znam. A muszę się zacząć znać.
A tak poza tym to jestem wybredna, bo nie lubię chleba, makaronu, ziemniaków, rosołu, wątróbki, jabłek, kawy i wielu innych rzeczy..
W ogóle jem z jakimś oporem.. Jem, bo muszę.. Jak otwieram lodówkę, to natychmiast hamuje mi się głód i jedynym uczuciem, jakie wówczas czuję to powstrzymywanie mdłości.. Nie wiem, co tak na mnie działa.. Chcę coś zjeść, otwieram pełną lodówkę i stwierdzam, że nic w niej nie ma..
Wy też tak macie?
Za to uwielbiam sok grejfrutowy, pomarańcze, orzeszki, itp. Akurat w Biedronce jest promocja na grejfruty, 2.49 za kg, więc sobie nakupię.
A Wy lubicie grejfrutki? 
No i jakimś cudem w wigilię wchodzę na wagę i.. 60 kg.. Tak samo dzisiaj..
Dziwne.. Ale fajne. :P
Nie ważne, czy to, co robię, podoba się innym. Najważniejsze, że daje mi to szczęście.
Zakładki