-
Dzięki Twoja wiadomość na priv dostałam. Spróbuję, podobnie jak Ty 5 dni przed imprezką. Na razie upajam się kolejnym spadkiem wagi , niewielkim ale to strasznie cieszy. Jeszcze 1,8kg i będę obchodzić 20 kg ubytek . pozdrawiam
-
Życzę miłego dietetycznego tygodnia
-
DIDI- oczywiście gratulujęCi dobijania do drugiej dwudziestki - kiedy ja si e tego doczekam?.....
A lotników wypróbuj, przcież to tylko 4 dni. Tadieta jest niezła na zastoje w spadku wagi. Zawsze jest tak, że jak coś drgnie, to człowiek ma zaraz inne podejscie do sprawy.
-
BARDZO DZIĘKUJĘ za wszystkie miłe życzenia.
Mam nadzieję, że się spełnią, a niektóre nawet dość szybko,
Wczoraj ciężko pracowałam. Musiałam "uzbroić" nowy komputer. W starym siadła płyta główna i naprawa kosztowałaby więcej niż połowa nowego, bo do odpowiedniej nowej ,płyty, to już nie pasują dobre jeszcze części w starym komputerze.Po trzech latach to komputer jest baaaaaardzo przestarzały.
Zapadła więc decyzja o kupnie nowego. kupiliśmy w sobotę i dużo czasu zajęło mi przenoszenie wszystkiego z tego jeszcze odrobinę dychającego starocia.
-
cześć Siringa No chyba się skuszę na te 4 dni lotników.Chociaż czytałam bardzo niepochlebne opinie na temat tej diety,ale myślę,że to dotyczy dłuższego stosowania.4 dni szkód nie narobi,a może pomoże jak piszesz
-
Z pochlebymi i niepochlebnymi opiniami o dietach to sprawa jest prosta. O każdej znajdzie się złe i dobre wypowiedzi. Jak człowiek wybiera jakąś dietę i na niej pada, bo... stosuje ją po normalnym swoim jedzeniu, albo przed jedzeniem to wiadomo, ze nie uzyskawszy efektów, diety nie pochwali.
Tu nie chodzi o tę, rzeczywiście chyba kontrowersyjną, dietę lotników zwaną tez Stillmana, pijących i jeszce coś tam.
To jest dieta stosowna przez lotników przed badaniami kontrolnym, w ktorych dużą uwagę zwracano /teraz tez się chyba zwraca/ na prawidłową wagę człowieka, który ma prowadzić samolot. Jeśli przekraczał wagę, to był osuwany od lotów.Jak sobie pan pilot trochę pofolgował to musiał szybko się z tym uporać.
Ja osobiscie żadną się nie zchwycam, ani żadnej nie ganię. Wiem tylko, że w określonym czasie, określone diety były po prostu nie dla mnie, bo zwyczajnie nie potrafiłam się tak zaprogramować, żeby móc wykorzystać ich zalety.
Ta nie jest na całe życie, czy na dłuższy okres. Ma bardziej działanie czyszczące przewód pokarmowy i psychologiczne niż trwale odchudzające i jak mam imprezę, albo nie mogę ruszyć wagi w dół to na mnie ta dieta działa, bo potrafię się do niej zastosować w 100%.
-
Muszę podać rózne informacje, z serii takich, które nadawałyby sie do mojego CV odchudzajacej się osoby.
Wiele razy zaczynałam walkę, nie dokończyłam nigdy.. podobno dlatego, że ja mam SŁABĄ silną wolę
Podobnie jak Yarka, straszą mnie te wszystkie specjalne zabiegi, zakupy, zestawienia itp. Teraz próbuję bez konkretnej diety, bo zwykle padałam na liczeniu, zapisywaniu, zmianie sposobu odżywiania, specjalnych zakupach, przygotowywaniu innych posiłków dla siebie, innych dla reszty rodziny itp.
Teraz postanowiłam, że będę jeść to co zwykle, żeby nie było żadnej rewolucji, ale w znacznie mniejszej ilości.
Ostatnie moje odchudzanie miało byc takie. W czerwcu 2005 zajął się mną nawet lekarz od tych spraw. Zaproponował zapisywanie wszystkiego co się połyka. Ja zapisywałam, on co dwa tygodnie analizował moje zapiski, sugerował zmiany. Waga spadała przez trzy miesiące.
Aż zdarzyła się wizyta bez ubytku wagi i... wszystko diabli wzięli, a raczej z nawiązka oddali, bo pan doktor tak na mnie krzyczał, że zwyczajnie wstałam, wyszłam z gabinetu, spłakałam sie jak bóbr i dopiero wtedy dowiedziałam się, że on tak traktuje wszystkich, którzy nie przychodzą lżejsi na kolejną wizytę. Nie miałam szans o tym wiedzieć, bo tam się przychodzi na określoną godzinę, więc nie ma kolejki i nie ma z kim pogadać. Na kolejną wizytę już nie poszłam. I oczywiście efekt ><. Źle zrobiłam, ale nie miał mnie kto wypchnąć, bo mąż to chyba się boi, że jak schudnę to jego nadwaga się dokładniej uwidoczni, a jeszcze nie znałam drogi na to forum.
Już wiele razy tu napisano, że odchudzanie musi się zacząć w głowie.
Musi też być trening silnej woli. Ja uwielbiam słodycze, najbardziej czekoladę. Mięso może nawet być tłuste, ale generalnie duzo, nawet czegokolwiek /np. suchy chleb niewiadomo po co/, niekoniecznie przypisanego do określonych posiłków, czyli dużo w tzw międzyczasie.
Zaczęłam to odchudzanie, bo jak już tu napisałam, miałam niezły bodziec. Wiem jak wyglądały ilości i częstotliwość mojego jedzenia, więc teraz ustaliłam bardzo rygorystycznie 5 posiłków. Nigdy nie zasiadam do zastawionego stołu /nie mam na myśli jakiegoś celebrowania tego, ale zwykle wystawienie z lodówki, czy podanie w wazie lub na pólmisku tego co ma być jedzone/, żeby sobie nabierać i dobierać z "ogólnego gara", tylko przygotowuję swoją porcję, stawiam na stole i za nic na świecie nie dokonam dokładki.
Sniadanie /mimo, ze wcześniej go nie jadałam/
kawałek chleba z czymś + warzywa, kawa
II śniadanie
owoce, serki, jogurty w bardzo rozsądnych ilościach.
Obiad
to co akurat na ten obiad jest, bez zastanawiania się czy to bardzo kaloryczne czy nie, ale o połowę mniej niż zjadłabym dawniej
Podwieczorek
kawa, małe ciastko, kruche ciasteczka, czekoladki np. dwie kostki z tabliczki lub dwie pralinki, ew. inne słodkości, ale w ilościach mini.
Kolacja
Też to co zwykle, ale też o połowę mniej.
Napoje bez cukru – do woli.
A na zakończenie dnia piję ok. 40 gram domowej nalewki orzechowej.
Na mnie dobrze działa to wydzielenie swojej porcji, bo zasiadając do zastawionego stołu /nie mam na myśli jakiejś specjalnej celebracji tego, ale wystawienie z lodówki tego co sie będzie jadło i robienie sobie np. kanapek na bieżąco/ mogę wyciągnąć rękę po kolejny kawałek chleba, dołożyć sobie ziemniaczka, a potem jeszcze jednego i zjeść ostatni kawałek mięsa, bo "nie ma sensu, żeby zostało”.
Udało mi się wytrwać 2 tygodnie, trwam trzeci. Nie jest źle, bo już powstają jakieś nawyki i rygory / np. jeśli z rozpędu chcę pochłonąć coś miedzy posiłkami, włożę do ust to potrafię to wypluć/.
-
Witaj!
"A na zakończenie dnia piję ok. 400 gram domowej nalewki orzechowej. "
Chyba miało byc 40 g.
400g ,to pół litra .Jesli tyle pijesz codziennie, to masz niezłą glowę .
Siringo , masz racje ,że dieta nie moze sprawiać zbyt wiele kłopotu , bo człowiek się zniechęci.
Niemniej ,poza ograniczeniami ilosciowymi dobrze zrezygnować z niektórych produktów.
Sama stosuje się do diety Montignaca,ale tez nie tak rygorystycznie.
Powiedzmy ,że jest to bakuniowa odmniana Montiego.
Jednak jednego trzymam sie ściśle -szerokim łukiem omijam wszystkie słodycze, ciasta, białe pieczywo,makarony /tylko czasem razowy jem/ , kluchy , nalesniki i.t.p.
Oczywiście , czasem zaliczam wpadki , jak kazdy ,ale z codziennej diety te produkty zniknęły.
Poza tym staram sie wybierać produkty odtłuszczone, jak najchudsze.
To sa w zasadzie podstawowe kryteria mojejego wyzywienia.
Acha, kolacje jem najdalej o 19-ej i nie podjadam między posilakmi .
Jem przewaznie 3 posilki i owoce jako czwarty.
Wieczorem ,jesli mam na cos przy ogladaniu TV lub czytaniu ochotę ,pogryzam w ale w bardzo niewielkiej ilości suche morele albo figi albo jakies orzeszki.
Czy możesz podac ,gdzie znaleźć diete lotników .Przydałby mi sie jakis bodzieć, bo po urlopie trudno mi ruszyc z miejsca.
Pozdrawiam , ide na basen.
O właśnie , jeszcze minimum godzina ruchu dziennie , tego tez pilnuję.
Do zobaczenia
-
siringa piekne plany, zycze powodzenia jesli moge cos zasugerowac to nie jedz wogole ziemniakow, ryzu i makaronow,a chleb tylko rano, no i nie podoba mi sie twoj podwieczorek
pozdrowka
-
BAKUNIU - , masz rację, to drugie zero jakos tak mi sie wymknęło spod palców.
Dietę lotników wklejam tu.
Nie jest to dieta na długo, ale dokładnie na 4 dni, najwyżej raz w miesiącu. I tak naprawdę efekty wagowe rzadko udaje się utrzymać w pełni, ale na jakąś ważną okazję warto spróbować Stosowana rygorystycznie wywala z organizmu niepotrzebne rzeczy, dodaje lekkości i co tu dużo gadać, budzi lepsze samopoczucie
Ja stosuję ja strategicznie, zwykle od 6 dnia przed ważnym wydarzeniem. Na piąty dzień też ją przeciągam, albo jem tyle co ptaszek. W dniu imprezy nic przed nią nie jem, żeby nie ograniczać się w trakcie.
Je się co dwie godziny np.:
8˚˚ - kawa lub herbata / hi, hi - je się?/
10˚˚ - jajo na twardo, kawa lub herb bata
12˚˚ - 10 dkg serka topionego, może być inny ser, ale topiony najlepiej "zakleja"
14˚˚ - 10 dkg chudego ugotowanego lub uduszonego mięsa, wędliny, chudych parówek
ii około 30 dkg surówki
16˚˚ - 30 dkg owoców
18˚˚ - jajo na twardo, kawa lub her bata
20˚˚ - 1/2 litra wody mineralnej, bulionu, barszczu, wywaru lub soku warzywnego, herbaty, kawy zbożowej, chudego mleka lub 2 kieliszki wina.
Spróbuj.
To bardzo dodaje skrzydeł, gdy po pierwszym dniu widzisz nz wadze o 1 kg mniej.
Kalorii jest w niej ile jest, ale jak się nie zje nic więcej to następnego ranka jest -1kg!
MISIALU - a żebyś wiedziała jak mnie się nie podoba mój podwieczorek...
Kurcze...dlaczego tak mało????
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki