W sobotę to się fatalnie czułam od popołudnia. Jeszcze wcześniej przecież zrobiłam tyle ćwiczeń po ćwiczeniach umyłam mój rowerek, napompowałam kółka – oj przy tym to się namachałam bo dwa razy całkiem z kół zeszło mi powietrze bo mam kiepską dętkę, ale przynajmniej się kalorii natraciłam przy tych „czynnościach pompowych”. Później wybrałam się z koleżanką na wycieczkę rowerową – oj i tu właśnie się zaczęło, przejechałyśmy 25 minut a ja zaczęłam się czuć coraz gorzej, żołądek mnie bolał (czyżby znów po kiełbasie, nie wiem jakoś tak się czułam ciężko) i wymiotować mi się chciało, ale na szczęście przeszło mi po tym jak posiedziałyśmy chwilę na ławce w cieniu. Koleżanka pobiegła do sklepu kupiła mi Kubusia marchwiowego, wypiłam go i zawróciłyśmy do domku. W sumie to jechałam 50 minut na rowerku. Przyjechałam to nie chciało mi się jeść dopiero po 18 zjadłam ugotowany ryż z śmietaną i cukrem. I jakoś przeszło mi. Także mielone kotlety miałam na obiadek w niedzielę i dziś czyli poniedziałek. A to całe złe samopoczucie wywołane było anginą. Od gardła mi to wszystko było, i żołądek i stan gorączkowy.
Teraz już czuje się lepiej. Zażywam rutinoscorbin, płuczę gardło szałwią.
W niedziele moje menu:
2 kromki chleba z szynką, serem żółtym i pomidorkiem.
Herbata z cukrem
2 kotlety mielone + ziemniaczki + ogórek
5 cukierków mlecznych
2 kostki czekolady z toffi
2 jabłka
jogurt truskawkowy
100g płatków pszennych z rodzynkami i suszonymi jabłkami
W niedzielę miałam czyli dzień więcej jedzeniowy…i dzień bez ćwiczeń. (u Korni jestem na akcji, na której ten jeden dzień można nie ćwiczyć), a ja ze względów zdrowotnych nie ćwiczyłam. Dziś to odrobiłam już nieco bo zrobiłam:
30 minut skakanki
20 minut hula-hop
1h chodzenia
W sobotę mama mi powiedziała tak: o jak się cieszę jak moja dziewczynka ślicznie wygląda, za niedługo będzie smukła i jeszcze śliczniejsza. Bardzo mnie to ucieszyło i dodało walki i siły do dalszego dietykowania i ćwiczenia. I wiecie co przez tą dietę jakoś czuję się naprawdę atrakcyjniejsza, buzia lekko zeszczuplała i już wam się pochwalę bo też biust mi spadł. Mówię wam jak nigdy spada mi też fajnie biust . Cieszy mnie to ogromnie. Ale się zawzięłam na niego no i usidliłam go i zmniejszam poprzez pewno to skakanie na skakance. Dziś wbiłam się też w moje ukochane dżinsy. Są opięte mocno, ale już w nie weszłam. :P Tak poza tym fajnym dalszym dietykowaniem to nie miałam dziś najlepszego dnia, nerwy mnie noszą… I w pracy nie dobrze i w domu (nie chodzi mi o więzy rodzinne bo z nimi wszystko ok., ale o innych domowników, dla których dzisiejszy dzień też jest bardzo nerwowy i bardzo kłopotliwy w różnych sprawach…) Także dziś najadłam się nie tylko obiadu ale i sporo nerwów. Mam nadzieje, że los się odwróci i wszelkie sprawy złe odejdą gdzieś hen w dal….
…
nieco później, musiałam skopiować moje stukanie komputerowe bo przyszła moja kuzynka z chrześniakiem moim i teraz to dokańczam… Byłyśmy w parku, pospacerowałyśmy nieco, ja także dodatkowo pobiegałam z małym, pokopaliśmy sobie piłkę i takie tam…fajnie było, tego mi trzeba było na te odstresowanie .
mocca dziękuję :*)
mgirl dziekuję :*) No proszę jak fajnie czytac takie cos, ze moj post przyczynił sie chociaz dla jednej osoby ze konczy z bliskimi spotkaniami z drozdzówkami :P Ciesze sie, że Cie to zmobizliwoało i trzyamam cie za słowo, ze powrócisz ładnie do dietki
violka no prosze > 20 minut hulahop no to nieźle, ładnie violka juz ma ci sie to udawac te ładne dietykowanie,, prosze mi sie wziasc w garsc i do diety i cwczen marsz :P
bucik dzieki :*) oj z ta silna wola...było ciezko z tymi goframi, ale udało sie i to najwazniejsze.
Korni pewnie że bedzie dobrze, kwestia wprawy trzymam kciuki za rezultaty
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego dnia.
Zakładki