No cześć, kochane. Jak miło czytać, że się ma do Was wracać
Przepraszam, że mnie nie było, ale nie miałam jak się dostać do komputera. U rodziców brak czasu, wczoraj wieczorem koncert, dziś rano aerobik, potem się tekstów musiałam uczyć (i nadal powinnam!!!) i tak jakoś zleciało.
Dni ostatnie cudowne. Kocham siedzieć u rodziców. Tyle, że z dietowaniem tam nigdy nie idzie dobrze, ale pieprzyć. Nie co dzień zdarzają się takie sytuacjeDzisiaj na razie jestem grzeczna, zjadłam dopiero 425 kcal, bo się oszczędzam na to wesele, na którym dziś śpiewam. Pewnie ze dwa kielonki winka wypiję, coś tam zjem i mam nadzieję, że nieco potańczę! Wczoraj fajny koncert zagraliśmy, były moje laski z roku, bawiłyśmy się przednio
![]()
Tylko wczoraj dostałam jakiejś dziwnej histerii jak byliśmy z Michałem z psem na spacerze. nie ukrywam, że przyczyną najgłówniejszą była dietaMam już dosyć takich dziwnych wyzrutów sumienia, które mnie nękają, tego poczucia winy, gdy pozwolę sobie na coś ekstra. Niby wszystko jest dobrze, ja się niczym nie przejmuję, a w środku jakby druga osoba cały czas powtarza: "co Ty zjadłaś! ile to miało kalorii! jestes idiotką!! powinnaś już nic nie jeść, ale to i tak ci nie pomoże" etc. Efekt - huśtawki nastrojów. Dobrze, że Miś jest cieprliwy i wierzy, że to samo przejdzie. Teraz zwiększam te dawki, więc myślę, że jak już dojdę do tych 1500-1600 kcal, to już nie będę tyle o tym myśleć i będzie łatwiej.
Dzięki, że to przeczytałyście i podziwiam, że dotrwałyście aż tutajOd razu mi lepiej, jak to napisałam!
Buziaki wielkie. Jutro znów wpadnę, ale dziś już nie dam rady - zaraz jadę. Ściskam.
ps. A co u Was, dziewczęta drogie?![]()
Zakładki