-
Kurcze, plan jest rewelacyjny, tylko wykonanie idzie mi nieco gorzej. Wczoraj nawet przyzwoicie poćwiczyłam, ale dzisiaj nie idzie mi. Sprawy "pracowe" przeciągnęły się do wieczora, więc zamiast upichcić sobie rybkę, nażarłam się w pośpiechu byle czym. Rybka była później...
No i nie wiem, czy dziś poćwiczę, bo już późno troszkę. Na szczęście jutro zajęcia w klubie, więc nie ma zlituj.
RedDelicious, dzięki za odwiedzinki. Co do białka można je kupić w sklepach dla sportowców z odżywkami itp. Ja kupiłam (a właściwie wysłałam męża, bo się wstydzłam) firmy "megabol" o nazwie "egg pro". Kosztowało chyba ok 20zł za 300g. Dla mnie to na 15 dni przynajmniej, bo jeśli uznam, że zjadłam wystarczająco dużo białka w normalnym jedzeniu, to nie jem tego w proszku.
Napiszę, chyba kolejny raz w tym wątku: teoria mówi, że trzeba jeść codziennie min. 1gram białka na kg masy ciała. Ma to zapobiegać spowolnieniu metabolizmu w czasie odchudzania, spalaniu mięśni zamiast tłuszczu, no i jakby nie patrzeć stanowi ono budulec m.in. dla skóry, więc liczę na to, że nie będzie wisiała, czy się marszczyła. I naprawdę w to wierzę, a dodam, ze z natury jestem do wszelkich "cudownych" środków i diet nastawiona sceptycznie i potrzebuję sensowego, naukowego wyjaśnienia. A to właśnie dla mnie ma sens.
Nie musi to być białko w proszku. Chodzi tylko o to, że trudno zjeść odpowiednią ilość białka w mięsie, serach itp. nie zjadając przy tym za dużo kalorii, więc z tym proszkiem idę na łątwiznę.
Aha, można kupić też inne rodzaje białka, np. "serwatkowe" itp, ale mnie od dziecka uczyli, że to z jaja ma wszystkie potrzbne człekowi do szczęścia aminokwasy.
To bardzo fajna sprawa. Bełtam je sobie mikserem z wodą i odrobiną jogurtu dla smaku (samo białko ma niby smak owocowy, ale trochę zalatuje jajem, a z jogurtem smakuje trochę jak "actimel").
Kurcze, tak się zastanawiam, że jakbym przetrzymała uczciwie te dwa tygodnie, i moje przewidywania co do spadku wagi by się sprawdziły, powinnam napisać książke o mojej niesamowitej diecie i zbić na niej fortunę
-
Już środa, 6 grudnia, a ja tak naprawdę anie jednego dnia nie wytrzymałam uczciwie przestrzegając diety, którą zaplanowałam. Jestem ma siebie zła.
Dzisiaj jeszcze nie "nagrzeszyłam", więc jest szansa.
Wczoraj godzina dość intensywnych cwiczeń z obciązeniem. Dziś znów się wybieram.
-
Nic z tego.
Miałam poważną zmianę planów pracowych, polegającą na tym, że przez te dwa tygodnie (podczas którch miałam schudnąć) prawie nie wychodziłam z pracy i wogóle nie chodziłam na aerobic. Nie miałam też czasu gotować, więc jadłam, co popadnie.
Aż boję się wejśc na wagę.
Chyba będą wielkie postanowienia noworoczne...
Wesołych Świąt
-
Po prawie miesiącu niećwiczenia, nie-odchudzania i świętach waga podskoczyła o 1,5 kg. Jest 61. Ma być 55kg.
W takich chwilach, kiedy widzę, że n-ty raz poległam, mam ochotę zalogować się tu zupełnie od nowa. Nowy nick, nowa dieta itp. I tym razem na pewno się uda.... Nie zrobię tego jednak, bo czuję, że ta łatwość zaczynania od nowa wiąże się z łatwością odpuszczania sobie.
Kurcze, wygląda na to, że należę do tych durnych bab, które wiecznie jęczą, że chciałyby ważyć mniej, ale na jęczeniu kończą. To tylko 6 kg do zrzucenia. To dałoby się zrobić na upartego nawet w miesiąc. A ja zamiast to zrobić od paru miesięcy głównie jęczę.
Owszem, ćwiczę, ale wtedy za zwyczaj jem też dwa razy więcej.
Na diecie wytrzymuję do 3 dni. I to nie 100% diecie.
Trzeci dzień dietuję. Może nie bez grzeszków ale całkiem przyzwoicie. Wczoraj i przedwczoraj byłam na ćwiczeniach. Dzisiaj poćwiczyłam trochę w domu.
Już miałam zeżreć coś, czego nie powinnam i na pewno nie o tej porze. Hamburgera.Powstrzymała mnie pewna myśl: "Jak ja się będę czuła po zjedzeniu?". W trakcie jedzenia odczuwam przyjemność, ale potem, jeśli było to coś totalnie niedietetycznego i w dużych ilościach, ten pełny brzuch nie sprawia mi już przyjemności. Nie jest mi ciężko tylko na brzuchu, ale i na umyśle, bo świadomość, że znów olałam dietę jest dobijająca.
Oczywiście chciałabym zamykać każdy dzień ze świadomością, że nie zjadłam nic, czego nie powinnam, że dużo ćwiczyłam itp. Prawda jest taka, że chyba nigdy nie było takiego idealnego dnia.
Jeśli wytrzymam jeszcze dwa dni, dalej powinno być z górki, bo szkoda będzie zmarnować jakichkolwiek postępów.
trzymajcie kciuki
-
Ależ ten czas zasuwa!
Minęły dwa miesiące. Nawet nie wiem kiedy. Chodzę w miarę regularnie na ćwiczenia, ale żrę byle co i waga nie spada (mam nadzieję, że nie rośnie). No i jak zwykle kołacze mi się po głowie, żeby wziąć się w garść...
Jutro rano się zważę.
-
-
Oj, oj, oj 45 DNI DO MOICH URODZIN więc biorę się ostro do roboty.
ZJEM DZISIAJ:
ciacho (już zjadłam )
jogurt + muesli
fasolka szparagowa 200g (odrobina masła)
5 pierogów ruskich (odrobina masła)
jogurt z białkiem dwa razy
mleko do kawy
To powinno razem dać około 1200 kcal
Wiem, że te pierogi nie brzmią zbyt dietetycznie, ale są pyszne. Poza tym ja na restrykcyjnych dietach z samą zieleniną nie wytrzymuję.
Plan zakłada na dziś ćwiczenia. Zacznę rano w domku, a może wieczorem pójdę na zajęcia. Zamelduję tu, co z tego wyszło
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki