Jestem.
Wesele było w dechę. Przetańczone i przeżarte. Do tej pory wszystko mnie boli od wygibasów.
No a od dziś powrót do pracy, no i do dietki.
Jutro się zważę, żeby sprawdzić, czy weselne łasuchowanie pozostawiło ślady...
Dzisiaj się jeszcze boję
Jestem.
Wesele było w dechę. Przetańczone i przeżarte. Do tej pory wszystko mnie boli od wygibasów.
No a od dziś powrót do pracy, no i do dietki.
Jutro się zważę, żeby sprawdzić, czy weselne łasuchowanie pozostawiło ślady...
Dzisiaj się jeszcze boję
Ach, jak ciężko wrócić do dietki.
Wróciłam już z pracy, na kuchence wrze zupa z zastraszającą ilością brokułów i sam jej zapach przyprawia mnie o mdłości.
No i rozmraża się rybka. Mam nadzieję, że choć ona będzie zachęcająco pachnieć.
Nie chce mi się odchudzać. Chętnie podjadłabym czegoś tuczącego i niezdrowego.
Aha, zołaza waga znów pokazuja jakieś nieprzyjazne cyferki, ale oficjalne ważenie dopiero w sobotę, więc się nie przejmuję nią zbyt mocno.
Hejka, ledwie wrocilam z urlopu, wkrotce nadrobie zaleglosci . Dzieki za odwiedzinki . Pozdro !
Jestem, żyję.
Miałam zastój.
Waga w okolicach 61,5
Biorę się znów do dzieła
No i stało się. Jest karnet na zajęcia "aerobikopodobne" (magic bar, body sculp i jakieśtam jeszcze, nie rozróżniam ich). Na początku bardzo mi się nie chciało, ale już (po 3 tyg) się wciągnęłam i zaczynam się uzależniać.
Waga 60,3. Ta cholera nie chce jak zwykle pokazać "5" z przodu!. ja jej dam!
Zołza waga pokazała dziś 60,0, a przez chwilę pomrugało mi zadziornie 59,9. To mi się podoba!
Ostatnio dużo ćwiczę. Tzn chodzę na zajęcia do klubu "fitowego" (magic bar, TBC, body sculp, pilates, yoga), tak ze 4h w tygodniu. Uzależniłam się i jeszcze dodatkowo ćiczę czasem w domu. Efekty są rewelacyjne. Wprawdzie waga nie spada (60,5), ale widzę, że tłuszczyk przerabia się na mięśnie. I nie tylko ja to widzę... Słyszę dużo komplementów.
Jem niewiele (jak na mnie) słodyczy. No i przed ćwiczonkami łykam l-karnitynę, a po - miks jogurtu z proszkowanym białkiem kurzym. Mam wrażenie, że dzięki temu zestawieniu mięśnie maja się dużo lepiej. Aha no i jeszcze witaminki.
Zdarzają mi się grzechy typu Mc Donald`s, pizza itp. Nawet troszkę za często i chyba dlatego nie chudnę. A mimo całkiem niezłego już wyglądu chciałabym troszkę zgubić na wadze.
Mam pewien pomysł. To oznacza eksperymentalne 2 tyg diety mojego własnego projektu. Wyglądać ona będzie tak:
Stałe gwoździe programu (razem dają w granicach 600kcal):
- przed śniadaniem: Kawa z mlekiem 0,5% ze 2x
- obiad: Panga 200g z patelni teflonowej w jajku + 1/3 woreczka brązowego ryżu
- kolacja: 20g białka + 150g jogurtu)
Pozostają jeszcze 2 posiłki: śniadanie i podwieczorek. Chcę, żeby było nie więcej niż 1000kcal, więc na te dwa mogę przeznaczyć 400kcal.Oczywiście zakładając, że nie piję kalorycznych napojów.
Mają one mieć odpowiednio 250 i 150kcal.
Ten rozkład związany z planem dnia.
Jeśli do pracy idę na popołudnie:
-kawa
- śniadanko 150 kcal
- obiad (tuż przed pracą)
- podwieczorek (250kcal) przed ćwiczeniami
- białko+ jogurt po ćwiczeniach
Idę na rano:
- kawa
- śniadanie 250 kcal
- obiad
- podwieczorek 150 kcal
- jogurt z białkiem
Mam zamiar wytrzymać na takiej diecie 2 tygodnie. Liczę się z tym, że mam beznadziejną silną wolę i w moim przypadku wytrzymanie na jakiejkolwiek diecie graniczy z cudem.Jeśli wytrzymam (przy dużej ilości ćwiczeń) powinnam coś schudnąć. Nie zakładam dłużej, bo to byłoby zbyt monotonne.
Będę pisać jak mi idzie.
Jeśli wszystko poszłoby zdognie z plane wielki finał nastąpi 17.12.
A więc START!
Jest 3 grudnia, waga wyjściowa 60,5kg.
A teraz, żeby nie było zbyt pięknie i kolorowo napiszę, ze zanim wymyśliłam ten wspaniały plan, zdążyłam już dziś zeżreć 2 krokiety (tłuściutko panierowane) i nie mam pojęcia ile to ma kcal.
Postaram się podsumowywać na forum każdy dzień, więc do zobaczenia wieczorem.
Witaj Aneczko, trzymam kciuki za Twój dwutygodniowy plan! Jadłospis wygląda bardzo sensownie, gratuluję też wytrwałości w regularnych i częstych ćwiczeniach. Gdzie można kupić proszkowane białko kurze?
Miłego dnia!
Red
Zakładki