-
ja nei pisze za duzo bo wpadlam w nowy romans
hahaha...facet jest Kanadyjczykiem wloskiego pochodzenia, jest w druzynie futbolu uniwers. wiec jest tu mala gwiazda,haha, no i znamy sie juz od stycznia ale nic nie moglo sie dziac bo ja mialam mojego chlopaka wiec bylismy dobrymi znajomymi przez ten czas, no ale teraz juz nie
wczoraj spedzilismy mily wieczor, czuje sie z nim super, i chociaz weim ze to tylko na trzy tygodnie, bo wyjezdzam bardzo niedlugo, dodaje to chyba intensywsnosci
Czuje sie super, bardzo malo jjem, wczoraj doslownie zaopmnialam jesc...haha.
Dzisiaj za to nie widze sie z nim bo nie mam czasu,mam na jutro wreczyc abrdzo wazny egzamin do zrobienia w domu, wiec siedze i robie...
menu planuje:
posilek 1: warzywa z patelni (kielki, zielona papryka, brokuly, czosnek) z kurczakiem
pos 2: salata, dressing, jajko, zolta papryka
pos 3: dwa hotdogi warzywne, warzywa
snak: sok wielowarzywny V8
cwiczonka jakies tez beda, ale niewiele bo nie mam czasu dzisiaj akurat
Calusy!!
-
Co to znaczy ze jest wloskiego pochodzenia? Rodzil sie tu czy tam? Nastepny Wloch... No tak, wiosna to i romansow wiecej. W ogole to Chanelgirl ja caly czas widze niezmiennie ten sam suwak u Ciebie. Chudzniesz czy grubniesz, co tam w tym temacie u Ciebie?
-
no no no nowy romansik
zyczymy powodenia
buziaczek na mily pogody i udany wtorkowy dzionek;*
-
Romans zakonczylam po tygodniu. On nie byl Wlochem tylko kanadyjczykiem, ale mowil po wlosku bo dziadkowie stamtad sa. Zakonczylam bo tesknie za moim chlopcem i chyba wole naprawic moj zwiazek niz zaczynac wszystko od nowa. Bylo milo ale musialo sie zakonczyc. Mam problemy ze szkola, bo nadal nie mamy zajec, i mam tyko 1 z czterech klas, wiec musze juz zaczac myslec na powaznie co sie stanie bo za dwa tyg mialam stad wylatywac!
Dieta super bo nie mam czasu jest, wazylam sie w silowni mam 56.5 kg.........!Paseczek zmienie jutro jak bede miala czas. Caluje.
A,dzisiaj menu:
posilek 1: wegetararianskie hotdogi (sojowe), ketchup 270 kcal
pos 2: kielki, papryka zolta i zielona, pieczarki z czosnkiem i oliwa z oliwek
pos 3: bagietka z dzemem bez cukru(ze slodzikiem)
cwiczenia: Pilates 40 min.
CALUJE i wiecej napisze jutro!
hurra, chudneeeeeeeeee
-
no jak wiedzialas ze to nie ma sensu to dobrze ze zakonczylas;p
wpadlam pozyczyc milego udanego i slonecznego czwartku;*
-
Jak tam dzisiaj Chanelgirl, ulepilas juz balwana?
Ech! Ze my nie mozemy miec lepszej pogody...
-
u mnie snieg pada juz od 2 dni prawie bez przerwy. Przeciez to juz kwiecien!!!
Wpadne pozniej bo teraz biegam i zalatwiam sprawy. Calusy!
-
Witaj Chanelgirl!
Uff, nareszcie przebrnęłam przez cały twój wątek, trochę mi to czasu zajęło, fakt...
Widzę, że mamy trochę wpólnego (oprócz dietkowania podobną metodą
)- zamiłowanie do języków, podróży, mieszkanie w różnych kajach (ja: Polska, Niemcy, Francj, Hiszpani, USA i Kanada, a ty Polska, USA, Kanada oraz gdzie jeszcze?), znajomość Quebec'u... oraz miłość na odległość.
Opowiem ci w dużym skrócie o mojej miłości, może to doda ci trochę otuchy oraz nadziei na happy end...
W 2000-ym roku pojechałam na stypendium do Toulouse, France, gdzie spędziłam dwa semestry... I gdzie również 11. maja następnego roku, równo miesiąc przed moim stamtąd wyjazdem, poznałam mojego lubego... Aby było ciekawiej, ja miałam w tym czasie chłopaka, Hiszpana, też relacja na odległość, ale dość kłopotliwa i problematyczna, więc byłam już na etapie kończenia tej znajomości, nota bene trzyletniej... I tak mój nowy luby został najpierw moim kochankiem... Byliśmy ze sobą przez równy miesiąc, aż oboje stwierdziliśmy, że to jest to... ale wtedy on musiał już wracać na politechnikę w Montrealu, a ja do pracy nad francuski ocean... Pisaliśmy do siebie, dzwoniliśmy, tęskniliśmy... We wrześniu spędziłam 5 wspaniałych tygodni w Montrealu, a potem musiałam wracać na mój uniwerek w Niemczech... I tak łącznie spędziliśmy 3 i pół roku w związku na odległość... Ciężko było, gdyż oboje bardzo za sobą szaleliśmy (i do tej pory szalejemy
), kłótnie a i owszem się zdarzały, bo gdy u niego był późny wieczór, to u mnie dopiero wczesny poranek, a ja z rana i przed kawą nie do życia jestem... Z kolei gdy dzwoniłam wieczorem, to on nie miał czasu na gadanie... Ale weekendami telefonowaliśmy ze sobą tak długo, aż w słuchawkach baterie się kończyły...
I jednak miłość zwyciężyła...
27. grudnia 2004-ego roku przyleciałam do niego, do Monrealu, gdzie on kończył pisać magisterkę, a 7.ego kwietnia 2005 przylecieliśmy do Seattle, bo on dostał tutaj ciekawą pracę... Gdzie miesiąc później wzięliśmy ślub... I wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że ja nie miałam w Seattle żadnych możliwości rozwoju zawodowego... Nie mogłam pracować ze względu na brak odpowiedniej wizy do pracy, którą dostać to jak pana Boga za nogi złapać... Czyli prawie niemożliwe...
Durne, amerykańskie przepisy...
Wobec tego, że ja nie mam ochoty rujnować swojej wątroby psychotropami, a wiem, że jeszcze chwilka, a musiałabym, bo absolutnie nie odpowiada mi opcja "kwiatuszka do żakietu męża", za bardzo byłam do tej pory samodzielna i za dużo wysiłku włożyłam we własne wykształcenie (jestem nauczycielką jęz. hiszpańskiego i francuskiego, mam master's, wykształcenie zdobyłam w Niemczech, gdzie bycie nauczycielką jest bardzo poważane), stwierdziliśmy, że postaram się o wizę do Kanady... I teraz tutaj mieszkam, w Vancouverze, męża widując w weekendy i tęskniąc... Ale nie ma innej rady, w końcu mi też się należy coś od życia!
Szukam pracy i mam nadzieję w krótce ją znazleźć...
Ojej, ależ się rozpisałam...
Chciałam ci przez to przekazać, że jeśli się kocha, to trzeba czasami pójść na pewne kompromisy... Ja nie wiedziałam, jaką będę miała sytuację w Stanach, do tego pracodawca mojego męża cały czas nas zwodził, że latem, że na wiosnę następnego roku, że... oni nam załatwią zieloną kartę... Bo przepisy amerykańskie nie pozwalają samemu wystąpić o zieloną kartę, musi to za ciebie zrobić pracodawca... Więc czekałam i się niestety nie doczekałam, jednak te dwa lata dużo nam dały jako parze: nauczyliśmy się siebie nawzajem (bo mieszkając tak daleko od siebie i widując się raz na kilka miesięcy to nie to), swoich potrzeb, tolerancyjności, brania pod uwagę ambicji drugiej strony, cierpliwości... Teraz nadeszła moja kolej...
Co do porównania Seattle i Vancouveru napisałam małe co nieco na moim wątku, jesli masz jeszcze jakieś pytania, to wal śmiało...
Buziaki,
Moni
PS: Ja na twoim miejscu pojechałabym na ten rok do Japonii, jeśli zależy ci na tym chłopcu, bo to naprawdę wspaniała okazja, możesz tam pracować lub się uczyć, lub zwiedzać po prostu...
Jeden rok to nie wieczność, a PD nie ucieknie...
Ale to tylko moje zdanie, decyzja należy do ciebie...
-
wpadlam zlozyc swiateczne zyczonka
Patrzcie,
Ile na stole pisanek!
Każda ma oczy
Malowane,
Naklejane.
Każda ma uśmiech
Kolorowy
I leży na stole grzecznie,
Żeby się nie potłuc
Przypadkiem
W dzień świąteczny.
Ale pamiętajcie!
Pisanki
Nie są do jedzenia.
Z pisanek się wyklują
ŚWIĄTECZNE ŻYCZENIA.
[img]
http://kartki.onet.pl/_i/m/easter04_m.jpg[/img]
-
Pierwszy raz widze okreslenie "kwiatuszek u zakietu meza"
. Ja miedzy innymi i jestem taki kwiatuszek, nie wiem jak dlugo sie bede trzymac, bo kwiatuszki to maja do siebie ze moga przywiednac bez wody. Ilez to w tej butonierce mozna? Wysuszyc sie idzie, nieprawdaz? Faktycznie duzo macie wspolnego, pozdrawiam Was Dziewczyny serdecznie. A do Japonii to ja bym leciala, to dopiero jest przygoda. Ale o tym to ja juz chyba pisalam.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki