Piekny wynik, ja dopedalowalam najwyziej do warszawki :D A jesli chodzi o 55 kg to dobra decyzja chociaz sama zle sie czuje z moimi 54 :(
Wersja do druku
Piekny wynik, ja dopedalowalam najwyziej do warszawki :D A jesli chodzi o 55 kg to dobra decyzja chociaz sama zle sie czuje z moimi 54 :(
Witaj olinko,
widzę że sie pieknie trzymasz i z rozsądkiem podchodzisz do odchudzanka - bardzo sie ciesze :D
Ja tez bardzo długo tkwiłam na tych 60 kg,ale ruyszyło i u Ciebie bedzie tak samo :D
Buziaki i milego dnia :D
Oj, to już tyle czasu upłynęło od kiedy coś tu pisałaś...
Ciekawe, co nowego. Dawno się nie widziałyśmy! :(
Wracam...
O 4,5 kg cięższa, z mocnym postanowieniem poprawy. Pisanie tutaj bardzo mi pomagało, więc nie pozostaje mi nic innego jaki mieć nadzieję, że teraz też mi pomoże.
Zamiast 6 mam teraz 10 kg drogi przede mną ;-) Trudno. Ciągle jednak za sobą mam już 8 ;-)
Czas obmyślić dobry plan i wcielić go w życie, a do lata uda mi się osiągnąć to, co zamierzam ;-)
Ja tez walcze z tym, co nadrobilam :) Mam nadzieje, ze wrocisz na moj watek. Pozdrawiam :)
Nicol, już wróciłam ;-)
A teraz doprowadzam się do porządku - siebie i swoje nastawienie.
Przede wszystkim mam już dosyć odrabiania kilogramów, które miałam bezpowrotnie zgubić. W gruncie rzeczy odzyskałam "tylko" 4,5, ale to wcale nie jest tylko. To od razu przekłada się na gorsze samopoczucie, na to że gorzej wyglądam w swoich ubraniach no i na to, że cel 55 kg oddalił się i jest jakby za mgłą od dobrych czterech miesięcy. Jedyny plus z tego ostatniego czasu to to, że jak juz dobiłam do tych 65 kg w listopadzie, tak trwam z nimi.
Wracam, bo mam juz dosyć.
Dosyć tego, że wracam do zajadania problemów. Dosyc tego, że jem byle co.
Mam dosyć swojego brzucha, który z w miarę już płaskiego zrobił się znowu miękki i rozlazły ;-(
I jeszcze dosyć mam tego, że twarz mi się pucułowata znowu zrobiła.
i ogólnie dosyć mam tego, że tak to depresyjnie wszystko wpływa na mnie.
Krótko mówiąc - najwyższy czas wziąc się do roboty.
Planuję się rozprawić z tymi 10 kg w trzy miesiące. Może być różnie, bo mogą się po drodze pojawic czynniki, których teraz nie przewidzę, ale nie mniej jednak to jest plan raczej realny i możliwy do zrealizowania, jeżeli tylko będę uczciwa wobec samej siebie i konsekwentna.
Sprawa pierwsza - nie jem słodyczy. Po prostu. One nie są mi do niczego potrzebne. Każda czekoladka powoduje, że mam ochotę na następną, dosyć mam tego, że później uzalezniam się od cukru. Jeżeli cos sie gdzieś po drodze zdarzy - a pokus będzie na pewno całe mnóstwo - będę próbwać pamiętać o zasadzie, że druga cząstka czekolady, czy drugie ciastko już nie smakuje tak jak pierwsze ;-)
Sprawa druga - 1200 kcal (mniej więcej), 4-5 posiłków (wszystko zależy od rytmu dnia). Więcej warzyw, więcej ryb, więcej białka.
Sprawa trzecia - dobry i pomocny rowerek (do 5 razy w tygodniu po godzinie, na małym obciażeniu, zeby się nie zniechęcić) + brzuszki (różne, zaczynam od pojedynczych serii, docelowo dojdę do potrójnych).
Sprawa czwarta - balsamowanie i masowanie ciała - zeby dało radę przetrwać zmiany wagi bez dużych strat.
I jeszcze sprawa piąta - dużo optymizmu i wiary - robię to, bo tak postanowiłam - nie jest to nic, co przerasta moje możliwości - to się po prostu UDA ;-)
Ola!!!!!!
tego mi było trzeba!
czytać Ciebie pełną zapału.
od razu się nim zaraziłam - i od razu wszystko wydaje się prostsze :)
jak widzisz, też odrabiam nadrobione kilogramy. już 8 ich nadrobiłam :evil: :evil:
bez zacięcia nie ma szans.... podoba mi się plan antysłodyczowy, chyba też tak powinnam, bo to jedyna metoda. jedynie corny bym dopuściła, ale nie te najlepsze smaki :P :P :P kokosowe, bananowe i batoniki fitness od nestle mogę niestety zjadać na tony :roll:
trzymam kciuki!!!!
jej, ale tęskniłam :*
Rejazzku, dziękuję, ja też się stęskniłam, poczytałam trochę Twój wątek - ale się u Ciebie dzieje ;)
Raport z dzisiaj (jedzenie niezbyt ciekawe, ale dopiero opracowuję swoje menu ;)):
- płatki kukurydziane + musli + mleko, kawa z mlekiem,
- dwie wasy graham + pasztet + wędlina + ser żółty + dwa ogórki konserwowe,
- grahamka + serek waniliowy + miód, kawa z mlekiem,
- jogurt jogobella ze zbożem + trochę musli.
Rowerek 1h10min, brzuszki (pojedyncze serie), balsamowanie (ciało + biust).
I jeszcze muszę dodać cos do mojego planu:
- ważenie raz w tygodniu (w piątki),
- koniec z colą light ;)
Muszę teraz sobie opracować menu, zeby było urozmaicone i smaczne.
Olinko, wpadam z dobra rada- jedz slodycze :!: Moj trener na silowni powiedzial, ze nie ma sensu zabraniac sobie slodkosci, poniewaz potem sie na nie rzucisz. Kazal jesc raz w tygodniu mala kostke czekolady, batona fitness. Wiem po sobie, bo jak zakonczylam diete to od razu zaczelam zrec slodycze, bo przez tyle czasu nie moglam. Wiem, ze to tylko puste kalorie ale to tak jakbys zabronila sobie jesc warzyw albo miesa 8) Nie da rady :D
Z reszta przeciez nie jestes niewolnica jedzenia i jak powiesz sobie jedna kosteczka to jedna :)
Mniam mniam, całkiem smaczne menu :-)
A cola light.... nie piję już prawie pół roku i jak przyjeżdżam do domu a mama chce być dla mnie miła i mi kupuje colę.... to mi w ogóle nie smakuje.. pepsi max jeszcze jako tako ale coli nie potrafię pić. Więc może i Tobie wkrótce uda się odzwyczaić, wbrew pozorom nie jest tak trudno :)
U mnie dziś było ładne jedzenie ale od jutra start w stu procentach :)