Brrrr. Fatalnie. Po prostu fatalnie.
Nie idzie mi zupełnie odstawienie słodyczy. Dzisiejszy dzień to całkowita porażka w tym względzie: bułka, batony, KFC, ciacho. Nawet nie liczę kcal.
Na dodatek rozkładam się - znaczy bierze mnie jakieś przeziębienie czy inna grypa. Wszystko mnie boli, raz zimno, raz gorąco i ogólnie smęcąco-męczący.

Stwierdziłam, że wypiszę sobie wszelkie czynniki motywujące, otóż i one:
-dżinsy! nie mieszczę się we właściwie żadne w jakiś porządnych sklepach,
-wielki brzuchol - nie dość, że tłuszcz, to jeszcze wzdęcia - a na diecie one znikają (bo mało jem),
-cudna bluzka z odkrytymi plecami gdzieś głęboko w szafie (moje plecy nie wyglądają teraz najlepiej),
-ogólnie lepsze samopoczucie.
Jakieś marne te motywatory...ale może to dlatego, że ja sama jestem dziś marna :P

Plan na jutro:
-wejść na forum i się wyspowiadać,
-nie zjeść żadnego batonika/czekoladki/ptasiego mleczka etc - dozwolone jest ciacho (bo leży i zjeść je trzeba) w limicie kcal,
-1500 kcal,
-zacząć a6w !

A teraz kop w dupsko, czas przestać marudzić i posprzątać ;]
Nicoletia - nigdy nie jest za późno