Bułki bułkami, też bym się skusiła, ale gdzie nam się ten asiouek podział??
Bułki bułkami, też bym się skusiła, ale gdzie nam się ten asiouek podział??
No właśnie , asiołku ŻYJESZ TY JESZCZE ?
Hooop Hooop ......
Never give up !!! Ćwiczę, chudnę, zmieniam się !
Żyję, żyję, dzięki za troskę Miałam szalony tydzień, a i weekend dość niespokojny, ciągle poza domem...
Sprawa wygląda więc tak
PIĄTEK - nie liczyłam kalorii. zjadłam lekkie śniadanie, potem na obiad same warzywka, na deser owoce i Corny, a potem byłam na urodzinach Wcięłam schabowego, sałatkę grecką, kawałek sernika zimnego i tiramisu, kilka faworków i garść czipsów. Jednym słowem szaleństwo Nie mam sobie za złe, myślę, że nie przekroczyłam 2000kcal...
SOBOTA
jogurt z otrębami i dżemem light 150kcal
schabowy + sałatka grecka 600kcal
sernik i jabłecznik 500kcal
dwa piwa Tyskie 450kcal
cuś koło 1700kcal hyhy. Sobota była trochę przedłużeniem tych urodzin piątkowych...
Dziś wracam na łono diety, dzielnie wymiguję się od poczęstunków (niedzielny obiad u rodzinki) i zjadłam sobie:
parówka light + 2 pieczywka z pomidorem i serkiem 280kcal
garść ryżu + potrawka z kurczaczka 400kcal
faworek 50kcal (no dobra, tu się dałam skusić, ale tylko na jednego!!!)
jabco 60kcal
do tego dojdzie:
marchewka z groszkiem 150kcal
mus owocowy 150kcal
czyli 1090kcal
Lodówke mam pustą, więc nie ma zagrożenia, że zjem więcej hihi... Idę zobaczyć, co u Was
Aha ruch - spacer 30min + basen godzina + rower 45 min (basen i rower z dzieckiem, więc nie poszalałam, ale ruch był)
No i kiepsko, kiepsko mi idzie:
PONIEDZIAŁEK>>> koło 2000 kcal
WTOREK>>>koło 1800 kcal
ŚRODA>>> koło 1800 kcal
Ruchu zero, nie licząc normalnych czynności domowych, robienia zakupów itd.
Jestem głodna, i co gorsza, mam ochotę na słodycze. Pozwoliłam już sobie zjeść pieguska i lizaka w ciągu tych dni Myślę, że się trochę rozregulowałam tym weekendem urodzinowym.
Do tego waga w poniedziałek pokazała 74,5 kg. No i kurcze wkurza mnie to, wiem, że nie przytyłam, bo ciuchy są coraz luźniejsze, ale irytuje mnie to niesamowicie Czuję się jakaś zniechęcona do liczenia kalorii...Ciągle pada, więc nie mogę spacerować, a nie wiem, jakie ćwiczenia moge robić z tym moim kręgosłupem... Na basen nie pójdę, bo nie mam stroju. Tzn. mam, ale coś dziwnego stało się z moim biustem, bo ostatnio staniki i ten nieszczęsny strój są za małe Chyba mi się pospierały, bo w cudowne powiększenie mojego i tak sporego biustu raczej nie wierzę hihi
Humor mam do bani, trudno mi się zebrać do sensownej roboty... Wczoraj siedziałam 6 godzin nad rachunkami, a okazało się, że chyba gdzieś strzeliłam byka i dziś powinnam poświęcić znowu te kilka godzin na znalezienie go. Do tego nauka na studia i robienie strony internetowej... O zajmowaniu się dzieciem nie wpsomnę.... A mi się tak nie chce nic, eeeeeeeeeeeeech
taka pogoda ostatnio kochana zdecydowanie nie sprzyjająca odchudzaniu .... pochmurno, deszczowo ... człowiek potrzebuje więcej energii by funkcjonować a na ruch i tak nie ma ochoty
będzie lepiej jak zaświeci słoneczko mówię ci
No i wczoraj było OK - 1400kcal, a dziś...
banan + mleko + Corny 250kcal
dwa pieczywka z twarogiemi pomidorem 250kcal
sałatka z tuńczykiem, pęczakiem i kukurydzą oraz majonezem 350kcal
sok jabłkowy 60kcal
chleb z marmeladą 150kcal
ciasto owocowe 150 kcal
4 pieczywka z pasztetem, serem i ogórkiem kiszonym 300kcal
no i dotąd nie jest źle, bo trochę ponad 1500...
ale odbiło mi i zeżarłam paczkę żelków i ciastek
pewnie z 700kcal jak nic
Zła jestem na siebie, zjadłam bez sensu, bezrefleksyjnie,jedząc myślałam cały czas, że będę się źle czuła, że tyle cukru na noc to szaleństwo. Ale jadłam, jadłam, jadłam, sięgałam po kolejne ciastka, po kolejne żelki...
Tym bardziej wkurza mnie to, że dotychczas nie ciągnęło mnie do słodyczy. Nie kosztowało mnie to dużo, żeby sobie odmówić, raczej samej z siebie mi się nie chciało... Więc to nie tak, że miałam jakiś niedosyt...
Ech...
Nie jest tak źle kochana Przynajmniej się trzymasz... Ja się niby trzymałam bez forum, ale planu nie wykonałam i wracam, żeby dokończyć dzieło... Uda nam się Uda napewno, a co do żelków... pychota, choć nie jem dla zasady Buzi na dorbanoc;*
Asiouku - nie jest źle, wiadomo raz lepiej, raz gorzej, ale ważne, żeby się pilnować. Ty się przejmujesz tym, że zjadłaś te żelki, no i pewnie następnym razem odmówisz, a jeden raz takiej wielkiej szkody nie poczyni. Jeżeli ciuchy luźniejsze to po co się przejmować wzrostem wagi? Może po prostu rosną Ci mięśnie? A one jak wiadomo są cięższe od tłuszczyku. Mierz centymetry, to pewnie będziesz się lepiej czuła psychicznie. Zresztą wystarczy, że spojrzysz w lustro to już możesz pomyśleć "schudłam" i będzie lepiej. Głowka do góry, ja też mam nadzieję, że te smutne, dziwne, szare dni szybko miną. Nie poddawajmy się sezonowej depresji, a więc uśmiech na twarzy i do dzieła. Buziaki!
Jest źle, choć nie jest najgorzej
Waga wskazała dziś 74,6 kg
Totalnie tego nie rozumiem... Wszyscy mi dookoła zaczęli mówić, jak to schudłam... A ten cholerny przyrząd jakby na złość pokazuje coraz więcej...
Ani - ja też bym chciała umieć "dla zasady", ale mi nie wychodzi...
Nelu - to nie mogą być mięśnie, bo ja prawie w ogóle nie ćwiczę...
Nie liczę też kalorii, tzn. nie liczyłam w ostatnich dniach. W sobotę było jeszcze OK, jedynym przestępstwem były samorobne gofry na kolację (ale siedziałam do północy nad pracą), ale w niedzielę znów porażka.
Nie żeby mnie ktoś czymś częstował, a ja nie potrafiłam odmówić - o nie, tak nie było, moja rodzina przyzwyczaiła się do mojej wymówki "Jestem na diecie"... Nie żebym była jakoś szczególnie głodna... po prostu z własnej woli, a raczej z obżarstwa sięgnęłam po pół paczki draży kakaowych, potem garść żelków... Na obiad do ogromnego schabowego walnęłam sobie frytki, a całość dożarłam jeszcze wieczorem kolejną garścią żelków i batonikiem czekoladowym
Jedyne moje osiągnięcie to takie, że jak po raz trzeci szłam do szafki ze słodyczami, to kopnęłam się sama w dupę i zawróciłam... Dla mnie to sukces, bo ja jak zwykle zaczynam takie obżarstwo, to ono się kończy zjedzeniem wszystkich słodkości z szafki...
Dlatego postanawiam pokornie powrócić do moich założeń dot. niedotykania słodyczy i liczenia kalorii... Dziś na śniadanko wrzuciłam sobie banana z garstką musli i mlekiem. Mam nadzieję, że od teraz bęzie bezwpadkowo...
Grunt, że mam jeszcze wolę walki
Pozdrawiam Was serdecznie
Zakładki