Pisze, pisze, bo lubie.

Chce wykrzyczec wszystko, co mnie gnebi, mam dosc ciaglego zaczynania od nowa. Lepiej powiedziec sobie: najtrudniejszy pierwszy krok, potem bedzie lepiej. Dzisiaj pierwszy dzien diety. Zadnych rewelacji. Juz mam wiele za soba tych pierwszych dni. Bede sie cieszyc, kiedy np za tydzien bedzie kilogram mniej. A jeszcze bardziej bede szczesliwa, gdy swiat zacznie mi sie wydawac piekniejszy. Bo wlasnie dzisiaj jest roznie.

Dlaczego nie umiem sie cieszyc swiatem??

A wiem...

Bo nie akceptuje siebie i tym samym caly swiat.

Moze zmienianie swiata na lepszy, pogodniejszy, zaczne od siebie??

Wiem doskonale, ze jest to publiczny pamietnik, wiec bardzo prosze o zrozumienie, rady. Ja swoja osoba postaram sie rowniez pomoc, jak tylko bede umiala..

Jestem calkiem zwyczajna, pospolita. Mam 19 lat. Kawal zmarnowanego zycia za soba, ktore chcialabym zmienic.

Myslicie, ze dieta, ktora zaczyna sie od tego, by nie zmieniac calkowicie przyzwyczajen zywieniowych, tylko je skrupulatnie zmniejszyc, bedzieskuteczna? Wyrzucilam zupelnie slodycze, cukier z herbaty, ta zamienilam na zielona, nie podjadam. No i zamierzam sie ruszac. Moze nie czas pisac cwiczyc, po prostu ruszac.

To poczatek. Bedzie... jakos..musi.