-
nie potrafię skutecznie......REAKTYWACJA...CZY DAM RADĘ?
ile to już razy się odchudzałam? Sama nie wiem...mój najlepszy wynik to 10 kg w 10 miesięcy, ale sama nie wiem jak to się stało...Może powodem był fakt, że przyjmowałam leki hormonalne i lekarka kazała pilnować wagi aby nie przytyć. Ważyłam wtedy 80 kg i spadłam do 70.Ale tak w ogóle, to nie za bardzo wówczas myślałam o diecie. Teraz ważę 78 kg i przynajmniej od 2 miesięcy "odchudzam się". I mój wynik jest oszałamiający. W dwa miesiące 0 kg !!!!!!!!. niby pilnowałam kalorii, ale zawsze tak jakoś skuszałam się na coś słodkiego. Słodycze to moja zmora powszednia. ilekroc jestem na zakupach, tyle razy muszę przytargać sobie cos do domciu. No bo jak tu zasiąść przed kompem i nic nie pochrupać? Jestem na siebie wściekła jak nie wiem co!!!!!Dzisiaj np zjadlam loda, na szczęście tylko pół, bo synek mi resztę zabrał.Nienawidzę ruchu, ale byłam ostatnio na 2 areobikach. Było nawet ok. Jutro też się wybieram. Mam nadzieję, że będzie mi się chciało.i mam nadzieję, że tego zapału starczy mi na dłużej......ale sama sobie nie wierzę! Jestem strasznym kłamczuchem, ciągle okłamuje samą siebie...a, to że tylko 1 ciasteczko (kończę przynajmniej na pół paczki), jeden cukiereczek, jedna czekoladka itp, a potem....JEDEN WIELKI KAC MORALNY Chyba coś ze mną jest nie tak, brak mi silnej woli; Dziewczyny jak wy dajecie radę? Jak się mobilizujecie? dla mnie pozostaje chyba już tylko kłudka na lodówce, a raczej na szafce ze słodyczami. [img][/img]
-
Jesli chcesz byc dalej,gruba ,niatrakcyjna i nie zadowolona z siebie to prosze bardzo dlaej oszukuj sama siebie...
Jesli nie-zmien to!!!Jestes dorosla osoba,wiesz chyba co trzeba zrobic ,zeby schudnac?
Po pierwsze przestan oszukiwac sama siebie,bo w ten sposob pochłaniasz ilosci jedzenia,ktorych tak naprawde nie chciałas zjesc.Badz swiadoma osoba..Po pierwsze nie kupuj do diabla słodyczy do domu!U mnie tez zawsze były zapasy od "kochajacej babci" dla dzieci,ktore zjadała mamusia>czyli ja .
Jesli wiesz o tym,ze słodycze Cie kusza na zakupach to badz na to przygotowana,zwarta i gotowa,zeby kolejny raz nie zrobic podobnie.Kup sobie cos pysznego,ale nie słodycze...moe jakis extra owoc?Sprobuj choc raz odmowic ich sobie na zakupach...Zobaczysz jaka bedziesz z siebie dumna!!! Moze sie uda nie kupic kolejny raz?A moze jeszce nastepny?
nasze kubki smakowe domagaja sie smakow ,ktore znaja i dostaja czesto...Im mniej słodyczy bedziesz jadła,tym mniej Cie bedzie do nich ciagnelo.gwarantuje!Tylko bez oszustw.jesli juz masz bardzo wielka ochote na cos słodkiego to pomysl nad tym co to moze byc...idz do sklepu i kup to,(nic wiecej!) i zjedz to ze smakiem.Tylko nie oszukuj sama siebie,mowiac tylko jedno cistaeczko,a potem konczy sie na 20...
Bardzo dobrze,ze zaczełas sie ruszac .Ruch to nie tylko aerobik,mozna tez spacerowac,jezdzic na rowerze...
Mam nadziej,ze sie nie pogniewasz na to co napisałam,ale sama wiem ,ze taki kubel zimnej wody jest nam grubaskom raz na jakis czas potrzebny
Pozdrawiam i kibicuje w gubieniu kg...
-
Rany, jak ja napisałam kłódka w poprzednim poście?
Dzięki Trycka za zimny prysznic, wcale się nie gniewam. I tak naprawdę to ja to wszystko wiem, i wiem też że słodycze nie są mi koniecznie potrzebne do życia, bo potrafię się bez nich obyć (i nie oszukuję w tym momencie ani Ciebie, ani siebie) i potrafię sobie ich odmówić.Zresztą robię to prawie cały czas, tylko, że czasami nachodzą mnie takie okresy,kiedy myślę sobie "do cholery(sorki) z tym wszystkim, dlaczego ciągle muszę sobie czegoś odmawiać i w imię czego? W zasadzie jestem szczęśliwa,mam kochającego męża, ukochane, długo wyczekiwane dziecko,przyjaciół, dosyc dobrą sytuację materialną a katuję sama siebie tylko po to, aby mieć zgrabną pupcię(chociaż wątpię czy jest możliwe uzyskanie figury 20 latki,bo skóra straciła juz conieco ze swojej jędrności)" I właśnie wówczas wszystko zaczyna się od początku. Przychodzi jedna mała, malutka chwila słabości i już jest po mnie, potem długo muszę nastawiać się na kolejną dietę, nie potrafię przestawić się tak od razu, tak od jutra czy od dzisiaj, wymaga to u mnie czasu, a przede wszystkim właściwego ukierunkowania psychiki, dojrzewania do decyzji o diecie. Dlatego też ta waga stoi w miejscu ( i na szczęście pomimo tych łakoci nie idzie do góry). Jak już się w końcu rozpędzę (chyba mam spóźniony zapłon ), to potem nie mam problemów ani z pokusą na słodkości, ani ze spadkiem wagi.
Problem też stanowi dla mnie okresowa zmiana otoczenia. Chodzi o to, że czasami wyjeżdżam do......mamusi, a jak przez miesiące nie kosztuję jej kuchni, to póżniej wszystko tak mi smakuje, że paluszki lizać.I chociaż się staram i ograniczam jak tylko mogę( a jest to trudne, bo ciągle tylko słucham "co ty dzisiaj dziecko zjadłaś?" "dlaczego nie jesz, nie smakuje ci?" przestań z tym odchudzaniem, chcesz nabawić się jakiejś choroby"),to prawie zawsze przywiozę do domu jakiś dodatkowy 2 kg balast.Mechanizm jest taki: schudnę 1kg,po wizycie u mamusi przybieram 2kg (i już jestem 1kg na plusie), potem zrzucam 2 kg, przyjeżdża mamusia do mnie (och jak ona dba o zięcia, jak go rozpieszcza....) i zostawia mi w prezencie 3kg (i już mam kolejny kilogramik na koncie). Ach, dodam tylko, że naprawdę wcale się nie obżeram, tylko kuchnia jest inna, ja gotuję raczej chudo, bez smalcu, śmietan itp, a mamusia niestety lubi zawiesiste sosy (o dziwo oboje z tatą nie zaliczają się do osób tęgich), no i tak to leci od kilku lat, niestety mama nie chce dopuścic mnie do kuchni i nie daje się namówić na zmiany.
No dobra, to narazie tyle, tobie też życzę osiągnięcia celu.
Acha, waga ruszyła w dół, - 1 kg.
-
Rozwiazan jest kilka i Ty dobrze o nich wiesz...
1.Nie jezdzenie do mamusi
2.zmiana kuchni mamusi,co wydaje sie raczej ciezkie do zrobienia.Mysle,ze mozna z nia jednak wynegocjowac chudsze gotowanie lub nie wciskanie kolejnych porcji.Wiem,wiem...Mam taka sama mausie i babcie,ale przeszly juz reforme.Juz mi nie wciskaja jedzenia.Zaproponuja,a jesli nie chce to nie naciskaja.Babci bardzo ciezko to przychodzi,ale mama jest juz ok.
3.Wozisz swoje jedzenie .Nie wiem czy mama by to zniosła...
My grubaski czesto reagujemy jedzeniem na pewne sprawy dziecjace sie w naszym zyciu.Ja niby tez prowadziłam fajne zycie,ale co by sie nie działo,to jadłam.Musialam przejsc długa droge,zeby to sie zmieniło.
Pomysl,czemu tak jest,ze u mamy jesz wiecej niz powinnas.Te jej słowa o diecie itd Ty super wykorzystujesz je na okazje do jedzenia.Ty jestes przeciez taka biedna na tej diecie...Czy tak przypadkiem nie jest?Ja tez czesto czekałam na takie słowa,no bo przeciez mama mnie namowiła...i to było siwtne usprawiedliwienie,to cały czas jest oszukiwanie siebie.Mi tez sie to zdarza,ale teraz juz probuje byc tego swiadoma i unikac takich sytuacji...
Pozdrawiam...
-
Jesli mama nie da sie namowic na zmiany,to powiedz z przykroscia,ze niestety nie bedziesz mogła jej odwiedzac,bo bardzo Ci nalezy na schudnieciu...Ciekawe jaka zrobi mine....? One takie juz sa,swoja miłosc okazuja bardzo czesto poprzez jedzenie,niestety
-
Hej Alexisa
Tak sobie czytam to, co napisałaś... i myślę, że brakuje Ci po prostu sporego "kopa"
Nie napisałaś ile masz wzrostu, więc nie wiem tak naprawdę czy masz duzą nadwage - bo jesli masz 180 cm wzrostu, to te 80 kg nie jest aż tak straszne, wystarczyłby schudnąć 6-7 kg i po kłopocie. Gorzej, jeśli masz 160 cm, wtedy faktycznie jest co zrzucać
Coś Ci powiem: jeśli "wejdziesz" już w zdrowe odżywianie i liczenie kalorii - to to naprawdę wciągnie Cię na tyle, że będziesz miała frajdę z tego całego przygotowywania chudych posiłków, z uczucia lekkośći, z pozytywnych komentarzy znajomych po paru tygodniach, serio A wiedz, że uczucie pozornej pustki w żołądku przy tysiącu kalorii mija po 1-2 tygodniach konsekwentnego stosowania diety. Żołądek się "przestawia" na zdrowe jedzonko
Ale klucz do sukcesu leży faktycznie gdzie indziej - w głowie Jeśli będziesz chodziła skwaszona i powtarzała sobie "po co mi ta dieta, po cholerę ja sobie odmawiam tego ciasta i frytek, jestem głodna" - to wytrzymasz max miesiąc. Musisz sama dojść do takiego myślenia, że odchudzanie i zdrowe jedzonko jest OK, że nie potrzebujesz tych zasranych frytek do szczęśćia, że szczęście da Ci minus 2 kg na wadze, a nie kolejny kotlet z furą ziemniaków. Zobacz - idzie lato, na pewno pojedziesz gdzieś nad wodę, trzeba będzie się rozebrać do kostiumu - i jak się wtedy będziesz czuła, kiedy na kocu obok będzie leżała szczupła siostra/bratowa/koleżanka lub inna 50-kilogramowa laska z płaskim brzuchem Nie chciałabyś wyglądać tak jak ona Na pewno tak, ale wiesz, ona nie objada się słodyczami, skoro tak wygląda
A na mamusie, ciocie, babcie i przyjaciół-maniaków tłustego żarcia mam radę następującą: Kiedy juz zaczniesz, rozgłoś wszem i wobec, że się odchudzasz, tym razem na poważnie. Kiedy wszyscy wokół Ciebie bedą już przekonani o Twojej decyzji, Ty tak łatwo z niej się nie wycofasz, bo najzwyczajniej w świecie będzie Ci głupio - skoro wszyscy wiedzą o Twoich zamiarach Ja tak zrobiłam: Wszyscy moi znajomi, rodzinka - wiedzą o moim dietkowaniu, wiedzą, ze za cholerę mnie nie namówią na lody czy pizzę - bo jestem na diecie. Może i dziwią się widząc mnie pałaszującą rzodkiewki na drugie śniadanie (sami jedzą frytki), ale gdybym ja zaczęła nagle te frytki jeść z nimi - to stałabym się od razu obiektem kpin i śmiechu, bo raz gada, że się odchudza, a potem wcina frytki.... Dlatego między innymi nie złamię się
Pozdrawiam i mam nadzieję, że choc troszeczkę Ci pomogłam
-
To prawda, że wszystko dzieje się głównie w mojej główce i prawdą jest, że się czasem usprawiedliwiam, a mama .... no cóż, właściwie nie ma tu jej winy, bo przecież zamiast siedzieć przy stole równie dobrze mogłabym w tym czasie wyprowadzić psa na spacer.Moja tusza to mój problem i moja wina. I jestem tego świadoma.
Niestety nie byłam dzisiaj na areobiku i na to też mam wytłumaczenie, bo:
po pierwsze: spędziłam dzisiaj 4 godziny w upale, w mieście, na załatwianiu przeróżnych spraw, byłam obarczona zakupami, dzieckiem i jego rowerkiem.
po drugie: jak wróciłam do domu, to w nim strasznie coś cuchnęło, więc wyprałam firanki, umyłam okna, zabrałam się za pucowanie kuchni, w międzyczasie zalałam łazienkę ( i przy okazji sąsiadkę), musiałam zebrać wodę...
po trzecie: nie zdążyłam umyć włosów, a muszę to zrobić koniecznie przed areobikiem(dziwne?...niekoniecznie, należę do tych nieszczęśliwców, którzy nieustannie zatruwają siebie i innych tlenkiem węgla, a zapachu potu w połączeniu z zapachem przesiąkniętych dymem włosów sama nie znoszę, i nie chcę narażać innych)
po czwarte: o 17 rozpętało się piekło w postaci burzy i musiałam uspokajać siebie i córeczkę sąsiadki, która bawiła się z moim synkiem.
po piąte: o 19 (jest to ta godzina) było już po burzy, ale od kilku lat mniej więcej o tej porze, w niedziele, dzwonię do męża, którego nie ma w kraju(chwilowo na szczęście)Wczoraj niestety nie było mnie akurat w domu, więc musiałam zadzwonić dzisiaj.
po szóste: kończyłam pucowanie kuchni, trwało to do godz 22.
po siódme: O kurcze, jeszcze mam firanki w pralce...[/b]
po ósme: wszystko to co napisałam, to szczera prawda, miałam ochotę pójść na ten areobik, ale właśnie znalazłam sobie te wymówki. Faktem jest jednak, że po dzisiejszym dniu jestem bardziej padnięta niż po moim pierwszym areobiku. W środę jednak już sobie nie odpuszczę!
Acha! słodkości dzisiaj- 0
Pozdrowionka, idę spać, bo już jest jutro.
-
Powody sa powazne a i owszem ,ale tylko Ty wiesz czy one były faktycznym powodem nie pojscia czy stworzyłas sobie powody,zeby nie isc .Nie mi to osadzac.
Musisz jednak wiedziec,ze nie tylko Ty masz trudna sytuacje.ja pracuje do 14,wracam do domu,odbieram synka ze szkoły,zakupy i juz jest po 16.Szybki obiad w domu o o 18 juz lece na aerobik,bo na jedne zajecia dojezdzam 14 km i 25 km,bo w mojej okolicy nie ma.Wracam około 20.30,a zanim zbiore dzieci z domow rodzinki to juz godzina 21 i trzeba dzieci kłasc spac.Dla siebie czasu nie mam,a i tak dieteke trzymam i cwicze,bo mam pewne proprytety.
Ja kiedys diete traktowałam jako "kare za grzechy".Teraz duzo zdrowiej sie odzywiam i bardzo to lubie.tak jak pisala Latina lubie takie chude gotowanie,dbanie o siebie,kremowanie,masaze i spadajaca wage.
dzis spotkalam znajoma,ktorej nie widziałam około roku i powiedziała,ze mnie nie poznała,bo tak schudłam.jakie to miłe!!!!!!!!
-
Witam.
Powody były prawdziwe i nie stworzyłam ich sobie sama, miałam ochotę iść na ten areobik, bo po prostu daje mi on (o dziwo) dużo przyjemności.Stałam przed dylematem co zrobić? Postanowiłam jednak zostać w domu, ponieważ za niecałe 2 tygodnie mam sesję egzaminacyjną i chociaż porządeczek w domu chcę mieć z głowy.Dzisiaj prawie przez cały dzien robiłam "błysk " w pokoju synka.Wupucowałam każdy cm jego królestwa. Jutro muszę się jednak trochę sprężyć i "załatwić" jeszcze 2 pokoje. Przed 19 wychodzę na areobik i nic mine już od tego nie odwiedzie.A od czwartku zakuwanie.
Latino, wiem dobrze jak to jest na 1000 kaloriach, jak się dobrze skomponuje, to nawet nie odczuwa się głodu. Uczucie pustki w żołądku dla mnie jest przyjemnością, bo lżej się wówczas czuję.Znam wartości kaloryczne niemal na pamięć, ale pisząc mój list chodziło mi o to, jak wy dziewczyny dajecie sobie radę kiedy nachodzi was kryzys, bo nigdy nie uwierzę w to, ze ich nie przechodziłyście, zwłaszcza na początku.
Czy jesteście pierwszy raz na diecie?, Czy miałyście już wcześniejsze doświadczenia...
Ja sama jak już wcześniej napisałam mam spóźniony zapłon, muszę dojrzeć do walki, zebrać siły, aby było mi później łatwiej odeprzeć pokusy.
Od tygodnia jestem na 1000 kcal i już dużo lepiej się czuję, czuję przede wszystkim lekkość w brzuszku i mam nadzieję, że tak szybko się nie złamię.
Jeśli chodzi o te dziewczyny, piękne i zgrabne, które to niby nie ruszają nic słodkiego, aby mieć TAKĄ figurę to nie zawsze jest to prawdą. Mam koleżanki,suche jak patyk, które podczas przerw na zajęciach wcinają tyle, że mi od samego patrzenia przybywa centymetrów, a co dopiero byłoby gdybym zjadała takie ilości jak one.
Przyczyny tycia są różne, nie tylko związane z jedzeniem. Jest jeszcze kilka istotnych uwarunkowań. Ja np: nie mogłam zajść w ciążę i przez 7 lat, dzień po dniu szpikowałam się hormonami. Myślisz, że to nie miało wpływu na moją sylwetkę?
Niekoniecznie trzeba się obżerać, aby utyć.Brak ruchu też ma tu zasadnicze znaczenie.A nawyki żywieniowe? Brak śniadania, obiad w biegu i kolacja póżno i trochę obficiej, bo człowiek głodny, a i w końcu ma się trochę więcej czasu...
Nie zapomnijmy o genach; w mojej rodzinie nikt nie ma takiej sylwetki jak ja, mama jest raczej szczupła jak na swój wiek(61 lat), ma bardzo szczupłe nogi, trochę tylko brzuszek jej wystaje i nic więcej.,mój tato jest szczupły i bardzo wysoki, brat jest jeszcze wyższy od ojca, nie jest jednak szczupły, bo lubi jak większość facetów golonkę i piwko do tego, nie jest jednak otyły, a ja.....165 i obecnie 77 kg? Ciekawe skąd ja się wzięłam w tej rodzinie? Otóż dopiero przed miesiącem dowiedziałam się od taty, że budowę mam po jego mamie(nie poznałam nigdy babci).
Nigdy absolutnie nie zganiałam swojej nadwagi na geny czy też hormony, jest ona wyłącznie moją zasługą, ale z pewnością z tych powodów jest mi łatwiej przytyć niż moim koleżankom.
Dziewczyny! GRATULUJĘ WAM WYTRWANIA I OSIĄGNIĘTYCH WYNIKÓW!
Mam nadzieję, że za jakiś czas pochwalę sie tym samym.
-
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Cześć dziewczyny.
Jest 17, idę więc umyć głowę, bo na 19 idę na areobik. IDĘ
Trochę mi się nie chce, bo dostałam okres, ale wczoraj zarzekałam się, że dziśiaj pójdę, to pójdę Najwyżej łyknę sobie Apap (i po bólu )
Pozdrawiam. Mam nadzieję, że odezwiecie się do mnie......
Zajrzę tu po areobiku.
Nie zostawiajcie mnie samej z moimi rozterkami, please..........
[img][/img][img][/img]
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki