Pozdrawiam :D
http://kartki.onet.pl/_i/m/kwiatki2_s.jpg
***
Grażyna
p.s. u nas wczoraj poleciały 4 osoby, kolejne 5 dostało ostrzeżenia ostateczne - kolejna wpadka oznacza wypowiedzenie :shock: także wyobrażasz sobie jaka atmosfera panuje :roll:
Wersja do druku
Pozdrawiam :D
http://kartki.onet.pl/_i/m/kwiatki2_s.jpg
***
Grażyna
p.s. u nas wczoraj poleciały 4 osoby, kolejne 5 dostało ostrzeżenia ostateczne - kolejna wpadka oznacza wypowiedzenie :shock: także wyobrażasz sobie jaka atmosfera panuje :roll:
Woda się kończy, chyba będę musiała skoczyć po herbatkę na rozgrzewkę. Bo ja znowu w mojej zimnicy i wcale miło nie jest.
Najmaluszku, no już wczoraj sięgnęłam po zakazane ale widać organizm potrzebował bo nawet mnie nie zemdliło po takiej ilości ;-) Jestem dobrej myśli, będzie co ma być, a moja firma co chwile funduje mi powody do nerwów.
Hana, z tym nie ważenie to u mnie problem bo ja tak od lat codziennie i się przyzwyczaiłam. Choć oczywiście zdaża się, że nie staję, bo mało czasu albo bo kiepski dzień wcześniej ;-)
Koleżanka z pewnością pięter nie pomyliła, bo dziewczyna, którą zastąpi już jej przekazuje pracę.
Serek kupuję sam, light a do tego takie miodki w malusieńkich opakowankach, którego pół dodaję do serka. Czyli mniej więcej łyżeczkę. Pycha!
Grażynko, rozumiem i współczuje. Nie ma nic bardziej demotywującego i utrudniającego skupienie w pracy niż taka sytuacja. Trzymam kciuki za uspokojenie sytuacji i powrót spokoju w pracy. U nas najgorsze jest to, że nikt nikomu nic nie mówi, nie ostrzega. Tylko dowiadujemy się o już podjętych decyzjach i to w najlepszym razie zaraz po podjęciu, a jak gorzej pójdzie to sporo po. Oby było lepiej!
Wczoraj byłam głodna, a dziś wręcz przeciwnie. Na obiad zjadłam naleśnika jednego i talerz barszczu, potem jeszcze kiwi i mam na koncie 450 kcal. Po pracy znowu kurs po mięso i na kolację robię spagetti bolognese. Nie jest to danie dietetyczne specjalne ale mężowi się zachciało, a tak się za nim stęskniłam, że mam ochotę go trochę rozpieścić ;-)
Zjemy przed 19 i mam nadzieję, że uda się to strawić ;-) A potem może jeszcze coś w domu poćwiczę. Dziś nie ma żadnej grupy jogowej na którą mogłabym pójść, a szkoda bo miałam straszną ochotę. Jutro po pracy jadę do dziadków pomóc im opanować nowe komórki więc dopiero w piątek mi się uda. Już się na to cieszę.
Dziś jedzenia mało ale za to litr niegazowanej wody i litr herbat zielonej i czerwonej, a to jeszcze nie koniec. W poniedziałek jeszcze się na zieloną herbatę krzywiłam, a teraz mam wrażenie, że dobrze mi robi.
Za pół godziny wychodzę. Sytuacja w pracy 'opanowana' choć jakieś dziwne rzeczy się tu działy i nieprzyjemne. Nowa dziewczyna bardzo podobna do mojej znajomej i z wyglądu i z głosu i z charakteru przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wszyscy się na nią wypięli winiąc ją najwyraźniej za sposób w jaki została zatrudniona. Żal mi się dziewczyny zrobiło i choć teoretycznie najmniej mam do tego, trochę się nią zajęłam, powiedziałam co i jak ma pozałatwiać, poodpowiadałam na pytania itd. Sprawia wrażenie normalnej, inteligentnej i sympatycznej. Oby pierwsze wrażenie było słuszne ;-)
Wróciłam do domu i zrobiłam kolację. Nie wiem jak to możliwe ale porcja składająca się z 50g makaronu miała 430 kcal! A dałam mało oliwy! Chyba długo już nie zrobię takiego spagetti. Ale mężulo i nasz gość zadowoleni, prawie wylizali talerze (gdzie oni to zmieścili??). Zostało mimo wszystko jeszcze trochę luźnych kalorii więc wypiłam małą butelkę soku marchwiowo-selerowego (polecam, nie bardzo słodki, a pyszny) i resztkę lodów. Jestem najedzona i zadowolona. I już nie przejmuję się pracą.
No i po raz pierwszy od wielu tygodniu udało mi się kupić prawdziwego pomidora. Znaczy takiego, co ma i kolor, i zapach, i smak! Pycha! Mąż stwierdził, że nie wie jakim cudem ale mu już w naszej kuchni pachnie wiosną :)
Jutro czwartek czyli z górki. Po pracy jadę w odwiedziny do (zaniedbanych ostatnio) dziadków więc muszę chyba główny posiłek zjeść jakoś w pracy. Ale jak to zrobić żeby było zdrowo i jeszcze smacznie to nie wiem. Będę kombinować. Uciekam sczytać tekst, który mój mąż napisał. Bo ja jestem korektor-hobbysta ;-)
Zosiu, moja waga też dziś mniej pokazała i też boję się,że tylko po to żeby jutro więcej pokazać. Może sie nie ważmy jutro, co? ale u mnie i tak pewnie mimo wszystko zwycięży.
Zosiu, dietowo super dzielna jesteś. Czasami taki dzień ze zwiększoną dawką kalorii jest potrzebny, i dla ciała, i dla ducja. najważniejsze, żeby to był jeden dzień i to co jakiś czas.
a teraz lecę maila Ci skrobnąc
papa
Zosieńko skoro waga pokazała mniej to należy się cieszyć i nie myśleć o tym co może być jutro :-) tendencja spadkowa jest jak najbardziej porządana i trzeba się z niej cieszyć póki jest :-)
Fajnie, że nowa koleżanka nie taka najgorsza i że ma szansę okazać się normalną dziewczyną...bo nie ma nic gorszego niż jakaś niesympatyczna koleżanka z pracy :-)
Mężuś napewno zadowolony skoro ma taką super żonkę co mu gotuje :-)...ja tylko czytam i podziwiam za chęci, zapał i wogóle ...
Acha Zosiu dziękuję za zachętę do jogi...co prawda ta na której byłam to chyba taka pół joga a pół pilates (według mnie za dużo akrobacji jak na jogę ale może się mylę:-) ... dziś co prawda boli mnie prawie każdy mięsień ale to taki fajny ból...
:-)
Męzuś dużo błedów narobił w tekście??? hi hi hi
Emilko, możemy sie umówić na nieważenie ale i tak na wadze obie jutro staniemy ;-) Ciekawa jestem co pokaże jutro. I masz absolutną rację z tym dniem zwiększonej kaloryczności. Penwie nie powinna to być czekolada ale po wczorajszym dziś o wiele mniej chciało mi się jeść i byłam w lepszej formie. Na maila odpisałam choć zajęło to chwilę.
Najmaluszku, masz rację, że niższą wagę należy przyjąć bezdyskusyjnie. Tylko że irytacja na codzienne zachowania wagi tak jakoś nie znika. Szczególnie po taki czasie bez efektów. Ale postaram się ją docenić, a jak jutro będzie nadal tyle samo albo odrobinę mniej to będę się cieszyć :)
Z niesympatycznymi ludźmi w mojej firmie mam niestety dużo do czynienia. Odkąd odeszły z firmy dwie dziewczyny to już nie m anikogo z kim bym się tak prywatnie dogadywała. A nóż właśnie się pojawił taki ktoś?
Mężulo rzeczywiście wygląda na zadowolonego :) Z tym podziwem to nie przesadzaj. Ja lubię gotować, zakupy robię po drodze do domu więc to wcale nie takie poświęcenie. Choć może to jednak nie takie oczywiste, masz rację :)
Taki bół mięśni po solidnym ćwiczeniu to jednak daje satysfakcję, prawda? Czujesz czemu boli. U mnie miał być rowerek wieczorem ale gość wyszedł od nas dopiero po 22 i się nie dało. Szkoda mi tego bo miałam ochotę sie zmęczyć ale trudno.
A mężulo w tekście zrobił tylko kilka błędów. Bo on całkiem nieźle pisze choć sam w to nie wierzy. Ja mu poprawiam głównie ortografię, przecinki i czasami 'zgrabność' wypowiedzi.
Przy okazji wizyty gościa, przypomniało się nam, że jutro jest koncert, na który się wybieraliśmy ale zapomnieliśmy, że to już. I teraz mamy problem bo bilety przed koncertem będą droższe, a co więcej ja już dziadkom obiecałam, że będę po pracy. Więc zapowiada się intensywny czas po pracy. Może uda nam się to jakoś połączyć :)
A pisząc to popijam green tea orint liptona. Dostałam ją razem z reszta dziwnych herbat w prezencie ślubnym i pierwszy raz się odważyłam. Ma w sobie tyle imbiru i bóg wie czego jeszcze, że w ogóle nie czuć, że jest zielona ;-) I znów boję się, że w takim razie nie działa bo nie jest niesmaczna. Ale tak czy siak mam na koncie 2 czerwone, 2 owocowe i 4 zielone herbaty + litr wody niegazowanej i niespełna pół litra coli light. Co daje ponad 3 litry dziś wypite. Czyli dobrze jest :)
Zosiu dobrze, że jest jeszcze ktoś kto tak jak ja pije cole light...bałam się, że jestem jedyna bo to w sumie niezdrowe:-) ale ja jestem troszke od niej uzależniona bo po litrze niegazowanej wody taka cola to dla mnie przyjemna odmiana...dziś tez było ale udało się skończyć na pół litrze...drugie pół litra colki zostawiłam na jutro :-)
Zosiu jak to koncert?
Ja uwielbiam chodzić na koncerty dlatego tak z ciekawości pytam :-)
Buźka.
A herbata o której piszesz jest super...jest też Orient miętowa...też fajna :-)
Najmaluszku, ja do lighta nie mogłam się długo przekonać bo ona po zwykłej coli jest dla mnie ... słodka! Ale teraz jeśli piję to tylko tę. Kupuję litrowa butelkę i przez kilka dni popijam :) A dziś akurat miałam ochotę to dopiłam.
Koncert zespołu Żywiołak, taki heavyfolk czy jak to nazwać. Nurty słowiańskie w dość ciężkiej wersji dźwiękowej, dla mnie rewelaca. Na dodatek gra tam tata tego naszego kolegi, który dziś był więc starmy się bywać jak tylko się da bo oni dopiero zaczynają i, no zawsze dobrze jak jest jakaś sprawdzona publiczność :)
No, mięta to dla mnie kolejne wyzwanie bo ja kiedyś byłam na nią uczulona tak, że się dusiłam. Teraz już chyba nie jestem ale przyzwyczajenie do jej nie tykania pozostało i podchodzę do niej jak pies do jeża. Ale uczę się. I herbatkę jabłko z miętą z mojego magicznego herbacianego pudła już pijam ;-) A ta orient jest taka... dziwna. Co ona ma w sobie? Bo nie jest słodka ale jak skończyłam pić to pozostał słodkawy posmak w ustach.