Jak u mnie po week-endzie? No cóż, trzeba napisać prawdę... W trzy dni miałam trzy imprezy. Na pierwszej, w piątek trzymałam się dzielnie - tylko kawałek gorzkiej czekolady i pomarańczka. Natomiast w sobotę u mojego narzeczonego obchodziliśmy moje spóźnione imieniny (jestem Aleksandra). No i cały dzień trzymałam się dzielnie, aż do drinków; poszły natychmiast dwa z colą light, potem absolut current, i po paru głębszych stwierdziłam, że właściwie... tiramisu ma bardzo dobry IG i zjadłam go całą porcję. Tiaaa, no i tyle tego alkoholu kalorycznego było... Impreza była taka, że następnego dnia narzeczony przywoził mi moje buty A w niedzielę, na trzeciej imprezie (komunia chrzesniaka), tak się czułam, ze jedyne co mogłam przełknąć to białe pieczywo z herbatą (bułki oczywiście tez nie maja dobrego IG). Ale to jeszcze nie koniec... Wieczorem, jak doszłam do siebie, to poszliśmy z Miśkiem do kina. I znaną nam sciezka rozumowania, doszłam do wniosku, ze jak scgrzaniłam dwa dni, to tacka nachos z roztopionym żółtym serem, nie zmieni mojego nedznego losu. No, a potem jeszcze dojadłam po Miśku popcorn (a kupilismy najwiekszy jaki byl). No i teraz boję się wejść na wagę. Na pewno cały tydzień na MM zaprzepaszczony. Wiem, że mnie czeka od Was solidny opierdziel i poddaję się temu bez protestu...

FLEUVE_dziko_skruszona