-
Dzięki za miłe słowa dziewczynki, dobrze, że ktoś we mnie wierzy. Jak na razie jeszcze się do sniadanka nie zmusiłam, ale jeszcze trochę to zgłodnieję Ale jedzenie słodyczy teraz to dla mnie abstrakcja kompletna. To tak jak by mi ktoś powiedział, że mam się płynu do mycia naczyń napić.
-
Kasienka. Marsz do lodowki. I chce tu za 30 min miec napisane, ze zjadlas wielka bulke z maslem, pasztetem i serem zoltym!!!!!!!!!!!!!!!!! Do tego jakies warzywka. Wiem, ze moze Ci nie przejsc przez gardlo ale chociaz ser zolty. Wsadz sobie do piekarnika, moze bedzie lepsze. Musisz jesc wiecej kalorii. Az sie wystraszylam jak przeczytalam o tych kosciach biodrowych. Auć!
-
Limeciu - właśnie idę sobie zrobić jakieś owocki na ciepło A z kośćmi nie jest tak żle - po prostu na siedzeniu w samochodzie tak jakoś wyłażą:P
-
Tylko mi sprobujesz owoce. Ma byc kalorycznie a nie zeby sie napchac czym co ma 100kcal!
-
Limeciu, niestey, to były właśnie owoce - jabłko, melon, mandarynki. Lepsze to niż nic. Nie umiem tak od razu zacząc jeść kalorycznych rzeczy. Na razie się zbieram. Oglądam. Zbieram się na odwagę. Tłumaczę sobie, że powinnam. Ale na to chyba potrzeba troszkę czasu. Na razie koncentruję się na tym, żeby po prostu jeść cokolwiek. Z wielkim trudem dobijam do 900kcal. Jak dobiję do 1000kcal będzie prawdziwe święto. Ale znów szykują się nerwy i stresy i pewnie w weekend będzie kiepsko. Dla mnie stres = żadnego jedzenia...
-
Złamałam się
Wczoraj złamałam swój lęk przed kalorycznymi rzeczami. Wypiłam kawę mrożoną. Nie wiem ile mogła mieć kalorii, policzyłam ją jako 200. Tym sposobem wyszło mi za wczorajszy dzień ok 940kcal. Jak dla mnie to prawdziwy sukces.
Z jednej strony bardzo sie wczoraj cieszyłam, z drugiej strony wieczorem czułam sie strasznie. Pełna. Brudna. Po kąpieli nie mogłam na siebie patrzeć - wszędzie widziałam tłuszcz. Ale stłumiłam to w sobie. Żadnych wymiotów, żadnych kompulsów. Poszłam grzecznie spać. Miałam złe sny.
Spróbuje powolutku przyzwyczajać się do rzeczy które są ciut bardziej kaloryczne. Może się uda. Trzymajcie za mnie kciuki
-
kasienko moje gratulacje! Udalo Ci sie, teraz malutkimi kroczkami powinnas isc dalej i sie nie poddawac a wtedy na pewno swszystko bedzie super!
-
A jak dzis idzie? Mam nadzieje, ze sie nie poddalas. Tyle pysznosci na Ciebie czeka.
-
-
Nie było mnie parę dni. miło widzieć, że ktoś tu zagląda.
Od kilku dni udaje mi się utrzymać ok 950kcal. Jeszcze nie bardzo umiem to rozłożyć na cały dzień, i zdarza mi się wieczorami dopychać ale stwierdziłam, że lepsze to, niż jeść 700. Choćby ze względów psychicznych. Myślę, że jest lepiej - w końcu kupiłam sobie wymarzone cappucino marcepanowe, pozwalam sobie na jakieś maleńkie przyjemności, ale nadal jem głównie warzywa i owoce. I to mam nadzieję sie nie zmieni.
Wciąż jestem strasznie przewrażliwiona na punkcie jedzenia. Wystarczy jeden komentarz na temat tego co jem, jak jem, komentarz, który w założeniu nie miał być złośliwy, a mój żołądek zaczyna fikać koziołki. Poczucie winy za to, że jem czai się zawsze gdzieś za plecami. Staram się go do siebie nie dopuszczać i chociaż czasem mi to nie wychodzi czuję się lepiej.
W tym wszystkim brak mi poczucia kontroli jakie daje nie jedzenie, brak mi dyscypliny, jaką sobi narzucałam. Wiem, że czymś takim mogą być ćwiczenia, ale na nie też uważam. One wciągają i mogą sprawić, że znów zacznę mieć większe problemy. Więc nie przesadzam.
Definitywnie przestałam chodzić po stronkach pro-ana. Światek Tussi i kolorowych bransoletek nigdy nie był dla mnie zbyt atrakcyjny.
Wszystko to jest optymistyczne, owszem, mam jednak świadomość, że wystarczy jakiś większy problem, zachwianie równowagi... To zawsze czeka za plecami.
Buziaki:P
[/b]
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki