21. września 2006 r., czwartek

Fantastyczny dzień. Poziom żarłoczności mojego lekko nabuzowanego testosteronem żołądka nareszcie się stabilizuje bo chwilowej gierkowszczyźnie zbyt pełnego – bo na kredyt tyjącego brzucha – talerza. Biegałem godzinę i piętnaście minut, co więcej po rozruszaniu się (zawsze zaczynam od gimnastyki i truchtu) szybkie fajne tempo. Chce mi się coraz więcej… W sobotę znowu rano w dresy… Aaaa… Dresy… Właśnie piorę dwa komplety, białe od wyschniętego potu. Miło.

jedzenie:
07,00 – kawa z cukrem 10g – 40kcal
10,00 – musli stały zestaw 267,40kcal
13,00 – zestaw surówek w Green Wayu (kapusta biała, kiszona, czerwona z rodzynkami, buraczki, pomidorki… pycha – około 500g) – ok. 175kcal
16,30 – zupa z soczewicy (cebula 70g 25,20kcal; seler korzeń 70g 25,20kcal; marchew 100g 35kcal; soczewica czerwona 30g 119,40kcal; makaron razowy 30g 112,20kcal; olej 0,5 łyżeczki 45kcal) – razem 384,80kcal
18,00 – koktajl z maślanki i śliwek (śliwki węgierki 225g 76,50kcal; maślanka bardzo chuda 300g 95kcal; siemie lniane odtłuszczone 10g 23kcal; cukier 15g 60kal) – razem 254,40kcal
razem w ciągu dnia: 1.121,70 kcal

sport: godzina i piętnaście minut biegania, na razie nici z ćwiczeń siłowych (żebra ciągle lekko bolą…)

Zupa z soczewicy: cebulę podsmażyć na oleju, dodać seler i marchew, poddusić (można też spokojnie dołożyć pieczarki), dolać wodę, wsypać soczewicę, sól, pieprz przyprawy co kto lubi, 10 minut przed końcem gotowania (gotowałem pół godziny) dodać makaron razowy. Kiedyś jadłem wersję z przecierem pomidorowym i papryką. Ja wolę dodać dużo mojego ulubionego majeranku (taaaa… litewskie korzenie się odzywają).

Koktajl był fajny, dodawanie siemienia mielonego to patent mojej siostry – robi się toto bardzo gęste i uroczo zapychające. Posłodziłem, bo pani w osiedlowym sklepiku wcisnęła mi kit, że śliwki są słodziutkie. Trudno. Ma w ryja.

Do jutra,

narazicho
Maksicho