no to zaczynam...
ani to pierwszy ani... podejrzewam ostatni raz!
mam 21 latek, 173 cm wzrostu i mase kostek smalcu wokół czegoś co powinno przypomninać ponętne ciało płci pieknej...
no własnie... POWINNO!!!
nie będe opisywać swoich wszystkich poprzednich zmagań z różnego rodzaju dietami i przejściami odchudzającymi... skutki były mniejsze lub większe... jojo wprostproporcjonalnie do skutków
We wrześniu postanowiłam rozpoczac 1000 kcal... ale tak między Bogiem a prawda na dobre zaczęłam w październiku... na poczatku szło dobrze...ale od jakichś 10 dni to tragedia... co prawda jem mniej niz kiedyś, ale.. czasem jest tragicznie... nie umiem sie powstrzymac..
Od pieciu dni nie pale... lada chwila dostane mięsiączke...odstawiłam pigułki... i.. czuje sie jak narkomanka!!! tak.. jestem uzależniona od słodyczy... zachowuje sie jak alkoholik... szukam pretekstu żeby wyjść z domu do sklepu, chowam się przed wszystkimi... jest mi wstyd, mam wyrzuty sumienia, ale.. mam wrażenie, że to słodkosci panują nade mną bo ja nie potrafie zapanować nad checia ich zjedzenia...
CHCE!!!!
to bardzo ważne...
jutro o 6.15 idziemy z kumpela pobiegać... co dwie osoby to nie jedna...jakaś dodatkowa mobilizacja...
pierwszy cel 70 kg... kiedy? 20 listopada... wiem, że gdybym tylko opanowała swój nałóg to udałoby się...
moze któraś z Was ma podobne problemy? przejścia? plany? nadzieje?.
Zakładki