No właśnie ja mam często ten "jakiś czas" . Dlatego dni-wpadki trzymam na spotkania rodzinne, imprezy etc. bo tak bez okazji to chyba wyrzuty sumienia byłyby większe... A tak to są chwilowe . Często się rozluźniam przy takich wpadkach, potem jak staję na wadze i widzę, że ani drgnęła, to jestem tak naładowana, że łohohoh.
A z wagą, no dobra przyznam się.
Mam 165 cm wzrostu i postanowiłam, że wyjdę z diety, jak dobiję 45. Wiem, że to i tak niedowaga, ale ja jestem młoda i głupia. No i tak wychodziłam, że przez jakieś dwa-trzy tygodnie jadłam 1100 kcal;/. Jak zobaczyłam 43 to się przeraziłam i od razu wskoczyłam na 1500, chciałam dodawać 100/tydzień. Ale ostatnio znowu schudłam i teraz już wyglądam zupełnie jak szkielet! 41 kg zobaczyłam wczoraj na wadze. Okej, chwilowa panika, ale potem mówię: dobijam do 1800 i przeskakuję okres 1700. Chcę uspokoić wagę, żeby tak nie skakała, a potem przytyć do 47. Do końca roku nie schudnę ani grama (mam nadzieję), a potem do marca chcę przytyć. Zobaczę jak będe wyglądać w 47, jak dalej jak szkielet, to się posune dalej. Po prostu zatrzymam się na wadze, w której będę najlepiej się czuła.
Tylko jest jeden problem. Nie wiem, jakie mam zapotrzebowanie kaloryczne. Mam dużo ruchu, jak nie w-f, to jakiś SKS, a jak nie to, to długie spacery z przyjaciółkami albo mus dreptania paru kilometrów do zamku na angielski. I jeszcze ćwiczenia w domu, których się nie wyprę, bo je uwielbiam. W jednych tabelach pisze, że powinnam według wieku jeść 2800 kcal, ale jak obliczyłam swoje AMR to wyszło 2000. No i jak to jest?