Wracam właśnie ze spotkania u Psotuli. Ona i Romek, jej mąż, są wspaniałymi, gościnnymi ludźmi. Co do kaloryczności: Romek nakarmił nas ziemniakami po cygańsku, duszonymi w 100-letnim żelaznym garnku. Pycha, ale muszę teraz się z tego odchudzać. Towarzystwo było przemiłe :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: Doris i ja byliśmy nowi, pozostałe osoby były u Psotki już nie pierwszy raz. Doris ma silną wolę i nie skusiła się na smakowitości Psotulki, bo stosuje dietę kopenhaską. Widzę jej determinację i wierzę, że osiągnie szybko upragnioną wagę :P :P :P :P