-
hybris mnie ostatnio zaatakowala chec na orzechy nerkoce:-) tez wtrabilam co mialam, a na szcescie bylo tylko kilka sztuk i basta nie kupuje bo to zwodnicze male orzeszki, tu przechodzac sie skubnie , to tam i naraz bum niby czlowiek nie zjadl duzo a kcal sie uzbiera:-)
milego dnia:-)
-
Masz racje Hybrisku normalnie byłoby głupotą z mojej strony żeby znów zaliczyć jo-jo :roll: :roll: i nie dobrnąć do celu...
Dziś czuje sie już znacznie lepiej...silniejsza i gotowa do dietkowania...
Pozdrawiam :)
-
Życie jest piękne... :!: :D
Ja wróciłam z wyjazdu nad morze z dokładnie taką samą wagą jak w dniu wyjazdu trzy dni wczesniej mimo majóweczkówego odpuszczania sobie doszczętnie... jadłam wszystko w ilościach ograniczonych tylko wielkością skurczonego żołądka :) i chodziłam po 4 do 5 godzin dziennie po urokliwych górkach i dołkach gdyńskich osiedli :)
A dzisiaj już grzeczne 1200 :) z krupniczkiem na obiad... :) Trzymam kciuki za pierwsze efekty :)
-
Dzień zakończony i dietetycznie udany - bilans 1150 kcal, czyli idealnie, jak zaplanowałam.
Pozadietetycznie? Hmmm... powiedzmy, że też ujdzie. Mógł być lepszy, ale w sumie wdzięczna jestem Fortunie, że nie był gorszy.
Inna sprawa, że - uwaga - znowu dziś czuję się jak grubas, 20 kg nadwagi mnie przytłacza (śmiech na sali). Wiem, że w mojej sytuacji brzmi to nieomal jak bluźnierstwo, ale dopadł mnie dziś dietetyczny "ból istnienia", będący wypadkową pocambridge'owej "anoreksji" i... sama nie wiem czego. Może słońca mi brakuje? W każdym razie znowu czuję się jak grubas, jakbym znowu była na POCZĄTKU drogi, z którą nie bardzo wiem, jak mam się zmierzyć. Póki było Cambridge - wszystko było jasne i proste: wiadomo - trzy saszetki, dużo pić i tak 21 dni. Luksus po prostu. Teraz muszę kombinowac, liczyc kalorie, pilnowac, żeby nie zjeść za mało ani za dużo, żeby porcja nie była przesadna... bożżże, jakie to jest trudne! (Zresztą czy ktoś mi obiecywał, że będzie łatwo? Nawet jeśli - łgał). W porównaniu z obecną dietą DC to był raj - wiedziałam, co jem, ketoza załatwiała za mnie kwestie apetytu, a nawet jak głodek dokuczał, to widmo nagrody było tak realne i namacalne (codzienne zmiany suwaka), że miałam punkt odniesienia: doczekam do rana, będzie mnie mniej w nagrodę. A teraz? Nie dość, ze muszę panować nad apetytem (jeszcze jeden Ciniminiś w szafce, nie powiem, że się rzucę, ale wywołuje niezdrowe i nieczyste myśli), kalkulowac posiłki, to jeszcze widmo nagrody odległe i niepewne? Kiedy ja cholera jeszcze cokolwiek schudnę? Kiedy pozbędę się tej wstrętnej "8"???? Niestety, mentalnym grubasem jestem cały czas i nie wiem, kiedy przestanę nim być. Poza tym - miałam cel. Insza inszość, że mój cel dał tylnej części ciała na pełnej linii, ale to była jakas perspektywa, jeśli potrzebowałam kopa do działania, miałam go. A teraz? Własne urodziny to właściwie kiepski motywator: nigdy ich nie obchodziłam, bo nie lubie tej świadomości, ze oto jestem kolejny rok starsza, że znowu coś uciekło, że mogłam zrobić więcej. Typowy durny maksymalizm. Właściwie to tylko kolejna data, tym razem niewiele znacząca. Nie mam już TAKIEJ motywacji. Cieszę się, że jestem tutaj z Wami, bo może jakoś powlokę się do przodu, chociaż sztuka dla sztuki. Ehh...
Uprzejmie uprasza się o zaaplikowanie mi kopniaka w zad, albo potrząśnięcia za mentalne fraki, bo świruję.
Katharinkoo - a to niespodzianka :) Strasznie mi miło, że do mnie zajrzałaś. Widzisz, forum jest sporych rozmiarów, jest tu dośc dużo dziewczyn i ja od poczatku przyjęłam założenie, że nie dam rady trafić do wszystkich, zakładając, że nie chodzi tylko o napisanie miłego poniedziałku/wtorku/środy... etc. Staram się - w miarę czasu - doczytywac wątki osób, które czymś mnie zainteresują, w Twoim jestem już za 30-ta stroną :) A zafascynował mnie przede wszystkim Twój... kot :) Obłędny :) Jestem wielką miłośniczka kotów ;) Jeszcze chwile zajmie mi, zanim doczytam do końca, ale wtedy na pewno się odezwę.
Katharinkoo - widzisz, tak sobie roję o tym schudnięciu do urodzin, ale w zasadzie to takie deklaracje sflaczałego balonika. Właściwie coś mi przeszło koło nosa i szukam jakiegos punktu odniesienia, to jest jedyny pewny i stały. Zresztą wiesz, inna sprawa, że schudnę tak szybko, jak pozwoli mi na to mój szanowny organizm, więc nie ode mnie to zależy. Niestety. Myślę o jeszcze jednej DC, bardzo myślę, bo to takie... łatwe. Ale mam jeszcze co najmniej 2 tygodnie na przemyslenie tej decyzji.
A w ogóle - dzięki za troske i dobre, miłe słowa. W trwaniu rzeczywiście jestem nienajgorsza. Ciekawe, czy to się odniesie też do tego, co poza DC? ;)
I absolutnie Cię nie wyrzucam - wręcz zapraszam, ilekroc tylko będziesz miała czas i ochote :)
Neskoo, nerkowce to ja owszem, ale w czekoladzie mlecznej... mmmm... tfu! co ja mówię! idź precz szatanie! :lol: Nie, orzechy jakoś nie pociągają mnie szczególnie, zresztą dobrze, bo ileż człowiek może miec nałogów na raz? ;)
Stelka, do roboty, do roboty, zaraz zajrzę, co tam u Ciebie i czy dzielnie sobie radzisz :)
Pyzunia, usiłuje zabawić się w emocjonalna komarzycę i wyssać trochę entyzjazmu z Twojego posta - bo dziś u mnie deficyt. 1200 to dobra dieta, kupa żarcia, mnóstwo możliwości kombinowania, zwłaszcza, kiedy ćwiczysz. Ja ćwicze głównie uda na agrafce - już dochodze do 1000 powtórzeń, oczywiście w seriach po 50. O ile film jest na tyle interesujący :twisted:
pozdrawiam!
-
Ha... entuzjazmem dzisiaj dzielę i sadzę że starczy mi go na dłuższy czas... przywożę go z każdej wyprawy nad morze... w takiej buteleczce sklejonej ze słonecznych uśmiechów... uśmiechów pełnych wiary... pełnych entuazjazmu i chęci życia...
Rozdaję chętnie... bo tego nigdy nie ubywa - po prostu czasami gdzieś mi się ta buteleczka zapodziewa... :)
Teraz jednak ją odkopałam... i uchylam koreczka coby przesłać Ci mnóstwo entuzjazmu i chęci... do dalszej walki o siebie...
-
hej hej
hmmm kot przyciagnął uwagę ?? ciekawe ciekawe :P
ale wiesz co .... nie czytaj juz tego mojego wątku...uwierz mi po 30 stronie robi się bardzo monotonnie i nieciekawie... poza tym deprymująco...nie nie.... stanowczo nie czytaj... :) poprostyu dołacz od tak..od dziś :))
Napisałam Ci że podziwiam za wytrwałosć- tak to prawda- nawet bardzo..ale nie ukrywam że nie jestem popieraczem DC. Poprostu nie uważam żeby była pozytywnym stylem chudnięcia do końca... na począek odchudzania przy duzej nadwadze... ok- uważam że super, na poczatek uważam że nawet i kopenhaska moze być... (o ile ktoś to jest w stanie przetrwać bo napewno nie ja) ale potem...przychodzi taki czas ze pora przejść na coś "zdrowszego"(tak wiem wiem...dc est zbilansowana i ma w sobie wszystkie wartości odżywcze-ale nir o to mi chodzi)... na normalne pełnoprawne jedenie, z ograniczeniem tłuszczy, slodyczy, węgli itd...
dlaczego ? bo moim zdaniem to jest świetne wprawianie się i przygotowywanie na życie PO diecie...nie ukrywajmy- po schudnieciu nie mozemy wrócić do starych stylów odżywiania, do częśtych czipsików zapiekaneczek i innych badziew. Owszem, zwiększa się wtedy nasza liczna możliwych kcalorii, do około 2000 (zalezy od osoby) i można sobie w tych ramach pozwolić czasem na coś dobrego..ale jakkolwiek przykro to zabrzmi taki nasz los...będziemy nawet po diecie zmuszone uważać co jemy. A jak sama wspomniałaś DC nie uczy zdrowych zasad żywienia, nie wprawiasz sie wtedy w liczeniu kcalorii, w myśleniu nad tym co zdrowe i wartościowe odźywczo. Dlatego ja zachęcam do pozostania na liczeniu i nie wracaniu juz kolejny raz na DC.
Nie obraźsie za te słowa bo nie mówie ich złoliwie: ale czy Ty czasem nie chcesz uciec w DC bo jest łatwa pod takimi wzgledami? a jak wywnioskowałam z Twojego postu, właśnie te sprawy są dla Ciebie dość trudne do ogarniecia...
A kiedyś i tak Cię to czeka... przecież na DC nie będziesz do końca życia..
co prawda z kopów jestem słaba..ale zostawiam Ci oko... pamitaj:JA wszystko widzę, wiec bierz się dziewczyno w garść i pilnuj !!!!!! bo jeżeli ujrzę coś zakazanego i nie zdrowego to ....poćwiczę kopy i Ci się oberwie :wink:
http://oko.webz.cz/cd.jpg
-
No dobra, minął wieczór, teoretycznie już lepiej, praktycznie z lustra patrzy na mnie w dalszym ciągu nie-do-końca-schudnięty-grubas. Muszę coś z tym zrobić... Dodatkowo irytuje mnie szlaban na ważenie, który zresztą sama sobie narzuciłam... aż odliczam dni do kolejnego poniedziałku...
Wiecie co? Mam fantastyczna szwagierkę i... malakser. Wczoraj wieczorem zadzwoniła, zebym do niej na chwilę zajrzała (mieszkamy bardzo blisko siebie), ja przychodzę, a ona... wręcza mi torbę z EURO RTV - zaglądam do środka - a tam śliczny nowiutki i zgrabny malakser Philipsa. Zatkało mnie po prostu. A ona najzwyczajniej zapamiętała, że jakiś czas temu w rozmowie wspomniałam, że bardzo czekam na sezon truskawkowy, bo kiedyś dawno temu, jeszcze w czasach akademikowych, korzystałam z malaksera mojej współlokatorki i żywiłam się przez miesiąc tylko truskawkami rozdziabdzianymi z jogurtem i... byłam przeszczęśliwa, więc i teraz planuję za jakis miesiąc kupienie go - i najzwyczajniej mi go sprzezentowała, kwitując - jak to ona - "przechodziłam obok" ;) Niesamowita kobieta, z jednej strony bardzo zdystansowana wobec całego świata, dość oschła i obcesowa, ale naprawdę z sercem na dłoni, gotowa do dużych poświęceń, żeby tylko komuś pomóc, albo zwyczajnie... sprawić przyjemność.
Muszę teraz nauczyć się obsługiwać potwora, może za parę dni zmajstruję sobie jakiś makaron z hand-made sosem? Muszę poszukać przepisów... Poza tym przekonać siebie samą, że po zjedzeniu garści makaronu nie wróci automatycznie cała moja nadwaga... ;)
Pyzunia, dzięki serdeczne za podzielenie się radością zycia :) jest tak intensywna, że przesiąka nawet przez mój pancerzyk "nicniechciejstwa" ;)
Katharinkoo - przede wszystkim umówmy się tak - Ty mówisz, co Ci leży na wątrobie i nie robisz przy każdej konstatacji zastrzeżenia, że mam się nie obrażać, albo że nie mówisz tego złośliwie. Ja to WIEM. Z natury mam dość pancerna duszę, urazić mnie niełatwo, a przy okazji i trochę rozumku, więc wiem, kiedy ktoś mówi nawet nie do końca miłe rzeczy w dobrej wierze, a kiedy w celu bezinteresownego dokopania. A o tym drugim w Twoimi wypadku nie ma mowy - zresztą, żeby zakończyć ten wywód lżejszym akcentem - sama usilnie postulowałam wczoraj o skopanie tyłka ;)
No więc tak... Ja to wszystko, o czym napisałaś, wiem, tylko widzisz, ja jestem z natury leniwa. Tzn. jeśli widzę szansę, że coś w życiu stanie się BEZ zaangażowania głebszych pokładów energii z mojej strony - to korzystam z takiej okazji. Tak jest z DC. Ona załatwia sprawę za mnie - ja tylko zbieram się w sobie i narzucam sobie pewien reżim, a reszta dzieje się... sama. Dlatego tak dziamgam i pomstuje na obecnej diecie, bo teraz nic nie chce się samo zrobić, trzeba się wysilic, pokombinować, pokalkulować, czyli się postarać, a efekty w porównaniu do poziomu starań... no właśnie, nie wiem, jakie będą, ale poczatkowy wzrost wagi po DC nie nastroił mnie zbyt optymistycznie - wiem, wiem, że to tylko wirtualne kilogramy, ale też mi się nie podobają.
Insza inszość, że ja jeszcze NIGDY nie wyszłam obronną ręką z etapu podietowego. Tzn. po diecie w pewnym momencie coś pękało i szłam na żywioł, kiedy do celu brakowało mi jeszcze 3-5 kg, oczywiście to wszystko z głębokim przeświadczeniem, że ja przecież POTRAFIĘ się odchudzać, więc teraz parę dni nagrody, a potem zrzucam to, co mi jeszcze zostało i walczę o utrzymanie. A tu guzik, jojo przychodziło błyskawicznie, więc włączałam kolejne mentalne uspokajacze "te 5 kg też zrzucą, przecież umiem się odchudzać", potem z 5 kg robiło się 10, i tak dalej, eh, aż szkoda pisać.
Takoż w tej chwili mogę solennie sobie (i Tobie ;) ) obiecać, że przez następne 2 tygodnie będę grzecznie ciągnęła 1200 kcal, a także, że nie będzie żadnych wpadek. Widzisz, ja umiem odchudzać się bezw[y]padkowo, tzn mam już siebie na tyle obznajomioną, że umiem sobie powiedzieć NIE i to nie jest święte.
Za DC przemawia jeszcze jeden powazny argument, a którym na razie nie chcę pisać...
[ i tu przerwa, bo muszę na chcile wyjśc z domu, a nie chcę kasować tego, co napisałam. przepraszam, skończę jak wrócę ]
ściskam!
-
Witaj Hybrisku :)
Ja też jestem za tym żebyś jednak narazie nie była na DC...ale przecież do Ciebie należy decyzja...Przeszłam sama DC i wiem ,że mi też było łatwiej sie na niej odchudzać..Nie musiałam myśleć co jeść i kombinować a waga spadała...Pożniej bałam sie normalnego jedzenia...jadłam zbyt mało...Przed @ jednak rzuciłam sie na jedzenie...zjadłam batona pożniej znów coś i jeszcze...NO bo jak sobie pozwoliłam i złamałam diete to na całego a jutro znów zacisne pasa i schudne..I tak wlaściwie 2 dni objadałam sie ...nieraz wcale nie z głodu ot tak...chyba na zapas...Ja też zawsze dochodziłam do wagi w ktorej w miare sie czułam i sobie odpuszczałam ta waga to wlaśnie 75 kg...w tamto lato też doszłam do niej i koniec...znów odpuściłam...Wiem ,że muszę zmienić swoje nawyki...nie mogę myśleć że teraz już mogę jeść normalnie....bo jo-jo mam murowane...Dlatego też myślałam o DC... :roll: zzuce te 4 kg i koniec...koniec diety... :roll: a przecież tak naprawdę zawsze będę musiała uważać co jem...A utrzymanie wagi jest jeszcze trudniejsze...Mam wiele problemów a to ,że zajadam wprowadza mnie w jeszcze wiekszy dołek...każdy nabyty znów kg to straszne wyrzuty...złe samopoczucie...Nie mogę dopuścić żeby jedzenie rzadziło moim życiem..nie chce wrócić tam skad przyszłam..nie chce więcej zamykać sie przed ludzmi...nie chce tracić życia przez swoja tuszę...Za dużo już straciłam i moja córka też..bo mama wstydzi sie iść na basen...bo mamie sie nic nie chce....bo nie mam sie w co ubrac...bo nie podobam sie sama sobie...I jak tak zajadałam przypomniały mi sie moje postanowienia na DC,że nigdy więcej nie dopuszcze żeby przytyć...Sama wiesz ,że w 3 tygodniu czułam sie na niej żle...ba czułam sie fatalnie...Moj organizm chyba ma już dosyć katorżniczych diet..przeszłam ich mnostwo...Zawsze było szybko i skutecznie...a pózniej przybierałam na wadze...Nie mam już 20 lat... :roll: :roll: i takiego zdrowia jak kiedyś... :roll: Dlatego teraz muszę sie skupić na wyrobieniu w sobie zdrowego dietetycznego odżywiania ..nie na chwilę ale na całe życie...ale to wszysko pieknie napisane.... :roll: pewnie gorzej bedzie z realizacją ,ale postaram sie....Narazie jest ok...kontroluje swoje jedzenie...żolodek znów sie zmniejszył...Staram jeść 4 posiłki ale małe...muszę więćej pic bo z tym mam problemy ..no i godziny posiłków...
Pozdrawiam :)
-
Dzienniczek kaloryczny rządzi - dziejszy dzień zamknę na poziomie 1193 kcal. Zamknę, bo jeszcze mam do zjedzenia połowę mojej kolorowej sałatki, ale to dopiero za dwie godziny ;) Poza tym - mały sukcesik - wreszcie udało mi się wycyrklowac bez dopychaczy - jeśli nie liczyć zneutralizowania batonika Cini minis, którego obecność mi trochę hmmm... przeszkadzała. Teraz już go nie ma, problem z głowy.
Kończę to, co zaczęłam wcześniej - przy okazji Stelko to będzie też odpowiedź na Twojego posta.
Za DC przemawia inny wazny argument - to znaczy zapowiada się, że czeka mnie w czerwcu dość ważna uroczystość, na której MUSZĘ wyglądać jak człowiek. I to niestety na początku czerwca, więc niestety, na moim 1200 kcal wiele nie uwalczę. A DC ma to do siebie, że da szybki efekt - i znowu w moim odchudzaniu pojawia się aspekt uciekającego czasu - niecierpię, nienawidzię, nie znoszę, ale temu jednemu nie mam jak się przeciwstawić. No, chyba że pogodziłabym się ze swoim otyłym dupskiem, ale tego zrobić nie potrafię, nigdy nie potrafiłam, więc nie liczę na to, że cudownym zrządzeniem losu zstąpi na mnie na umiejetnośc z tygodnia na tydzień.
Jeśli chodzi o normalne jedzenie, widzisz, Stelko, ja dylemat pod tytułem "histerycznie boję się jeść" przerabiałam po 3. ścisłej - wtedy rzeczywiście przejechałam tydzień prawie na 700 kcal, ale sie opamiętałam. Teraz trzymam się lekko w limicie 1200, z jednym kontrolowanym wyskokiem do 1600, ale powtarzam, na to dałam sobie pełne placet i absolutnie nie było to przestępstwo przeciwko diecie. Nie mam też już złudzeń, że jeśli dietę przerwę, to moja powalająca na kolana silna wola nakaże mi do niej wrócić po dniu rozpasania dosłownego i przenośnego. To, co teraz robie, to bilet w jedna stronę. Mam tego świadomość tak palącą, że az bolesną. A ja już wiem, na jak się nabija 50 kg nadwagi w ramach jojo. Nigdy więcej.
Poza tym, widzisz, Stelko, mnie nie pozostała superata 4 kg, a 5 razy większa. Musze zbic jeszcze 20 kg, 15 to minimum. Dlatego ja mam jeszcze czas, żeby się nauczyć normalnie używać jedzenia.
Dlatego teraz okres próby - na pewno nie wejdę w DC wczesniej, niż 18 maja, bo kolejną ścisłą mogę zacząć dopiero po @, inaczej nie ma sensu. Zobaczę, jak pójdzie mi jedzenie 1200 kcal dalej, jak będę reagowała przed @ i kiedy nasili się PMS, który od odstawienia tabletek anty męczy mnie niesamowicie. Po prostu - zobaczę. W tej chwili jest niemalże 50:50 za wejściem w DC albo kontynuowaniem aktualnej diety, daję sobie 2 tyg. na decyzję.
W każdym razie dziękuje Ci serdecznie za tego posta i za troskę. :)
pozdrawiam!
-
hybrisku nie poznaje, ty pelna optymizmu i mowiacaze nie czujesz sie zle samaze soba i swoim cialem , mowisz teraz o ztylym dupsku... stop, ciesz sie swoim niewątpliwym sukcesem ktory juzosiagnelas, i powoli dąż do celu:-)
samapisalas zejuz dobrze wyglądasz cieszy cie swoj widok wlustrze,i mozliwosc chodzenia w dawno nie chodzonych ciuchach...
tego sie trzymaj:-)
pozdrawiam
-
Wita Hybris!
Przeczytalam połowę Twojego wątku, oczywiscie nie będę pisała peanow na Twoja czesc, wystarczxy tylko , że po prostu jesteś boska.
Istotnych dla mnie informacji znalazlam sporo, za to poczatek Twojej diety, Twoje słowa o zajadaniu smutkow, mieszkaniu z facetem, ktory ma wage prawidlową -to wszystko przypomina mi mnie, co czyni mnie pokrzepioną tym, że jak innym sie naprawde udalo, to i mnie. Muszę się pozytywnie ''nakrecic " tym wszystkim, przestawić sobie w głowie wszystko, najpierw zacznę od głowy,, rownolegle jednak z dieta dla ciała.
Pozdrawiam, bede zagladala.
-
Witaj Kasiu:)
Oj, jak tak sobie Ciebie poczytam, to od razu mi motywacja rośnie,kiełkują w głowie nowe pomysły i przypominam sobie po co ja to wszystko robię.
Okazuje się, że u mnie bardzo ważne jest pamiętanie..bo jest tak: stoi w kuchni miska z sałatką "imieninową" (czyli m.in. gotowane ziemniaki i marchew - odpada), moja ręka wyławia z szuflady łyżkę, zmierza błyskawicznie w stronę miski, nagle włącza się światło, ja orientuję się co robię...echh.Czasem zwyczajnie zapominam, że jestem na diecie :D
Cały czas męczą mnie wyrzuty sumienia, że jem za dużo, że wogóle jem:(
Może mnie ktoś pocieszy, że sobie to tylko wmawiam? Dzisiaj np. zjadłam:
-śniadanie: rzodkiewka, szczypior, pół centymetrowy plaster białego sera.
-obiad: nóżka kurza z rożna, popita kubkiem botwiny
-kolacja: baton dc z kawą.
Jestem pełna jak nie wiem.Chodzi za mną ciągły strach,że wszystko co w siebie wrzucam już się odkłada, pączkuje, osadza na biodrach, zamienia się w tłuszcz.Czy to początek jakiejśc obsesji? A proanorektycznych skłonności to ja nigdy nie miałam.
Najchętniej wróciłabym do ścisłej dc, bo wtedy mam gwarancję psychicznego spokoju i pewność, że chudnę na 100% :( Ale wiem, że tak cały czas się nie da.
Ważę się tak jak i Ty raz w tygodniu, w niedzielę rano i wizja zbliżającej się niedzieli po pierwszym tygodniu bez dc mnie z lekka irytuje.Wścieknę się niemiłosiernie jeśli nie zobaczę co najmniej kilogramowego spadku.Dlatego korci mnie dobicie do 6 z przodu na dc, oj tak, wtedy zagościłby u mnie duuuży spokój psychiczny.Ale cóż.W maju mam sporo wydatków, więc odpuszczę, chyba, że waga stanie - wtedy będę kombinować.
Generalnie, jest mnie już prawie 9 kg mniej, spódnice spadają, spodnie robią się luźne, ale w dalszym ciągu nie wchodzę w część starych (starych, akurat, sprzed 2 lat) ubrań, w związku z czym jeszcze długa droga przede mną.
I niestety marny rachunek sumienia: wychodzi bowiem na to, że przez te dwa lata, od zakupu wciąż za małych ubrań, przytyłam jakieś 15 kg! Jak to się stało? I kiedy? W międzyczasie:(
Jestem zła na siebie za brak konsekwencji i za nieumiejętność bycia szczupłą.Dobrze, że chociaż w odchudzaniu jestem niezła :D
Ciesze mnie Twój lepszy nastrój, ciągły spadek wagi i możliwość podczytywania Ciebie:)
Myślę, że na razie nam zmiana nie grozi, bo gościć tu będziemy jeszcze raczej kilka ładnych miesięcy:)
Pozdrawiam ciepło, A.
-
Hej Dziewczynki!
Lepszy nastrój lepszym nastrojem, a generalnie miotam się jak pszczoła zamknieta w słoiku. Chyba znowu sama muszę jakoś przemówic sobie do rozumku, żeby wrócić do pionu, bo nie lubie siebie w takim nastroju. Eh... Obsesja grubego zada trochę przycicha, bo co ja poradzę - taka mam budowę, więc niestety w biodrach i udach schudną w ostatniej kolejności... Ale żeby chociaż tak do 100, no do 99 cm dobić... Na razie jest 115, "pocieszam się" tylko tym, że przy pierwszym pomiarze, po miesiącu diety (bo oczywiście geniusz od razu sie nie zmierzył) było 131, czyli 16 cm już stłukłam. Może i te następne jakoś łaskawie sobie pójdą? Ale czy na tej diecie? [bzzzzzz]
Nesko, niestety każdego od czasu do czasu dopadają obsesje. Ja WIEM, że już dużo osiągnęłam, ale jednocześnie mam świadomość, jak wiele jeszcze przede mną. I niestety obiektywnie mój zad daleki jest jeszcze od ideału, a ja juz chciałabym wyglądać OBIEKTYWNIE dobrze. Swoją drogą ciekawe, jaką sobie obsesję wymyślę, kiedy dojdę już do "6" na początku ;) Wiem, wiem, grymaszę jak zabkujący dzieciak :)
Golciu, fajnie, ze zajrzałaś :) Widzisz, może nie tyle ja jestem boska, co DC jest boska, a ja tylko podjęłam ten sposób odchudzania - no i jakos tak mi wyszło. Ale do Twoich cudownych 77 kg jeszcze mi trochę brakuje :) Nie dużo, ale trochę.
Widzisz, wcale się nie dziwię, że "odnajdujesz" się w mojej historii, bo to jest strasznie... typowe. Problemy, nieumiejętność ich rozwiązania, euforia po poprzedniej diecie, zbyt duża wiara we własne możliwości, tycie, tycie, tycie. Jeśli Twoje problemy są podobne - to moje najszczersze i najserdeczniejsze gratulacje, że zatrzymałaś się na 77 kg, bo z tej równi pochyłej zjeżdża się w zastrzaszająco szybkim tempie. A im szybciej pędzimy, tym trudniej jest się zatrzymać, tym mocniejszego bodźca nam potrzeba. Więc jeśli Ty już się zatrzymałaś - ciesz się z tego! Tylko błagam - bez analogii do Syzyfa. Jego trud był daremny z założenia - kamień i tak spadał z woli i wyroku okrutnych bogów - Ty natomiast powoli, pod górkę wepchniesz swoją skałę i.... ona ma tam pozostać! Nikt Cie z góry nie predestynował do życia z nadwaga, to jest tylko kwestia Twojej osobistej siły woli... A potrafisz, prawda, że potrafisz? ;) Żadnego ponownego spadania, koniec z jojo. Przecież nie chcesz sobie po raz kolejny fundować takie atrakcji ;)
Analenko, no wreszcie się łaskawa Pani pojawiła i pochwaliła. 9 kg... bardzo ładnie :) i już 75 ważysz, ale to fajnie wygląda!
Aniu, od razu się nastaw na to, że po pierwszym tygodniu mieszanej/tysiaka nie schudniesz nic, albo nawet przytyjesz. Przytyjesz tylko wirtualnie, bo przede wszystkim organizm wypełni sobie jelita normalnym jedzeniem i żeby uzyskać pomiar obiektwny - musiałabyś sobie w jakiś sposób kiszki przeczyścić przed ważeniem. A chyba nie ma sensu tego robić.
Wiesz, myślenie typu zjem cokolwiek=utyję przerabiałam po III ścisłej i już teraz, na szczęście, jestem madrzejsza o te doświadczenia. Jem 1200 kcal dziennie (swoją drogą fura żarcia), czasami rodzi mi się w głowie bunt - w jaki sposób jedząć TYLE jestem w stanie jeszcze cokolwiek zrzucić, ale na szczęście szybko się opamietuję - wiem, że nie ma innej drogi, żeby potem funkcjonować normalnie, trzeba się po prostu nauczyć jeść. No to się uczę.
Ja też myślę o jeszcze jednej ścisłej, ale wszyscy mi to odradzają - od Piotrka począwszy, na dziewczynach z forum skończywszy. Nawet Małgosia stwierdziła, że chyba zgłupiałam ;) Dlatego renegocjacje w mojej głowie trwają, na czym stanie, okaże się za 2 tygodnie.
dobra, sniadanie zjedzone, niestety musze się zbierać.
miłego dnia! ;)
-
Cześć Hybrisku!
Bardzo mi brakowało forum i Twoich mądrych porad. Przemyślałam to co pisałaś u mnie i masz rację - każda z nas wybiera w końcu sama partnera takiego jak jej odpowiada i żadnej z nas nic do tego.
Śmiać mi się chciało bo my miałyśmy podobne kryteria wyboru. Ja od zawsze wiedziałam , że mój facet nie może być niższy ode mnie. Czasami wydaje mi się to głupie, ale po prostu nie wyobrażam sobie siebie przy kimś małym. No i teraz któraś z dziewczyn , ktora ma niższego partnera mogłaby pomyśleć ,"ale idiotka, z takiego powodu skreśla faceta". Dlatego nie będę już oceniała tego jak zachowują się partnerzy forumowych koleżanek . Poza tym zawsze wolałam starszych - takiego też znalazłam. jeżeli chodzi o wykształcenie to raczej nie miałam jakiś konkretnych wymagań , ale wolałam aby miał chociaż średnie. Co prawda moja piewrsza poważna miłość miała wykształcenie zawodowe, ale nasz związek nie wytrzymał próby i rozpadł się po 2 latach ( teraz myslę, że dobrze się stało ).
Poza tym widzę że u Ciebie niezła wyżerka :wink: :o - 1200 kalorii.
Pozdrowionka!
-
Witaj Hybrys :) ja juz jestem na 2 serji DC oczywiscie mialam tygodniowa przerwe,,,mieszalam diete przed 2 podejsciem,,,ale martwi mnie jedno,,,i oczywiscie konsultantka odpowiada mi zebym sie nie martwila ze wszystko bedzie ok,,,otoz chodzi mi o to ze coraz czesciej sie spotykam z opiniamii ze po DC waga wraca jak nie w calosci to w jakiejs tam czesci,,Ja rozumiem ze po zakonczeniu (lub osiagnieciu wagi docelowej) nie mozna sie rzucic na jedzenie bo trzeba nadal trzymac "fason" ;) i dbac o to co sie zrzucilo,,ale przyznam sczerze ze troche mnie przerazil ten fakt,,,bo nawet jesli to jest "tylko" plotka,,,to w kazdej chyba troche prawdy jest? no i siedzialam myslalam nad tym,,,i chyba wyszla moja prozna natura :oops: bo pomyslalam ze co to to nie,,,ze ja sie nie dam,,idzie sezona na warzywka owoce...wiec napewno dam rade ..ale gdzies tam jakis strach pozostaje,,,Nie wiem czy Ty tez tak masz,,,ze im dalej w DC to coraz bardziej Cie ochoto bierze na wszystko....ja tak mam,,,ale nie znaczy to ze sie daje!! bo tak nie jest,,,nie zamierzam ulegac pokusom,,,bo to nie ma sensu,,,nawet jesli bym sie skusila np.na ten kawalek pizzy,,i co mi po tym...polkne zjem,,,a wyrzuty zostana,,,a ze nie lubie sie sama zagnebiac i doprowadzac do stanu rozpaczy(inni to robia swietnie) nie jem!!! trzymam sie dzielnie,,nie oczekuje ze ktos bedzie ze mni dumny,,,no moze oczekuje,,,ale nie na tym etapie,,moze za pol roku,,,jak utrzymam ta wage,,,pozdrawiam serdecznie :) :) :) :)
-
hej hej
hybris a jak twoje akumulatory? bo żeś płodna w pisaniu to już widzę ;) chodzi mi o nastawienie do życia i humor- w sensie na"tak" czy na "nie" hihihi
u nas dzisiaj przecudna pogoda, matko dawno tak piknie w gdańsku nie było, aż mam ochotę wieczorem na plażę z dziećmi pojechać
smarki własnie się pobiły o łopatkę (mamy chyba z 10 ale zawsze oboje chcą akurat tą jedną i tą samą;))- babcia mi się żaliła ;)
z jednej strony zazdroszczę jje że jest z dziećmi w domku a z drugiej- gdybym siedziałaz nimi non stop nie doceniałabym tego.....
ale nie będę was zanudzała moimi dziecmi hihihi
w lumpeksie na moim osiedlu widziałam super spodnie za 8 zł.... rozmiar 46 i wlzałam w nie, chyba się skuszę ;)
-
Hybris!
No zaraz łaskawa... :D
Generalnie tak mam, że wolę patrzeć, czytać, słuchać,niż sama się odzywać:) Ale jak do mnie przyjdzie wena to się rozpisuję i owszem :)
Nie pocieszyłaś mnie tym zatrzymaniem spadku wagi, ale wiedziałam, ze tak pięknie być nie może:) Nad trzecią ścisłą wciąż myślę, aczkolwiek jej wizja w czerwcowym sezonie truskawkowym jest raczej nie do przyjęcia...
Dziś masochistycznie podglądałam zdjęcia w jedym wątku z naszego forum; dziewczyny "przed i po".Różnica ogromna, zawsze mnie zadziwia jak przede wszystkim człowiek młodnieje! To, że wygląda o niebo lepiej to raz, ale ubytek w latach, to tak z 10 jak nic...I na tym też bardzo mi zależy ...
No, dwa wpisy w ciągu dwóch dni to już ilość hurtowa, więc na razie sobie idę.
Zwłaszcza, że przejrzałam kilka wątków i mimo, że wszystkim dziewczynom kibicuję jednakowo, to moja irytacja osiąga szczyty kiedy w jedym zdaniu nie ma normalnego słowa, tylko same zdrobnienia: "dietka, dietunia, odchudzanko, jedzonko, apetycik,bieganko, rowerek, stepperek, pozdrófka,fajniutko, kurczaczek, itp. ...wrrr.." Ja nie mogę, wysiadam, czytać mi się dalej nie chce.
Co to za styl? Skąd to się wzięło? I dlaczego jest takie zaraźliwe?
Nie wysyłam więc pozdrófek, tylko pozdrawiam Cię jak zwykle serdecznie, do zobaczenia :)
A.
-
Hi Hybris, podczytałam sobie troszkę Twój wąteczek i bardzo mi się spodobał. Zostawiam ślad swojej bytności i będę tu zaglądać. Gratuluje zrzutu tylu kilosków! :wink:
-
ZIEEEEW.... ZIEEEEEEEEEEEEW... ZIEEEEEEEEEEEEEEEEEEW...
Co za pora :( No ale wczoraj nastawiając budzik przypomniałam sobie, że obiecałam mojej szwagierce, że jej na sniadanie ugotuję kurę - Maryla jest po operacji usunięcia woreczka żółciowego i niestety, mimo, że było to 3 lata temu, organizm nigdy nie wrócił do normalności, tzn. na multum rzeczy reaguje bardzo źle, więc moja zdyscyplinowana szwagierka od 3 lat jedzie głównie na piersi z kurczaka gotowanej z marchewką, ryżu, sucharach, chudej wędlinie. Dzięki czemu, rzecz jasna, sylwetkę ma idealną. Aczkolwiek gotować nie znosi, nawet jeśli ogranicza się to do postawienia garnka na gazie, więc od jakiegoś czasu robie to za nią. Summa summarum mam trochę czasu, żeby sobie postukać :)
No cóż, muszę się przyznać do małego przestepstwa: nie wytrzymałam i weszłam na wagę. Ponieważ od kilku dni dręczy mnie obsesja, że może ja jednak coś źle robię, a bez ważenia przecież tego nie wychwycę - postanowiłam skonfrontować z rzeczywistością moje urojenia i... chyba minimalnie i powoli, ale chudnę. Waga pokazała 82,4 kg, czyli już się coś po ścisłej ruszyło. Niewiele, bo nie wiele, ale do przodu. Zobaczę, czy uspokoi mnie to na tyle, żeby do poniedziałku, jak obiecywałam :oops:, nie wskoczyć na wagę ponownie, ale ważne, że jest jakiś postęp. Dla mnie bardzo ważne, bo od kilku dni miotam się w przekonaniu, że na 1200 kcal NA PEWNO nie da się schudnąć... (Kretynka jak się patrzy ;) )
Balbinko, widzisz, wszystko jest kwestią podejścia :)
Czasami reagujemy krytycznie na coś, czego nie rozumiemy. I ktoś przeczytwaszy mój wpis u Ciebie mógł pomyśleć o mnie "co za kawał snoba, wydaje jej się, że ludzie bez wykształcenia są bezwartościowi?" :) Więc spokojnie, chociaż mówi to osoba z natury w gorącej wodzie kąpana, która powoli i sukcesywnie UCZY SIĘ spokojnie reagować na to, co dzieje się dookoła.
Gosiaczku, ja nie chcę być złośliwa, ale na temat plotek pod tytułem "po DC tyje się drugie tyle" zdanie mam dość jasno sprecyzowane. Takie opinie wygłaszaja osoby, które traktują DC jako sposób na łatwe schudnięcie (jest nim niewątpliwie), a potem po osiagnieciu wymarzonej wagi - upajając się sukcesem idą na zywioł i, za przeproszeniem, żrą wszystko, co im na drodze stanie. Oczywiście tyja momentalnie, bo wygłodzony organizm ochoczo i błyskawicznie magazynuje wszelakie zapasy. A potem czyja to wina? No oczywiście diety Cambridge, bo to ona jest źródłem wszelkiego zła. No fakt, nikomu DC jeszcze paszczy taśmą klejącą nie zamknęła. Więc jeśli ktos nie ma na tyle charakteru, żeby nie żreć po, nie powinien w ogóle się na Cambridge brać. Takie jest moje zdanie.
Wracające kilogramy? Tak, po Cambridge'u może Ci wrócić max 2 kg, ale nie będzie to tłuszcz, tylko woda i zawartość przewodu pokarmowego, który przy głodówce z konieczności masz pusty. JEŚLI Z DC WYJDZIESZ MĄDRZE, PRZEZ JAKIŚ CZAS PO NIEJ BĘDZIESZ LICZYŁA KALORIE I NIE ZACZNIESZ ŻREĆ BEZ OPAMIĘTANIA - NIE MASZ PRAWA PRZYTYĆ. Gosiu, jesteś panią swojego ciała i losu - tylko od tego, co zrobisz, zależy Twoja waga. Dlatego tak wazny po DC jet etap, na którym ja w tej chwili jestem - nauczyć się prawidłowo jeść, tzn. komponować posiłki, liczyć kalorie, kalkulować porcje. To wcale niełatwe, ale niezbędne.
Co do ciągot - widzisz, nie pamiętam, żeby jakoś specjalnie dręczyły mnie apetyta na DC. Na pewno pod koniec tej ostatniej ścisłej miałam straszna ochotę na... kawałek chudej drobiowej wędliny. Niesamowit wręcz ochotę i to była pierwsza rzecz, jaką zjadłam po ścisłej. A pizza, słodycze? Nie, przestały dla mnie istnieć. Widzisz, swoje myślenie też można przeprogramować, dla mnie teraz najważniejszą na świecie rzeczą jest ważyć poniżej 70 kg i pruję do tego celu ze wszystkich sił mojego jestestwa :) Więc - Gosiu - podsumowując ten przydługi wywód: DC najmniejszej krzywdy Ci nie zrobi, chyba, że zrobisz sobie jej sama. Wtedy fakt przejścia diety ścisłej zostanie bezlitośnie wykorzystany przeciwko Tobie. Więc wszystko w Twoich rękach.
Sandrunia, paskudo, niestety longoreja jest moją cecha od zawsze i nie umiem się jej wyzbyć. Uwielbiam gadać, pisać nie mniej :)
Co z akumulatorami - hmmm... używając technicznej przenośni: jade na rezerwie i szukam odpowiedniej ładowarki :twisted: Po prostu szukam w swoim zyciu czegos takiego, co da mi kopa giganta, żebym znowu poleciała do przodu z rozpędem małej torpedy. Na razie szukam, ale etap przysmucania mam już za sobą :)
A co do pocieszek - ja sobie wczoraj kupiłam również w ciucharni czerwony sweterek (pod kolor okularków ;) ), za całe 7 zł. Jedyny mankament to rozmiar - xxl na metce, a jest drań wielkości klasycznej L-ki... No ale musiałabym zwariować, żeby zwracać uwagę na to, co na metce, ważne że z okularkami komponuje się świetnie :D
Analenko, co do czerwcowego sezonu truskawkowego, to ja już grzeję malakserek i doczekac się nie mogę :D Dlatego o ewentualnej scisłej myślę w terminie 18 maja - 8 czerwca, jeśli w ogóle. 13 dni na przemyslenie jeszcze mam.
Co do zdjęć przed i po, to moimi niekwestionowanymi idolkami sa Devoree i Triskell - też lubię je czasem popodglądać :) Ale i tak nic nie motywuje mnie bardziej, niż moje zdjęcie sprzed lat 5 - gdzie moje spodnie traktowane dziś jaki diagnostyczne tak uroczo wisiały mi na tyłku. Ehhh... to były czasy... I wrócą, wrócą, już tego lata :lol:
Analenko, widzisz ja z forum staram się brać to, co pasuje do mnie i do mojego charakteru. Nie odwiedzam tych, gdzie są same obrazki, albo gdzie znajduję pół strony wpisów typu "miłego poniedziałku/wtorku/środy/czwartku/piątku etc.", nie lubie też osób, które piszą cokolwiek byle tylko zaliczyć "obskoczenie" konkretnego watku i licznik postów bije, bije, bije. Ja chadzam tam, gdzie jest co poczytac i to z sensem, poza jeśli jestem u kogoś, to staram się dowiedzieć czegos o danej osobie, żeby napisać NA TEMAT, a nie odwalić bzdurę. Z dwojga złego wolę, żeby ktoś w ogóle do mnie nie zaglądał, niż zyczył mi miłych kolejnych dni tygodnia, względnie pór dnia, bo i takie przypadki się zdarzają. Może niektóre watki odwiedzam za rzadko, nie wiem, ale ja zawsze chcę coś z siebie dać, a nie odfajkować jakiś wyimaginowany obowiązek.
Jako osobę mająca głeboki szacunek dla ojczystej mowy, także drażnią mnie bezsensowne nagromadzenia zdrobnień, nowomowa, gwałty na ortografii, interpunkcji, a także pisanie maiuskułą. Nic na to nie poradzę. Ale Aniu, niestety nic się na to nie poradzi, można po prostu wybrac sobie towarzystwo i trzymac się go, co ja właśnie zrobiłam i co bardzo mi odpowiada :)
Boże, pisałam to 1,5 godziny, a w międzyczasie
:arrow: zjadłam śniadanie
:arrow: umyłam głowę
:arrow: poszłam do sklepu
:arrow: nakarmiłam zwierzyniec
:arrow: przeczytałam Glamour
:arrow: ugotowałam szwagierce kurę
:arrow: pogadałam na gadu z 2 osobami
człowiek orkiestra, jak nic, cholera :lol:
pozdrawiam!
pozdrawiam!
-
No, pierwsze koty za płoty znaczy się... :) Na 1200 też można to fakt... w końcu ja zgubiłam tak swoje 11 z kawałkiem... (pomijając fakt iż zajęło mi to już cztery miesiące :P)
Mam podobne odczucie odnośnie wpisów typu miłego dnia... jedynym, który czasami wyrywa mi się z kontekstu i uwielbiam go wpisywać krótko i treściwie zawiera piękne słówko "Gratuluję" i tego napewno sobie nie odmówię... :)
Więc (wiem wiem, że nie zaczyna się tak zdania) - gratuluję kolejnych dkg i życzę kolejnych już teraz pewnie szybciej :)
A tak przy okazji uwielbiam Twoje dłuuuugie wpisy... wielokroć sprawiają że głupawo uśmiecham się do monitora... :) ale co tam... czasami wolno mi chyba wyglądać głupio :)
PS. nie ziewaj tak bo to zaraźliwe, a ja wstałam przed piątą. :)
-
Bella, bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś, ja teraz jestem na etapie czytania w wolnych chwilach watku Cauchy, ale jak skończę, to sobie zajrzę do Ciebie i wtedy się odezwę :) Dzięki za gratulacje - życzę Ci serdecznie, żebyś dogoniła ten dolny, optymistyczny suwaczek! :)
Pyzunia, bo "gratuluję" ma zupełnie inny ciężar gatunkowy, niż pozdrawianie pod pretekstem kolejnych dni tygodnia :P
Moje zaprzyjaźnianie się z 1200 kcal to proces żmudny i trudny, ale nie zakładam z góry porażki, w ogóle podoba mi sie dieta, na której wolno coś zjeść. A co gorsza - jeszcze to coś mi smakuje :) Może 11 kg w 4 miesiące to nie jest to, o czym marzę, ale ehhh... cóż, nie zawsze jest Cambridge :P
Zdanie zaczynać od więc można, przynajmniej w moim watku, bo Cyceron tak robi. Jak jemu wolno, to i nam, a co :)))
A przy okazji - Pyzo droga - mile łechczesz moja próżność :) Ja lubię być chwalona, oj, bardzo lubię, jak typowa jedynaczka, która musiała brylować, brylować, brylować :D Ale i lubię pisać, piszę od zawsze, teraz z tą róznicą, że ktoś to czyta :) Ja też Ci za to dziękuję ;)
p.s. współczuję wstawania przed piątą, choć niech moje ziewanie usprawiedliwi fakt, że spać poszłam po 2... :oops: Zeszło jakoś... :)
-
Witam Bardzo Zorganizowaną i Pracowitą Kobietę:)
Ja w pracy zebrać się nie mogę do pracy, ale tu jeszcze napiszę, tam zerknę i pójdę pracować na chwałę korporacji :D
Masz rację z forumowaniem - ja też regularnie zaglądam tylko tam, gdzie jest dla mnie coś interesującego, gdzie spotykam pokrewną duszę, która ma coś do powiedzenia (patrz długi i inspirujący wątek forumki o wdzięcznym "imieniu" Hybris :twisted: ).Najbardziej irutyje mnie to co już pisałam poprzednio, oraz wszelkie "papatki, trzymajacie się dziewczynki, buziaczki" wrrrrr, uciekam gdzie pieprz rośnie! Dobrze, że można tu znaleźć spokojny azyl :)
Ortografia i interpunkcja to są już wogóle osobne historie, zawsze będą gwałcone, niestety.Moim zdaniem wynika to w olbrzymim stopniu z nieoczytania po prostu.Cóż, dla mnie ksiązka to wielka wartość, inni nie czytają nawet prasy...Wczoraj nabyłam jakiś drobiazg na Allegro, zaraz, co to było, aaa, bibułki matujące i w informacji od sprzedawcy na końcu znalazło się zdanie "Życzę wszystkim Allegrowiczą udanych transakcji". Tak dziwacznego błędu nie widziałam od czasów napisania przez mego brata w II klasie podstawowej szkoły nazwy naszego miasta w ten sposób: Uć.Dla ułatwienia dodam, że chodziło o Łódź. :lol:
A w kwestii dietowania: nie mam nic do dodania poza tym, że mój organizm uwielbiający dotąd jeść tłusto, teraz reaguje na to baaaardzo niekorzystnie.Wczorajsze warzywa Hortexu podsmazone z kurą na oliwce czułam do wieczora. Po porannej jajecznicy z chudą maą kiełbaską czuję się fatalnie.Jedym słowem muszę jeśc najlepiej gotowane, ew. na parze robione...A chciałam teraz przejśc trochę na Atkinsa, sporo zawsze na nim chudłam,więc klops, ale zdecydowanie lepiej czuję się jedząc chudo.
I to tyle wieści z porannego frontu,
do zobaczenia :)
A.
-
Nie idzie mi najlepiej ostatnio, ale bardzo proszę o rezerwację bałwanka dla mojej skromnej osoby. Co prawda mam 3,5 kg na Twoje 2,4 kg, ale zastosuję w razie czego swoją błyskawiczną "dietę cud" czyli wezmę przeciwzapalny i przeciwbólowy Olfen SR, po którym dwa dni od WC się nie mogę odkleić i nadmiar spadnie :) A i plecki mniej bolą :)
A jeszcze raz zobaczę tu w tekstach batoniki CiniMinis to pogonię Cię po Polu i wrzucę razem z Miśkiem do sadzawki :twisted: To TEŻ słodycze :!: Pisałam już o tym parę dni temu, ale zdumiona odkryłam właśnie, że nie ma mojego postu na ten temat. Fakt - zbiesił mi się wtedy komputer i nie sprawdziłam co wlazło na Forum. Więc czuj się ostrzeżona :twisted: Ten drugi park też znam .. :twisted:
-
Witaj Hybrys :)
DZiekuje Ci za odpowiedz...chyba myslimy podobnie,,,ja napisalam ze nie che sie rzucac na jedzenie,,,ze nie tedy dla mnie droga,,,nie wiem czemu niektorzy wlasnie maja takie zdanie o DC..ja mam dobre,,, to ze mi sie marzy pizza czy cos tam,,nie oznacza ze ja zjem,,bo nie zjem,,,ale pomarzyc kazdy moze,,,zreszta teraz poswiecam czas i uwage na inne sprawy,,,,ze myslenie o jedzieniu stalo sie dla mnie malo istotne....jestem tylko czlowiekiem i moze popelnie blad,,i zjem cos,,,ale napewno jescze nie teraz za bardzo bojowo jestem nastawiona,, i z jednej strony ciesze sie ze bede konczyc DC w okresie letnim,,kiedy to organizm nie wola tak jesc,,i bedzie duzo warzyw i owocow,,,ktorym mam nadzieje sie zywic.Hybrys w sumie to dzieki Tobie przeszlam na DC ...moze nie mam takich wynikow jak Ty,,,ale jesli nawet schudne do 12 kg na niej,,,bede sie cieszyc jak z wygranej totolotka:) dostane nowa siebie :) taka o ktorej marzylam,,wiec chyba jak dojde do wagi docelowej wysle Ci bukiet saszetek DC ;) Bron boze nie sugeruje sie tym ze Ty tyle schudlas a ja tylko tyle,,,to i tak jak dla mnie duzo... jak skoncze ta 2 partie DC nie zamierzam osiasc na laurach,,szkoda by bylo zmarnowac to co osiagnelam,,,mam ambitne plany powrot na silownie itd,,, jestem szczesliwa i chce byc szczesliwa,,,pozdrawiam buziaki Gosia :)
-
Witaj Hybris:)
zastanawialam sie, czytajac Twoj watek, nad DC, hmmm musze przyznac ze jak na moje jedzeniowe rozpasanie i brak silnej woli, ktora buduje od nowa powoli, nie bylby to dobry pomysl, ale postanowilam sobie ze jak juz troche schudne na normalnej diecie, to dobrze by bylo sprobowac -na poczatek diety mieszanej, a jak sie sprawdzi, to wykupic całą. Nie zalezy mi tak specjalnie na jakims szybkim chudnieciu, nie mam przed soba jakis "wielkich dat", ale co efekty to efekty. Patrzac na Twoja zelazna konsekwencje widac od razu dla jakich ludzi jest ta dieta.
tymczasem pozdrawiam wieczornie, wlasnie nadszedl głód wieczorny...mam zamiar go pokonac silna wolą.:)
-
Hej Dziewczynki!
Teraz będzie krótko (cóż za nowość ;) ), bo wprawdzie wstałam dziś grzecznie o 7.30, żeby do Was postukać, ale po sniadaniu (chleb chrupki z pasztetem sojowym) wpadłam na genialny pomysł zjedzenia... granata, który czekał na mnie od 3 dni w lodówce i jakoś nie mogłam się za niego zabrać.
Kto granaty lubi, wie, ile człowiem musi sie ukleić, upaciać, ubabrać w soku żeby wydłubac to, co najlepsze. Ten był rzeczywiście obłędnie pyszny, bo dojrzały, aż ciemnobordowy, ale ilem się z nim uwalczyła - to moje, całe pół godziny.
Dzień zapowiada się ciepło i słonecznie, ale ja coś niewyspana, niestety dospać nie mogę, bo czekają na mnie obowiązku. Może później krótka drzemka.
Wróciłam do codziennego kontrolowania wagi, ale po DC nie jest juz tak różowo, jak przed. Niestety. Drgnięcia wagi są z dnia na dzien, dziś na przykład 82,6 kg, więc minimalnie ponad suwaczek. Chciałabym, żeby już coś drgnęło, bo tak stać i tkwić w miejscu nie lubię.
Pojawił się w moim życiu kolejny termin, może nie jako bezwzględny punkt odniesienia, ale jako dzien ważny, w którym chciałabym wyglądać "jak człowiek" - 1 lipca. Ciekawa jestem, ile... nie nie, dobrze, przestaję truć, nie powiem, że chciałabym ~10 kg (w 2 miesiące, to już JEST zdrowe tempo), a czy się uda - pożiwiom, uwidim.
Aha, z powtórki DC rezygnuję definitywnie. Czyli zostaje 1200 kcal i modły błagalne ;)
Dobra, kończę, bo widzę, ze bredzę, na wasze posty odpowiem później, a teraz - do roboty!
-
Modły błagalne niewiele dają - no chyba że na kolanach do Częstrochowy - zanim dojdziesz - napewno będzie -10 :)
A te wahania wagi to ja znam... chlip chlip :)
Wczorajsze 65,8 już się niestety zmieniło na 66,1 :)
Wiem, że waga napewno nie wzrosła, to po prostu te dodatkowo 250kcal które wczoraj miałam więcej... :)
-
WRrrrrr napisałam takiego długiego posta i jakimś sposobem skasowało mi prawie cały.Strasznie ejst to wkurzające.Teraz bedzie krótko-po przeczytaniou o twoich zmaganiach z granatem nabrałam smaku na ten owoc i chybia zakupie sobie jeden aby go za jakis czas schrupac ze smakiem.Jestem ciekawa ile kalorii ma taki granat.Pewnie tyle co pomarańcza.
Pozdrawiam i życze miłego weekendu
-
na 1200 możesz dodac sport;) i wtedy waga może szybciej ruszyć.
-
hybris, ty chudzielcu! ;)
a ja jeszcze 300g i będę przy wadze sprzed długiego weekendu ;) czyli nie jest źle ;)
dietuję ze aż miło
a tak wogóle jakieś plany na wakacje? ;)
-
Hej:) Hybris:)
Co do 1 lipca, ja sobie tez poczatkowo taki dzien wyznaczylam, ale ze mi zwykle wczesniejsze wyznaczanie nie wychodzilo, wiec powiedzmy ze ''gdzies tam '' figuruje ten dzien, ale nie chce sie sama straszyc:)
Ja co prawda wstalam znacznie pozniej niz Ty, ale swoje obowiazki musialam zrobic, teraz wlasnie spokojnie moge postukac jakies posty i maile, a potem biore sie za czytanie ksiazki, ktora sobie dzis kupilam Noah Gordon "Lekarze''. Nigdy wczesniej nie czytalam takiej beletrystyki, ale kolezanka z wf-u mnie zachecila toteż jestem pod wrażeniem lekkosci czytania jego ksiazek i calkiem fajnego, przyjemnego stylu. Dobra ksiazka na oderwanie od lektur socjologicznych i filozoficznych jakimi jestem ''raczona'' na studiach.:)
dzisiaj jest naprawde piekny, sloneczny dzień, dobry na spacerek, myślę, że sie uda to zrobic...a co u Ciebie? Jak Tobie minął dzien?
-
Dzień... mija, to chyba jedyne, co można o nim powiedzieć. Odwaliłam robotę, pogadałam na gadu, odpisałam na jakies tam maile, upiekłam ciasto (którego rzecz jasna nie tknę) - czyli powoli i spokojnie.
I mam wreszcie chwilę na postukanie ;)
Analenko, żebym ja we wszystkim osiągała ten poziom organizacji, co w szlajaniu się po sieci, eh... :roll:
Co do czytania i forumowania się zgadzamy, a na Allegro... Ja już przez te lata spotykałam się z takimi "kfiatkami", że chyba nic mnie nie zdziwi - spuszczam więc litościwie zasłonę milczenia. Chociaż muszę Ci powiedzieć, że już kilkakrotnie udało mi się upolować dość ciekawe rzeczy, po niewiarygodnie dobrych cenach, bo... sprzedający zrobił błąd ortograficzny lub literówkę w nazwie, w związku z czym przedmiot nie "łapał się" na wyszukiwarkę. Więc wszystko ma swoje złe i dobre strony.
Co do dietowanie, to uważaj na tłuszcz, bo to pewnie nie wazywa tak Ci przeszkadzają. Ja właściwie tłuszczu jako takiego nie używam, jeśli smażę, to na suchej patelni albo w teflonowym garnku, właściwie przez ten tydzień (bo przeca dziś mija tydzień, jak skończyłyśmy ścisła) z rzeczy tłustych per se zjadłam 2 łyżki majonezu i absolutne nie pałam żadną żądzą w tej materii. Aniu, a może jajko i kiełbasa to zbyt obciążające połączenie (jeszcze)? Sama mam zamelinowane od Wielkanocy w zamrażalniku dwie białe drobiowe kiełbaski, ale jak na razie czekają sobie, bo wiadomo, nawet chuda drobiowa kiełbasa ma w sobie sporo tłuszczu, więc jeszcze wolę nie ryzykować.
***
nie wiem, na czym polega ten fenomen, ale popisałam kwadrans i czuję jak zasypiam na siedząco. Chyba musze odpowiedzieć na ten zew natury i przedrzemać z godzinkę...
-
Hybris,śpiochu jak tam drzemka?Wiesz że we śnie też chudniemy?O ile się ktoś nie położy z pełnym brzuszkiem. :wink:
Wiecie co?Wstyd się przyznać,ale ja nigdy nie jadłam granatów. :oops: Nawet nie wiem jak się te owoce je.Koniecznie muszę spróbować!
Z prawdziwym utęsknieniem czekam na nasze sezonowe owoce:czereśnie,truskawki,malinki,mmmm...ślinka mi cieknie na samą myśl.
Nieeeee no,tak nie może być!
Muszę koniecznie ograniczyć czas spędzany przed komputerem.
ILE KALORII SPALE PRZEZ 1H KLIKANIA???
WIEM!!!BĘDĘ KLIKAŁA NA STOJĄCO!!! :D
Pa,pa,pa...
:D :P :D
-
Moja godzinna drzemka skończyła się... teraz [23:20] ;) Narzeczony zeznaje pod przysięgą, że poczynił starania, żeby mnie obudzić na "Kryminalnych", ale ponoć byłam mało komunikatywna ;) Praktycznie mogłabym spac i do rana, gdyby nie fakt, że koty wymagały jeszcze nakarmienia, tom się zwlekła. Zieeeew ;)
Fraksi, pytasz, ile kalorii zjada godzina pisania na komputerze? Ano 80 :D Nie żebym sama przez się taka genialna była, ale ostatnio poza dzienniczkiem kalorii, odkryłam tutaj także dzienniczek spalania - wprawdzie lenistwo mi nie pozwala go wypełniać, ale czasami sprawdzam sobie, co ile kalorii kosztuje - np. dziś z większym, niż zwykle entuzjazmem zmyłam gary, bo to ma taryfę 144 kcal na godzinę :lol: Mała rzecz, a cieszy :D
Z granatów wyjadasz pestki, otoczone słodkim miąższem z lekką nutą goryczki - ponoć są osoby, którym się udaje przy tym nie upaprać ;), ale ja zawsze rozprawiam się z granatem ręcznie i potem cała jestem w soku. Owoc trzeba po prostu rozłamać na pół (najlepiej nie ciąć) i potem wyjadać pestki z pominięciem białych łuponek gdzieniegdzie je oddzielających - niezła zabawa, imo pochłania przynajmniej połowę tych kcal, które ma w sobie sam kolega granat :D
Co do owoców sezonowych, to zwłaszcza nie mogę się doczekać (jak co roku zresztą) sezonu truskawkowego :) zwłaszcza, że parę dni temu dostałam malakserek, a truskawki rozdziabdziane z jogurtem i schłodzone w lodówce to po prostu szczyt szczęścia :) Czereśnie też bardzo lubię, do sezonu sliwkowego mam nadzieję byc już po diecie, w takim limicie kalorycznym, żeby mi się parę knedelków też zmieściło :D
Golciu, widzisz, takie cele "czasowe" są fajne i mnie przynajmniej dodają mobilizacji. Wcześniej takim punktem odniesienia był dla mnie majowy weekend. Co oczywiście nie znaczy, że po osiągnięciu wyznaczonego dnia wolno pójść na zywioł i rzucic się na żarcie - ja wtedy po prostu zrobiłam sobie 1 dzień podwyższonego limitu kalorycznego i wsio, na diecie jestem dalej. Marzy mi się 10 kg do 1 lipca, to nawet jest realne.
O książce, którą czytasz, gdzieś juz słyszałam i to całkiem dobrze słyszałam. A pamietasz może, kto ją tłumaczył? Ja beletrystykę czytam zrywami, na przemian z literaturą dotyczącą historii okupacyjnej i powstańczej Warszawy (mam hopla na tym punkcie) plus literaturą zawodową :)
W Warszawie dziś pogoda była taka sobie, niby ładna, ale brakowało pełnego słońca. Może dlatego myślałam, że pójdę na wieczorny psi spacer - bardzo lubię park nocą - ale mój narzeczony w ramach bliżej nieznanego dnia dobroci zrobił to za mnie... a może po prostu uznał, że budzenie mnie będzie wymagało do niego więcej determinacji niż oblecenie 40 minut z Miśkiem? Nie wiem :D
Ad Twojego wcześniejszego wpisu - słuchaj, żelazna konsekwencja to jest coś, z czym na szczęście nie trzeba się urodzić, można ją sobie wypracować. DC wydatnie w tym pomaga, nie powiem. W Twoim jednak przypadku, już abstra***ąc od silnej woli, nad która pracujesz, myślę, że DC nie ma głębszego sensu, zwłaszcza jeśli czas nie jest Twoim wrogiem. Nie masz żadnej gigantycznej nadwagi - schudnij sobie powoli i zdrowo, naucz się właściwie wykorzystywać jedzenie - to wszystko będzie dla Ciebie z o wiele wiekszym pozytkiem.
Cieszę się, że poradziłas sobie z wczorajszym głodem :) Pamietaj, z każdym dobrze przedietowanym dniem jesteś bliżej celu :D
Sandra, qrde, jak dawno nikt tak do mnie nie mówił :lol: Hybris-chudzielec - podoba mi się bardzo :D Będę starała się w pełni zasłuzyć na ten wdzięczny epitet :)
Cieszę się, ze u Ciebie dieta wróciła na dawne tory, 300 gram pokonasz lekko, a potem... byle do przodu, w jedynie słusznym kierunku :)
Planów wakacyjnych mam sporo, acz nie wiem, co rzeczywiście uda się nam zrobić. Bo i wyjazd do Wisły, gdzie mamy tygodniowy pobyt wygrany przez mojego Piotrka w "1 z dziesięciu" i mój zlot filologiczny = tydzień warsztatów w Pradze (tej czeskiej, nie po drugiej stronie Wisły :lol:) i wyjazd do koleżanki do Gdańska i... operacja wycięcia woreczka zółciowego ;) To ostatnie najmniej mi się usmiecha i prawdopodobnie będę chciała zwłóczyć do września, ale mam świadomośc, że w końcu powinnam to zrobić, bo się z nim wożę i wożę już 3 rok, a wszyscy namawiają mnie na operację "na zimno", kiedy kolega woreczek nie przypomina mi zbyt aktywnie o tym, jakiego to się wspólnie ładnego kamyczka dorobiliśmy ;) Zwłaszcza, że takie full wakacje to u mnie lipiec, wtedy prawie wcale nie mam pracy, za to w sierpniu i wrześniu jestem przeważnie zarżnięta do imentu, co nie powiem - daje satysfakcje, ale i męczy.
Julcyk, pewnie i do sportu będę się musiała przekonać... Jakiego? To niespodziewajka na jutro :twisted:
XXX, nie przejmuj się, cieszę się, że w ogóle Cię widzę i to na dobrej dietetycznej drodze. Ja ostatnimi czasy, po kłopotach technicznych z forum, mam już manię - zawsze swoje posty przerzucam do Notatnika przed wysłaniem, żeby w razie czego je odzyskać - nienawidze pisać tego samego dwa razy, więc doskonale Cię rozumiem.
Granat według forumowego kalkulatorka ma 104 kcal, tzn. w średnim granacie (ok. 275 gram) tyle kcal kosztuje miąższ po odliczeniu skór i łupin - więc nawet przyzwoicie, akurat jak na przekąskę :) Polecam, bo pyszny :)
Pyzuś na kolanach do Częstochowy mówisz... Nie, chyba nie skorzystam :) A przy okazji - wiecie, że Rzymianie byli narodem potwornie zabobonnym i mieli stosowne bóstwa odpowiedzialne właściwie za wszystkie czyności i przedmioty? Np. nie wystarczył im bóg od drzwi, mieli jeszcze specjalnego od klamek, zawiasów, progu, framugi, skobla... i wszystko to trzeba było spamiętac, bo jaki jakieś nawet pomniejsze bóstewko się wściekło - mogło byc źle :lol: Po co to piszę? Bo sama będę musiała pogadać z moimi p/o bóstwami opiekuńczymi od spadku wagi i limitu kalorycznego, żeby się towarzystwo dogadało i zrobiło coś konstruktywnego - może im wtedy nawet mały ołtarzyk machnę? I będę w ramach ofiar odkładać po kawałku z ciast, jakie pieke mojemu chłopu :D Hmmm... niezły pomysł :D
Gosiaku, bardzo, bardzo się cieszę, że z DC ładnie i szybko dochodzisz do swojego celu. Cóż z tego, że nie masz takich osiągów jak ja - nie miałas też takiej nadwagi i ciesz się tym! A jeśli już masz mi jakieś bukiety wysyłac, to ja bukiet jarzyn poproszę :D Bo chyba jednak do DC już nie wrócę, teraz stoi przede mną nowe wyzwanie - schudnąć 20 kg bez żadnych wspomagaczy. Poza tym tempo też musze zwolnić ze względu na skórę.
Gosiu, po DC zostanie Ci jedna arcyważna rzecz i pielęgnuj ten spadek, jak mozesz - skurczony żołądek. O ile go nie rozepchasz - będziesz miała w życiu łatwo, bo zasycisz się mniejszą porcją, więc nie będziesz się objadać, ergo: nie prztyjesz. Co do leitmotivu pizzy - słuchaj, jeśli masz na nią taka ochotę - pizza tez jest dla ludzi. Kto powiedział, że musisz od razu zjeść całą XXL, familijną, czy jak ją zwał? Ty jesteś wysoką, aktywną fizycznie dziewczyną, po diecie Twój limit kaloryczny będzie wynosił na pewno sporo ponad 2000 kcal - pizza się w tym zmieści. Byle nie stała się podstawą Twojego menu ;)
Miriel, Kochana, przecież wiem, że w Twoim wypadku skoki wagi to leki... leki... leki... Zresztą - ja wiedziałam, że tak będzie, bałwan pozostanie u mnie jeszcze najmniej 2 tygodnie. Myślę, że uda się to jakoś zgrać, a nawet jeśli - przechowam go dla Ciebie :)
Ciniminisie odstawiłam, choć nie bez żalu - cały czas nie mogę dotrzeć do Sezamu po te migdały. Chociaż jakoś udaje mi sie ostatnio bez "dopychaczy" - dziś jako taki posłużyła mi chrupka kromka z pasztetem sojowym, wiem, że to zdrowsze, niż Ciniminiś... no wiem :oops: Chociaż wizja przegonienia mnie po Polach jest na tyle kusząca, że nie wiem, czy nie użyję wspomnianego batonika jako prowokacji :twisted:....
A w ogóle juz się ciesze na jutrzejsze spotkanie :lol:
No - popisałam, koty już zjadły, nawet Mamut się po dokładke zgłosiła, więc w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku moge iść spać :D
dobranoc :)
-
Uwaga, uwaga... Wreszcie coś się ruszyło po DC, czyżby to zapowiedź powrotu normalnego rytmu spadku wagi? Mam taka nadzieję :D Ewentulnie pomogły moje wczorajsze zapewnienia o gotowości składania ofiar wszystkiemu, co podleci, byle by było mi i mojej wadze przychylne... No dobra - dziś rano zobaczyłam 81.9 kg :lol:
Wiem, że wiele z Was odnotowawszy jakiś znaczny spadek wagi czeka, czy wynik się potwierdzi - ja nie należę do aż tak cierpliwych. Jest, pokazało się - znaczy moje - więc zmieniłam suwaczki, zresztą bardzo mi się podoba zwłaszcza górny, na któreym zostało mi do zrzucenia już MNIEJ, niż 20 kg. Mała rzecz, a cieszy :D
Niedziela zapowiada mi się dość intensywnie, ale jakoś to mnie nie martwi :)
miłego dnia! :)
-
No i znowu muszę napisać :) GRATULACJE :)
Jak już zaczęło to teraz poleci... i na kolanach do Częstochowy nie trzeba będzie iść... :) biorąc pod uwagę brak chęci... hihi
Moja waga po wczorajszym odchyłku w górę też chyba skruszona bo dzisiaj było już 65,7 :) ale wyniki oficjalne w sobotę, może będzie jeszcze troszeczkę mniej :?: narazie przejście na wyższą kaloryczność spowodowało tylko spadek wagi po dwóch dniach o kolejne dkg więc narazie 1400 - 1500 a naprawdę mam problemy z przejedzeniem tego... zdrowo :)
-
Brawo Hybris!!! No to uczucie, ze zostalo tylko 19,9 jest bardzo krzepiace, czlowiek potrafi sie tym pocieszyc w trudnych chwilach. Ja mam wazenie nr 1 dopiero w srode, co mnie mobilizuje, ale jak nic nie schudne to sie po prostu wsciekne....
No moja niedziela tez zapowiada sie intensywnie, ale mam zamiar znalezc czas na relaks, jakies peelingi itp, trzeba dbac tez o cialo zewnetrznie.:)
pozdrawiam
-
Eh, chyba reaktywuję swoje stare hasło przewodnie o porannym kopaniu bałwanka... :twisted: Wczorajszy spadek wagi nie tylko się potwierdził, ale jeszcze dostałam całkiem ładną dokładkę: 81,7 kg Ja prosze tak dalej :D Chociaż niestety przyszły tydzień nie będzie pod tym względem rewelacyjny - zbliża się @, więc zaraz zamienię się w balonik, buuu :(
Bożżże, robota mnie goni, mam troche do napisania, ale chyba zrobię to później.
Miłego dnia wszystkim... i nie aż tak zapracowanego ;)
-
U mnie dzisiaj waga hop do góry znowu więc na dzień pożegnałam 65 :) Gratuluję kolejnych dkg... :)
Każda mniejsza cyferka po przecinku to super sprawa... u mnie jutro pewnie będzie mniej... :) a raczej mam taką słodką nadzieję...
-
hej
chciałam P-O-G-R-A-T-U-L-O-W-A-Ć :D
po pierwsze wagi
po drugie (gdzieś między wierszami ) przeczytałam ze narazie z dc nici iże bierzesz się za siebie :)
Cieszę sie że postawiłaś na taki obrót sprawy. Powtarzać sienie będę, bo już napisałam wszystkie argumenty za w poprzednim pośćie :)
A balonik...no ćóż... niestety spraa nieunikniona- a za to jak zniknie to radość z wyniku wagowego będzie podwójna.
Ps. nie myśłałaś moze o odroczonym ważeniu ? np raz na tydzień albo na dwa ? mniej stresu ze waga nie spada albo że spada tak wolno. WIem wiem...miło rozpoczaćdzieńgdy na wadze ruszyła się wskazówka chociażby o milimetr..ale jeżeli tak nie jest to wpadamy w dołek... Zwłaszcza przed i w czasie @ proponuje Ci się nie ważyć i zaoszczędzić w ten sposób nerwów oraz cierpliwośći.
Pozdrawiam