-
Hybrisku ucieszylam sie jak zobaczylam ze sie wpisalas.Wiem ze masz ciezkie chwile teraz ale jak sie nie wpiszesz to ja jeszcze gorzej sobie wszystko wyobrazam ale jak sobie poczytam to sie troche zawsze uspokoje :roll: Ale ze mnie panikara
Widze ze przed toba bardzo pracowity weekend .Ja rowniez nie mam zazwyczaj ochoty jak wiem ze u mnie jakas impreza i gosci bedzie troche a tu trzeba dom posprzatac.A tu jeszcze upal w Polsce.Ja co roku mam taki problem w swieta na Wigilie bo u nas zazwyczaj jest 40 stopni :shock:
Hybrisku jak zawsze caluje wszystkie futrzaczki a Maciusia przytulam do serduszka .
P.S A jak sie nazywa ta dobra ,droga karma dla kotkow ? Ja ostatnio zmienilam kapletnie dietke kotka i juz nie kupuje im w sklepach suchej,taniej karmy bo to okazalo sie ze jest wielkie g.... a teraz patrze co jest w skladzie danej karmy i nie zostawiam ciagle jej w miseczkach tylko daje ja raz-2 razy dziennie bo moje kotki maja duzo nadwage :roll:
Whiskey wazy prawie 9 kg :shock:
Pozdrawiam Hybrisku serdecznie :)
-
Witaj Hybrisku. Chociaż jeden pożytek był z tego, że usnąć nie mogłaś- my się dowiedziałyśmy co u Ciebie :)
Cieszę się, że Maciuś się dobrze czuje, Trauma (już chyba nie ;) ) przychodzi do kuchni (sposób sprytny, i jak widać skuteczny :) ). Ja też kiedyś to jedzonko dla chorych kotków kupowałam. Faktycznie, cena jest ogromna. Ale czego się nie robi dla kogoś kogo kochamy...
Trzymaj się ciepło, nie jedz za dużo lodów no i przełam się, ślub się ponoć bierze tylko raz w życiu. Ciesz się tym dniem :)
Buziaki!
-
Znam Twój ból z butami - mam stopę szerszą niż dłuższą i też wysokie podbicie. Koleżanka nie chciała wierzyć, że nie mogę dostać butów i chodziła ze mną dwa tygodnie - ja posłusznie mierzyłam każdy but. Poddała się. W zeszłym roku wreszcie namierzyłam sandałki na bazarku i na dwa-trzy lata mam spokój .. w lecie :)
Nie ma już Traumy - jest Trusia :)
-
Pamiętam doskonale każdą chwilę swoich przygotowań do ślubu i teraz, za żadne skarby świata bym tego nie powtórzyła :) chociaż trzeba przyznać efekt był niesamowity i jest co wspominać... :D
Dobrze, że napisałaś bo chyba wszystkie się niepokoiłyśmy co tam u Ciebie i Maciusia słychać... cieszę się że lepiej... i że łatwiej Ci teraz myśleć o nieuniknionym odejściu Maciusia - że doceniasz każdą z nim chwilę, bo o to właśnie chodzi by umieć cieszyć się z każdego danego nam dnia i mieć czas się pożegnać.
-
Upał. Okropny, paskudny, wszechobecny, oblepiający upał. Ilekroć nadchodzą takie dni - przypomina mi się film "Upadek" z Michaelem Duglasem. Ja z powodu upału chyba też potrafiłabym zwariowac i mordować. Ot, dygresja.
Siedzę w kuchni. Tzn. siedzę to mało powiedziane, bo jestem tutaj głównie po to, żeby pomóc kociejowi to gorąco przezyć. Do mojej kuchni słońce wchodzi tak ok. 12 i jest i jest i jest - aż do jakiejś 18 z groszami. Wczoraj było fatalnie. Maciek miał sapki, nie chciał jeść ani pić, oddychał szybko i płytko - męczył się. Trochę pomogła wizyta Małgosi - założyła mu wenflon, nawodniła dożylnie. Z tym, że kociej uznał, że jemu wenflon w żyle się stanowczo nie podoba i go wyrwał. Summa summarum - moje mrzonki o tym, że będe kocika sama tak poić - obróciły się w sen srebrny. Do dzisiejszego dnia jesteśmy o wiele lepiej przygotowani. W oknie od południa wisi białe prześcieradło, zwilżone wodą. Kocik podsypia na podłodze, pod wentylatorem, a ja co chwilę okładam go płóciennymi szmatkami, wcześniej schłodzonymi w lodówce. Dzięki temu czuje się o wiele lepiej, oddech ma w miarę spokojny, sapki nie złapał dziś jeszcze ani razu. Strasznie się z tego cieszę. Wczoraj Małgosia powiedziała, że poza tym, że mu gorąco, w ogólnym stanie jest bardzo dobrym. Trzeba mu teraz tylko pomóc przetrwac upały. I właśnie to w tej chwili robię.
Katsonku, karma, którą podaję Maciusiowi, to Royal Canin Veterynary Diet Renal, czyli karma dla kotów chorych na nerki. Jest w dwóch wersjach samkowych: z kurczakiem i wołowiną. Maciuś je to bardzo chetnie, oczywiście nie dlatego, że ma problemy z nerkami, ale dlatego, że to mu po prostu smakuje i chce to jeść.
Co do karmienia kotów- uważam, ze dobrze robisz. U mnie w wolnym dostępie stoi tylko trochę suchej karmy no i oczywiście woda. Ja swoje towarzystwo karmię KiteKatem (macie w Australii KiteKata? ;) ), natomiast z karmy suchej dostaja tez KiteKata ale pomieszanego z Puriną Urinary - bo wszystkie moje koty sa wykastrowane, więc oczywiście boje się trochę o ich nerki - sama zeszta wiesz doskonale, czego się boję, bo masz takie kłopoty z Whiskey.
9 kg to rzeczywiście kot olbrzym. Moja Mamut liczy sobie zaledwie 6,2 kg, a jest wielka, więc Twój maluch musi być wcale nie maluchowaty :)
Jeni, Mir - Trauma na razie jest Trusia jako zdrobnienie od Traumy, ale wczoraj sama mnie zaskoczyła, kiedy wieczorem sama przyszła się do mnie poocierać. Wykorzystałam okazje i mokrą ręką zdjęłam jej sporo martwego futerka. Trzeba przyznać, że powoli bo powoli, ale się dziewczyna socjalizuje. I dobrze :)
Pyza, widzisz, w moim wypadku czegoś takiego, jak "przygotowania do ślubu" jeszcze nie odnotowałam. Cały czas wiszą nada mną te cholerrrne buty, których nie mam czasu ani ochoty szukać. Poza tym główna część działań porzadkowych polega na zmuszeniu Piotrka do posprzątania jego bajzlu w pokoju - a ten bajzel zalega tam już bardzo długo, a Piotrek jest ostatnią osobą do sprzątania. No i kurde kręcimy się w kółeczko. Sukienkę mam od dawna, kupiłam ja parę lat temu w Jackpocie, bo spodobała mi się niezmiernie, ale była na tyle elegancka, że nie ubrałam jej ani razu. No to widać teraz nadszedł jej czas. Największy mam problem z... wyborem perfum, których użyję - zupełnie nie mam pomysłu, prawdopodobnie dlatego, że mam zbyt wiele opcji do wyboru ;) Aż sama jestem ciekawa, co to będzie :)
Makijaz też będę robiła sama sobie i mojej Magdzie, która będzie mi świadkowała... no i tyle przygotowań. Będę musiała jeszcze poszalec przy garach - mam pomysł na 3 sałatki, musze upiec marchewkowca i zrobić sernik na zimno, poza tym upiec jakies mięso i gotowe. No i kupić lody. I tyle. A i zastrzegam - 1 lipca daję sobie pełną kaloryczna dyspensę, jedynie z ograniczeniem objetości, żeby nie rozepchać żołądka.
Ufff. I tyle. Pozdrawiam Was w o wiele lepszym nastroju i lecę nawilżac pozostałe koty :)[/url]
-
Hybris dawno nic nie pisalam ale czytam na biezaco. Ja tez miala przygody z moja Kicia. W nocy po sterylizacji uznala, ze szwy sa zbedne ( nic mi nie mowila wczesniej, ze skonczyla medycyne :twisted: ) I wszystkie sobie pieknie powyjmowala!! Rano na sygnale do weterynarza bo sie rana zaczela rozlazic ! Na szczescie okazalo sie, ze zareagowalismy na tyle szybko, ze nie wdalo sie zakazenie. Chociaz antybiotyk " na wszelki wypadek " dostala.
Co do mojej diety idzie sobie ale cos kilogramki zwolnily i nie chca spadac w zadowalajacym tempie ! A ja bym juz chciala byc przynajmniej w polowie drogi !
Hybrisku nastaw sie troszke pozytywniej do tego slubu ;) To ma byc Twoj dzien i masz miec piekny blysk w oku ! Ja tez nie lubie imprez na ktorych jestem w centrum zainteresowania ale podobno w tym dniu jest to mile :D Osobiscie potwierdzic nie moge bo nie doswiadczylam :lol:
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie i uciekaj !! Bo Cie gonie ;)
-
Camkey ;) Masz bardzo ślicznie śliczny suwaczek i serdeczie Ci go gratuluję. Ja niestety dalej stoje z przyczyn dla mnie niezrozumiałych. Tzn. po odnotowaniu 76.8 waga w ciagu trzech dni wróciła do 77.7 i tak stało wszystko do niedzieli. W niedzielę natomiast ni stąd ni z owąd pokazało się 76.7 i dzisiaj było to samo. Więc trudno - najwyżej mnie przegonisz i potem ja będe gonic Ciebie. Nadmieniam, że cały czas trzymam się w okolicach 1200 kcal, więc widac po prostu orgaznim po pół roku diety mówi, że na razie chudnąć nie chce. Ale ja liczę na to, że w najbliższych dniach ruszy, bo w końcu ileż można stać w miejscu? ;)
Nadal siedzę w kuchni. Upał powoli przechodzi, ale myślę, że okłady będę robiła Mackowi jeszcze przynajmniej godzinę. Widze, jaką mu ulgę przynoszą. Poza tym trochę zaczął pić, więc nie musze go traktowac zakraplaczem.
Ale wiesz, to fakt, jeśli żyje się z kotem, a jeszcze lepiej z kotami, człowiek po jakimś czasie nabywa uprawnień wykwalifikowanej pomocy weterynaryjnej :) Bo przecież zrobi się wszystko, co trzeba, żeby zwierzaczkowi pomóc. I radość okrutna, jesli widać, że ta pomoc przynosi efekt.
A co do ślubu - widzisz, nie bardzo umiem się "zaprogramować". Poza tym - wyjdę na wyrodną - najbardziej denerwuje mnie obecność mojej matki. Nigdy nie byłysmy w najlepszych stosunkach, ja zaraz po maturze z wielka ulgą wyniosłam się z domu. Jestem jej jedynym dzieckiem, z wielkim poświęceniem wychowała mnie sama. Miałam wielką, olbrzymią ochotę wziąć ślub z towarzystwie mojego P i świadków. Piotrek mnie odwiódł od tej koncepcji... A ja teraz żałuję, bo najbardziej irytuje mnie to, że będę się musiała konfrontować z JEJ wyobrażeniami pt. wydaję za mąż jedynaczkę. A ja chciałabym, żeby tego dnia nikt mi swoich wizji nie narzucał. I rozmowa z nią nic tu nie pomoże, bo niestety ona nawet kiedy nie robi tego świadomie - robi to i tak, a ilekroć się postawie (zawsze się stawiam), jest cierpiętniczo i milcząco urażona, jednocześnie ostentacyjnie udając, że wszystko ok... Nienawidze tego serdecznie. I własnie dlatego chciałabym miec ten dzień już za sobą... Bo on nie będzie ani lepszy, ani gorszy, ani inny niż te 3,5 roku, kiedy jesteśmy ze sobą, albo każdy z tych, które spędzimy razem.
Ufff... rozpisałam się. A tu trzeba Maciusiowi kompres zrobić.
-
witam Drogie Panie:D widze ze tu takie fajne forum sie rozwija i bardzo bym chciala dolaczyc :) generalnie to napisze troszke o sobie,moze ktos bedzie chcial to przeczytac i troszke mnie wesprzec...mam 21 lat,cale zycie tyłam i chudlam,w tej chwili jestem w trakcie efektu jo-jo po zrzuceniu 15 kg w tamtuym roku(niestety zabraklo motywacji do trzymania ograniczen)i kilogramy te wredne malpy wracaja sobie bezprawnie i falszywie na moje ogromne uda,ramiona,brzuch(moja obsesja),posladki.teraz zas chce powalczyc.Tylko gdzie ta motywacja?gdzie ten zapal?gdzie pomysl na odchudzanie?jak to znow zaczac,jak sie nie poddac?POMOZCIE!!
-
a wiecie ze nawet teraz mam szanse troche zrzucic:jade 3 lipca do zakopanego z moim chlopakiem...juz mi obiecal ze mnie po gorach przegoni,wiec jest szansa na 2 kg mniej :D prosze,badzmy w kontakcie,potrzebuje Was!!
-
Hybris z mama moze byc roznie :wink: Niedawno moja kolezanka brala slub i zawsze ze swoja matka miala swietny kontakt. Natomiast na slubie mamusia zrobila taka atmosfere, ze dziewczyna wyladowala w toalecie z placzem a ziec odbyl pierwsza awanture z tesciowa ;) Ja matka zaskoczyla niepozytywnie - a noz Twoja zaskoczy Cie milo ;) I tego Ci zycze !! A z tego co piszesz to wydaje mi sie, ze nie matka Cie wydaje za maz ale sma sie wydajesz ! Wiec tym bardziej nie moze o niczym decydowac. Ja mam z moja mama swietne kontakty i w sumie byly zawsze z mala przerwa na moje stawanie sie dorosla. W momencie wyprowadzenia sie z domu moja mama ze zdwojona sila usilowala kierowac moim zyciem. Rok walki i nieporozmien ale wiedzialam, ze ustapic nie moge bo nie pozwole sobie na to zeby ktokolwiek ( nawet jak jest to moja matka ) ustawial mi zycie. Po wojnie nastapil pokoj i teraz moja mam daje mi rady tylko wtedy kiedy wyraznie o nie prosze, czasami nawet w bardzo waznych sprawach woli nie dawac ich wprost bo nie chce ingerowac w moje zycie. Z drugiej strony wiem, ze niezaleznie od tego jak narozrabiam w zyciu zawsze u niej znajde wsparcie. Uwazam, ze tak to powinno wygladac i jestem bardzo zadowlona ze tak jest :D
Moje dwa kociaki tez nie znosza najlepiej teo upalu isypiaja calymi dniami. Gorsze jest to, ze w nocy sobie to obijaja ;) Nie wiem jak dlugo sasiedzi beda chetni znosic gonitwy stada sloni ;)
No ja mam nadzieje, ze w piatek wykonam po zejsciu z wagi indianski taniec radosci :D Potrzebne mi to jako motywacja :lol:
Oczywiscie niezwlocznie po wazeniu sie zamelduje ;)
Postanowilam sobie, ze jak bede za polowa mojej drogi to zostanie juz tylko jeden suwaczek, to zadziala pozytywnie!
Pozdrawiam Ciebie i Maciusia ;) Nie glaskam go zeby go bardziej nie ogrzewac :wink:
-
Wpadam z pozdrowieniami!
Buziaki!
-
Znam doskonale takie podejście do ślubu. Ja z moim Miśkiem jestem już 7 lat. Z naszego punktu widzenia ślub nic nie zmienia. Mieszkamy razem, razem planujemy wydatki, razem wyjeżdżamy na wakacje, razem chodzimy na rodzinne imprezy... po ślubie będzie tak samo. Moja mama oczywiście nie do końca to rozumie. Chciałaby mnie widzieć w białej sukni w kościele...a ja nie czuję takiej potrzeby. Jeszcze nie teraz. Nie mówię, że nigdy, ale na dzień dzisiejszy nie...
Wierze, że teraz jesteś szczęśliwa w swoim związku i życzę Ci, żeby zawsze tak było.
Podziel się z nami swoimi przepisami - Dietkowa Książka Kucharska
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...d72/weight.png
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...3fe/weight.png
-
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie... niestety tak jest w przypadku kociejka. Były dwa lepsze dni - dziś znowu kryzys. Apatyczny, nie chce jeść... nie wiem, czy się nie przeziębił. Wysłałam sms'a do Małgosi, żeby dała mi znać, kiedy sie obudzi, bo zrywać jej z łóżka nie chce. Mamutowi też coś wczoraj zaszkodziło, zygała mi cały wieczór :( Jakby jeszcze było mało.
Z przygotowaniami plus zakupami jesteśmy - delikatnie mówiąc - w lesie. Nie wiem, musze wszystko zaplanowac na dzisiejsze popołudnie i wieczór, jutro już musze zacząć robić jedzenie, sałatki machnę w sobotę i gotowe. Czeka nas jeszcze wyprawa do Carrefoura, na którą żadne z nas nie ma ochoty. Jeszcze mi wczoraj Maryla wyskoczyła z pieczeniem "tortu weselnego" - aż się uśmiałam. Roboty z nim od cholery, a kto go będzie jadł? Ja wprawdzie na nasz uroczysty obiad daję sobie dyspensę, tzn. mam zamiar nie liczyć kalorii, ale za to ograniczyć konsumpcję pojemnością żołądka, czyli mówiąc wprost: nie napchać się. W tym systemie i tak pewnie nawet 2000 kcal nie wyrobię, a nawet gdyby, to nie zamierzam mieć z tego tytułu ani CIENIA wyrzutów sumienia.
A właśnie, waga. Trochę się ruszyła, więc zmienię sobie suwaczki, bo normalnie mi zardzewieją - tak dawno tego nie robiłam... a 76,8 już mi się znudziło. Tym bardziej, że dzis było 76,2 ;) Mała rzecz, ale mnie cieszy.
Czeka mnie dziś masa sprzatania. Wczoraj w przebłysku świadomości rozpaczliwej odesłałam swoje zlecenie koleżance, ale raczej na pewno dobrze zrobiłam, bo gdybym miała jeszcze poza tym wszystkim wiszącą nad głową robotę mojego ukochanego typu: na wczoraj - chyba bym zwariowała. A tak - przynajmniej zachowamy pozory normalności... Dziewczyny, jak ja SERDECZNIE NIENAWIDZĘ SPRZĄTAĆ!!!!!! Piotrek tym bardziej. Pokój jeszcze nie ruszony. Ja musze dziś obrobić resztę mieszkania, a potem postarać się bez karczemnej awantury i rozwodu ante factum zmusić Piotrka do JAKIEGOKOLWIEK odgruzowania jest bezcennych smieci.
Eh, nastrój znowu nienajlepszy, bardzo martwię się o Maciusia :(
-
Matwisz się - to normalne. Sporo Ci się ostatnio na głowę zwaliło i w sumie nie ma co się dziwć że nastrój nie najlepszy.
Ale wszystko się jakoś ułoży, bo przecież ciągle nie może być tak, że jest gorzej.
Jedyne czego w tej chwili życzę to dużo siły i chęci do czegokolwiek, bo sama wiem jak ciężko za cokolwiek się zabrać gdy chęci do tego brak.
-
Bieeeedna :(
Jednym słowem w kilku słowach - zabierz wszystkich do Taco Bell na paellę czy na kurczę do KFC .. :twisted:
-
Zaczyna się to, czego tak bardzo się obawiałam i co tak usilnie chciałam od siebie odsunąć. Wygląda na to, że po 10 dniach jego organizm zużył krwinki, które dostał w transfuzji. Dodatkowo przyplątała się infekcja gardła. Jest bardzo słaby. Dostał leki, ale na moje pytanie, czy szykujemy się na kolejną transfuzję, Małgosia odpowiedziała, że w tej chwili to już nie ma sensu, że już zaczęlibysmy go męczyć. Mam go cały czas obserwować, dopajać etc. Pani Małgosia przyjdzie jeszcze po dyżurze.
Ale właściwie teraz już tylko kwestia bardzo krótkiego czasu i jeszcze nie umiała mi odpowiedzieć, czy on odejdzie sam, czy będzie trzeba mu pomóc. Pewnie się wszystko jutro okaże.
To tyle.
-
:( Bardzo mi przykro. Ale walczcie. Walczcie... Kurde, jakie to niesprawiedliwe... Nie nawidzę widzieć nieszczęścia zwierzaka :( Ono zawsze mnie bardziej przygnębiało niż człowieka. Bo zwierzaki są takie niewinne :( Przykro mi...
A co do dietki- serdecznie gratuluję spadku. Mam nadzieję, że już się ruszy i nawet jeśli powolutku to, że waga już będzie w doł lecieć. A dyspensa z okazji ślubu jest jak najbarziej uzasadniona.
Trzymaj się!!!
-
Strasznie mi przykro Hybrisku ze Mucius taki slabiutki :cry:
-
Kasieńko!
Dawno mnie u Ciebie nie było, ale ślędze wątek cały czas.Oraz dietuję.I suwak mam już nieco nieaktualny :)
Wpadłam, żeby życzyć Ci udanego jutrzejszego dnia.Oby wszystko przebiegło pomyślnie, bez zbędnych nerwów, a potem, żebyście mogli ten dzień miło wspominać:)Wszystkiego dobrego :D
Postaram się od przyszłego tygodnia być tu bardziej aktywna:)
Pozdrawiam najserdeczniej,
Anka.
-
-
Kasienko :!:
Wstalam bladym switem, zeby zyczyc Ci wszystkiego najlepszego na ten dzien i na wszystkie kolejne, ktore po nim nastapia. Niech decyzja o wspolnym zyciu okaze sie najlepsza, jaka kiedykolwiek podjelas, a Twoj partner zawsze daje Ci nie mniej wsparcia, niz sam bedzie go potrzebowal i nie mniejsza radosc, niz ta, ktora otrzyma od Ciebie.
:!: :D :!: :D :!: :D Sto lat Kochana Kasiu :!: :D :!: :D :!: :D
-
Cześć Kochane,
będzie krótko, bo właściwie tylko dałam sobie break na kawę i musze wracać dalej do roboty.
Kocik. Słuchajcie, on jest niesamowity po prostu. Już trzeci raz zdarzyło mu się, że kiedy pojawił się taki ciężki kryzys i już wszyscy, włącznie z Małgosią, mysleliśmy, że dalej nic z tego - on zbiera się w sobie, jeszcze walczy - i jego stan się poprawia. Wczoraj po południu Małgosia go znowu zbadała i mówi mi, że to nie ten sam kot. Wygląda, jakby on sam kurczowo trzymał się życia, jakby sam nie chciał jeszcze odchodzić. I póki w nim samym jest jeszcze tyle woli walki, będę robiła wszystko, żeby mu pomóc.
Ja. Zmęczona, padam na pysk. Wczoraj spałam 4 godziny (kociej), dziś niewiele więecj. Zostały mi jeszcze sałatki, podłoga w kuchni plus sprzątanie łazienki. Ledwo żyję, tak naprawdę marzę o tym, żeby był już wieczór i żebym mogła spokojnie pójść spać. Niestety, od tego wymarzonego momentu dzieli mnie jeszcze kilka dobrych godzin plus jedna impreza towarzyska. Nie, stanowczo nie lubię. Może i to się nazywa wielki dzień, ważny dzień, ale nie w tym momencie, nie w tym okolicznościach, nie w tej kondycji.
Anetko, Kochana, dzięki, że wstałas świtem bladym i dzięki za życzenia ;) Za piękne życzenia. Oby miały moc sprawczą.
ściskam dziewczynki i pewnie odezwę się dopiero wieczorkiem. Albo i jutro. W każdym razie najpewniej już jako kobieta stanu niewolnego ;)
-
cześć hybris,
mój kuzyn dziś bierze ślub... powiedział, ze to fajna acz męcząca sprawa...
-
Hybrisku strasznie sie ucieszylam ze Macius tak mocno walczy ale on wie jaki jest kochany i dlatego trzyma sie jak moze.Dzielny chlopiec.Pozdrawiam Maciusiu i caluje :)
Hybrisku :D
Wśród ciągłej życia pogody,
niech rozkosz Was oplata,
wśród miłości , wiary, zgody
żyjcie w zdrowiu długie lata.
Wszystkiego najlepszego Hybrisku :D
http://i73.photobucket.com/albums/i2...1202816291.gif
-
Droga, Mądra Hybris, życzę Tobie dni pogoodnych i pełnych słońca i uroku, cierpliwości i wytrwałości w tym co sobie postanowisz - jak i też w związku.
-
Wszystkiego najlepszego. Aby ślub jeszcze bardziej umocnił Wasz związek i pokonał wszelkie przeszkody jeśli takie kiedykolwiek się pojawią (czego nie życzę). Wielu, wielu lat, radości, uśmiechu i wszystkiego NAJ.
No i cieszę się, że Kociej walczy :) On się cieszy Twoim szczęściem. Walczcie razem.
Buziaki!
-
Hybris wygladała świetnie :!: Oboje na luzie, uśmiechnięci - wśród szanownej publiczności tylko kilka osób z najbliższej rodziny i ja z Precious :) Oczywiście moje emocje wzięły górę - składając Hybris życzenia bezradnie wymamrotałam jakieś stereotypowe "na nowej drodze życia", bo w kąt poszły wszelkie inteligentniejsze myśli i słowa ;) - Kasiu wybacz ;) Zdołałam jednak gdzieś wcisnąć "tak jak WY chcecie i sobie zaplanujecie". Precious cykała zdjęcia swoim aparatem. Nie spodziewałyśmy się, że będziemy oprócz Mamy Kasi jedyną ekipą uwieczniającą to podniosłe wydarzenie i siadały nam niedoładowane akumulatorki w aparacie, ale i tak kilka fotek jest super :) Piotr to niesamowity facet - kupił mnie chyba do końca życia jednym gestem - po zakończonej ceremonii rozpakował mianowicie kopertę z dokumentami, uważnie przestudiował wpisy i z szerokim uśmiechem w geście tryumfu wzniósł obie kopie jak puchar do góry :) co zostało oczywiście uwiecznione przez Precious :)
Publikacja zdjęć możliwa jedynie za zgodą Hybris :)
Wszystkiego LEPSZEGO, kochani :)
-
Ufff... Dawno mnie tu nie było. Niestety w sobote wpadałam już w paranoję ze zmęczenia, a wczoraj - właściwie cały dzień przespałam. Jeszcze z tego wszystkiego dostałam @ całe 10 dni wcześniej, więc byłam cała zapuchnięta, obolała i rozlazła. Dziś się wreszcie zwlekłam z wyra... ;)
Po kolei: Maciuś. Maciuś jest słabiutki i marniutki, ale jego stan utrzymuje się na pewnym stałym poziomie i nie widzę jakichś szczególnych wahań w jedną czy w drugą stronę. Je niedużo, ale je. Z kolejnym mega zaparciem - niestety po żwirku - poradziliśmy sobie przy pomocy oleju parafinowego. Infekcja gardła tez juz opanowana. Ma apetyt, jest spokojny, dużo odpoczywa, ale jednocześnie nie leży jak kłoda, jest z nim kontakt, ślicznie mruczy, kiedy go głszczę ;)
Ślub.
Dzięki Wam wszystkim za pamięć i życzenia. Dzięki Mirielce, która się pojawiła [uwaga!!!!!] W SPÓDNICY! Tak! Ona, znana spodniomaniaczka, założyła kiecę i co więcej - świetnie w niej wyglądała.
Sama ceremonia... wiecie, mało co z niej pamiętam :) Tzn. pamietam jak przez mgłę, pamietam rozpaczliwą gonitwę myśli w głowie i bezbrzeżne moje zdumienie, że TO się dzieje naprawdę :) Nie wiem, ile to trwało, wydaje mi się, że bardzo krótko. Moja matka twierdziła, że kwadrans, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Dementuję jednocześnie plotki, jakobym ja wyglądała świetnie. Niestety. Byłam totalnie niewyspana, zmęczona, po potężnym ataku alergii, a do tego - no coż - gruba :twisted: Patrzę na zdjęcia, które robiła moja macierz i Magda (moja świadek) i naprawdę, nie ma się czym chwalić. Bardzo się sobie nie podobam, więc raczej nie będe tych fotek publikować. No może kiedyś, za 15 kg, jak już będę u celu. W każdym razie - nie teraz.
Impreza po ślubie była mała i kameralna, jak sam ślub. To napisać Wam muszę: przygotowanie menu dla 7 osób z których każda ma jakieś mniejsze czy większo organiczenia dietetyczne - graniczy z cudem :) Ale się udało. Wszyscy chwalili sałatki, ciasta, sernik na zimno okazał się hitem - poszła cała 30-centymetrowa tortownica. Ja oczywiście próbowałam wszystkiego, co skończyło się karą za grzechy pod postacią wielkiej zgagi - czyli na diecie mam jeszcze jeden środek dyscyplinujący - na tyle bolesny, że niewatpliwie skuteczny.
Wczoraj dojadałam resztki, plus kawałek marchewkowca, który został po imprezie, a którego w sobotę nie spróbowałam, ale już bez szaleństw kalorycznych. Dzisiaj juz pełen reżim, tzn. 1200 kcal.
Wprawdzie zostało mi jeszcze rewelacyjne ciasteczka - przepis nazywa je owsianymi, ale moje to raczej pieczone musli, ale ciasteczka moga poleżeć sobie spokojnie, a ja zjadać jedno takie dziennie do porannej kawy. O, tak jak teraz :)
Co do diety - w czerwcu wyniki miałam absolutnie do kitu. 2,6 kg. To się nazywa ponoć "zdrowe tempo chudnięcia", ale ja chromolę takie tempo. W lipcu chciałabym chociaż ze 4 stłuc... bo wierzcie mi, chciałabym juz zacząć patrzeć na siebie z przyjemnością, a tej chwilowo nijak w swoim wizerunku odnaleźć nie mogę.
Dobra, koniec jęczenia. Zaraz czeka nas rajd po urzędach - mnie trzeba zameldować, musimy złożyć wnioski o nowe dowody - Piotrek chce to załatwic od razu. Może ma rację?
Do zobaczenia później :)
-
Tia .. ŚWIETNIE wyglądałam :!: :( Popatrz lepiej na fotki i zastanów się co mówisz .. :( Wyszłam fajnie tylko na JEDNYM zdjęciu, gdzie widać mi tylko roześmiane pyszczydło, a resztę szczęśliwie zasłania Piotr :) A to moje zdjęcie w czasie składania Ci życzeń (chuchraku jeden) to powinnam sobie na lodówce nalepić .. :( Jeśli wierzysz w to co mówisz - że jesteś gruba - to zaczynam się bać, że wpadasz w paranoję i anoreksjo-bulimię :!: :evil:
-
Oj, Mirielko Kochana... Mamy bawić się w erystykę, która lepiej wyglądała? Przecież Ty masz, Miła moja, bardzo zgrabne nogi - więc kiedy je pokazujesz, a maskujesz góre - wyglądasz doskonale. Ja Cię chyba będę molestować, żebys sobie jakąś spódnicę codzienną zanabyła... Miriel, naprawdę warto, bo bardzo korzystnie wyglądasz.
A co do mnie... Hmmm... chciałabym nie wierzyć, że jestem gruba, ale niestety każde luknięcie na fotki mi o tym przypomina. Ja wiem, że aparat dodaje kilogramów bla bla bla... Wiem. Ale na tych zdjęciach wyglądam w moim mniemaniu bardzo niekorzystnie. Może góra w miarę, ale gęba szeroka i nalana, uda wielkie i masywne, łydki tak samo. Ohyda. Chowam to w ciemny kat i raczej nie chcę o tym pamietać. Dlatego zdjęcia zostają zapakowane na płytki i odstawione do izby pamięci. Proszę, nie wrzucaj nic na forum. Nie czułabym się z tym dobrze.
W dzisiajszym rajdzie po urzędach Piotrek załatwił sporo, ja - nic. Aha, dokumenty musimy wymienić oboje, bo teraz oboje nosimy podwójne nazwisko. Ale niestety - ja mogę to zrobić dopiero po zameldowaniu się w Warszawie. A zameldować się w Warszawie mogę dopiero po wymeldowaniu się z Kielc. A wymeldować się z Kielc mogę tylko osobiście. I jak ja mam, jasna cholera, nie być zła? Ta przyjemność będzie mnie kosztowała stracony dzień plus zupełnie bez sensu wydane 70 zł. A poniewaz nie mogę wyjechać z Warszawy nawet na pół dnia, póki z kocikiem jest jak jest - to kwestia wymiany moich dokumentów przesuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość.
I trudno.
-
Przeczytałam właśnie to, com przed chwilą napisała i przeraziłam się mocno. Jeśli ja NAPRAWDĘ tak myślę, to cała moja metoda bierze w łeb. Bo w takim razie znowu przestałam siebie kochać, a zaczęłam - traktować jak wroga. Nie, nie mogę tak, bo od takiego myślenia tylko krok do "karania" siebie np. kolejnym ciastkiem z szafki. A ciastka w szafce - musze przyznac - dość mocno burzą mój spokój. A zatem - zneutralizowac wroga, ale nie, nie we własnym żołądku - rozdać, skarmić, pozbyć się. Takie ciasteczka będę sobie robiła i będę jadła, ale kiedy będę miała ustalony limit kaloryczny na poziomie 1800 kcal, a nie 1200. Przy 1200 takie ciastka zabierają za dużo miejsca tym dobrym kaloriom.
Juz się trochę uspokoiłam. Ale... Chętnych do potrząśnięcia mnie za kołnierz uprasza się o ustawienie się w kolejce.
-
UFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF .. witam z ulgą powrót do samo-lubienia się .. nie mylić z samolubstwem ;)
Publikacja zdjęć BEZ zgody nie wchodzi w rachubę. A zgody nie mam więc żałujcie nieobecni :) I nie wierzcie w to co ona mówi - przesadza. Zwłaszcza na swój temat. Ma mocniejszy dół - to fakt .. ale go ładnie zamaskowała :) Drobinka kruszynka przy Piotrze - musiała nieźle się wyciągnąć do buziaka .. ;)
I to JEST spódnica codzienna. I świąteczna. Jedyna, w jaką się mieszczę i jaką w ogóle mam. A na swoje nogi nie narzekam, dziękuję .. nawet je lubię, póki mnie noszą .. :)
-
Kochana! Wiadra miłości, baaaaaardzo dużo zrozumienia, ogromne ilości wzajemnego wsparcia- życzę Tobie i Twemu mężusiowi!
Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnie dni przesiedziałam u brata w szpitalu. Miał dzieciak wypadek i nie było wesoło.
Buuuziaki :*
-
Hej Hybris :D
gratulacje z okazji ślubu :)
kochajcie się i bądźcie szczęśliwi..
pozdrawiam Cię gorąco :)
ps. smutno mi czytac o kotku...
ps2. smutno tez czytac, ze po zgubieniu juz tyle kg nadal czujesz się gruba...powinnaś być dumna! :D
miłego wtorku! :D
-
Hybris!!!! wszystkiego, wszystkiego najlepszego!!!! Buziaki.
-
A jednak teoria, że w przypadku mojej osoby tylko bezwypadkowe odchudzanie ma rację bytu - w pełni sprawdza się w praktyce. W sobotę uznałam, że "wolno mi". Ok. W niedzielę było nawet przyzwoicie, ale wczoraj jakoś wszystko mi nie leżało no i skończyło się podskubywaniem. Bez przesady, ale stanęło na jakichś 1600 kaloriach. Dlatego dziś zamieniam się w mitycznego Cerbera dla samej siebie, pory posiłków ściśle wytyczone, ja zdyscyplinowana, zwarta i gotowa.
Anika - właściwie dopiero później przemyślałam to, co napisałam. Wiem, rzeczywiście niejednej dziewczynie moje utyskiwanie, że ważę ile ważę i czuję się gruba - może wydać się i głupie i przykre. Wiem, oczywiście, że wyglądam o niebo lepiej niż w czasach największego upadku, ale w tym momencie włącza mi się chory perfekcjonizm, więc żeby lepiej się poczuć - musze dojść do 2-cyfrowego obwodu bioder (moja pięta, coby nie powiedzieć d... Achillesowa ;) ) i jakichś 55 cm w obwodzie uda. Może to jeszcze nie szczyt moich marzeń, ale pewna wartość graniczna, za która to granicą z ulgą pożegnam "grube myslenie". Taką przynajmniej mam nadzieję.
Pring, Tobie również serdeczne dzięki za zyczenia.
Mam nadzieję, ze z Twoim bratem jest już lepiej. Ściskam Cię mocno!
Agula - dzieki za zyczenia, Kochana.
A... Kocik. Kocik właściwie bez zmian od wczoraj. Słabiutki, ale jak na jego stan - wyjątkowo pełen życia i energii. Już umie oszczędzać siły, a ja już wiem, jak mu w tym pomagać. Dziś mijają 2 tyg, od poprzedniej transfuzji, więc tym baczniej go obserwuję. Fakt - jest już bielutki, czyli poziom czerwonych krwinek ma już pewnie bardzo niski. Ale on z tym żyje. A jesli on z tym zyje - to ja tylko moge się tym cieszyć.
Strasznie dzielnego mam kota :)
ściskam!
-
Cześć Hybris, przyszłam Cię odwiedzić i może zacznę konwencjonalnie: życzę wam jak najlepszego wspólnego życia.
I tak jakoś przy tej okazji przypomniało mi się...Często zdarza się, że młodzi małżonkowie zaczynają przybierać na wadze w większym lub mniejszym stopniu. Tłumaczone jest to poczuciem bezpieczeństwa i syndromem ciepłego gniazdka. Ja co prawda się na tym nie znam, bo ze mnie to już taka młoda stara panna :wink:, ale fakt faktem ,że coś w tym jest, wystarczy się rozejrzeć. Więc pilnuj się teraz podwójnie :wink:
Co do bezwypadkowego odchudzania to masz absolutną rację, zresztą jest to całkowicie uzasadnione fizjologicznie. Organizm przyzwyczaja się do ograniczonych dostaw i spokojnie sobie funkcjonuje uznawszy, że widocznie w „świecie zewnętrznym” są trudności ze zdobywaniem pokarmu, i postanawia to przeczekać. Gdy za jakiś czas dostanie za jednym zamachem większą jego ilość i kalorycznie bogatszą, dochodzi do wniosku, że głód na świecie się skończył i naciska guzik „jedz jak najwięcej bo zapasów mało zostało, trzeba zrobić nowe”. Niestety nasze organizmy nadal są dzikie, pierwotne, rządzą się prawami sprzed kilku i kilkunastu tysięcy lat i nie raczyły zauważyć zmian cywilizacyjnych, prowadzących do rewolucji w stylu życia.
I dlatego gdybym ja miała w szafce ciasteczka z imprezy, chodziłabym myślami wokół nich jak głodny tygrys czający się na ofiarę.:twisted: Raczej nie będę zostawiać takich rzeczy, po co się męczyć.
Chylę czoła przed Twoim osiągnięciem, bardzo dziękuję za pisanie i dzielenie się doświadczeniami na forum. Napisałaś u mnie, że „odchudzanie wyjdzie wtedy, jeśli jest dokładnie i dogłębnie przemyślane. A prowadzenie wątku, mówienie o sobie, "głośne" analizowanie - bardzo w tym pomaga”. Twoje głośne analizowanie wzbogaciło moją wizję i rozumienie procesu odchudzania przeogromnie, szczególnie w sferze psychiki i motywacji, za co jestem Ci serdecznie wdzięczna.
Taka zresztą chyba jest idea forum, żeby czerpać z mądrości innych, zdobywać swoją i przekazywać ją dalej
Kończę już, bo ze mnie taki gorliwy neofita na razie :wink: , mądrzę się a nie mam na jeszcze czym, poza tym praca czeka.
Pozdrawiam, pa pa.
-
Kefa, miło mi, że zajrzałaś :)
Dzieki za życzenia. Widzisz, o tyciu po ślubie czytałam, ale - przynajmniej w tym artykule, który ja czytałam - był podany przykład, kiedy kobieta wprowadza się do męża, zaczyna gotować pod męski gust, a sama nakłada sobie porcje podobne gabarytami do porcji małżonka. Mnie coś takiego raczej nie dotyczy - z moim obecnie mężem mieszkam już 3,5 roku, cały ten czas właściwie gotuje na dwa gary, bo on mięsożerny, ja nie, on dodatkowo ma masę alergii pokarmowych, poza tym lubimy zupełnie inne rzeczy. No a już zupełnie od wszystkiego abstra***ąc - ja nie odchudzałam się do czy dla ślubu, ale dla siebie i do skutku, a nadal przede mną jeszcze 14 kg do stłuczenia i nie odpuszczę draniom :)
Udało mi się też okiełznać ciesteczkowego potwora - po prostu zostawiłam sobie tylko trzy, a w takiej ilości już nie kuszą mnie wcale. Resztę oddałam naszemu dozorcy dla dzieciaków i koniec. A te trzy będę miała na II śniadanie prze kolejnye trzy dni i super, bardzo mi to odpowiada. Poza tym juz mnie dzisiaj nie "nosi", odzyskałam spokój, dlatego i do jedzenia mnie nie ciagnie. Zresztą upał też robi swoje. W sumie - jest dobrze ;)
Dzięki tez za miłe słowa pod adresem mojej pisaniny. Ale wiesz, chyba w sumie to mnie jest ona najbardziej potrzebna. Lubię myśleć głośno, czasami jeśli sama przed sobą nakreślę jakiś problem - o wiele łatwiej znajduję rozwiązanie, czy wyjście z sytuacji. Tak miałam od zawsze. A jeśli ktos poza mną może cos dzięki temu zyskać - sama radość :)
ściskam i pozdrawiam :)
-
Ahh, jakie to słodkie. Dwie dorosłe baby przekrzykujące się, która to z nich jest brzydsza :P Jak na targowisku: kartofle, kartofle!!!
Sorki za skojarzenie ;)
Jeszcze raz gratulacje z okazji ucementowania związku :)
Cieszę się, że Maciuś walczy. Cały czas trzymam za niego kciuki.
I poproszę ładnie o przepisik na pieczone musli :D Będe bardzo wdzięczna :) A tym sernikiem to mi smaka narobiłaś. Kocham sernik, w każdej postaci.
Buziaki!
-
Eh, Jeni, nikt się raczej o nic nie kłócił, ja tylko głosno wyraziłam swoje niezadowolenie, acz do tematu nie zamierzam wracać, bo 2 dni doła z powodu grubego tyłka mi wystarczy. Teraz przerzucam się na działania strategiczne, coby się sadła pozbyć, bo innego sposobu na to, żeby sobie poprawić samoocene nie widze. I tyle.
Ciasteczka, które robiłam, są śmiesznie proste.
potrzebujesz:
2 szklanki platkow owsianych (najlepsze takie w calosci, nie rozdrobnione
ale moga byc kazde)
0.5 szklanki cukru (bialego, ale ja ostatnio zrobiłam z brązowym i były jeszcze lepsze)
0.5 szklanki maki pszennej
0.5 szklanki roztopionego masla.
duzo, duzo ziarenek (slonecznik, dynia, sezam) lub orzechow (laskowe albo
wloskie, jak lubisz), ewentualnie migdałów, mogą też być owoce kandyzowane (ananas, papaya, najlepiej rożnokolorowe), raczej nie rodzynki, bo się palą.
1-2 jajka, ewentualnie woda (tyle, zeby ciasto sie lepilo ale bylo geste)
Suche skladniki trzeba dokladnie wymieszac, dodac jajko i roztopione maslo. Znowu
wymieszac (lyzka lub reka).
Wylozyc na blache z papierem do pieczenia. Ja formuję z masy okrągłe ciasteczka łyżką, pamietając, żeby były max 1 cm grubości, a moja koleżanka na lenia nakłada po prostu całą masę równą warstwą i kro, a raczej łamie po upieczeniu, kiedy to jest jeszcze gorące. Piec je należy w 180 stopniach az bedzie zlote (ok 20-30 minut, w zależności od piekarnika, u mnie max to 25 min.)
Ciasteczka sa mocno kaloryczne (nie liczę wartości kcal, bo za każdym razem zależy to od jakości i ilości dodanych składników) - jak musli, ale przy tym bardzo, bardzo sycące :)
Jesli będziesz robiła - daj znać, jak wyszły :)