-
Helloł!
Hihi, u mnie teraz naprawdę jest równe 75 kg, bo po dc było 75,5, ale to "pół" nie chciało mi się na suwaku uwidocznić :D
Czyli, po pierwszym tygodniu bez dc spadłam 0,5 kg. Myślę, że nie jest więc źle?
W każdym razie babcia ma zajęcie, zwęża spódnice i skraca:) No i wielki sukces: weszłam w dość taką "do ciała" sukienkę z ubiegłego lata.Noo, wtedy to ona była nieco bardziej do ciała, więc juz jestem szczuplejsza niż wtedy :D Oznacza to, że zrzuciłam calą jesienno-zimową wrzutkę kilogramów.Ufff, a spędzała mi sen z powiek myśl, że w nią nie wejdę.Bo piekna jest! Do kolan, w kolorze czerwonego wina! :D
Czyli pozostaje mi teraz do zrzucenia ta w moim mniemaniu nadwaga podstawowa, którą mam całe zycie.
Ale zaparłam się przecież i walczę o 6 z przodu:)
9 kg mniej:) Bardzo miła świadomość!
No i wczoraj rozpoczęłam sezon rowerowy, więc powinnam dalej ładnie chudnąć w podobnym tempie jak na dc.Oby! Skutkiem jest obolała miednica i generalne "czucie" ciała, no ale po takim lenistwie, nic dziwnego...Jeszcze ze dwie wycieczki i kości przestaną prot4estować:)
Pozdrawiam serdecznie
-
Witaj!!!!!!!!!!!
Najpierw Gratulacje. Za spadek wagi, samozaparcie konsekwencję i ............fantastyczne posty. Niesamowicie podtrzymują na duchu. Pokazujesz, że można walczyć i wygrywać. Ja mam ostatnio z tym problem. Odezwał się mój wewnętrzny diabełek. I jak na razie nie umiem zlokalizować źródła strachu. Chociaż.......... W zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że moja chrześniaczka wyprawia w lipcu dużą osiemnastkę ( ilość gości porównywalna z małym weselam - 50 osób) i wtedy pomyślałam, że chcę schudnąć do tego momentu 10 kilo. I odnoszę wrażenie, że podziałało to na mnie bardzo deprymująco. Chyba boję się, że nie uda mi sie osiągnąć celu, więc strach zajadam. Mam nadzieję, że odgadłam prawidłowo, teraz muszę znaleźć rozwiązanie problemu. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.
Naprawdę podziwiam, że cel jaki był przed Tobą tak bardzo zmobilizował Cię do walki. O siebie. U mnie nie byłoby problemu, gdyby to chodziło o kogoś innego, walczyłabym jak lwica i wygrałabym, bo zawsze wygrywam, gdy występuję w cudzym imieniu. Dlatego taki dobry ze mnie prawnik :wink: . Czy jest może jakaś szkoła, gdzie uczą dbania o własne interesy? :wink:
Przestaję smęcić i idę szukać rozwiąznia problemu..
Pozdrawiam!!!!!!!!!!!!
-
Hello Hybris!
no widze,ze na normalnym jedzonku sobie dogadzamy ;) Bardzo dobrze! Nie ma to jak sie porozpieszczac dietetycznym ale przepysznym zarelkiem!
Gon balwany! Chodz nakopie w zadek twojej osemce bo moja juz skopalam! Niech idzie precz!!!!
sciski!
-
Witaj Hybris:)
widze, ze Ty jestes ranny ptaszek:) szosta rano, a Ty na forum dzielnie pocinasz w pisaniu postow:) dziekuje ze zajrzalas i do mnie.
Widzisz- co do wagi-sie ladnie potwierdzilo, i jeszcze nieco mniej niz przy wazeniu pierwszym-SUKCES!!!Gratuluje, naprawde, ja naprawde wiem, jak spadajace dekagramy-cieszą -a co dopiero kilogramy, juz nie mowie o kilogramach na granicy np 80/79 czy 70/69 to jest cos:) a Ty juz niebawem to osiagniesz:)
Zazdroszcze pozytywnie, i oczywiscie daje mi to pozytywnego kopa, zebym i ja sie mogla pochwalic.
Co do @..hm coz to jest normalka, i dobre rady dostalas, ze nie warto sie wtedy wazyc, bo czlowieka szlag bierze i gotow jeszcze jak ma PMS-y:) czy cos rownie paskudnego zeżreć coś i wtedy to dieta idzie sobie w kąt. Ale Ty sie nie daj:)
Pozdrawiam, ściskam
:)
-
No super super. Widzę, że Twoja siódemka już na wyciągnięcie ręki. Bardzo się cieszę. Wyobraź sobie, że moje okulary będą gotowe dopiero w poniedziałek, skandal. Jednak muszą sprowadzić szkła takie cieniutkie. Wyobraź sobie, czekać tydzień, okropność. Nie dałam wiary i pytałam u innych optyków i... też potrwaloby to kilka dni. Cóż, zostawiłam i będę cierpliwie czekała. A taką miałam nadzieję, że na nosek włożę je akurat w nagrodę za zrzucenie równo 20 kg. Wypadło dziś i uczciłam pyszniutkim batonikiem morelowym dc z kawusią. U mnie jeszcze tydzien ścisłej i znowu zacznie się kombinowanie z jedzonkiem. Pa, na razie
-
I tak to jest, jak sobie coś zaplanuję :( Liczyłam na to, że wieczorkiem siądę i postukam, a tymczasem jestem dzis po całym dniu tak skonana, że zaraz usnę na siedząco. Zresztą dzień miałam szalony. Ze spraw nas interesujących - czyli dietowych - strzeliłam straszna głupotę: tzn. wyszłam z domu nie wziąwszy wyżerki. Niby nic, ale potem w panice miotałam się po mieście zastanawiając się, gdzie ja mogę znaleźć coś jadalnego, w czym nie będzie surowego ogórka, czerwonego mięsa, co będzie sałatką, która nie kapie od majonezu, a zawiera zestaw jarzynek które lubię... krótko mówiąc masakra. W desperacji byłam bliska zakupu puszki tuńczyka i wpieprzenia jej gołymi rękami, na szczęście... w ostatnim przebłysku zaćmionego głodem umysłu (cięzki syndrom psa Pawłowa) przypomniałam sobie, że moja przyjaciółka-wegetarianka bardzo polecała mi barek wegetariański na Nowym Świecie, a byłam akurat w okolicy. I to było to. Wzięłam sałatkę, która była fajną mieszanką brokułów, młodej marchewki, równie młodego groszku i kalafiora, w jakimś smacznym, choć na pierwszy rzut oka dziwnym sosie. Za 5 zł miałam porcję, której nie przejadłabym na raz. Na szczęście wzięłam przezornie na wynos ;) Do tego wzięłam coś w rodzaju wegetariańskiej bułeczki z warzywami, uprzednio kilka razy zapytawszy, czy przypadkiem to nie taki racuch smazony na tłuszczu - pani zarzekała się, że nie. Wiecie - od 4 miesięcy nie zjadłam tylu wegli na raz, a przecież bułeczka nie była duża (wielkiści kajzerki), za to pyszna i sycąca. Swoją drogą dobrze, że na ten barek trafiłam, bo już wiem, gdzie można się ratować, jeśli powtórzyłabym dzisiejszy manewr sklerotyczny. Złe jest to, że nie mam zielonego pojęcia, ile ja właściwie dziś wcięłam kalorii. Nie umiem tego policzyć, za czorta nie umiem :evil: Chyba jeszcze dietetycznie nie "dorosłam" do stołowania się poza domem. Dużo nauki jeszcze przede mną.
[cdn...]
-
Hybris!!!Jak ja cię lubię!Ale się uśmiałam :P
Zapamiętam sobie:na miasto-tylko z własnym prowiantem!
Lżej mi się na duszy zrobiło,bo już myślałam,że to tylko mnie dzisiaj jakieś takie szaleństwo ogarnęło :wink:
Ja dzisiaj zapomniałam co to zdrowy rozsądek i mój organizm otrzymał bombę kaloryczną w postaci węgli w duecie z tłuszczem.Najgorsze połączenie jakie może być znajduje się właśnie w tym do czego mam słabość:LODY!!!
:twisted: :twisted: :twisted: :twisted: :twisted: :twisted: :twisted:
WSZYSTKIE DIABŁY NA EMERYTURĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
dobra, jeszcze się jakoś trzymam w pionie, to ciąg dalszy będzie ;)
Przerwa spowodowana była wizytą naszej pani weterynarz - złota kobieta, zajrzała do mnie po pracy w lecznicy, zresztą przychodzi zawsze, kiedy ja poproszę, a pieniądze za wizytę wciskam jej niemal siłą. Nie, nie, moja zwierzyna zdrowa, ale pisałam Wam kiedyś, że Maciek, mój kocur, wyszedł z kociej białaczki. Ponieważ jednak przy poprzednim hurtowym szczepieniu całego towarzystwa on dostał preparat nie obejmujący białaczki, trzeba go było doszczepić, bo... no właśnie. Powiększy nam się stado. Jeszcze nie wiem, czy o jedną, czy o dwie kicie, bo dwa stworzonka szukają domu. Ale będę to wiedziała na dniach. Przy okazji Mamut miała oczyszczone tzw. zatoczki okołoodbytnicze... bolesne to bardzo i zwierzak się broni, trudno się dziwić - za sprawą walczącego Mamuta odeszła do krainy wiecznych łowów moja ulubiona, czerwona bluzeczka Benettona, buuuuu... Durna byłam, powinnam się przebrać :cry: Pretensje mogę mieć najwyżej do siebie, bo przecież nie do kota :(
Zresztą w tej chwili i Maciek i Mamut są na mnie cięzko, wręcz ostantacyjnie obrażeni, więc nie mamy o czym ze soba gadać. Rozwój wypadków na froncie kocim będę relacjonowała na bieżąco :)
Dziewczynki, serdecznie dziękuję za gratulacje, ale wiecie co? Moje samozadowolenie to niestety nie jest wartość stała. Momentami wyglądam całkiem nieźle, generalnie do momentu, kiedy się przejrzę w jakimś większym lustrze, wtedy buuuuu... smutna prawda o tyłku wielkości szafy wali po oczach :( Nie lubię go, wiem, że potrzeba czasu, żeby sobie ode mnie poszedł, teraz już jestem spokojna i cierpliwa, co nie zmienia faktu, że bardzo chcę doprowadzić to do skutku. Z jednej strony przestałam ścigać się z czasem, a z drugiej zacięłam się w tym moim postanowieniu jak zardzewiały scyzoryk, bo jakoś bardzo mi ten mój lustrzany obraz nie leży. NADAL. Wiem, wiem, powiecie, żebym nie dziamgała, bo 35 kg temu to dopiero miałam tyłek jak kredens i ja to wszystko wiem. Ale niechaj mi będzie wolno nie musieć popadać w samozachwyt, ok? ;)
Pyza - bo to właśnie na tym polega dieta, że o te małe cyferki po przecinku są najważniejsze, o nie walczymy każdego dnia i z nich składamy kolejne kilogramy, których strata tak bardzo cieszy. Spokojnie, u Ciebie to pewnie jakiś przestój wody, bo raczej nie tyje się z dnia na dzień zwłaszcza, że jak piszesz u siebie starasz się trzymac dietę na stałym poziomie, a Twoje wykroczenie poleca na... niedojedzeniu pełnej porcji :) Nie martw się, 65 juz jest na wyciągnięcie ręki :)
Katharinko, dobrze rozumiesz, do DC już nie wrócę. Trudno, kończę te dietetyczne wyścigi i slalomy giganty, teraz dopiero zobaczę, ile jest wart mój charakter i samozaparcie, kiedy trzeba stanąć oko w oko z dietetycznym potworem, a saszetka DC nie będzie mi tarczą ;) Mam do zwalenia jeszcze maksymalnie 19.7 kg - ale powoli dotarło do mnie, że tu nie chodzi tylko i wyłacznie o zmianę cyferek na suwaczku - chodzi też o moje zdrowie, o kondycję mojej skóry, a także... o dietetyczną resocjalizację, naukę, jak mam jeść, żeby to jedzenie nie stało się na powrót moim wrogiem, jak radzić sobie w stresie, jak NIE sięgnąć po następny kawałek tego, co mi smakuje. Lekcja to niełatwa, ale postanowiłam, że pójdę tą drogą, bo ona da mi najwięcej.
Sprawa inna - balonikowa. Właściwie w @ nie przeszkadza mi ani zatrzymanie spadku wagi, ani nawet jej wzrost - już się przyzwyczaiłam, że to działa tak, a nie inaczej. Z codziennego ważenia nie zrezygnuję, jeszcze nie teraz. Dlaczego? Tu cytat z Devoree - muszę być "czujna jak ważka", muszę kontrolować na bieżąco, co się ze mną dzieje, a juz nauczyłam się robić to właśnie przy pomocy wagi. Zresztą prawdę mówiąc ja jestem już daleko ZA etapem, na którym jakikolwiek skok w górę urasta do rangi tragedii - ja po prostu już wiem jak to działa. A konwencjonalne "buuuuu" jest w tym wypadku li jedynie zwrotem retorycznym :D Wiec spokojnie, u mnie to już nie łączy się z żadną traumą ;)
Analenko, przede wszystkim uwaga techniczna - jeśli chcesz, żeby pojawiały się na Twoim suwaczku wartości dziesiętne, musisz po pełnej liczbie postawić kropkę zamiast przecinka - wtedy to działa :)
Cieszę się z Tobą z sukienkowego sukcesu :) Ja dzisiaj odnotowałam ze zdziwieniem, że spódnica, która rok temu dopadłam na wyprzedaży, piękna obłędnie, przedmiot mojego głębokiego pożądania, w którą zeszłego lata właziłam "na styk" - teraz wisi na mnie luźno i lada dzień... będzie za duża. RRRRRATUUUUUNKUUUUUUUU!!!! :lol: :lol: :lol: A ja niestetey nie mam w okoliczy nikogo tak uzdolnionego, żeby umiał toto przerobić - chyba będę musiała poszukac krawca. Więc rozumiem Cię doskonale, takie rzeczy niesamowicie poprawiają humor. A przy okazji - ja też uwielbiam różne odcienie czerwieni, wino w szczególności :)
Rozpoczacia sezonu rowerowego - hmmm... nie zazdroszczę, ale wygląda na to, że ja tez niedługo poczynię ten milowy krok, choć na razie... stacjonarnie. Diabli wiedzą, może do normalnego roweru też kiedyś dorosnę, ale jeszcze nie teraz. Powoli, stopniowo... :)
Myszeczko, jak miło Cię widzieć - mam nadzieję, że mimo porannego marazmu trochę rozkręciłaś się przez ten dzień :)
Wiesz, co do Twojego diabełka - hmmmm... mam pewną koncepcję ;) Widzi mi się to tak, że super - postaw sobie cel - na urodziny chrześnicy będziesz dwucyfrowa. I powiedz to głośno, dołóż odpowiedni suwaczek, żeby nadac realny kształt Twojemu marzeniu. A potem powoli i konsekwentnie dąż do celu. Widzisz do lipca 10 kg to cel REALNY. Myślę, że i bez planowania i przemyśliwania dałabyś radę, ale swojej natury nie zmienisz - i dobrze. Dlatego - pani prawnik - przekonaj wysoki sąd w swojej głowie, że podejmujesz się realizacji planu, ale jeśli go nie zrealizujesz - to też nikomu się od tego krzywda nie stanie. Załóż sobie po prostu, że CHCIAŁABYŚ schudnąć do któregoś tam lipca 10 kg. I pracuj nad tym, codziennie, gorliwie, sumiennie... A jak się nie uda - to będziesz miała przynajmniej świadomość, że zrobiłaś wszystko, żeby swój plan-cel zrealizować ;) Myszeńka, wszystko jest kwestią podejścia i nastawienia, a także naświetlenia sprawy - jako prawnik powinnaś wiedzieć to najlepiej. Więc nos do góry, diabła pogoń i realizuj swoje marzenia! :D
Widzisz ja też miałam marzenie. Marzenie związane z majówką, wielkie, które w końcu nie spełniło się w stopniu nawet najmniejszym. Ale wiesz co? Wdzięczna jestem wszystkiemu, co z moim wielkim marzeniem się wiązało, że dało mi tę niesamowitą siłę do walki, bo właściwie dzięki tej sile pokonałam wszystkie swoje słabości. A teraz jestem już na dobrej drodze ;)
Cicia, a oczywiście, że sobie dogadzamy, nawet mamy w planach zrobienie tortilli według Twojego przepisu, tylko jeszcze muszę wałek kupić :lol: Że po raz kolejny się odwołam do Devoree kochanej - jedzenie ma smakować!!!! Tej zasady trzymam się wręcz ortodoksyjnie :D
Mój bałwan to kwestia jeszcze ok. 10 dni do 2 tygodni, potem żegnamy pana... definitywnie :twisted: I niech się teraz Mirielka z nim męczy :twisted:
Golciu, nie ja ptaszek, tylko Ty masz źle czas ustaniony na forum :lol: Wstaję zawsze ok. 7.30, czasem bliżej 7 i tak do 8 mam czas dla siebie, bez wyrzutów sumienia moge sobie po forum poszaleć. Więc i na zaprzyjaźnione watki zaglądam... staram się przynajmniej :oops:
Eh, dzięki za wiarę w moje możliwości, zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu ;) Zobaczymy, jak w dalszym ciągu będzie się sprawdzała u mnie dieta 1200 kcal... eh, pełno tych "zobaczymy", ale może dlatego, że już powoli przestaję się nastawiać na program data-waga. Ile będzie, tyle będzie, ja mogę ewentualnie powiedzieć, co bym chciała ;) Więc aktualnie moim zyczeniem jest 10 kg do 1 lipca. A jak się nie uda - to znaczy, że tak ma być i uda się do 1 sierpnia (może w tym roku na obchodach rocznicy Powstania nie będę mdlała ze zmęczenia w połowie apelu poległych? W końcu wtedy będę już dźwigała mniej, niż 70 kg...) Widzisz, co miałam sobie do udowodnienia, juz udowodniłam. Już nie muszę więcej. Już wiem, że i co potrafię. Teraz tylko muszę wykorzystać tę wiedzę w zboznym celu :D
Nawet PMS już mi nie straszny. Jakieś 2 miesiące temu zaliczyłam PMS 2-tygodniowy, więc po tym doświadczeniu juz chyba nic w tej materii mnie nie zaskoczy. Kategoria zeżarcia czegoś pysznego oczywiście, ale na diecie zakazanego już zupełnie nie funkcjonuje w moim systemie pojęciowym, więc spoko :) Ja już swoje przeszłam, nie będzie ze mną tak łatwo.
Agula, buuu, ależ szkoda, że tyle musisz czekać... i czekać... i czekać... Mam nadzieję, że kiedy już odbierzesz opraweczki - wynagrodzą Ci oczekiwanie ;)
Serdecznie gratuluję tych 20-tu kg... Jutro zajrzę do Ciebie, bo teraz piszę już tylko głównie siłą woli - zasypiam. Piotrek znowu będzie się ze mnie śmiał, bo choć lubie oglądac "kryminalne zagadki Las Vegas", zasnę 5 minut po rozpoczęciu pierwszego odcinka.... Trudno, od tego go mam, żeby mi jutro rano opowiedział, co było ;)
ściskam was mocno przyjmując jedynie słuszny kierunek - łózko via prysznic.
zieeeeeeeeeeeeewww...
-
Witaj!!!!!!!!
Wczoraj późnym wieczorem poszłam na spacer. Długi. Po to, aby przemyśleć sobie parę spraw. I musiałm stwierdzić, że skałamałam. To nie jest tak, że nie umiem dbać o swoje własne sprawy. Umiem, i robię to nieźle. Tylko w przypadku innych osób moje działanie jest natychmiastowe, krótkie przemyślenie sprawy i instynktownie ruszam do walki. A jeśli chodzi o mnie samą.......... Po prostu nie jest to takie łatwe. Pewnie dlatego, że JA jestem dla siebie najważniejsza i przed podjęciem decyzji, muszę każdą sprawę rozebrać na cżąstki, muszę zajrzeć pod podszewkę i zajmuje mi to dużo więcej czasu. Dlatego, że jeśli popełnię błąd, to będzie miał on wpływ na MOJE życie.
A jeśli chodzi o schudnięcie do lipca 10 kilogramów............ Najprawdopodobniej i tak tyle schudłabym, bez żadnych postanowień. Tak więc ta histeria to jest właśnie największa głupawka jaką mogłam zrobić. Ponieważ przez prawie cały tydzień sama siebie nakręcałam głupim strachem. Wczoraj przestałam to robić i wrócił spokój, albo zaczęła uspokajać mnie rutyna mojego normalnego dnia czyli praca, rodzina, dieta.
Jeśli tak, to codziennie będzie lepiej.
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za te mądre słowa, które napisałaś!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Zaleta porannego ważenia jest jedna, zasadznicza - widzę jak chudnę. A ponieważ bardzo mnie inspiruje ten proces - mogę sobie codziennie machnąć te parę gram na suwaczku - dziś też :lol: Moja elektroniczna czarodziejka powiedziała mi: 81.5 kg Ależ ja ja lubię... i siebie też. Walka z zadem trwa :twisted:
Fraksi, Twój wpis musiał pojawić się wczoraj, kiedy akurat produkowałam tasiemca, bo wtedy go nie widziałam ;)
Wiesz, to zabieranie ze sobą prowiantu naprawde ma sens - vide moja wczorajsza przygoda. Bo jeśli nie masz ze soba tego, co wolno, może się zdarzyć tak, że zjesz cokolwiek, żeby tylko się zasycić i... nie zawsze to jest to, co zjeść powinnaś. Poza tym dochodzi jeszcze jeden aspekt - ja lubię wiedzieć, że moje jedzenie jest świeże, czyste i przygotowane z dobrej jakości składników. A to może mi zagwarantowac tylko własna kuchnia i... barek pod domem.
O te lody az tak się nie biczuj ;) To jeszcze nie jest przestępstwo tego kalibru, jak gdybyś zjadła tabliczkę czekolady - one mają i mniej kcal i tłuszczu. Pamiętaj tylko, żeby zachować ograniczenie ilościowe, tzn jeden pojedynczy, a nie kubełek 0,5 l, a także żeby wybierac te, które są np. polane czeklodą. A nie lubisz przypadkiem sorbetów? Ja ubóstwiam, dlatego w weekend mam zamiar wyciagnąć mojego narzeczonego do jakiegos Grycana i zjeść 2-3 gałki sorbetu, obowiązkowo truskawkowego, jaki inny nie wiem. I nie traktuje tego absolutnie w kategorii wykroczenia, kulka sorbetu ma ok. 50 kcal, łatwo zmieścić w limicie nawet 1000 kcal. Aha, wafelka nie zjadam, karmię gołębie ;)
Myszko, paradoksalnie spokojny rytm dietetyczny daje nam poczucie bezpieczeństwa, więc choćby dlatego warto go utrzymywać :) Cieszę się, że udało Ci się na nowo ułozyć stare priorytety. Wiesz, wydaje mi się, że całe to nasze odchudzanie jest jak piramida z klocków. Wiemy, który chcemy postawić na jej czubku, wiemy też jak nalezy skladać te wcześniejsze, żeby nasza misterna konstrukcja się nie rozpadała, ale czasami przyjdzie jakiś taki diablik, czy zawieje wiatr, czy tektonika się powyzłośliwia i ta nasza piramida się rozpada. I najważniejsze wtedy jest to, żeby pamiętac, jaki mamy plan budowy, żeby szybko od nowa poustawiać nasze klocki na właściwym miejscu, a potem konsekwentnie dokładać te kolejne - cały czas mając gdzieś tam na widoku ten nasz klocek ostatni, który zwieńczy całą budowlę. Twoja, Myszko, budowla trochę się zachwiała, może nawet jakieś tak klocki obluzowały się, czy pospadały... ale zbieraj je, zbieraj szybko, odkładaj na miejsce i buduj dalej... bo to siebie budujesz :D
ściskam!
-
wrrrr... nienawidzę, jak ktoś dysponuje moim czasem :evil: Z forumowania, kawki i latania po Waszych watkach nici - muszę się zaraz zbierac do wyjścia :( jak ja to lubię :(
-
Nadrobisz jak wrócisz... :)
-
Dzień dobry :D
A Analenka dzis w dzinsikach, na lekkim obcasie, w bluzce nienoszonej od ponad pół roku, tralalala lalalalaaaaaaaaaa :D
Hybris, za uwage techniczną bardzo dziękuję, bo własnie wstawiałam przecinek! :D
Słuchaj, rower "prawdziwy" to świetna sprawa.Jakie masz opory? Powiem Ci, że ja generalanie, jak większość utytych nie przepadam za ruchem.Chodziłam prawie pół roku do klubu, siłownia, studio gym, spinning, aerobik, nwet chodziłam z przyjemnością, ale potem przestałam głównie z powodu braku czasu i nawet mi tego nie brakowało, hmm.Chyba mi się endorfiny nie wydzielają podczas ruchu, a niby tak powinno być:)
Natomiast rower to zupełnie inna sprawa.Idziesz kiedy chcesz, nie musisz obcować z innymi ludźmi, jedziesz w swoim tempie i tam gdzie chcesz.Nie jest to bardzo duży wysiłek, no chyba że przyciśniesz tempo i obciążenie, ale jak jedziesz w miarę równo pedałując, gwarantuję, że zauwazysz efekty:) Poza tym same plusy: teraz jest piękna pogoda, słońce, opalony pyszczek i ręce gwarantowane.
Jest to ten rodzaj wysiłku, przy którym nie można się bardzo zmachać, zmęczyć, jeżeli się tego nie chce, a efekty naprawdę widać.Zwłaszcza, że jesteśmy na tym etapie, kiedy powinnyśmy włączyć ruch, że waga wciąż spadała.
Chyba, że po prostu nie lubisz jeździć na rowerze? Jeśli nie, to napisz, jakiego rodaju masz opory, przedstawię wtedy argumenty :twisted:
Pozdrawiam serdecznie :)
I idę również popracować!
A.
-
Cześć Hybrisku!
Widzę ,że nie masz litości dla biednego bałwanka ( baławanka - jak mówi mój synek). A tu proszę już bocianek czeka w kolejce. A tak serio to bardzo Ci gratuluję. Wczoraj napisałas tekst , który prawie wyjełaś mi z ust. Chodzi mi o temat codziennego ważenia. Do tej pory byłam przeciwniczką tego rytuału i ważyłam się tylko w poniedziałki. Mam wrażenie że to ostatnio mnie zgubiło, bo gdybym wczesniej zauważyła,że waga idzie w druga stronę to pewnie przyniosłoby mi to pewne opamiętanie. A tak niestety.... slimak na lewo.
Wzięłam sobie do serca :wink: Twoje rady i w tym tygodniu robię dietę 1000 kcal ( owoce i warzywa przeważają ) a potem zaczynam 3 tygodnie ścisłej DC i 2 tygodnie mieszanej. Na razie wyznaczyłam sobie cele na 7 tygodni gdyż wtedy ma wesele moja chrześniaczka. Mam nadzieję, że wtedy będę już szuplejasza :shock: .
Pozdrawiam gorąco!
-
Cześć Hybris!!!
Widzisz,z tymi lodami to jest tak,że nie chodzi mi o kalorie,ale o cukier w nich zawarty.
Ja jestem na diecie niskowęglowodanowej i zupełnie niepotrzebnie zafundowałam sobie tą porcyjkę.Pomimo tego,że nie zjadłam dużej porcji(ok.100ml)to przypłaciłam to bólem brzucha i przyciężkim sumieniem.W sumie nie opłaciło się.
A co do czekolady,to nie musi istnieć(dla mnie)nie ciągnie mnie do niej.
Ponieważ widzę,że jesteś osobą zaprawioną w dietetycznym boju,to cię zapytam,choć to dość wstydliwe.Mam problemy w toalecie,właściwie to zbyt żadko tam goszczę na dłużej,raz na trzy dni.Jem dużo warzyw(do każdego posiłku)wczoraj zaczęłam też przyjmować błonnik w tabletkach,bardzo dużo piję(i siusiam)Ale wszystko na nic.
Może masz jakieś swoje wypróbowane sposoby na takie problemy(o ile miałaś podobne).Od razu napiszę,że wszelkie zioła z senesem,lub kruszyną odpadają.Nie mogę ich stosować.
Co do rowerów,to wiecie co?Te koszmarne siodełka!Doprawdy,żeby tak człowiekowi klinem między nogi!Po ostatniej wycieczce,chodziłam okrakiem :wink:
-
Witaj Hybris:)
dzisiaj za wiele nie napisze, bom zmeczona, juz to powtorzylam u innych te zmeczenie, ale faktem jest ze zajecia skonczylam o 18,15....taki podziurawiony plan zajec mam........
Za to dzisiejszy dzien byl naprawde udany. Nie zdarzylo sie nic konkretnego, ale jakos tak sam z siebie. Chociaz codziennie sie budze z przestrachem, ze sesja sie zbliza wielkimi krokami a w tym roku bedzie to mega sesja, bo ja studiuje dwa kierunki......... :roll:
Fraksi, co do problemow - to jak pisalam, mnie bardzo pomogla ta herbatka slim figura, no i rano musli na sniadanie ze sporą łyżką otrębów:)
Pozdrawiam
-
Hybris, a raczej jej zwłoki melduja sie na postarunku... Zwłoki waża trochę mniej, niż wczoraj, tzn. 81,4 kg, co wprawdzie osiągnięciem nie jest żadnym, ale i tak przybliża mnie do zduszenia bałwaniej zarazy, bo jeśli mam być szczera, to ja juz patrzeć na ten suwak nie mogę :(
Dziś zapowiada się nieco luźniejszy dzień, aczkolwiek tylko do południa, bo potem znowu - na akordzik, eh... to są własnie rozkosze uprawiania tzw. wolnego zawodu, chciałam to mam.
Analenko, jeśli chodzi o rower, to nie mam żadnych oporów natury estetycznej. Mnie po prostu jazda na rowerze nie kręci, jak zresztą każdy inny rodzaj aktywności fizycznej i jeśli będę coś w tej materii robiła, to tylko dlatego, że się zmuszę. W jeździe na rowerze nie lubię tego manewrowania po chodnikach, wymijania ludzi, dzieci, psów, innych rowerzystów, bo oczywiście ode mnie do najbliższej ścieżki jest kawał drogi. Poza tym - widzisz, mamy może nie najmniejsze mieszkanie, ale strasznie zagracone, więc roweru zwykłego najzwyczajniej nie miałabym gdzie trzymać i tyle. Więc go nie chcę i nie będę miała.
Poza tym - słońce, opalona skóra - to dla mnie chyba najlepsza antyrelkama jazdy na rowerze. Opalenizny nienawidzę, szczególnie na sobie, przez cały sezon letni i nie tylko wydaję fortunę na blokery, więc jak sobie pomyślę, że nie dość, że muszę się spocić, to jeszcze w nagrodę spłynie mi z twarzy bloker i zacznę się smażyć... bleh, nie nigdy w życiu! Ja jestem z natury alabastrowoblada i taka chcę pozostać.
Natomiast cieszę się Twoim sukcesem i zajefajnymi ciuszkami w których pomykasz - ot, mała rzecz, a cieszy. Ja sama już powoli zaczynam korzystać w pełni z dobrodziejstw mojej szafy, aczkolwiek moje zadowolenie trwa do momentu, kiedy nie przejrzę się w jakimś ogólnym lustrze - no cóż, dalej patrzy na mnie stamtąd grubas, grubas którego mam już powyżej dziurek od nosa. Smęcę dziś, ale nastrój mam nienajlepszy.
Balbinko, dziś mam dzień z serii sama-nie-wiem-czego-chcę, ale to 1,4 kg nad "8" wzbudza we mnie dziką irytację... Dziś przy pierwszym ważeniu było nawet 81,2, ale ponieważ nauczona doświadczeniem wchodzę na wagę dopóty, dopóki dwa razy nie pokaże się ten samy wynik, to niestety tylko sobie popatrzyłam, a powtórzyla się 4 za przecinkiem. A czort z nią, ale jej nie lubię :evil: Ślimaczkiem się nie przejmuj, jak zaczniesz ścisłą poleci tak, że nie nadążysz z przesuwaniem.... w prawo, tylko w prawo! ;)
Co do wstępniaka do DC, to Balbinko - warzywa owszem, owoce ograniczaj, zamiast tego - chude mięso. Owoce to fruktoza, nie wiem, co jesz, ale niektóre owoce mają dość wysoki IG, więc też nie są najlepsze. Ale wiesz, nie smęcę, bo i tak bardzo dobrze przygotujesz się do diety... myślę, że na weselu Twojej chrześniaczki będziesz już o wiele, wiele szczyplejsza... a może już nawet dwucyfrowa? ;) Czego Ci z całego serca życzę :D
Fraksi - ja mam takie szczęście, że problem zaparć rozwiązuje za mnie kawa. Ona mi genialnie robi na perystaltykę jelit, zresztą dzięki patentowi z kawa przetrwałaś ścisłą DC, bo paradoksalnie wtedy najważniejsze było, zeby do zaparc nie dopuścić.
Co do innych patentów - poza kawą wiem, że podobnie działaja suszone śliwki i figi. Tak samo jabłka - surowe, kompot, suszone. Gdzieś też czytałam, że dziewczyny piją siemię lniane, ale nie pamiętam ani gdzie, ani jak je przyrządzają. Krótko mówiąc musisz po prostu spróbować, co na Ciebie podziała, bo nie ma niestety jednej skutecznej rady dla każdego. Ziół z senesem też unikam jak ognia, kilka razy spróbowałam i miałam wrażenie, że mi jelita eksplodują, never, jamais.
Golciu, jakże miło czyta sie takie optymistyczne posty - cieszę się, że udał Ci się dzień. To dziś ta Twoja chwila prawdy, tzn ważenie? Zaraz do Ciebie zajrzę!
pozdrawiam!
-
Hybris wezmę od Ciebie tego bałwanka mam nadzieję, że niedługo i pociągnę do dwucyfrówki. Niech nie ma lekko i znowu zacznie się topić. Raniutko dostałam wiadomość, że mam jechać do Warszawy, ale dosłownie na chwilkę, więc nie zawracam głowy. Za około dwa tygodnie bedę znowu na cały dzień i to bez bagaży, to nadrobimy kolejne warszawskie spacerowiska. Trzymaj się, na razie pa.
-
Chwalę się - krótko- 1,5 kg mniej:)
Radości za to 1,5kg wiecej:)Milo jest uwierzyc, ze jak juz sie zaczelo diete, i trzymalo cale 7 dni to mozna i potrzymac o wiele dluzej dla efektow:)
Pozdrawiam
-
Ja nie wiem - pod maską Heroiny zaczynam dostrzegać człowieka :P
100g mniej... to też coś :)
Rozpieściłaś się kochana na DC..
-
Hybrisku!
No nie sądziłam, że masz aż taki wstręt do roweru.Trochu szkoda...
Taki totalny brak ruchu to jest dla nas niestety średnio korzystny...Może chociaż intensywne spacery? Ale intensywne - nie człap człap z psem? :D
Ale do niczego nie namawiam, bo każdy ma swój rytm i upodobania, ja też jestem leniwcem w tym względzie, poza rowerem, ale warto by pomyśleć choćby w kontekście stricte zdrowotnym...?
ja z kolei kocham być opalona i tak jak w dużo lepiej mi w okularach niż bez, tak samo z choćby delikatna opalenizną, a że sówj odcień cery mam nieciekawy, to wystawiam się zawsze do słonka:) I tu mam krótkie dość makijażowe pytanie, które wyślę Ci na priv, o ile uzywasz podkładu?
Dziś to chyba wszystko, pozdrawiam ciepło:)
A.
-
Oj, drogie moje, znowu popadam w nastroje mordercy seryjniaka, ale wreszcie w przebłysku geniuszu wpadłam na to, skąd mi się to bierze - przeca mam PMS jak się patrzy! Przeżyć, nie zamordować nikogo i zapomnieć na miesiąc - to mój cel na najbliższe 3 dni.
Łeb mi pęka, jakby ciśnieniowo, ale założę się, że powód jak wyżej. Na dodatek podrapał mnie kot [to chyba nie w wyniku PMS, chociaż diabli wiedzą... :twisted: ]. Tzn. nie podrapał mnie specjalnie, tylko wzięłam gada na ręce, żeby go zanieść do kuchni, gdzie się w. wym. stołuje, a ten, kiedy tylko poczuł kurczaka, chciał "pofrunąć" na parapet - pofrunął, wybijając się z mojego dekoltu. Dzięki temu mam na tydzień - 10 dni zapewnione śmiganie w szaliczkach, półgolfach, ewentualnie w bluzkach szczelnie zapietych pod szyję. Koniec szpanowania całkiem już nieźle zarysowanymi obojczykami, bo wyglądam jakbym sie oddawała niekoniecznie standardowym praktykom seksulanym z uzyciem niebezpiecznych akcesoriów. Mam nagrodę za miękkie serce i za to, że nigdy nie przycinałam moim kotom pazurków...
Agula, myślę, że bałwanek będzie przechodni, teraz wprawdzie klepnęła go Miriel, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś Ty go później przejęła ;)
Szkoda, że nie było Cię dziś dłużej w Warszawie, ale się mówi trudno - jak pojawisz się następną razą, to proszę mnie wpisać do kajeciku, z numerem 1 :) Bo i spacerowiska trzeba nadrobić i mam dla Ciebie małą niespodziankę... a nawet dwie małe niespodzianki... :twisted: ale pary z gęby nie puszcze, dopóki się Waćpanna pod palmą nie pojawisz, o! :P
Golciu, widzisz, jak ślicznie? Wzięłaś się za siebie, to i nagroda przyszła! :lol: Oby tak dalej, dalej, dalej... :D
Pyza, ależ ja jestem bardzo ludzka. Ta cała maska heroiny przeważnie bywa konwencją, w którą starają się wtłoczyć mnie inni, właściwie nie wiem, dlaczego. Nie jestem bohaterką, nie jestem męczennicą, nie dokonuję rzeczy niemożliwych, bo jeśli je robię, to znaczy, ze jednak są możliwe. No chyba, że za nadludzki wysiłek można uznać gonienie za marzeniami, czasem gonienie rozpaczliwe, czasem zbyt idealistyczne - jeden parametr jest konstans - konsekwencja. Czy to takie nieludzkie, że człowiek dotrzymuje danego sobie słowa???
Jeśli chodzi o DC - może i mnie rozpieściła, ale widzisz, ja już nie oczekuję wyników rzędu 0,6 kg dziennie. To już było, fajnie było, ale to se ne vrati, bo ja już na DC nie wrócę, decyzja podjeta, a ja jeśli coś postanowię, to się tego trzymam. Teraz liczę się ze spadkami wagi między 0,1 a 0,2 kg dziennie, jeśli będzie mniej - to znaczy, że pewnie coś przesoliłam ;) , a jeśli więcej - miło. Zresztą ja już NIE CHCĘ chudnąć więcej, niż 1,5 kg, a jeżeli to tempo utrzyma się do lipca, to wtedy zwiększę limit kaloryczny, żeby wyhamować. Schudnę i tak, to już wiem ;)
Może rzeczywiście w dzisiejszej porannej notce przypominałam gówniarza, który rzuca się na chodnik waląc pięściami w ziemię i zanosząc się spazmatycznym płaczem... właściwie bez powodu. Widać hormony tak mi przykopały, że nawet moje pisanie było nieco irracjolana... przykro mi.
Pyzuś, a tak między nami, wolę być nie-heroiną ;)
Analenko, z przyczyn jak wyżej moja odpowiedż w kwestiahc rowerowych mogła być nieco przesadzona, za co przepraszam. Poprzestańmy na tym, że nie lubię, ok? ;)
Podkładu używam zawsze, więc pytaj, jak tylko będę potrafiła, pomogę.
spadam na moje człap człap z piesem, może trochę się przewietrzę i chociaż mi ta migrena przed snem przejdzie...
ściskam!
-
No, no, to Cię kotek urządził wcale nie najlepiej, ale jak to mówią do wesela się zagoi :) a narazie apaszki, golfy :?: nie zazdroszczę przy takiej pogodzie...
Gówniarza w żadnym razie nie przypominałaś... raczej osóbkę z deka rozczarowaną... zdołowaną... ale jak sądzę winę można zrzucić na PMS. :wink:
Gonienie za marzeniami jest nadludzkim wysiłkiem, bo przy tych wszystkich porażkach po drodze idzie się załamać... Ja sama bez końca ścigam marzenia... nieraz poległam ale wstaję i otrzepuję się tylko... :D
Twoją konsekwencję podziwiam... bo z moją czasami bywa kiepsko... zrzucam na okoliczności, których nie potrafię przewidzieć ale tak naprawdę to moja wina i niczyja inna. I zdaję sobie sprawę z tego, i znowu próbuję... czasami za drugim razem wychodzi lepiej... ale nie poddaję się - taka dziwna ze mnie osobniczka, że jak mi zależy nigdy się nie poddaję. :)
-
Noc była zimna, Piotrek jak zwykle zostawił luft otwarty na noc - efekt: obudziłam się totalnie zakatarzona. Muszę się szybko podkurować, bo w sobotę koncert, którego odpuścić nie mogę, chyba jeden z ważniejszych dla mnie, od czasu, kiedy mieszkam w Warszawie.
Na parę dni zawieszam katowanie suwaka, już nabieram wody przed @, więc sobie spokojnie przeczekamy, tak od wtorku/środy powinnam znowu rejestrować spadki... i całe szczęście.
Humor mam dalej taki sobie, tzn. może inaczej, humorowi nic nie dolega, ale ja jestem bardzo rozdrażniona, a jedynym, co mi dziś poprawia samopoczucie, jest perspektywa otrzymania dwóch nowych flakoników - jednego z wymiany i drugiego - niesamowicie okazyjnego łupu z Allegro... Już zacieram swoje tłuściutkie paluszki... choć znając mojego pana Pacztyliona (czyli pocztowca od paczek, nie mylić z pocztylionem, czyli roznosicielem listów), to przyjdzie do mnie jak zawsze pod koniec rundki, czyli wczesnym popołudniem... buuuu, a to jeszcze tyle godzin. Cóż, mam wiele zalet, ale akurat cierpliwość zupełnie się do nich nie zalicza ;)
pozdrawiam!
-
Hybris!
Na szczęście PMS mija :)
Już piszę maila, na gazetę.
Miłego dnia!
A.
-
Witaj!
Cieszę się że mnie odwiedziłaś w moim wątku. Napisałaś mi dużo mądrych rzeczy. To wszystko prawda. Przeczytałam, przemyślałam i chce mi się walczyć :D
Dziękuję :D
-
Drepczę w miejscu na niespodzianki, za dwa tygodnie pewnie we czwartek 25 maja będę w Warszawie caluśki dzień, :D :D :D . Rano załatwię sprawy i będę wolnaaaaa. Tup, tup, tup przebieram nogami. Wczoraj miałam w stolicy ciężki dzień. Zazwyczaj załatwiam swoje sprawy w godzinkę i już, ale tym razem tak się zabukowałam w korkach, że miałam ochotę wyć jak wilczyca w autobusie. A wieczorkiem miałam ważne spotkanie w Lublinie. Chyba tylko cudem zdążyłam, choć zasadniczo jako animal rationale w cuda nie wierzę.
-
Ależ miałam nadrabiania na Twoim wątku!
Zacznę od końca czyli od... zadu :lol: U mnie zawsze też była to najbardziej newralgiczna część ciała, najbardziej wymagająca odchudzenia. Byłam zresztą równie mądra jak Ty i też pierwszych pomiarów dokonałam po ok. miesiącu. Wtedy było 111 cm. Wydawało mi się, że co jak co ale tzw. midsection pomiędzy talią a udami to zawsze będę miała masywną, bo przecież to budowa układu kostnego, nie da się tego przeskoczyć... A tymczasem mój organizm sprawił mi niespodziankę: w tej chwili często mój "dół" wchodzi w mniejszy rozmiar ciucha, niż moja "góra". I stało sie to jakoś tak niepostrzeżenie. A więc z zaskoczeniem stwierdzam i własnym przykładem potwierdzam, że i owszem, da się.
Gratuluję codziennie mniejszych wartości na wadze. Okruchy ciast dla bóstw pomniejszych zostawiane? :wink:
A na jaki koncert wybierasz się w sobotę?
Coś tu chyba gdzieś przeczytałam o wątkach z obrazkami i niecheci do nich, ale i tak wkleję. Dwa tygodnie temu mieliśmy tu w Olympii paradę Procession of the Species, wklejam Ci z niej rodzinę kangurów, drzewo i cokolwiek tam jeszcze załapało sie na tym zdjęciu :-)
Ściskam i życzę miłych wrażeń zapachowych po nadejściu Pacztyliona :)
http://i51.photobucket.com/albums/f3...ng/5a4cscd.jpg
-
Hej dziewczynki! Dziś znowu świtem bladym i na krótko, bo robota mnie woła i to głosno woła :( Waga nadal stoi, ja dzięki @ nabrałam minimum 0,5 kg wody, ale ponieważ już wiem, jak to działa, więc większego wrażenia na mnie to nie robi. To już raczej bardziej nie podoba mi się to, że mnie wszystko drażni, uwiera i przeszkadza, no ale ok, duża już jestem, nie po raz pierwszy ani ostatni tak mam, trzeba przetrwac i zapomnieć... na następny miesiąc.
Wczoraj poczta spisała się tak średnio i przyleciał tylko jeden flakon, na drugi nadal czekam, więc zachwyty będę roztaczać pewnie jutro, jak będę to mogła robić na spokojnie. Zresztą już od paru dni zbieram się, żeby napisać wam, jakie cudo wąchałam u Mirielki, a dokładnie u jej córy, bo to ona dumną posiadaczką jest ;)
Mogę powiedzieć tylko tyle, że dziś będę stwarzała wokół siebie aurę niedostępności przy użyciu czarnych ciuchów, czrnych opraw okularowych i... Malabaha Panheligons, obłednego, korzenno-przyprawowego zapachu z wszechobecną nutą cytryny i dość wyrażnie wybyjającym się akordem... herbaty earl grey :D To angielskie perfumy, nie da się ukryć, ale ewidentnie podszyte kolonialnym orientem - zapach jest niesamowicie charakterystyczny i niby dyskretny, ale w praktyce wszechobecny :) Z warkoczem, tak jak lubię :), a przy tym ciepły, na dziesiejszą dość ostrą i mokrą pogodę będzie idealny. Choć nie ukrywam, że mimo niesamowitości Malabaha, wolę perfumy francuskie, chociaż świet perfum bez np. Stelli McCartney byłby niepełny... choć nie dam sobie łapy uciąć, że i dla niej nie komponuje perfum jakiś francuski "nos". Muszę sprawdzić :)
Analenko, uffff... na szczęście już mi przechodzi ;) Maila dostałam, już WIEM, co Ci poradzić, odstukam w porze obiadowej.
Biglady - miło mi, że zajrzałaś, trzymaj się mocno!
Agula, a tuptaj, tuptaj, bo jak zobaczysz, to będziesz skakała :P 25 maja wpisuję do kalendarzyka i biorę pod uwagę - postaram się nic większego tego dnia nie planować. Korki warszawskie to rzeczywiście spora atrakcja i ja czasami wręcz cieszę się, że nie mamy samochodu - poruszanie się tramwajami wychodzi o wiele sprawniej.
Triskell, a witam w moich skromnych progach! :D
Dzięki za pociechę w kwestiach zadnich, ale biorąc pod uwagę moja budowę - watpie, żeby kiedykolwiek było zbyt różowo - ot po prostu mam budowę tzw. klepsydry i niechaj tak będzie - żadna sylwetka nie jest brzydka, o ile jest zadbana i jej waściciel nie dźwiga xyz dodatkowych kilogramów. Przynajmniej na trwam w takim przeświadczeniu :)
Sobotni koncert to plenerowa impreza na ul. Francuskiej, z okazji odsłonięcia pomnika Agnieszki Osieckiej, która jak wiadomo całe życie przemieszkała na Saskiej Kępie, na Dąbrowieckiej. Ciekawa jestem, ile osób pamieta, że w przyszłym roku minie... 10 rocznica jej śmierci. Tak szybko płynie ten czas...
Na koncercie wystąpią ci, których od dawna słucham i lubię: min. Maryla Rodowicz, Magda Umer, Anna Szałapak, aktorzy Rampy. Dlaczego koncert szczególny? Bo 10 lat temu, kiedy w Opolu był jeden z najlepszych i najlepiej wyreżyserowanych koncertów, jakie widziałam, tzn. Zielono mi - byłam za młoda, źle zorganizowana i miałam za mało inicjatywy, żeby tam być. A tak się składa, że Osiecka to osoba w moim zyciu szczególna - dzięki niej nauczyłam się wrażliwości, poznawałam jej teksty i starałam się je rozumieć, zamin jeszcze nadszedł w moim zyciu czas, kieda sama zaczełam to postrzegać - uczyły mnie pasji, miłości, odczuwania smutku radości, rzeczy, które później same przyszły, a kiedy nadchodziły, orientowałam się - tak, to jest to. Mogę śmiało powiedzieć, że teksty Osieckiej opowiedziały mi, zanim byłam w stanie zrozumieć, jak wygląda życie uczuciowe kobiety, czasem trochę z dystansem, trochę z przymrużeniem oka, trochę z ironią, która miała zamaskować niespełnienie - ale szczerze, głeboko i pięknie. Dlatego to będzie dla mnie szczególna sobota :)
Wrażenia opiszę na pewno :)
ufff... a miało byc krótko ;) Kończę sniadanie i do roboty!
pozdrawiam!
-
Krótko w Twoim wydaniu bo krótko się czyta - znaczy się pochłania to co piszesz... :)
Bardzo lubię Twoje teksty z samego rana czytać.
-
Pyzula, ja sama strasznie lubię tę poranną pisaninę - uspokaja myśli i pomaga jakoś tak lekko zacząć dzień ;) Dlatego zawsze chce mi się nastawić budzik te pół godziny wcześniej ;)
ściskam!
-
Hybrisku, mnie samej twórczość Osieckiej znana jest mniej niż po łebkach, ale za to uwielbiam gdy ktoś o swoich pasjach pisze z takim zaangażowaniem i wrażliwością, jak Ty :)
A zad to Ci jeszcze niespodziankę może sprawić. Mnie też wydawało się, że "taką mam budowę" :) .
-
Hybris:)
na maila więc czekam cierpliwie:)
Osiecka: no cóż, to kawał historii mego życia. W każdym jego fragmencie było tak, że byłam w stanie wynaleźć jakiś Jej tekst wiernie oddający moją aktualną sytyuację.I faktyczną życiową i emocjonalną.Pozycje z jej wierszami są mocno podniszczone, ale jakiś tomik mam stale przy sobie, czasem tylko przerzucam w oczekiwaniu na tramwaj, bo większośc znam niemal na pamięć...Ich liryka jest dla mnie genialna.Genialna w swej prostocie.Czasem jak nie moge dogadać się z M. to podsuwam mu odpowiedni tekst.Działa :lol:
Nieco innego gatunku sentymentem darzę Jonasza Koftę...
A piosenki Osieckiej kocham, śledzę wszystkie festiwale Jej imienia, "Oceany" mam na płytach gdzie się da, nowe wykonania czasem mnie bardzo pozytywnie zaskakują...
Generalnie jestem wielbicielką szeroko pojętej "poezji śpiewanej i piosenki aktorskiej" przez SDM, Rybotycką, Bajora, Turnaua, Geppert (zaczęłam jej słuchać gdzies w wieku 8 lat...) Czerwony Tulipan, itd. ...
To jest coś co czuję, co mnie emocjonuje i nie umiem zrozumieć, że dla niektórych to nuuuda i jakieś "smęty".Albo po prostu nie wiem jak można nie mieć wrażliwości na taką twórczość.Każdy jest inny i pewnie dlatego tak trudno się zaprzyjaźniam...W każdym razie na mnie Bajm i itp. specjalnie nie działa :D
Pozdrawiam ciepło,
A.
-
witaj Hybris:))
powtorze za Pyza, ze tez bardzo lubie Ciebie czytać z rana, zawsze podziwiam te Twoje poranne wstawanie.
Co do Osieckiej-mogę sie podpisać pod tym co o niej napisałaś, szczególnie jeśli chodzi o jej teksty. Od siebie dodam, ze nikt tak jak ona nie potrafił ubrać w słowa tego, co jest wewnętrznym, bardzo rozbudowanym życiem kobiety. Uniwersalnej a zarazem wyjątkowej.
Co do mnie- działam, dietuję dalej, trzymam się by nie zparzepaścić mojego dobrego wyniku, mam nadzieję, że kolejne środy będa dla mnie dniami zwycięstwa.
Ciebie pozdrawiam serdecznie z upalnego Poznania.
pędze na zajęcia, bo jestem po wf-ie i mam chwilkę (dosłownie) przerwy.
-
Witam :D
Agnieszka Osiecka :) To też nas łączy ;) Zazdroszczę Ci zamieszkiwania w samym centrum kulturalnych wydarzeń, bo sama bardzo chciałabym znaleźć się na tym koncercie. Może mi to chociaż szklany ekran pokaże. Czekam więc.
Nie myśl sobie Hybrisku, że mnie tu na forum już nie ma. Jestem, jestem i obserwuję zmagania Twoje i kilku innych dietowiczek :) U mnie kiepściutko, suwak się nie zmienia. Chyba mi przemiana wyhamowała do zera. Ale trzymam się. Nie popadam w zniecierpliwienie, jestem zadowolona z tego co mam :) ale też czekam cichutko na troszkę więcej.
Teraz leżę w łóżku i się kuruję bom się rozchorowała a w czwartek czyli wczoraj miałam mieć operację. Niestety w tym moim stanie nikt nie podjąłby się żadnych działań, ani znieczulenia ani operowania i czekam do poniedziałku. Mam nadzieję, że będzie wszystko w najlepszym porządku.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)
Gosia
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...c43/weight.png
-
Relacja z frontu walki z bałwanią zarazą wygląda coraz bardziej zachęcająco - dziś juz dogoniłam swój suwaczek, czyli tym razem woda zeszła ze mnie o wiele szybciej, niż to drzewiej bywało ;) Bardzo się ciesze, może nawet jutro dam lekkigo kopniaczka bałwanowi? Hmmmm... :twisted:
A w ogóle byłam wczoraj u swoich nowych kociczek :) Obejrzałam je, choć nie molestowałam specjalnie, bo obie wypłoszone, pogadałam z paniami, które się nimi opiekują, domówiłam szczegóły... Będą u nas we wtorek albo w środę wieczorem - zależnie od tego, jak nam się uda umówić transport :D Jedna z moich nowych panienek jest cała bura, jak Maciek, zresztą ma nawet podobny wyraz pyszczka i... charakterek. Na początku cała spieta obecnością nowych, nieznanych ludzi, po chwili zaczęła się ostentacyjnie myć na środku i zaczepiać moją smycz od komórki. Zresztą poniekąd tłumaczy ją wiek - ma ok. 8 miesięcy. Druga jest biała, z rudymi i szarymi łatami na głowie i... na ogonie. Nerwuska, zamknięta w sobie, wygląda na kota po przejściach, zresztą jest starsza, niż jej towarzyszka, choć wetrynarz nie określił jej wieku. Siedziała cały czas skulona, skupiona na sobie i na swoim strachu, jakby mówiła - dajcie mi wszyscy spokój. Jeśli uda mi się z tym kotem zaprzyjaźnić - to będzie wielki, wielki sukces. Już mi się wszystko w środku skręca jak pomyślę, że zafunduję jej kolejny mega stres, czyli przeprowadzkę, ale nie ma wyjścia, pani, która zebrała je z ulicy, sama nie może ich zatrzymać - ma 10 kotów w domu i 30 kolejnych dokarmianych w okolicznych śmietnikach, natomiast te dwa nieszczęścia przechowuje teraz jej sąsiadka, kobieta z dobrym sercem, ale bez kociej duszy - ma jednago własnego kocura i na tym chce poprzestać. Dlatego postanowione - dziewczynki idą do nas :) Jesteśmy na etapie wymyslania im imion, choć ze świadomością, że wszystko się zmieni, jak tylko się u nas pojawią i jak się lepiej poznamy :)
Cieszę się, że nagle okazało się, że tak wiele z was "czuje" to, co piszę o Agnieszcze Osieckiej. Mogłabym jeszcze wiele napisać o mojej przyjaźni z jej tekstami, współodczuwaniu, miejscu piosenki jako takiej w mojej duszy, ale nie, nie ten nastrój. Myślę, że napiszę po koncercie :)
Gosiu, rzeczywiście, nie widziałam Cię dawno na forum - powiedz, to ma być operacja na kolano? A choroba - co Cie dopadło? Przeziębienie? Angina? Dbaj o siebie, dieta nie jest teraz najważniejsza, bo Ty przecież jesteś już szczuplaczek jak się patrzy - musisz mieć siłę do walki z chorobą, a potem do rekonwalescencji.
Gosiańka, ściskam mocno, odzywaj się, jak będziesz mogła, bo trochę się martwię...
Poza tym poczta dała tylnej części ciała na pełnej linii (względnie sprzedająca dała...), bo drugiego z pożądanych i zakupionych flakoników jeszcze u mnie nie ma :((( Liczyłam, że w czwartek, potem czekałam w piatek, w sobote jestem już lekko poirytowana - nie dlatego, żebym nie miała się czym poperfumować, ale dlatego, że do poczty nie mam za grosz zaufania i wiem, że złodziei tam od czorta. Wprawdzie w ciągu 5 lat, odkąd funkcjonuję na Allegro, zdarzyło mi się to kilka razy, co przy ok. 1000 paczek jakie w tym czasie odebrałam ja i mój narzeczony może nie jest statystycznie istotne, ale każda taka sytuacja jest bardzo przykra i na długo pozostaje w pamięci. Natomiast poczta kochana jedyne co potrafi to podnosić ceny za przesyłki, ale niestety standard usług to już zupełnie inna para butów... Eh, nie chcę się denerwowac z rana.
Zaraz czeka mnie tor przeszkód, bo mój P umówił się na dzisiaj ze swoimi znajomymi na pokazówkę - wrrr... jak ja tego nienawidzę, zwłaszcza, że clue programu mam być ja, mja noaw figura i moje... okulary :( Zrobiłam ciasto marchewkowe, musze jeszcze wypolerować moja pracownię i odbyć wspomniane spotkanie, to mnie, marzącej o świętym spokoju, nie uśmiecha się wcale. Buuuu...
Idę porozglądac się jeszcze po forum, a tymczasem pozdrawiam! :)
-
hej
to z jakim zapałem piszez o kotach i perfumach zasługuje na najwyższą nagrodę. Ja- dziewzyna która o perfumach wie że istnieją, i o kotach które mija idąc ulicą- pochlaniam Twoje notki w całości niczym dobrą książkę.
Pozdrawiam gorąco i mam nadzieję że poczta jednak się zrehabilituje i dostarczy przesyłkę... (niestety z pocztą mam też na pieńku.... a dokładniej to ona u mnie ma przesrobane za niedostarczenie niektórych przesyłek- niby nic takiego wielkiego, ale zawsze to jakiś smutek i gotująca się w człowieku agresja)
Trzymaj się na spotkaniu ! Ja również nie lubię gdy odwiedza nas ktoś, jakby był w muzeum :roll: ale...na szczęście- z reguły- takie spotkania nie są traumatycznie długie.
pozdrawiam
-
Nie ma to jak z samego rana sobie troszkę ponarzekać - od razu lapiej na duszy... :)
Ja z samego rana pokłóciłam się z moim ślubnym i efektem tego spędzę pół dnia na rowerze co na takie złe mi nie wyjdzie - a po prostu muszę odreagować... :) Pogoda piękna, nie ma co się kisić w domu :)
-
Hybris jestem na Twoim watku pierwszy raz ale juz nie raz widzialam Twoje wpisy na innych watkach :) Jak widzisz ja zblizam sie do spadku 30 kg ale jakos mi jest troche trudno ze zgubieniem tych ostatnich kg :x a pozniej przedemna jeszcze raz tyle i troche wiecej :wink:
Wyczytalam ze ty rowniez lubisz koty :D .A ile masz razem bo ja 8 kotkow i jednego psa :roll: :D Ja mialam miec tylko 2 ale przygarnelam jeszcze 6 przez te lata a teraz nawet mojej sasiadki koty dokarmiam bo ona zakochana tylko do faceta swojego lata i przypomina sobie o swoich futrzach raz na 2 dni :evil: do tego ona ich nie trzyma w domu tylko im otworzyla swoj garaz ale jakos tam nie za bardzo lubia siedziec tylko wola u nas w garazu .Moze to dlatego ze mama porobila im lozka w pudelkach i wlozyla im tam stare koce a na noc zostawiam im cos do jedzenia :wink:
A wracajac do dietkowania to jest mi ostatnio troche trudniej ale moze jest to spowodowane ze u mnie jesien i jest dosc zimno i deszczowo ale to chyba tylko wymowki :wink: :)
Pozdrawiam i zycze powodzenia :D
-
Przelecialam szybko nowiniki i tak na szybko napisze : do los tortillas nie kupuj walka!!!! absolutnie!!!!!!!!! kup WINO , wypij, umyj butelke i owin folia aluminiowa! tylko tak zrobione tortilki dostarczaja niewiarygodnych doznan smakowych i radosci :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
sciski