-
Witaj Hybris.
mój podziw rośnie.. :D super Ci idzie.. :D nieziemskie to musi być uczucie.. :D
dziekuję Ci za słowa które od mnie napisałas.. dużo to dla mnie znaczy..
trawię to, szukam w sobie, gadam ze sobą.. wyciągam wnioski.. dałam sobie ostatnią szansę.. jeżeli tym razem dieta mi nie wyjdzie, dam sobie z odchudzaniem spokój, bo nie ma sensu się oszukiwać...
od 2 dni znów walczę.. choć pokus jest milion i są wszędzie.. :roll: :wink: na razie to ja jestem na górze, ja jestem nad jedzeniem..
do Ciebie będę zaglądać by ładować akumulatorki.. mogę prawda?
dziś je podładowałam, ale i znów tu dostalam po garach, bo to co przytoczyła Devoree, mogę idealnie odnieść do siebie..
dzieki Dziewczyny.. pozdrawiam.
-
Hybris zniknelas jak kamien w wode.
hop hop pojaw sie.
-
Halo :!:
Ja tu zaglądam z nadzieją na dobry początek dnia (jakby nie było już kolejny dzień) a tu ani widu ani słychu moich ulubionych dłuuugaśnych pisadeł :(
Hybrisku gdzieś TY :?: :?:
-
Hybris gdzie jestes ?? Ja dzis musialam dokonac wazenia ( dzien wczesniej) bo wyjezdzam i wroce dopiero we wtorek :cry: 1. nie jestem zadowolona z jego wynikow bo jakies ulamki kilograma 2. Strasznie sie boje tego wyjazdu, nie chce sie nikomu przyznawac, ze sie odchudzam i nie wiem jak w takiej sytuacji uda mi sie zachowac diete. Tym bardziej, ze jade do ludzi ktorzyprowadza typowa staropolska kuchnie :cry: Musze byc dzielna :!:
Liczylam Hybris na Twoje wsparcie a Ciebie nie ma :cry:
Milego weekendu zycze wszystkim :D
-
Hybrisku co z toba sie dzieje? Mam nadzieje ze wszystko w porzadku z kotkami :)
-
Witaj Hybrisku :D :D
Gratuluję takiego samozaparcia i walcz dalej :D Idzie Ci świetnie, jaką nagrodę sobie wyznaczyłaś gdy osiąniesz cel?
pozdrawiam papaty i wracaj na forum , bo bez Ciebie smutno :(
-
Hybris gdzież Ty sie podizewasz???
czyżbyś była przywalona pracą?
a może (odpukać) coś sie stało???
wracaj do nas prędziutko!
-
Ja rowniez sie zaczelam martwic co z Hybris .Czy moze ktos ma z nia katakt?
-
Dziewczyny, dzięki za troskę.
Żyję, dieta bez zastrzeżeń, z kociejem jako tako (chociaz to powinnam na pierwszym miejscu napisać).
Tylko od forumowania wzięłam urlop. Nie wiem, może to jeszcze parę dni potrwa, może dłużej. Kiedyś wrócę, ale nie w tej chwili.
ścikam!
-
Hybrisku ucieszylam sie z twojego wpisu ze wszystko w ciebie i kociakow jest ok :D
A to ze wzielas urlopik od forum to rowniez jest dobrze jesli tego potrzebujesz obecnie :wink:
Dbaj o siebie i kotki no i nie zapomnij calkowicie o nas :D
Pozdrawiam i zycze milego weekendu :D
http://www.weprintcolor.com/stockima...%20Niagara.jpg
-
Czekamy cierpliwie na Twój powrót...mam nadzieję niedługi :)
-
Hybrisku!
Wróciłam do Ciebie!
Daj znać kiedy Ty do siebie wrócisz:)
Buuuuziaki :*
-
No już dosyć odpoczynku od Forum - skrobnij coś .. Jak waga? Jak koty? Jak humorek? Czy aż tak pochłonęły Cię mundialowe zmagania? :twisted: :twisted: :twisted: (chowam się w najciemniejszym kącie przed gradem lecących kapci) :twisted: :twisted: :twisted:
-
Doświadczając klasycznego losu więźnia sumienia, mam teraz dużo czasu do spędzenia w moim kuchennym azylu, przed komputerem. Niestety, mojego narzeczonego dopadła ogólnoeuropejska, albo i ogólnoświatowa histeria związana z mundialem, czego ja nie jestem w stanie zrozumieć, a akceptuję z trudem i to tylko dopóki nie narusza mojego terytorium. No więc tak sobie wegetuję w oddaleniu od ryczacego telewizora, o którego wyciszenie tocze nieustanne boje. Bleh, ohyda.
U mnie właściwie niewiele się zmienia.
Na diecie jestem cały czas. Wprowadziłam jedna modyfikację, tzn. zamiast chrupkiego pieczywa jem normalny chleb. To chyba ktos u Triskell pisał, że ten normalny, mimo, że bardziej kaloryczny, jest zdrowszy, bo nie aż tak przetworzony. No więc codziennie rano kromeczka. Przy okazji - bardzo mi smakuje. Same korzyści krótko mówiąc :)
Waga idzie do przodu powoli, ale idzie. Wreszcie mam za sobą pełne 40, przed sobą niecałe 15. I piknie. Oczywiście, chciałabym, bardzo chciałabym teraz, już zaraz i to się u mnie nie zmieniło, ale w realnej perspektywie - jeszcze ze 3 miesiące walki przede mną. Z tym, że właściwie już teraz - nie wiem, pewnie juz o tym pisałam - żyje mi się całkiem wygodnie. Większość starych ciuchów na mnie włazi, więc mam już w czym chodzić. Po raz pierwszy od 2 lat w starciu ja kontra spodnie diagnostyczne odnotowałam wynik 1:0 dla mnie. Włazły w udach, biorach, wcisnęły się na tyłek. Powalczyłam trochę i nawet raczyły się dopiąc, choc od razu przyznaję, że było to dopięcie typu "na salceson", po którym od biedy mogłam stać wyprostowana, oddychanie sprawiało mi lekkie problemy, o tym, żeby usiąść nie mogłam nawet marzyć, pod groźbą wielkiego trach! ;) No ale to tylko kolejny etap. Za 5 kg będę mogła spokojnie w nich pomykać ;) Już zaczęłam się rozglądać za nowymi spódniczkami na Allegro, dwie już wylicytowałam, mam kolejne na celowniku. Będzie dodatkowy motywator, bo to, co kupuję, mierzy sobie ok. 100 w biodrach, więc mam jeszcze do przejścia całe 9 cm. A cóż to jest 9 cm? :lol:
W moim kocim światku - dość spokojnie. Trauma chyba ostatecznie przestanie już być Traumą, a zostanie Trusią z mianowania i zgodnie ze stanem faktycznym. Dzisiaj dała się pogłaskać. Sypia już z nami w łóżku, oczywiście w odległości bezpiecznej, ale wydaje mi się, że jak na nią okazuje ufność wręcz niewiarygodną. Chyba już za nami ten najgorszy czas.
Maciuś? Tutaj właściwie ciężko coś pisać. Zdrowy nie jest na pewno, ale nauczył sie gospodarować siłami, dużo odpoczywa. Czekamy na wyniki kolejnych badań, wtedy będzie wiadomo więcej, czy i kiedy będzie potrzebna następna transfuzja.
A teraz co do forum: dzięki wszystki, które zaglądałyście podczas mojego urlopu. Nie wiem, czy już teraz mam ochotę wrócić. Rzeczywiście potrzebowałam trochę czasu, żeby przede wszystkim pozałatwiać sprawy z tzw. reala, które dość niespodziewanie na mnie spadły, a po drugie - żeby przemyśleć to, co się tutaj stało. Wnioskami może kiedyś się z wami podzielę, chociaż szczerze wątpię, żeby to kogoś interesowało. Jedyne, co chciałabym jeszcze dodać w kontekście tamtej sprawy, to to, że osoby, które poczuły się urażone moim tokiem i sposobem argumentacji - chciałabym przeprosić. Ale za formę, nie za treść. Pogłądów nie zmieniłam i nie zmienię, i nie będę aprobowała czegoś, co uważam za złe. Jeśli to komuś nie odpowiada - trudno.
i tyle właściwie.
Do zobaczenia!
-
Witaj Hybrisku. Cieszę się, że tu zaglądnęłaś, dużo napisałaś. Co u Ciebie i kociaków. Do powrotu na stałe póki nie jesteś na to gotowa nie będe Cię namawiać, ale zaglądaj tu proszę co jakiś czas, powiedz co u Ciebie i kociaków.
Cieszę się, że dieta dobrze Ci idzie, że się trzymasz no i że weszłaś w swoje spodnie :) Ja mam takie jedne, które kupiłam sobie bez mierzenia mając 73kg no i okazały się za małe w domu. No więc nigdy ich jeszcze nie założyłam a w szafie leżą już 2 lata. Jak uda mi się je założyć to już będe całkiem szczęśliwa bo to będzie znaczyć, że mam jakieś 70kg ;)
Tobie życzę, żebyś sprostała tym 15kg bez zawahań i jak szybko to możliwe.
Trzymam kciuki za Ciebie, Maciusia, Trusie i narzeczonego, żeby TV ściszyl :)
Buziaki!
-
-
Witaj!
Buuuziak i miłego dnia! Ja juz zmykam bo rodzina zaczyna wstawać :)
-
Hybrisku mnie niczym nie urazilas :D Kazdy ma swoje poglady i trzeba sie nauczyc je szanowac (co oczywiscie nie znaczy ze sie trzeba z nimi zgadzac :wink: )
Dla mnie osobiscie jestes bardzo fajna ,inteligetna osoba z ktora jest naprawde swietnie pogadac :D
-
Buziaki Hybrisku! :*
Wiesz może co stało się z majowym wątkiem? Tęskno mi za nim...
-
Parę refleksji...
Mój nastrój przypomina ostatnio jakąś wredną sinusoidę, bo to sięgam szczytów samozadowolenia, a to znowu wszystko zaczyna mi przeszkadzać i mnie wkurzać. Jak łatwo się domyślić teraz jestem raczej w tym drugim etapie.
Znowu zaliczam przestój - waga ewidentnie i otwarcie sobie ze mnie kpi. Było już 76,8, a teraz cholera znowu 77,3 mimo, że właściwie w diecie nie zmieniłam NIC, no poza wprowadzeniem do menu 1 kromki ciemnego chleba rano, zamiast wszelkiego innego pieczywa. Czy to od tego? Przecież nie mogę się CIĄGLE mylić w liczeniu kalorii i nie mogę tyć będąc na ok. ~1200 kcal???? Ratunku! W tej chwili juz codziennie wypełniam dzienniczek kaloryczny. Może jeszcze bardziej przyjrzę się jakości pochłanianych kalorii, bo np. w ubiegłym tygodniu raz zdarzyły mi sie pierogi (ale 150 gram i bez tłuszczu zjedzone na obiad, więc to chyba żadne przestępstwo), a drugi raz ratowałam się przed smiercią głodową Pocketem w KFC. A przy okazji - czy ktos ma pojecie, ile taki Pocket może miec kcal? Ja go zawsze do limitu licze jako 400, ale może za mało? Nie wiem, juz sama nie wiem i z tej niewiedzy lekkiego kota dostaję.
Bardzo się cieszę, że w końcu się przekonałam, że Allegro nie słuzy tylko do kupowania perfum, kosmetyków i okularów. Sfruwają do mnie powoli kolejne rzeczy - obrzydliwie burzujsko markowe, kupione za śmieszne pieniądze. Widział ktos nowy, ometkowany golf Diesla za 35 zł? ;) Ja też nie, tym bardziej mnie ucieszył widok mojego własnego :) Do tego kilka fajnych bluzek koszulowych, rozkoszny czerwony letni sweterek Benettona z rękawkiem do łokcia, czy wyjatkowo elegancka, półrzezroczysta bluzka Benettona w stylu hippie... I żeby było smieszniej, za żadną z tych rzeczy (poza swetrem) nie dałam więcej, niż 20 zł, juz z przesyłką. No ale cóż - musze jakoś odbudować swoja garderobę - przez dwa lata nosiłam jakieś bezkształtne szmaty, teraz koniec z tym - chcę żyć normalnie, wyglądac ładnie, czuć się atrakcyjnie.
Przypomniałam sobie niedawno czytany jakiś czas temu artykuł. Miał on formę refleksyjnego monologu kobiety na swego rodzaniu zyciowym zakręcie. Przez całe zycie przygotwywała się do tego, żeby wreszcie zacząć żyć pełną piersią. Gromadziła rzeczy, które miały słuzyć budowaniu jej nowego atrakcyjnego wizerunku. Wyobrażała sobie sytuacje, w jakich życie, to nowe lepsze życie, ją postawi. Tonęła w marzeniach o tym, jak to będzie cudownie. Ale poza tym nie robiła nic, żeby wreszcie w tę nowa rolę wejść. Rzeczy zgromadzone z myślą o nowym życiu - wychodziły z mody, psuły się. Przeczytałam ten tekst krótko przed decyzją o diecie. Bardzo mnie poruszył, bo znalazłam w nim sporo siebie. Ja też jestem fetyszystka potworną, ja też kocham otaczać się rzeczami, chowając to pod bezpiecznym kryptonimem "kolekcja". Teraz nie chcę już dłużej kolekcjonować. Wszystko, co mam, ma mi służyć. Ja JUŻ żyję, a nie zacznę zyć za 15 kg. Za 15 kg nie zmieni się nic, poza tym, że będę wyglądała trochę ładniej i zgrabniej. Ale będę tym samym człowiekiem, chcę byc tym samym człowiekiem, bo dobrze mi ze sobą. Nie wiem, po co to piszę, bo w sumie większego znaczenia dla mojej diety to nie ma. Ale poza kilogramami - walczę teraz z jakąś szarpiącą mnie niecierpliwością. Kiedyś powtarzałam sobie: nie zrobię czegoś, bo jestem gruba, albo zrobię coś jak schudnę. Teraz już nie ma tego bezpiecznego parawanu, nie mam się za czym schować. Lekki dyskomfort, ale to co dostaję zamiast satysfakcjonuje mnie... Coraz bardziej mnie satysfakcjonuje. Z każym dniem coraz bardziej :)
A, zapomniałabym o kotach. Mackowi nie służą upały. Właśnie mu zrobiłam wietrzenie, co mały drań podstępnie wykorzystał przenosząc się na parapet. Zaraz czeka mnie przekonywanie kota, żeby jednak był tak dobry i wrócił do domu, bo z kolei strasznie się boję, żeby się nie przeziębił. Apetyt ma, smietanki wchłania hurtowo, dużo odpoczywa - czyli stabilnie. Kolejne badanie krwi w przyszłym tygodniu.
Mała Trauma pokonuje swoje kolejne straszki - dziś stała koło mnie kiedy nakładałam jej jedzenie ;) Z Mańki wszystkimi porami (czy koty mają pory???? ) wychodzi mentalność żula i młodocianego bandyty - ona z kolei pokonuje kolejne stopnie wtajemniczenia na drodze do bycia kotem bardziej niż bezkompleksowym :) A, no i ogłąda mecze z moim narzeczonym, leżąc - jak on - brzuchem do góry i chrapiąc przy tym głośno :) Jedyna Mamut zachowuje się godnie, jak na matrone przystało, ale jej też upał daje się we znaki. Większość czasu spędza w pudle.
Eh, i tyle aktualności.
pozdrawiam!
-
no oczywiście - forum świruje, a mnie post wysłał się podwójnie.
Później coś z tym zrobię.
-
Coś w tym jest - ponieważ jestem w trakcie pakowania odkrywam w szafkach rzeczy ładne i nigdy nie używane, bo szkoda na codzień. Jem na starych talerzykach, a w szafce kurzy się ślicznościowy komplecik błękitnych przezroczystych talerzyków na rzeźbionych nóżkach, którego nie wyciągałam nawet na święta. Fakt że święta przeważnie u Rodziców spędzamy.
Ale to o ładnych rzeczach. A co powiesz na taką manię, która nie pozwala niczego wyrzucić? Stare zdefasonowane buty (ale były takie wygodne!), powyciągany dres (pamiątka znad morza), kompletnie rozpadająca się, wymazana olejem silnikowym książka "Jeżdżę samochodem VW" (mam drugą w dobrym stanie) i inne tego typu. TO jest problem .. :?
-
No tak, wiedziałam, że Hybris w końcu dokopie się i do tego mojego problemu, Miriel i ty też, może nawet jeszcze bardziej. Ostatnio stwierdziłam, że nie mam już miejsca w moim 64metrowym mieszkaniu. A jestem ja i tato. Przez wszystkie lata rodzina (w tym również ja) zagruziła je dokładnie sprzętami i rzeczami "na później" -to do Hybris, i jeszcze bardziej tymi "z wczoraj"- do Miriel... Od miesiąca walczę z zagraceniem metodycznie. Wychodząc z założenia, że jeśli nie używałam czegoś od 3 lat to z pewnością nie jest mi to niezbędne do życia. Chyba, że są to ciuszki, te odkrywam od nowa i sprawiają mi nielada radochę. Teraz przekonuję się jak wygodnie i komfortowo mogę mieszkać :wink: nie wydając ani grosza na nowe sprzęty, tylko po prostu pozbywając się starych.
-
Witam!
Właśnie siedzę pałaszując moje 150 gram pierogów popijając je kawą z dwoma łyżeczkami cukru (dokładnie 380 kalorii) i czytam. Też mam syndrom "kolekcji" u mnie było tak, że jeśli coś było ładne, ale niestety nie w rozmiarze S nawet nie chciałam na to patrzeć. Oczywiście ja też nie byłam Ską... Kupowałam to o rozmiar lun dwa mniejsze i tak pólka w szafie zapełniła się rzeczami i plakietką "przecież schudnę...". Oczywiście u mnie to popadanie ze skrajności w skrajnośc. Ciągu mojego niezyt długiego zycia miałam rózne głupie pomysły. Dotyczyły głównie słuchanej muzyki i całej tej subkulturowej otoczki. W gimnazjum byłam szczuplutka (typowa chłopieca sylwetka) ale chowałam się pod flanelowymi koszulami, spodniami, które bez paska pewnie by mi spadły i koszulkami w rozmiarze męskiego XL. Później był pomysł z noszeniem się na czarno ( część tego została do dziś) co wygladało strasznie łacznie z wielkimi glanami> mała dziewczynka w ogromnych workowatych czarnych rzeczach z chłopiecą fryzurą ciagle mówiąca "nie"- tak dla zasady. No a później był kolor- zaczęłam słuchać innej muzyki- ciuchy nadal był wielkie, po głowie chodzil pomysł zrobienia irokeza... Przeszło mi obecnie słucham muzyki od metalu przez jazz po poważną i ubieram się przeciętnie, ot zwyczajna dziewczyna.
Tak więc kiedy zaczęłam tyć coś mi się w główce poprzewracało, cały młodzieńczy bunt minął... Chciałam chodzic w mniejszych rzeczach, ale miałam same wielkie, które teraz wyglądały na mnie normalnie , ale nadal mało atrakcyjnie. Później doszedł sport (rower, ścianka) i dieta dlatego założyłam moją "kolekcję". Cieszę się kiedy te rzeczy zaczynają wyglądać na mnie znośnie. Nie powiem, że dobrze bo nadal są przymałe, ale wiem, że niedługo moje ubrania będą pięknie nam nie leżeć :).
Buuuziaki :*
-
Hehe, poniekąd mnie pocieszyłyście - widzę, że w moich chomiczych zapędach nie jestem odosobniona ;) Ale... i tu kolejna refleksja, mam chyba dzisiaj za dużo czasu na myślenie.
Może życie przypomina bardzo to, co wyziera z postu Pringuski, czyli pogoń. Gonię za wszystkim, nadludzkim wysiłkiem wspinam się na szczyt, nierzadko po trupach, a kiedy juz ten mój szczyt szczytów osiągnę - zawsze przychodzi to samo pytanie: "co teraz? co dalej?" I jakoś głupio się przyznać, ale zawsze miałam problem z odpowiedzią na nie. Ba, kiedy nie potrafiłam jej znaleźć w konsternacji rzucałam się w kolejna pogoń, w której zapędzałam się na taki sam, a nawet wyższy szczyt, i tak w kółko. Nie podoba mi się to, bardzo nie podoba. Wygląda to tak, jakbym stale chciała/musiała mierzyć się ze sobą, że coś potrafię, dam radę, zdobędę... A gdzie radość z sukcesu? Ta niestety rozmienia się na drobne.
Naszło mnie takie myślenie wczoraj, kiedy zrobiłam przegląd mojej kolekcji perfum - juz nieraz Wam pisałam, że mam tego sporo, ale tym razem nawet mnie ilość zaskoczyła. To moja pasja od kilku lat. Szperam, wyszukuje, czytam, poznaję nowości, ciekawostki, nuty, nosy, ale to tylko jedna strona medalu - druga jest taka, że gromadzę kolejne flakony, a potem kolejne i kolejne. Gust mam dość specyficzny, a jednocześnie nie skupiam się na zapachach massmarketowych, lubie marki nieszowe, niedostępne w Polsce, limitowanki, zapachy wycofane z obiegu. Każdy kolejny flakon to wyszukiwanie, szperanie, czekanie, przeglądanie dziesiątków aukcji internetowych, a potem oczekiwanie na listonosza, euforia otwierania paczki, ogladanie nowego flakonu, pierwsze "psiki" na skórę, napawanie się zdobyczą... Ale potem konsternacja - jak długo tak można? Na pewno mam o wiele, wiele więcej, niz potrzebuję. Na pewno mam też więcej, niz jestem w stanie zużyć. Ale z drugiej strony nie chcę rezygnować z mojej pasji, zwłaszcza, że ja w dużym stopniu odbieram świat przez pryzmat zapachów - tzn. jestem w stanie powiedzieć, jakie perfumy towarzyszyły mi we wszystkich wazniejszych momentach zycia. Musze sobie nałozyć jakieś ramy i trzymac się ich. Mam już nawet pewne pomysły. Przede wszystkim - na jakiś czas abstynencja od kupowania kolejnych flaszek. Choćby nie wiem, jakie okazje to były. Nie, musze się nacieszyć tym, co już mam... tak dawno nie miałam na sobie kilku moich ulubionych zapachów... :)
Moja pogoń ma też swoje przełożenie na dietę. Jak dzis pamietam, że poprzednio, kiedy byłam juz schudnięta, pomyślałam jak idiotka ostatnia: no, schudłam, tylko jakie teraz wyzwanie mam sobie postawić? W nagrodę za tę głupotę los sprezentowało mi 50 kg jojo... No i juz miałam wyzwanie. Mogłabym się jeszcze wściekać i wyklinać na siebie, ale to też mnie czegoś nauczyło. Że w pewnym momencie trzeba umieć się zatrzymać, przestać biec, dążyć, starać się o więcej i więcej. Że jeszcze 15 kg, a potem będę mogła sie zatrzymać, rozejrzeć dookoła, odetchnąć pełną piersią, i z szerokim uśmiechem lekkim krokiem pójść sobie dalej. Może nie tempem żółwim, ale już spokojnie, bez tej nerwowości, stałego pospiechu. Ja już się nabiegałam...
Miriel, pytasz, co Ci napiszę odnośnie Twojego pietyzmu dla starych przedmiotów, nawet tych juz całkiem nieuzytecznych? Ano opowiem Ci, jak było po smierci matki Piotrka, która też kochała i uwielbiała gromadzić, będąc przy tym organicznie niezdolną do wyrzucenia czegokolwiek, nawet zupełnie nieuzytecznego. Kiedy umarła, ojciec P zażyczył sobie, żebysmy uprzątnęli jej rzeczy. Bardzo dużym problemem była niesamowita ilość gazet i wszelkiego rodzaju papierów. Maryla (moja szwagierka in spe) znalazła firmę, która odbiera od ludzi makulaturę, a potem sprzedaje ja i z tego czerpie zyski. Zadzwoniła, umówiła się, z tym, że kiedy powtórzyła z naciskiem, że żuk to za mało, właściciel firmy ja prawie wykpił... Przyjechali panowie, młode krzepkie chłopaki... opis całej operacji pominę, ale wyobraż sobie, że na 14 metrach kwadratowych swojego pokoju matka P zgromadziła ok. 2 TONY najprzeróżniejszego rodzaju papierzysk, nie licząc książek. Żuk obracał na dwa kursy, a panowie zgodnie stwierdzili, że widzieli juz niejedno, ale to ich zaskoczyło bardzo ;) I tyle Ci powiem ;) Wnioski wyciągnij sama ;)
ściskam kompleksowo ;)
-
Miałam już dziś nie truć, miałam w ogóle nie wchodzić do internetu, ale znowu zdarzyło się coś takiego, że cała się trzęsę z nerwów. Nic nie wkurza mnie tak jak glupota i okrucieństwo wobec zwierząt... ale wkurza mnie w taki beznadziejnie bezsilny sposób :evil:
Zadzwoniła do mnie "kocia mama" - starsza pani opiekująca się kotami na warszawskich Stegnach, zresztą sama majaca 10 sztuk w domu, która nam naraiła Mańke i Truśkę.
Opowiada mi, że jest kocica - młoda, zdrowa, której jej właścicielka nie odebrała z lecznicy po sterylizacji. Po prostu sobie gdzieś wyjechała, porzucając kota. Zwierzatko ok. 3 tygodni spędziło w lecznicowej klatce, jest biedne, przerażone, wymizerowane... zresztą spróbujcie sobie wyobrazić, co ona czuje. Jest też bardzo wychudzona - w lecznicy karmili ją bardzo mało, żeby... nie zanieczyszczała za bardzo klatki :evil: Mnie skręca po prostu. Pani pytała mnie, czy nie znam kogoś, kto by tą kicię przygarnął, zapewnił jej spokój, dom i pomógł odzyskać zaufanie do ludzi... Dziewczyny, rozpaczliwie myślę, czy ja mogę sobie pozwolić na... piatego kota. W tej chwili ta pani wzięła kićkę do siebie, karmi ją, kocinka jest w domu. A mną szarpią wątpliwości. Wiecie, ja nie jestem normalna, ja po prostu chciałabym przytulić do serca każde biedne, skrzywdzone zwierzę, ale jednocześnie pomóc mu, dac dom, jedzenie, bezpieczny kąt. Ja WIEM, że w tej chwili już nie dzieje się jej krzywda. Ale wiem też, że chciałabym wynagrodzić jej całe to zło, którego dzięki nieskończonej podłości swojej "pani" doświadczyła.
Bredzę, przepraszam. Ale bardzo, bardzo zastanawiam się, co mam robić.
-
ufffffffff... zła, zła, zła. Na siebie. Jestem juz na diecie pół roku prawie, a wciąż zdarzają mi się klasyczne błędy nowicjusza. Dziś jest dzisń ważenia i powinnam o tym pamiętać, kiedy wczoraj lekką rączką sypałam Vegetę do obiadu. Dobre było, słone, a dziś w nagrode waga mi pokazała 1,5 kg więcej. Bo oczywiście kalorycznie było wzorowo, nawet poniżej limitu: 1041. No żesz... dziś komponuje menu tak, żeby nie musieć solić niczego, jutro się zważę i odnotuję w kapowniku, chcę, żeby wynik był miarodajny.
W sprawie koci jeszcze się nie zdecydowałam. Piotrek niby daje mi wolną rękę, ale widzę, że zachwycony perspektywą nie jest. Podjęcie decyzji nie jest łatwe, zwłaszcza, że decyzja na "nie" wywołuje we mnie potworne wyrzuty sumienia. Ale z drugiej strony jest Maciek, o którego muszę dbać przee wszystkim, bo chory i biedny. Upały męczą go strasznie, na szczęście dziś w nocy była burza i powietrze zrobiło się trochę lżejsze. Bo wczoraj wszystkie moje kluski leżały pokotem, przez co właśnie na "pokoty" zostały przemianowane.
O, Miśka nie ma, to Mańka szaleje. Ileż to małe ma energii... :)
Tyle właściwie. Znowu niespodziewanie mi się praca na niedzielę nazbierała, ale to nawet dobrze, bo w pon. będę musiała posłać przelewy za kilka wygranych ciuszków - więc gotówka się przyda :) Wczoraj wygrałam na przykład spódniczkę-ucieleśnienie moich marzeń - zawsze chciałam taką w kwiaty i w takiej kolorystyce. Ambitnie, bo na... 96 w biodrach. Ale tak mi się podobała, że normalnie nie mogłam odpuścić... Załozenie jej będzie chyba ukoroniwaniem mojego odchudzania :)
Qurcze, wrzuciłabym Wam zdjęcnie, ale nie umiem :( Jeśli mnie ktoś nauczy, to Wam pokażę :)
pozdawiam!
-
to było moje rozpaczliwe usiłowanie wklejenia tego !~#%#!%$^%$# zdjęcia... wrrr...
-
Hybris łap. http://forum.dieta.pl/forum/viewtopi...009&highlight= ten link prowadzi do wątku, w którym jest wszystko opisane. jak wklejać zdjęcia [chyba na 2 stronie] i takie inne...
co do kotki to nie wiem co powiedziec. nie moge sobie wyobrazić jak można zostawić bede zwierze w klatce... i w ogole tak olac. to tak jak wyrzucić niemowlę do śmietnika... wrr!
-
po pierwsze :oops: :( nie umiem ci pomóc ze zdjęciem , sama jestem w tym temacie nie obeznana, ale pewnie inne dobre duszyczki pomogą :D
po drugie jestem tu pierwszy raz u ciebie iiiiii
DZIEWCZYNO JAK TY REWELACYJNIE SCHUDŁAŚ :!: :!: :!: :shock: :shock:
wspaniale GRATULUJE
a po trzecie, to myślisz że po takich vegetach i soleniach waga leci do góry,bo przyznaje się bez bicia, że lubie sól :oops: cięzko by mi było z niej zrezygnować
a co do zwierzątek i tych durnych ludzi (sorry za słowa) to ja wole nie słuchać bo coś mnie sciska tam w serduszku; do niedawna tak tego jeszcze nie odbierałam, ale jak 4 lata temu przyszła do mnie Zarka ( piękny owczarek niemiecki) to teraz nie potrafie przejść obojętnie wobec żadnego zwierzątka; jeśli człowiek nie potrafi pokochac zatroszczyć się o zwierze, to taki sam pewnie jest dla innych ludzi, bo ja nie potrafie zrozumieć takich czynów i pozostawiania zwierzaczków na pastwe losu
buziaczki :*
-
Hybris - masz psa i cztery koty, w tym jedną zestresowaną jeszcze a drugiego chorego. Oprzytomniej - ja wiem, że serce się ściska, ale za miesiąc będzie jeszcze jedna stłamszona kotka z tuzinem berbeci i też je weźmiesz? Nie dasz rady zapewnić każdemu kociemu nieszczęściu wszystkiego lepszego. Niestety. SZUKAJ innego właściciela. Ja też zapodam wieści swoim znajomym. Bo jeszcze trochę a zamienisz dom w schronisko dla zwierząt. I wtedy Twoje zwierzaczki też będą się męczyły - u Ciebie. Co innego gdybyś miała domek z ogródkiem i 10 ha dookoła .. :)
Na moją pasję zbieracką radę też już mam - plastikowe worki na śmieci i firmę, która w poniedziałki i czwartki odbiera takie rzeczy (papier, szkło, plastiki), kontenery PCK (ciuchy w dobrym stanie, zabawki) oraz pojemny śmietnik osiedlowy :) Pracowicie się rozgęszczam :)
Co do wklejania zdjęć - najpierw musisz je wgrać na sieć - ja to robię na moim koncie pocztowym na interii w zakładce www. Potem to tylko instrukcja [ i m g ] adres obrazka typu jpg lub gif ze strony pocztowej www [ / i m g ] oczywiście pisane bez spacji.
-
Hybrisku!
Doskonale wiem co przezywasz... U mnie na osiedlu jest masa bezpanskich kotow, sasiadka ma ich 13, w zakladzie gdzie pracuja moi rodzice przeprowadza sie testy na zwierzetach- eh... Kiedys tez chcialam brac do domu co podleci bo biedne, nie ma schronienia, glodne, nikt tego nie kocha- plakalam a rodzice kazali mi szukac dla tych zwierzat domu. Szczerze mowiac nie pamietam zeby kiedykolwiek w moich 4 scianach nie bylo zwierzecia. Mialam juz ich cala mase lacznie z typowo lesnymi (jez, kret, kuna, fredzia) az po typowo gospodarcze ( golab, indyk) a mieszkam w bloku. Jedynym zwierzeciem, ktorego nigdy nie mialam był.... kot. Moi rodzice nie lubia kotow, ja szczerze mowiac tez za nimi nie przepadam. Co nie znaczy, ze nie wiem jak to jest kiedy bardzo chcesz pomoc zwierzeciu. Moje zdanie jest inne niz Mirelki. Nigdy nie moglam zrozumiec ludzi mieszkajacych w duzym mieszkaniu lub majacych wlasny domek z ogrodem ktorzy nie chca brac zwierzat. Masz pieniadze, lubisz koty, mozesz sie nimi opiekowac, masz miejsce- wez je! Oby ludzi takich jak Ty bylo wiecej!
Buziak!
-
Mir, Pring - dziekuję Wam serdecznie za to, co napisałyście. Myślałam o tym bardzo dużo i jednak na razie włączę się całą sobą w poszukiwanie domu dla kociastej. Argument przeważający jest jeden - Maciek. Wprawdzie momentami czuje się lepiej, ale i tak jego stan jest powazny i w tej chwili musze myśleć przede wszystkim o nim. Potem o reszcie mojego stadka, potem o innych kotach. W tej właśnie kolejności.
Z tematów pozakocich - trochę modernizuję dietę, tzn. obniżam pułap z 1200 na 1000 kcal i zobaczymy, może się lepiej ruszy. Bo jak na razie - moje tempo chudnięcia przestaje mi się podobać. Poza tym... w nowym rezimie nie będzie miejsca na przegryzki czyli daktyle, a je tymczasem chciałabym wyeliminować. Na początek na 2 tygodnie, zobacze, jakie będą efekty. Mam nadzieję, że wreszcie jakieś będę, bo już mi się to nudzić zaczyna...
Mirza, dzięki za gratulacje :) Eh, próżnam jak stara studnia i niezmiennie lubie ich słuchac :)
Jeśli natomiast chodzi o Vegetę czy sól - nie, to nie od nich się tyje, ale jeśli dużo solisz, to z kolei sól zatrzymuje wodę w organizmie, więc zafałszowuje wyniki. Zresztą wszyscy wiemy, że sól najzdrowsza nie jest - dlatego dziś mocno pilnowałam, ile jej sypałam, mam nadzieję, że do jutra ta woda pójdzie sobie precz :)
-
jeśli w najbliższym czasie nagle i niespodziewanie przestanę pojawiac się na forum, to będzie znaczyło tylko i jedynie, że w ataku nagłego szału rozwaliłam w drobny mak komputer, kiedy po raz kolejny wysłałam zdublowanego posta... wrrrrrrrrr....
-
Hybrisku ja mam troche podobny problem .Mam sasiadke ktorej dobrze nie znam .Jest mloda widac bogata z pieknym samochodem i wlasnym domkiem.Ma 5 kotow o ktore nie dba za dobrze tzn karmi je ale nie jestem pewna czy codziennie oraz maja otwarte drzwi do garazu i tam spia ale do domu ich nie wpuszcza.Wiem ze tu nie ma mrozow a temperatura nie dochodzi wlasciwie wcale do 0 ale nie dba o nie jak powinna.Ostatnio do niej poszlam i jej mowi " Jak sie martwisz o swoje koty to chce ci powiedziec ze sa u mnie w garazu bo moja mama porobila maszym kota tam w pudelkach i koszykach rozne spania.Ale ze jest teraz zima i nasze koty tam nie spia twoje zaczely sie zadomowiac" Sasiadka usmiechnela sie przecudownie a jest taka ladna ze dech zapiera i widac ze w zyciu za jej urode byla rozpieszczana i mowi mi ze to ok ale ona ma tylko 3 koty a nie 5.Do tego sie mnie spytala czy ja je moge karmic podczas wyjazdu za granice w lipcu przez 2 miesiace.Ok nie ma problemu ale sasiadka postanowila ze u nas w ogrodzie bedziemy to robic :roll: .Poszlam do niej jeszcze raz i jej mowie ze jak chce to niech da od garazu klucze to tam beda karmione ale nie u mnie bo potem beda myslec ze to ich dom.Sasiadka oczywiscie sie usmiechnela ale powiedzila ze tam bedzie jej samochod wstawiony i juz wiedzialam ze chyba jej nie na reke bo moze jej koty podrapia samochod :evil:
Do tego prosze ja zeby je wykastrowala bo jak wroci to znow bedzie malych kotow co nie miara a ja nie lubie latac do schroniska a ona je tam oddaje tylko czasami zostawia jednego jak go polubi :evil:
Oczywiscie powiedziala ze zadzwoni do weta jutro i zrobi ta operacje .Tak bylo 3 tygodnie temu jak dotad od sasiadki nic nie slyszalam :twisted:
Jak wyjedzie to my chyba bedziemy musialy zrobic kastracje 2 kotka bo szkoda mi ich
Drugi moj problem ze sie do nich przywiazuje za bardzo a szczegolnie do jednej .Zaczelam ja wpuszczac do domku bo ona nie ma takigo grubego futra jak reszta kociakow .Wiec na rozgrzewke na 2-3 godzinki dziennie wlazi do nas ale coraz mniej chce wyjsc z naszego domu a przyjaciolka z ktora mieszkam rowniez strasznie kochajaca zwierzaki nie jest zadowolona ze moze nam dojdzie nastepny kot do rodziny.
Do tego wszystkiego wczoraj zaplacilysmy 50 % za wayjazd na kilka dni za 2 tygodnie a teraz moze stracimy te pieniadze bo kotek nam bardzo zachorowal dzisiaj i caly dzien bylo latanie po lekarzach az wreszcie wyladowal Whiskey w szpitalu.To ten kotek co ma chore serce ale to nie serce bylo problemem dzisiejszym a to ze kotek nie mogl oddac moczu.Biedny latal od kuwety do kuwety az poszedl na ogrod ale i tam sie nie mogl wysiusiac :cry:
Od razu pojechalysmy do weta .Ale ze dzisiaj niedziela to musialysmy pojechac dosc daleko .Tam lekarz powiedzial ze oni wlasciwie zamykaja za pol godzinny a ze kotek musi zostac na noc to doradzil zebysmy pojechaly do szpitala malego ,ktory jest otwarty cala noc z lekarzem i pielegniarka w nocy.Ok pojechalysmy i musialysmy go zostawic .Kotek musi miec tz chyba po polsku cewnikowanie :cry: :shock:
Plakalysmy jak bobry a ja nie chcialam go zostawic a to wlasciwie kotek Soni ale lekarka tlumaczyla ze on musi zostac tam .Ryzyko wielkie bo to trzeba na narkoze zrobic a on chory na serce :cry:
U nas teraz juz po 1 w nocy a kotek mial zrobione to 7 godzin temu.Narkoze przeszedl dobrze i jak narazie wszystko ok ale jutro chyba jeszcze nie wroci :cry:
Caly dom jest smutny i cichy.Utrzymanie dietki i nie zamowienie pizzy to chyba cud :roll:
A rachunek do wtorku jaki nam wystawili to przechodzi ludzkie pojecie.700 dolarow czyli przeszlo 2 tysiace zlotych na polskie i to jak wszystko dobrze pojdzie bo moze byc wiecej jak nie wroci do domu we wtorek
Przepraszam ze sie tak rozpisalam ale musialam to z siebie wyrzucic bo jak przyjechalysmy do domku to poplakalam sobie a pozniej poszlam spac na 4 godzink
Jesli chodzi o decyzje z kotkiem to musisz ja podjac sama ale rozumie twoja rozterke.Ja nie wiem jak duze masz mieszkanie ale ja mialam kiedys psa i 6 kotkow w mieszkaniu bez ogrodka na 19 pietrze i dobrze nam sie zylo.Co prawda mieszkanie bylo dosc duze bo mialo okolo 100 metrow ale jak by bylo mniejsze tez by sie dalo .Od kad mam domek koty czesciej choruja .Oczywiscie nie wiem dlaczego moze ze poprostu sa juz coraz starsze ale jakos ten dom mi sie kojarzy z chorobami :cry:
Pozdrawiam serdecznie i zycze zeby sie wszystko ulozylo pomyslnie :)
-
ach te zwierzaczki co my bez nich zrobimy ...
co do tej soli to przyznaje że nie wiedziałam że zatrzymuje wode w organizmie, ale dobrze że już jestem uświadomiona,
hybris! spokojnie kochana z tym komputerkiem :wink: bo jak długo się nie będziesz przez to pojawiać to co my tu bez ciebie zrobimy? kto będzie dla mnie inspiracją? :D
-
Z Maćkiem znowu gorzej, słabiutki jest. Zaraz idę z nim do weta zrobić badanie krwi.
-
Pring - popieram. Ale kluczem jest właśnie to co napisałaś: duże mieszkanie i odpowiednie zasoby finansowe. W małym mieszkanku nie wiem który zwierzak będzie się czuł dobrze z tuzinem innych do rywalizacji. Jeśli są zgodne i się ze sobą bawią - to mniejszy problem. Ale jeśli ze sobą wojują jak moje dwie psice - to staje się męczące i dla ludzi i dla zwierząt. Nie można ich na coś takiego skazywać. Ja nie wiem jak to będzie po mojej przeprowadzce - ja i dwa psiaki na 25 metrach .. :( Zobaczymy .. ;)
Trzymam kciuki za Maciusia - kolejna transfuzja znowu mu pomoże. I wciąż mam nadzieję, że jego organizm obudzi się i zacznie produkować to co trzeba. CMOK! Kasiu ..
-
Właśnie czytam twój wątek. Sporo się już o Tobie dowiedziałam. GRATULUJE :!: :!: :!: bardzo serdecznie. Bardzo wiele osiągnęłaś. Pewnie słyszłam te gratulacje milion razy, ale przecież jeszcze raz nie zaszkodzi ;) prawda? Przecież ciężko zapracowałaś na te gratulacje.
Wiem, że DC nie jest łatwa. Wiem to z relacji Stelli z "Pamiętników". Ona też schudła właśnie na DC.
Ja też prowadzę swoją prywatna wojnę.Nie jest łatwo, ale jestem już zmęczona swoja otyłością. Bólami nóg, czy kręgosłupa ( w tym wieku :shock: )spojrzeniami obcych ludzi, problemem z ciuchami. Ważąc ponad 100 kilogramów we wszystkim wygląda się jak w spadochronie...w najlepszym razie jak w namiocie :lol: :lol: :lol:
Nie łatwo było podjąć ta walkę. Jestem akceptowana w swoim związku, wśród przyjaciól i znajomych - więc po co się odchudzać :?: :!: Jednak obcy ludzie często mnie szufladkują. Gruba = powolna, ospała, ociężała. A ja jestem aktywna, uprawiam sport, ale kogo to obchodzi. Nie myśl, proszę, że robię to dla innych. Robię to przede wszystkim dla siebie. W przyszłości chcę mieć dzieci, a z taką otyłością to nie jest dobry pomysł. Chcę odciążyć moje biedne kolana. Nie chcę skończyć w cukrzyca i zawałem w wieku 30 lat :shock: Mam otyłość typu jabłko. Czyli otyłość zagrażającą zdrowiu. Mam stosunkowo szczupłe nogi, ale wielka "górę" :oops: :roll:
Przepraszam, że się tak rozpisałam. Chętnie przeczytam resztę Twojego wątku i będę śledziła Twoje zmagania jeśli pozowlisz :?:
Życzę powodzenia w zmaganiach z wagą
Podziel się z nami swoimi przepisami - Dietkowa Książka Kucharska
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...d72/weight.png
http://tickers.TickerFactory.com/ezt...3fe/weight.png
-
Wlasnie ide spac ale wpadlam zobaczyc co u ciebie i sie od razu zmartwilam Maciusiem :cry: Mam nadzieje ze wszystko bedzie ok .Wszystkie moje futrzaki i cala rodzinka trzymaja kcuki za Maciusia :)