-
adoniis - gratuluję sukcesów, 3m się mocno, byle do przodu!!!
-
hmmm.... w połowie lutego to u mnie 8 kilo temu i też nie wiem, jak to się stało (kłamię, wiem, żarłam). Ale najważniejsze to zacząc, podjąć decyzję i trzymać się jej. Ja póki co dzień dzisiejszy wytrwałam bez slodyczy
-
Witaj
Ja wespół z Kasią chudnę na dc.Właśni skończyłam drugi cykl.
Na dc byłam 7 tygodni- efekt -8,5 kg.Może to się wydawać niewiele, ale mój organizm przyzwyczajonyjest do różnych diet i pewnie dlatego szło dośc opornie.Jednk z efektu dotychczasowego jestem zadowolona - efekt ten jest już po prostu bardzo widoczny.
A teraz odnośnie Ciebie: Twoja waga na początku, gdzieś do 90 kg powinna spadać w oka mgnieniu.To powinno dać Ci motywację do dalszego działania i do niepopełniania żadnych dietowych grzechów.No i należy pamietać o naszym wielim sprzymierzeńcu w postaci ketozy.Za około połtora tygodnia powinnaś już być w porządnej ketozie, a tym samym nie będzie Ci się chciało jeść.Nie będziesz raczej głodna w innych niż wyznaczone porach jedzenia (pamiętaj, żeby zupy jeść o stałych porach).Dotyczy to rownież słodkości.Owszem, widząc ciasto na stole chętnie byś je zjadła, ale ślinka nie leci Ci po brodzie i nie masz musu.Naprawdę
Potem po prostu wchodzisz samoistnie w rytm dc, po prostu póki co, nic innego nie jesz, 3 tyg zlecą szybko.A potem będzie nagroda.Zobaczysz ją na wadze.Przy Twoich gabarytach chyba rozsądnie byłoby iść tropem Hybris - zrzucić przynajmniej 20 kg, zanim wrócisz do normalności.
I najwazniejsze: kiedy zawiśnie nad Tobą załamanie (co wg mnie nie powinno zdarzyc się wcześniej niż po powrocie do normalnego, acz niskowęglowodanowego jedzenia) pomyśl sobie tak: zaraz, zaraz,przecież ja mam cel! Ważny cel! To, że chudnę dla zdrowia i samopoczucia to jedno! Ale przecież nie chcę wyglądać w drodze do ołtarza jak ciastko z kremem! Chcę być zwiewną, delikatną panną młodą! Zwizualizuj sobie to a będziesz wiedziała, że podziękowanie za ciastko to nic innego jak zbliżanie się do tego celu.
Co ważniejsze, chcesz zajść w ciążę.Przy takiej wadze to duże ryzyko.Taki cel, jak zostanie mamą, powinien Cię zmobilizować najbardziej
No, to się naprodukowałam Pisz dużo,pytaj, męcz, dręcz,drąż temat- to naprawdę pomaga, a ja już wklejam Twój wątek do ulubionych.W trakcie musisz stać się ekspertem żywieniowym i wiedzieć co Ci potem jeść wolno, a z czego zwyczajnie musisz zrezygnować.A kiedy chdniesz w oczach, to naprawdę nie jest takie trudne.
Mówię Ci to ja, któa walczę całe życie.To mój ostatni raz i wiem, że teraz się uda
Pozdrawiam serdecznie,
Analena,
-
Witaj!
Ja dołączyłam do forum właśnie dziś, więc widzę, że razem rozpoczynamy walkę z tłuszczykiem i samymi sobą. Jeśli masz ochotę to odezwij się do mnie czasem
Pozdrawiam!
-
witaj ,witaj!!
Mam 36 latek ,trochę mniej do zrzucenia bo 25 kg ale to już ostatni raz ,stracilam cierpliwość do siebie samej!!!
Myślę ,że trochę będzie ci ciężko bo jak piszesz masz tez inne problemy .Jednak wygadanie się tutaj na forum ,codzienny rachunek sumienia mobilizuje.
Ja momentami czuję się tak zdesperowana ,że jestem bliska rozpoczęcia diety tzw.trzynastki nie wiem czy słyszałaś o niej.Kiedyś kiedy pierwszy raz się odchudzałam 4 lata temu ta dieta bardzo mi sie nie podobala ,tym bardziej,że moja znajoma znalazla sie w szpitalu po 13-tce.
Próbuję teraz 1000 kcl i żaczełam w końcu ćwiczyć ,bez ćwiczeń nic nie chudlam mimo diety ,teraz jest ok.
Życzę Ci pomyślnych wieści (telefon)
Będę Cie mobilizować ,napisz proszę jaki rodzaj ruchu (ćwiczeń) w swoim gubieniu kg zaplanowałaś?
MAXI86
-
(.....sssssszzzz te komputery, zaufałam, zawierzyłam, nie sprawdzałam, jakoś wieczorem system nie wysłał powiadomienia, że są dwa nowe wpisy )
Analena - jej, jakaś Ty kochana. No po prostu mordka mi się cała śmieje! A wybeczałam właśnie całe pół godziny w poduchę (telefon nie zadzwonił, ja dzwonię, cisza), aż pies z kotem się położyli szeregowo i ze zdziwieniem na mordkach zaczęli obserwować
Wiesz, ja po tylu próbach, po dojściu do takiej wagi po prostu przestałam wierzyć. Do tego jestem przysłowiowym Bliźniakiem, wszystko po łebkach, powierzchniowo, słomiany zapał, świetna w tym jestem. Osoby z moją wagą często mają już parę "schudnięć" i powrotów do dużej wagi. Ja znam tylko tycie. Jak wspominałam raz już schudłam 12 kg i to zaprzepaściłam. Już nie mogę. Kończę 35 lat pod koniec miesiąca, wycofałam się z życia towarzyskiego, siedzę w domu (no, domatorką jestem, to fakt, pracuję też w domu - różnica taka w stosunku do dawnych czasów, że z domu się wyciągnąć mnie nie da). Za to dużo podróżuję. Mam pełną świadomość, że to ostatnia próba. Ani narzeczony więcej sił na mnie nie ma, ani ja do siebie, poza tym mamą chciałabym zostać, czasu jakby nagle zrobiło się mało.
Myślę, że jeśli udałoby mi się parę kg zrzucić na DC /w skuteczność DC nie wątpie, raczej w swoją silną wolę/, to dalej bym się trzymała. Muszę podejść do sprawy krótkowzrocznie. Skończyć 1szy cykl. Wytrzymać tydzień. 3 dni.
Jestem z tych, które w każdej chwili mogą wszystko zaprzepaścić. Będę się starać, obiecuję. Lektura wątków na forum jest najlepszym motywatorem!
Re: dziecko. Nie mam najmniejszych szans w tej chwili. Żeby nie pisać tu paru stron, streszczę. Moje te tam dwa w środku na dole nie wykazują żadnej aktywności od połowy cyklu. Początek ok, potem nie dzieje się nic. Nie produkuję progesteronu, jakieś ilości śladowe. Problemy zaczęły się kiedy zaczęłam tyć szybko, w okolicach 85 kg. Od tej pory (~10 lat) leczyłam się hormonalnie, pewne rzeczy powróciły do normy, progesteron nie. Przebadana jestem w każdym kierunku i pod każdym kątem - nic. Jajniki nie działają, jak powinny. Żeby zajść w ciążę, musiałabym próbować wywoływać zastrzykami, a i to niepewne. Nawet gdybym chciała w tej chwili próbować to 1) jestem świadoma zagrożeń dla mnie i dla dziecka 2) nie bardzo wierzę w powodzenie 3) musiałaby tego chcieć moja druga połówka. A, jakby to powiedzieć, waga to jedyny powód kłótni, scysji, kładzie się cieniem na całe nasze życie (na odległość zresztą, ale to insza sprawa). O sprawach intymnych, no, wspominać nawet nie będę. O ślubie nie ma mowy. To jakby temat surrealny przy moim wyglądzie. Żebyś(cie) tak narzeczonego nie potępiały - to mądry, kochany, dobry człowiek. Niestety, trafiłam na typ szczupły, wysportowany, aktywny, któremu jedzenie potrzebne jest wyłącznie do podtrzymania czynności życiowych . Nigdy nie powie nic przykrego, przysięgam, po prostu ruchów "w przyszłość" nie ma, nie będzie przy takim stanie rzeczy. On nie rozumie, jak przez tych kilka lat, które jesteśmy razem udało mi się przytyć.... 35kg, cały czas mówiąc, że się staram, że się odchudzam. Kiedy go już przyduszę, udaje mi się wydobyć z niego, że nie oczekuje ode mnie szczupłości, tylko żebym wyglądała ładnie, jakoś normalnie. Ja naprawdę wyglądam źle w tej chwili.
Wracając do sprawy hormonów, rozechwiały mnie emocjonalnie, miewałam cykliczne depresje, brałam nawet przez 2 lata małe dawki antydepresanta, w tej chwili od 2 lat nic. Przestałam się leczyć hormonalnie, z własnej decyzji. Coraz to nowe teorie lekarzy, zakończone fiaskiem leczenia, nowe leki, miałam dość wysokiego ciśnienia, spuchniętych nóg, depresji. Zastanowiłam się. Wyszło na to, że pewna teoria ma ręce i nogi - problem zaczął się w chwili kiedy zaczęłam szybko tyć - i może spadek wagi coś pomoże. Bo przez nagłe tycie rozechwiałam organizm kompletnie od strony hormonalnej. A jeśli nie, to przynajmniej przy niższej wadze mogłabym próbować ciążę wywołać... To z półki "marzenia". A tymczasem jest tak, że przez pół miesiąca jestem ok, mało jem, jestem do życia, a dalsze pół miesiąca jestem przybita, depresyjna, bo nie mam w sobie hormonów potrzebnych kobiecie, żeby humorek miała. Dziś mam wybitnie zły dzień, ale wierzajcie, jestem wielką optymistką, radośnie nastawioną do życia osóbką.
Strasznie Ci dziękuję za wsparcie, nawet nie wiesz, jak mi dziś pomogłaś
Cooleczko - witaj na pokładzie! Jaką metodą będziesz się odchudzać, tfu, przepraszam, odchudzasz się?
-
maxi - dziękuję serdecznie za odwiedziny i powiew optymizmu. Pewnie, wygadanie się pomaga. Przed chwilą wyrzuciłam z siebie cały kawał problemów, naprawdę pomogło.
Pierwszy dzień przetrwałam bez większego problemu. Zapiłam go ciepłą herbatką typu Figura i wodą mineralną. Wieczorem byłam o wyciągnięcie ręki po telefon, żeby zamówić pizzę, całą, tłustą, pyszną. Powstrzymałam się.
Re: ćwiczenia. Na DC nie można. Planuję jednak dłużej chodzić z psem, będzie zachwycony Kiedy uznam, że psychicznie dam radę znów pójść na siłownię, będę chodzić na bieżnię i na rowerek.
Trzymaj się, będę o Tobie myśleć, w grupie raźniej!!
-
Fjording - przeczytałam jakieś pół godziny temu wpis Analenki, podumałam, posprawdzałam, miałam pójść spać, ale nie, po tym, co napisałaś - nie odpuszczę, muszę dorzucić swoje 3 grosze.
Poruszyła mnie Twoja historia. Może dlatego, że w kilku punktach zbiega się ona z moim losem i potrafię wyobrazić sobie, co czujesz. Mam trochę mniej lat, pracuję w domu i mam zwierzaki. Swoją otyłość okupiłam depresją i sama się z niej wywlekłam, ale byłam juz na takim etapie, że problemem nie do przejścia było dla mnie wstanie z łóżka i pójście do łazienki. Ja też zaliczyłam gigantyczne jojo - 50 kg w ciągu 18 miesięcy, kiedy to wczesniej na fali entyzjazmu schudłam 35. Więc ja też juz to wszystko przerabiałam.
Może dlatego - to poruszyło mnie szczególnie - że dla mnie też 1 maja to data szczególna i ja też czekałam dziś na jakikolwiek znak życia, bzdurę, sms, i nie doczekałam się. I też miałam fatalny dzień, cieszę się, że się skończył, bo nie lubię mieć złudzeń, kiedy mam świadomość, że to tylko moja zyczeniowa projekcja. Eh, nieważne.
Tak Cię czytam i czytam i usiłuję sobie jakos poukładać w głowie Twój układ z narzeczonym, ale kilku rzeczy nie rozumiem. Przede wszytkim - czy on WYMAGA od Ciebie i od tego uzależnia wsze bycie razem? Dlaczego? Bo takie ma warunki brzegowe i po prostu nie wyobraża sobie życia z kobieta w jego pojęciu nieatrakcyjną? Poza tym - piszesz, że nie może zrozumiec, jak mogłaś utyć 35 kg przez kilka lat Waszego... a nie widział tego, nie było go przy tym? Nie pomyślał, że może Ci jakos na bieżąco pomóc? A poza tym - wiesz, może to jeszcze głupie pytanie - ale czy Ty sama znasz powód swojej otyłości? Zastanawiałas się nad tym? Bo widzisz, jeśli przy okazji diety nie dojdziesz do źródła, jeśli nie zrozumiesz, dlaczego w Twoim zyciu nagle jedzenie zaczęło panowac nad wszystkim tak dalece, że zdominowało inne obszary życia - to nadwaga wróci, bo po diecie zniknie tylko problem w tym momencie pozorny - otyłość, a ten prawdziwy pozostanie. Sorry za domorosłą psychologię, ale to właściwie sa wnioski, jakie wysnułam przez ostatnie 4 miesiące swojego życia.
Do DC masz bardzo dobry stosunek. Wiesz, mały, krótkoterminowy cel jest najlepszy. Najpierw - żeby wytrwac do rana. Potem - kolejny dzień, dalej, żeby dojechać do 4 dnia, kiedy już będziesz w ketozie i NIE BĘDZIESZ czuła głodu - to niemal moge Ci obiecać, bo ten mechanizm tak właśnie działa. Ale jednocześnie musisz sama zaprogramowac się na sukces. Pamietam, jak na początku, przy pierwszym cyklu, mówiłam wszystkim, że owszem, jestem na DC, ale nie wiem, czy przetrwam, bo bywa różnie, więc nawet sobie nie moge tego obiecać. I wtedy od jednej, nawet nie bliskiej mi osoby, usłyszałam, że planując cokolwiek NIE MOGĘ zakładac porażki. A jeśli coś załozyłam, to moim obowiązkiem jest doprowadzenie sprawy do końca. Nawet nie wiesz, jak te słowa mi pomogły. Teraz ja powtarzam je Tobie
kończę, bo już palcami w klawisze nie trafiam
-
Hej, Kaś! Pewnie, mamy dużo punktów wspólnych. Czytałam cały dzień Twój wątek, ale dobiłam na razie do strony, no, jakieś 20tej, jutro będę czytać dalej. Tysz kocham zwierzaki. W ostatnim roku straciłam 2 psy, od paru miesięcy jest mordek ze schroniska, a od 2 miesięcy kotka, tysz ze schroniska. I cukinię uwielbiam. I - z tego co się domyśliłam, pewna część Twojej aktywności zawodowej, to moja główna aktywność zawodowa. No, domyślisz się, ta wykonywana w domu, ofkurs jeśli dobrze się domyśliłam.
To, co nas różni, to podejście naszych drugich połówek. Element, o którym nie wspomniałam, to że pochodzi z kraju, w którym wszyscy wysocy, wysportowani, szczupli. Inny element, to to, że pochodzę z rodziny smakoszy, koneserów alkoholi. Wyhowałam się w kulcie jedzenia.
Tak, on uzależnia nasze dalsze wspólne kroki od bycia razem. Dla większości osób brzmi to przerażająco. Dla mnie nie. Kiedy poznaliśmy się, ważyłam 85 kg. Już wtedy obiecywałam sobie, jemu, wszystkim, że schudnę te trochę, żeby wyglądać lepiej. A potem czort wie co przyszło pierwsze, czy tycie, czy hormony, i jakoś te 35 kg przytyłam. Przy czym 10 w ostatnich 2 miesiącach. Czemu tyłam, czemu tyję? Kiedyś, wówczas, bo było mnóstwo spraw, które mnie bolały w życiu prywatnym, sprawy, z którymi w ostatnim roku się wewnętrznie i ostatecznie rozprawiłam. Teraz? Teraz tyję, bo najpierw zażeram się na zapas, bo przecież od jutra zaczynam znów dietę, a potem przesuwam tę datę jeszcze parę razy. Później chudnę 2-3 kg, przerywam, yo-yo, większość z nas zna ten układ.
Owszem, był przy mnie cały ten czas. Widujemy się co miesiąc, co dwa, trzy, ja jestem u niego przez jakiś czas. Za każdym razem ważę o ileś tam więcej. Wspierał mnie jak mógł, póki wierzył. Od zeszłego roku mówi, że na mnie nie ma silnych, że on już wszystko wypróbował. I że chyba już nie wierzy, bo dlaczego ja zamiast chudnąć, wciąż tyję. A to wszystko przez te próby, zamiast raz porządnie się zawziąć. Leitmotiv naszych rozmów, to jego pytanie "dlaczego więc czegoś z tym nie zrobisz?", bo przecież on najlepiej wie, jak bardzo mi waga niszczy życia [...] i jak bardzo wpływa na nasze wspólne życie. Gdyby nie mój wygląd, bylibyśmy najszczęśliwszą parą na świecie. Naprawdę jest nam świetnie razem, i kocham go nad życie.
Nie jestem w stanie go winić i - jak osoby, które problem znają - wygłaszać różne i krzywdzące mądrości na ten temat. Mężczyzna patrzy na kobietę, chce być z niej dumny. W kulturze, z której on pochodzi, spędza się czas aktywnie, a nie żre. Ja wyglądam okropnie, z czego ma być dumny? Z mojej wielorybowatości? Z tego, że omijam każdą górkę, a tych nie brakuje w jego miejscu zamieszkania? Że cały dzień myślę o jedzeniu, o gotowaniu? Że nie mogę na siebie znaleźć ciuchów w normalnych sklepach? Że unikam spotkań z wszystkimi, bo się siebie wstydzę, od jakichś 20 kg? Czasami łapię jego wzrok, który z niedowierzaniem jakby patrzy na mój brzuch, tyłek, od razu go odwraca. Czasami łagodnie powie tylko coś w stylu "musisz coś z tym zrobić, no zobacz ten brzuch".
On marzy tylko o tym, żebym nie znajdowała pretekstów, żeby wyjazdu na narty nie było, żeby zostać w domu zamiast iść na parogodzinny spacer (bo bardzo stara się mnie wyciągać "w przyrodę", którą oboje bardzo kochamy), itp. itd.
Nie oceniaj go proszę pochopnie. Masz szczęście, że trafiłaś na inny typ człowieka.
Po jego operacji serca doszedł aspekt zdrowia. W zeszłym tygodniu zapytał mnie, czy ta jego operacja nie była dla mnie wystarczającym ostrzeżeniem, czy nie rozumiem, jakim zagrożeniem jest moja otyłość. Ba, pewnie, wiem. I co z tego.
Nie wiem, ile będzie żył. Mogę tylko bardzo gorąco wierzyć, że jak najdłużej, ale nie mogę być tego pewna. Jedyną przeszkodą do naszego pełnego szczęścia jest moja otyłość. A bardzo chciałabym jeszcze zdążyć z dziećmi, a wcześniej ze ślubem.
Ech, znów się rozpisałam. Jestem strasznie marudliwa dzisiaj. Strasznie. Będę przyjemniejsza do czytania, obiecuję. Przez pół miesiąca jestem wesołą kobitką, ale to dopiero za parę dni
I bardzo, bardzo Ci dziękuję za wszystko.
-
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki