-
Hej dziewczyny, hej, hej! No, poleniłam się troszkę, ale czuję się przywołana do porządku i piszę. Od czego by tu zacząć... od początku?
Podróż. Poszło świetnie. Nie wiem jak by było, gdybym była sama, ale w towarzystwie TŻa stres nie był zbyt wielki, głównie przed odlotem, po zdaniu bagaży odstawiliśmy transporter lotniczy psa "za panie" odprawiające i spacerowaliśmy z nim na zewnątrz aż do 30 min. przed odlotem. Kiedy wróciliśmy lotnisko było już puste i tylko ostatnie osoby z obsługi na nas czekały, żeby nas prześwietlić, odebrać psa i odpaszportować. Ściełam się tylko dość asertywnie z panem zakarabinowanym (ochrona lotniska), który zażądał na początku, żebym psa do kontenera włożyła, bo na terenie lotniska nie może być poza nim. A że w kolejce do odprawy staliśmy koło godziny w duchocie strasznej, to nie zgodziłam się, bo piesa by wykitował i skończyło się na tym, że wyewakuowałam się na zewnątrz budynku a TŻ rozpaczliwie popychał co chwila do przodu 2 wielkie walizki, 2 bagaże podręczne i wielki transporter. W samolocie się minimalnie rozmazałam tak, żeby nikt nie widział (czy on tam żyje? czy nie jest przerażony? po co ja to wszystko?), ale tak naprawdę tylko hamując przy lądowaniu samolot wydawał dźwięki na tyle przerażające, że martwiłam się poważniej. Poza tym - zdecydowałam się na opcję wyjazdu z piechem tylko dlatego, że to najradośniejszy, najbardziej pozytywny i wdzięczny piesek, jakiego ziemia nosiła - i wiedziałam, że kiedy tylko mnie zobaczy, o wszystkim zapomni. I tak też było. Na lotnisku w Oslo kontrola psich papierów okazała się zwykłą formalnością, po niej wyjęcie psa i odczyt mikroczipu czytnikiem (zadziałał dopiero drugi) i hop na świeże powietrze. Psina wyzhasała się po okolicznym lasku o godzinie drugiej rano i po chwili zasnęła w nogach w samochodzie snem psa po wielkich przeżyciach lotniczych. Od tego czasu ma się świetnie, rozkoszuje się ogrodem i lasami, chodzę z nim na dłuższe spacery i jest mu/nam ogromnie dobrze. Dziś byliśmy u weta norweskiego celem odrobaczenia wymaganego w ciągu 7 dni po wjeździe do N., co kończy procedurę, jesteśmy na miejscu . TŻ wzruszył mnie tym, że czekała u niego pełna wyprawka, miski, jedzenie suche, mokre, smak-kości psie , pasy psie samochodowe, różne ustrojstwa do długich spacerów na łonie natury, która zaczyna się tuż za domem
Żeby tak bardziej na temat... dieta. Trzymam się rygorystycznie, ale co z tego. Brak rezultatów. Dziennie spożywam w okolicach 700-800 kcal - i nic. Nie zamierzam jednak nic zmieniać i czekam dalej (nie)cierplwie na ładniejsze wskazanie wagi. No właśnie, waga doprowadza mnie do szału. TŻ ma elektroniczną, ale można się ważyć 20 razy, pokaże to samo wskazanie, a wejdzie się po dwóch minutach - pokazuje 0,5 kg więcej. Nie chcę, żeby kupował nową tylko na mój pobyt, bo ledwo co kupił mi na Święta dobrą elektroniczną wagę (została w W-wie), a sam naprawdę nie musi o pół kg więcej lub mniej martwić. Przyjmuję, że jakoś tam widzieć będę i tak, czy chudnę. Na razie wychodzi na to, że jakieś 1 kg zrzuciłam. Wg mojej konsultantki DC na mieszanej powinnam chudnąć od 1 do 1,5 kg tygodniowo i tylko tego oczekuję - więc w sobotę dopiero będę wiedzieć, czy te 1-1,5 opuściło mnie na zawsze. Na razie (%^#^%#%$# waga!) wygląda na to, że jest okej. W sobotę pokazywała 110 do 110,5, dziś od 109 do 109,5. Jak ja tęsknię za moją wiarygodną, niezawodną wagą!
Poza tym niewiele mądrego mam do powiedzenia. W ciągu dnia stukam swoje zlecenia, TŻ jest w pracy, około 16tej idę sobie na dłuższy spacer z psem, wracam i przygotowuję dla nas kurczaka w różnych wersjach, tyle że z różnymi dodatkami - dla niego ryż i coś tam jeszcze, dla mnie warzywa. Rano i w południe jakiś produkt DC. Mało węglowodanów, nic słodkiego, diety się trzymam, więc spodziewałabym się większych efektów na tak małej ilości kalorii, ale cóż, trudno. Byle do przodu, prawda?
Problem miałam na początku tylko z wodą. Tu się pije kranówę, która niespecjalnie mi sama smakuje, a nie chcę dodawać słodkich ani owocowych syropów itp. Butelka 1,5 litra wody mineralnej kosztuje tu zaś w przeliczeniu 9 pln, więc odpada. Piję więc mnóstwo herbat, których przywiozłam całe 2 kg typu yerba mate, pu-ehr ++. I trochę coli light. Bardzo chciałam zejść do setki do końca sierpnia, ale nic tego nie zapowiada, idzie mi bardzo opornie mimo starań.
Różne złe rzeczy mnie czasem trafiają kiedy TŻ objada się chlebem i jajkami na śniadanie (a on pożera porcje olbrzymie, które jakoś znikają i ulegają unicestwieniu w jego szczupłej, wysokiej postaci) czy innymi dobrociami - ale tak naprawdę jakoś mi idzie.
Szczerze mówiąc wybór mam nikły. Do jednego sklepu jest niezła chwila na piechotę, a przejść muszę przed domem mamy TŻa (która od razu wyskoczyłaby do mnie zagadać zaglądając do tych hipotetycznych czipsów i czekolad) i innymi sąsiadami. Do drugiego sklepu jest jeszcze dalej i ostatni kawałek mocno pod górę - odpada, tyle wysiłku i pół godziny sapania w każdą stronę po świństwa, nie ma mowy. A w domu nic niedozwolonego nie ma, bo TŻ się nie żywi takimi rzeczami, mogę co najwyżej naszamać się mąki, ryżu i mielonej kawy Z pozostałych wiktuałów jest tylko to, co mogę jeść, czyli całe zamrażarki warzyw i kurczaka
Ach, a Tośka-Kot-który-nie-boi-się-niczego u ciotki w Poznaniu podporządkowała sobie kocie i ludzkie towarzystwo, psy lubi, i ostatnio ponoć przyszła przytulić się w nocy i pomruczeć, wreszcie, po 3 tygodniach. No, ale Tośka łatwą naturą nie jest. Wiem, że jest jej tam arcyświetnie, szkoda tylko, że słuchając telefonicznych opowieści wydedukować musiałam, że o planowanym na jesień dokoceniu się drugim potrzebującym miłości kotulem zapomnieć mogę - Tośka kotek nie toleruje, goni je i poluje na nie Nie rozważałam dotąd adopcji męskiego kotopodobnego, muszę to rozważyć.
Robię przerwę, bo nastukałam całe tomisko, i wieczorkiem nastukam jeszcze więcej - odpowiedzi czas zacząć
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jesteście
-
nawet nie wiesz jak się ciesze, że sie odezwałaś już się bałam, ze zapomniałaś o nas i upajasz się towarzystwem TŻeta.
psie spacery górą. ja od wyjadu moich rodziców codziennie wieczorkiem wyprowadzam moje trzy potwory i maszerujemy w zasadzie to tylko 2 są moje a jeden ciociny, ale skoro wyjechała to ktoś musiał się zaopiekować wszystkie duże i silne jak byczki młode, więc jak się decyduje na jakiś dalszy spacerek to mam lekkiego stracha [sory za niegramatyczność, ale po 9 godzinach pracy ledwo żyję...]
trzymaj się w diecie tego co robisz i na pewno spadnie. to proste i logiczne jak matematyka. nie dajesz swemu organizmowi tyle ile potrzebuje, więc musi zabrać sobie z zapasów tłuszczu... spadnie, spadnie...
tylko ważne, żebyś się tego trzymała. myślę, że TŻ Cię wspiera tak jest lepiej, prawda?
ja ostatnio mam jakąś mase stresów, które oczywiście zajad i nie potrafię utrzymac diety przez dłuższy czas... ;/
JA
JOJO
waga około 85 kg.
-
Dziękuję za odwiedziny w moim wątku
Miłego pobytu na dalekiej Północy
Odezwij się do nas czasem
Pozdrawiam
-
czesc!! przeczytalam twoj watek i gratuluje , samozaparcia , wytrwalosci itp itd no i wyobrazam sobie jak ci tam dobrze , bylam jak narazie raz w tej pieknej krainie ale juz sie zakochalam i che jeszcze tam jechac !!pozdrawiam i trzymam kciuki
-
Fjordi, czy ty zaginęłaś może w tej Skandynawii?????
-
Bev', melduję się do raportu
Nie, nie ukradli mnie, nie podjedli, nie straciłam na wadze - ale utrzymuję. W przypadku tak jojującej i chwiejnej dietetycznie postaci jak ja to duży sukces. Trzymam się diety zdrowej, ale obawiam się, że na szlak "w dół" wrócę dopiero za 3 tygodnie, po powrocie do W-wy. Wiesz, zostawiałam Ci ślad bytności na blogu, ale za czorta nie widzę go w żaden sposób - może tylko Ty możesz go zobaczyć?
Agulka74 - serdecznie pozdrawiam! Gdzieś tu była?
Pewnie, pewnie, dobrze mi tu ogromnie. Kształcę się w wolnych chwilach czytając całe tomy o zdrowym odżywianiu, rozmyślam bardzo dużo na temat diety, siebie, celów, mam wrażenie że poznaję siebie od wewnątrz, jakkolwiek by to patetycznie miało zabrzmieć. Ten czas z dala od domu i prozy życia (choć tu też pracuję normalnie) potrzebny mi był, żeby na spokojnie podejść do wielu spraw i spróbować znaleźć do nich klucz.
Ach. Zapomniałabym. Wielki postęp. Rozruszałam się na dobre. Byliśmy 2 tygodnie w górach, tuptałam po 7 godzin ostrym marszem, ba, byłam tych wędrówek inicjatorką, tzn. sama prosiłam TŻa, byśmy wybierali długie trasy, takie, o których pokonanie w życiu bym się nie podejrzewała. Po powrocie na domu tuptam dalej, w week-endy i wolne popołudnia TŻa - z nim, a w bardziej zajęte dni, sama. Co drugi dzień, mniej więcej. Czasami nie więcej niż pół godziny, ale bardzo szybkim marszem, po którym wracam spocona jak smok, a zachwycony piechu - zziajany.
Bo przyroda jest tu piękna i wszechobecna, i czuję się niczym w raju.
Bo mimo negatywnej ewolucji kraju (narastające problemy z przestępczością związane z imigrantami) nadal jest o trzy galaktyki bezpieczniej, niż u nas.
Bo mogę sobie tuptać po lasach, polach i poboczem nie martwiąc się o własne bezpieczeństwo.
Bo absolutnie nikogo nie dziwi spocony, wymordowany pomidorek sapiący jak kowalski miech - tu większość społeczeństwa jest modelowo aktywna i niezależnie od wieku także sapie, zdobywa, biega, zjeżdża, podjeżdża, kroczy i pedałuje.
I tego potwornie będzie mi wkrótce brakować. Cały czas myślę, jak ten ruch przełożyć na centrum Wwy.
A pisząc do Was jednym okiem podglądam ciekawską wiewiórkę, mocno zajętego dzięcioła i całą hordę zgłodniałych sikorek
Dziś w Wyborczej ciekawy artykuł:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
i przypomnienie starszego:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Jeśli chodzi o 1szy, to troszkę jednak zdziwiło mnie przeczytanie, że pani doktor śniadania je w okolicach 200 kalorii - powszechnie rekomenduje się nawet do 400 kcal tak, by był to dający kopa, zdrowy, mocny początek dnia, czyż nie?
Miłego tygodnia!
-
Ja startowałam od 102kg. Teraz mam 90kg. Kilka lat wcześniej udało mi sie schudnąć 20 kg w zbyt krótkim czasie i po 3 latach efekt jojo i bylo 107 kg. Dwa lata temu ważyłam znów 90 kg. Teraz walczę kolejny raz. Z chęcia będę Ci towarzyszyć
-
-
Fjordingu, wróciłam z Angielskich krajów.
a co u Ciebie? odezwij się ciutkę ze swojej pustelni.
JA
JOJO
waga około 85 kg.
-
Fjordingu daj znak zycia!!! Teskno tu za Toba!!!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki